Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Wsiedliśmy do mojego bmw, które niedawno wróciło od mechanika. Było jak nowe. Niepotrzebnie tak się bałam o nie. Ustawiłam adres hotelu we Wrocławiu i ruszyłam z podjazdu.

    Droga zajęła nam zaledwie dwie godziny. W pokoju wysłałam do dziewczyny smsa z zaszyfrowanego numeru. O dwudziestej drugiej miała się spotkać z kochankiem na obrzeżach miasta przy magazynach. Nie mogłam się doczekać wieczoru. Wszystko sprawdziłam.

- Denerwujesz się? - Sergiej odwrócił się od okna i spojrzał wprost w moje oczy.

- No pewnie, jeszcze kobiet nie zabijałam - przyznałam niechętnie. Zaczynały dopadać mnie lekkie wyrzuty sumienia. To była młoda dziewczyna. Ma pecha, że wybrała sobie mężczyznę, który ma żonę. Żonę, która ma kupę forsy i nie omieszka wydać jej na małe zleconko. No cóż, nie powinno mnie to obchodzić, ale ona była tylko trochę starsza ode mnie. Co powiedzą jej rodzice, znajomi, gdy zniknie?

- Dasz radę. Będę niedaleko - głos Sergieja wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do niego. Położyłam dłonie na jego torsie i spojrzałam w górę.

- Dzięki, chociaż możesz zostać na spokojnie w pokoju.

- Chcę być blisko ciebie - powtórzył i przytulił mnie.

    Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Oglądałam film za filmem podczas gdy Sergiej siedział z laptopem przy biurku i coś pisał. Nie wtrącałam się. To co robi to jego sprawa. Może to jakieś nowe zlecenie czy coś. Albo po prostu ćwiczy swoje sztuczki hakerskie.

   Gdy wreszcie nadszedł upragniony wieczór, przebrałam się w czarne spodnie i bluzkę. Założyłam kurtkę, rękawiczki i z torbą wyszłam z hotelu. Usiadłam na miejscu pasażera i Sergiej zawiózł mnie do starych magazynów. Wysiadłam a on odjechał. Weszłam do pomieszczenia przez okno, które na moje szczęście było otwarte. Nie musiałam wybijać szyby. Tylko narobiłabym niepotrzebnego hałasu.

    Przygotowałam sobie wszystko. Tym razem wybrałam karabin M110. Miał zasięg jednego kilometra. Załadowałam magazynek dwoma nabojami. Tak na wszelki wypadek. Założyłam tłumik i weszłam na dach. Ustawiłam karabin na dwójnogu. Sergiej dowiedział się, że dziewczyna codziennie wraca tędy z pracy do domu. Wybrałam właściwy budynek, z którego miałam idealną widoczność na jej trasę. Nie musiałam być od celu jakoś daleko, ale i tak postanowiłam trzymać się w bezpiecznej odległości czterystu metrów. Sprawdziłam cały sprzęt, żeby nic mnie nie zaskoczyło. Zajęłam swoją pozycję i czekałam.

   Po kilku minutach zobaczyłam dziewczynę idącą pospiesznie w stronę swojego domu. Nigdy miała do niego nie dotrzeć. Policja będzie jej szukać, ale nie znajdzie. Sprawa zaginięcia tej młodej dziewczyny na zawsze pozostanie tajemnicą. Rodzice będą podejrzewać, że córka wyjechała, albo została porwana. Myśl, że może nie żyć zniszczy ich świat.

    Przygotowałam się do strzału i wycelowałam. Dziewczyna nie zamierzała się zatrzymywać, wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że przyspieszyła kroku, ale mi to nie przeszkadzało. Wycelowałam, wzięłam wdech i strzeliłam. Piękny strzał w tył głowy. Nie spodziewała się tego. Śmierć była krótka i bezbolesna. Cel padł na ziemię. Odsunęłam się od karabinu. Dopiero, gdy zobaczyłam Sergieja zabierającego zwłoki, zaczęłam wszystko pakować. Z torbą wróciłam po cichu przed magazyn. Mężczyzna czekał już na mnie w aucie. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Im szybciej tym lepiej.

- Gdzie masz zwłoki?

- W bagażniku.

- W bagażniku? - wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na niego błagalnie. - Żartujesz? Powiedz, że żartujesz i nie jedziemy ze zwłokami.

- Nie żartuję. Wrzucę ją do rzeki za domem Wasyla. Nikt się nie zorientuje. Tak będzie bezpieczniej. Zaufaj mi. Nic się nie stanie. Jeszcze nie śmierdzi. Zdążymy dojechać do domu. Policja też nas nie zatrzyma, będę jechać przepisowo.

- Jezuu, z kim ja żyję - pokręciłam głową, gdy usłyszałam śmiech mężczyzny. - Zadzwonię do Wasyla - zrezygnowana wyjęłam komórkę Sergieja ze schowka i wybrałam odpowiedni numer. - To ja. Problem z głowy. Za dwie godziny będziemy w klubie. Powiadom ją. Chcę resztę kasy - rozłączyłam się. - No co? - zapytałam widząc spojrzenie mężczyzny.

- Nic, nic - wzruszył ramionami. - Uwielbiam, gdy jesteś taka konkretna - uśmiechnął się.

- Obudź mnie, gdy będziemy blisko klubu - oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy.

    Po niecałych dwóch godzinach poczułam lekkie szarpnięcie. Spojrzałam na kierowcę. Dojeżdżaliśmy do klubu. Przejrzałam się w lusterku i poprawiłam włosy. Może być. Sergiej zaparkował przed budynkiem i dopiero gdy zgasił silnik, wysiadłam na utwardzoną drogę. Schowałam broń za gumkę spodni i weszłam do klubu. Szybko dotarłam do loży. Przy stole siedziała moja zleceniodawczyni razem z Wasylem.

- Nie przypuszczałam, że spotkamy się tak szybko - usłyszałam z jej ust. Po twarzy przemknął jej ledwo dostrzegalny uśmiech. Była więcej niż zadowolona.

- Ma pani pieniądze? - podeszłam do niej i nie bawiąc się w uprzejmości zażądałam swojej części. 

- Tak, proszę - podała mi dużą walizkę. Otworzyłam, przebiegłam wzrokiem po banknotach i zamknęłam ją jednym zdecydowanym ruchem. 

- Nie przeliczysz? - kobieta spojrzała na mnie. Nie mogła ukryć szoku, który był widoczny jak na dłoni. 

- Wierzę, że mnie pani nie oszukała - posłałam jej zimne spojrzenie.

- Dziękuję Tygrysico - podała mi rękę. Uścisnęłam ją, zabrałam walizkę i wyszłam.

Wsiadłam do auta z uśmiechem na ustach. Oznajmiłam Sergiejowi, że jutro z samego rana jedziemy do banku to wpłacić. Kiwnął głową i pojechaliśmy do domu.                     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro