Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Marta! - otworzyłam oczy i spojrzałam na budzik. Trzy po siódmej. Oni oszaleli? Budzą mnie o tej godzinie. - Marta!

     Niechętnie wstałam z łóżka, założyłam swój jasnofioletowy szlafrok i miękkie kapcie. Zaspana przygładziłam trochę włosy i zeszłam po schodach trzymając się barierki. Zastałam rodziców w salonie. Przetarłam oczy. Stali tam oboje na środku pokoju.

       Matka ubrana była w białą, koronkową sukienkę opinającą jej krągłości. Blond włosy traktowała wszystkimi możliwymi odżywkami i mgiełkami. Miała dopiero trzydzieści sześć lat, ale dzięki różnym maściom wyglądała co najwyżej na dwadzieścia pięć. Takiej kolekcji kremów, którą ma w sypialni, nie powstydziłaby się żadna drogeria. Przy swoich stu siedemdziesięciu centymetrach wzrostu jej waga nigdy nie przekroczyła sześćdziesięciu kilogramów. Byłam wdzięczna, że odziedziczyłam po niej geny, bo dzięki temu nie musiałam trzymać żadnej diety. Ojciec, jak to przystało na poważnego czterdziestoletniego biznesmena, założył spodnie od garnituru i białą koszulę, której rękawy miał teraz podwinięte do łokcia. Nawet czarne włosy miał idealnie przystrzyżone i ułożone za pomocą żelu. Pewnie matka układała mu tę fryzurę przez pół godziny. No ale opłaciło się, bo wyglądał jak młody bóg.

- Czy ty słyszałaś, że cię wołam? - matka spojrzała na mnie z wyrzutem. Wiecznie się o coś czepiała. Tu się źle umalowałam, założyłam ubrania niepasujące do siebie, nie posprzątałam, nie zadzwoniłam. Na kolejne jej wywody tylko machałam ręką i ignorowałam je. Tata nigdy się nie wtrącał do rozmów. To jego żona decydowała o wszystkim a on sam nie miał dużo do gadania.

- Adam daj jej walizkę - powiedziała od niechcenia Barbara. Mężczyzna postawił na stole małą, srebrną walizeczkę i otworzył ją. W środku były poukładane równo banknoty stuzłotowe. Uśmiechnęłam się.

- Wszystkiego najlepszego Marto - ojciec po raz pierwszy mnie przytulił. No to przeżyłam szok. Odsunął mnie na odległość ramion i bacznie przyjrzał, a następnie wyjął z kieszeni kluczyki do auta. - Białe bmw, myślę, że ci się spodoba. Nie wydaj całej kasy od razu.

- Dobra, pogadacie sobie kiedy indziej, teraz musimy już ruszać - matka praktycznie wypchnęła swojego męża z salonu. Po chwili zostałam sama w wielkim domu. Chciałam natychmiast iść obejrzeć swoje nowe cudeńko, no ale nie zamierzam pokazywać się sąsiadom w szlafroku. Zmieniłam ubranie na wygodniejsze i dopiero po schowaniu walizeczki wyszłam przed dom.

    Na podjeździe faktycznie stało białe auto. Tak, jak chciałam. Wsiadłam do środka i zaczęłam rozkoszować się zapachem nowości. W schowku znalazłam wszystkie papiery. Przekręciłam kluczyk i odpaliłam samochód. Ojciec uczył mnie jeździć swoją beemką, więc nie miałam problemu z tym, że auto ma napęd na tył. Podjechałam do urzędu i zarejestrowałam bmw na swoje nazwisko. To samo zrobiłam z ubezpieczeniem. Z odebraniem prawka też nie było żadnego kłopotu, musiałam tylko wystać swoje w kolejce.

    Gdy wróciłam do domu zrobiłam sobie śniadanie. Płatki kukurydziane z mlekiem. W sam raz na późne śniadanie. Przejrzałam wiadomości na telefonie i niespiesznie zjadłam płatki. Schowałam naczynie do zmywarki i pobiegłam na górę. Weszłam do garderoby i stanęłam na środku. Postanowiłam wybrać sobie strój na dzisiejszy wieczór. To musi być coś w czym przyciągnę uwagę. Chciałam założyć białe tenisówki, ale miałam wyglądać ładnie i kobieco, więc ostatecznie zdecydowałam się na czarne czółenka na średnio wysokiej szpilce. Do tego wyjęłam skórzane czarne spodnie. Tak, to dobry wybór, idealnie podkreślą moją sylwetkę. Do tego biała czy czarna bluzka? Zdecydowanie biała i do tego czarna skórzana kurtka. Idealnie. Została jedna najważniejsza rzecz. Musiałam pojechać do centrum handlowego.

      Złapałam torebkę i po dwudziestu minutach stałam przed regałem w Rossmannie. Wybrałam dwa opakowania czarnej farby do włosów. Czas zmienić swój image. Wpakowałam do koszyka jeszcze kilka innych kosmetyków i po zapłaceniu skierowałam się na podziemny parking. Godzinę później przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że w czerni dużo bardziej mi do twarzy niż w brązie. Czarne, pojedyncze kosmyki łaskotały moją twarz, więc założyłam je za ucho. Przeciągnęłam ręką po włosach, żeby nadać im artystycznego nieładu i dopiero zeszłam na dół.

      Niedługo ma przyjść Leon, więc wypadałoby przygotować jakąś kolację. Wyjęłam z szafki makaron i nastawiłam wodę. W międzyczasie usmażyłam mielone i dodałam sos do spaghetti. Gdy tylko makaron zrobił się mięciutki odcedziłam go i przełożyłam na durszlak. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi automatycznie spojrzałam na zegarek. Dopiero siedemnasta dwanaście. Kto to mógł być? Przemieszałam sos i poszłam do holu. Podeszłam ostrożnie do drzwi i wyjrzałam przez wizjer, by po chwili wpuścić gościa do środka.

- Jesteś wcześniej.

- Przeszkadzam? - Leon spojrzał na mnie zakłopotany.

- Oczywiście, że nie głuptasie. Nie stój tak, szykuję kolację. Spaghetti, zjesz? - widząc jego rozanielone oczy i uśmiech pokręciłam tylko głową i się roześmiałam. To było jego ulubione danie. Chociaż tyle mogłam dla niego zrobić. W końcu możliwe, że dzisiaj widzimy się po raz ostatni.

- Rozstaw talerze na stole i nalej soku do szklanek. Ja już nakładam jedzenie.

- Tak jest Tygrysico - zasalutował mi z uśmiechem i poszedł za mną do kuchni. Rozstawił na stole zastawę dla dwóch osób a ja nałożyłam nam spaghetti. Zajadaliśmy ze smakiem. Chyba nigdy jeszcze mi tak nie smakowało jak dzisiaj.

- Było przepyszne - mężczyzna serwetką otarł usta. - Chyba czas przejść do mniej przyjemnej części mojej wizyty - jego uśmiech przygasł. Wstał od stołu i wyszedł z domu. Po chwili wrócił z małą walizką w dłoni. Postawił ją na ławie w salonie i otworzył.

- Tu masz paszport i dowód osobisty - wzięłam do ręki dokumenty i przyjrzałam się im. Nigdy nie wpadłabym na to, że to mogą być fałszywki. Były jak oryginały, a przynajmniej miały sprawiać takie wrażenie. - Nazywasz się Miriam Krotovska i urodziłaś się w Rosji. Do Polski przyjechałaś jak miałaś trzy latka. Wychowywałaś się w Poznaniu. Urodzona 14 stycznia 2005 roku - zmieniono nie tylko moje imię i nazwisko, ale także datę urodzenia. Urodziłam się 20 czerwca, ale teraz to już nie miało znaczenia. Według tych papierów skończyłam dziewiętnaście lat. Rok do przodu nie robi mi dużej różnicy.

- Co ze starymi dokumentami?

- Przechowam je dla ciebie. Jak wrócisz... kiedy wrócisz - Leon natychmiast zauważył swoją gafę i szybko się poprawił. - oddam ci je i będziesz mogła wrócić do dawnego życia. Pomyślałem, że zechcesz mieć też kontakt, żeby nie jechać na próżno. Powiedziałem to i owo Ramzesowi - podał mi wizytówkę. Przebiegłam wzrokiem po napisie.

- Klub ze striptizem?

- A ty myślałaś, że gdzie będą? Koobietooo - przeciągnął cały wyraz. - Więc gadałem z Ramzesem - podjął na nowo Leon. - Ma tam znajomego. Zawiadomi go, że pojawi się ktoś z przepustką - podał mi mały kartonik, który wyglądał jak zwykła wizytówka informatyka. - Oto ona.

- I po prostu mam iść do tego klubu, pokazać wizytówkę i pytać o szefa?

- Zgadza się. Ramzes kazał ci jeszcze przekazać tą kopertę. Powiedział, że powinnaś to przeczytać - podał mi brązową kopertę wielkości A4. - Powiedział, że to gratis.

- No to Ramzes zasługuje na jakąś premię za to, że tak szybko wszystko zorganizował. Wyciągnęłam kilka dni temu większość swoich oszczędności. Ile chciał?

- Pięćdziesiąt tysięcy złotych - aż zakrztusiłam się sokiem, który piłam. Spojrzałam na mężczyznę szukając oznak mówiących o tym, że żartuje, ale nie zauważyłam na jego twarzy choćby cienia uśmiechu.

- Ile? Myślałam, że weźmie najwyżej trzydzieści - odstawiłam szklankę na stół i lekko ściągnęłam brwi w zamyśleniu.

- Policzył sobie dużo za wizytówkę.

- Dobra, przyniosę - po chwili zastanowienia uznałam, że to było warte swojej ceny. Wyjęłam z garderoby walizkę z kasą. Wyciągnęłam z banku ostatnio siedemdziesiąt tysięcy. Odliczyłam odpowiednią sumę i wróciłam do salonu. - Proszę, pięćdziesiąt tysięcy plus pięć za pośpiesz. Przekaż Ramzesowi moje podziękowania.

- Rodzice dali ci kasę?

- Ma się rozumieć.

- Postanowiłem jeszcze bardziej ci pomóc. Uwiarygodnić trochę graną przez ciebie osobę. Założyłem konto w banku na nazwisko Miriam Krotovska i przelałem tam pięćset tysięcy złotych.

- Leon, to za dużo - zaoponowałam, ale uniósł rękę do góry, tym samym mnie uciszając.

- Moja strzelnica dobrze prosperuje, więc dać ci pięćset tysięcy to dla mnie drobnostka. Przyjmij to jako prezent na pożegnanie.

- Nie mogę przyjąć tej kasy.

- Tu masz kartę do bankomatu - podał mi plastik ignorując moje słowa. - A tutaj wszystkie dane i login z hasłem do konta internetowego. I jeszcze jeden prezent - podał mi kartę SIM. - Swojej musisz się pozbyć. Twój nowy numer znam tylko ja. Mój znasz na pamięć, jeśli będziesz miała kłopoty to puścisz mi strzałkę.

- Dobrze tatusiu - roześmiałam się.

- Mógłbym być co najwyżej twoim bratem - puścił mi oczko. Usiadłam obok niego i wtuliłam się w jego tors. Chciałam zrealizować swój plan, ale to wiązało się z porzuceniem dotychczasowego życia.

- Spokojnie, jeśli będziesz mnie potrzebować, to znajdę sposób, żeby się z tobą zobaczyć i ci pomóc - powiedział łagodnie głaszcząc mnie po włosach. Przy nim czułam się bezpiecznie. Pomimo różnicy wieku może jednak powinnam była się nim bardziej zainteresować

- Wiem o tym - odsunęłam się od niego niechętnie i spojrzałam mu w oczy. - Mam jasny cel i będę się go trzymać.

- O której wyjeżdżasz?

- Jest już po osiemnastej, więc  zaraz pojadę. Powinnam zajechać do Katowic koło jedenastej w nocy. Idealna pora.

- Idealna - przytaknął mi. - Pięknie ci w czarnych włosach - wziął do rąk pasemko moich włosów i okręcił wokół swojego palca.

- Chyba czas, żebym poszła się przygotować - zaczęłam mieć wątpliwości. Może jednak mi to niepotrzebne. Mogłabym zostać tu z Leonem. Zakręcić się koło niego. Kto wie, może zostalibyśmy parą.

- Poczekam tutaj na ciebie - założył mi pasemko włosów za ucho i lekko się uśmiechnął. Jakby pokrzepiająco. Nie było odwrotu. Nie mogę nagle zmienić zdania.

     W pokoju usiadłam przed lustrem i zaczęłam się malować. Brązowy cień do powiek, eyliner, trochę pudru, czerwona szminka. Zaplotłam długi warkocz i związałam czarną gumką do włosów. Z szuflady wyjęłam soczewki kontaktowe. Po chwili moje piwne oczy zamieniły się w błękitne. Zostało mi tylko ubrać się w przygotowane wcześniej ubrania.

    Przejrzałam się w dużym lusterku w garderobie. Może nie zmieniłam się bardzo, ale myślę, że tak może wyglądać Miriam Krotovska. Zabrałam walizkę z pieniędzmi, a piętnaście tysięcy, które mi zostało schowałam do torebki. W aucie podzielę banknoty i schowam w kilku miejscach. Zabrałam torbę sportową i zeszłam na dół. Leon spojrzał na mnie i zagwizdał z zachwytu.

- No kobieto, wyglądasz... - szukał odpowiednich słów do wyrażenia mojego wyglądu. Wstał i podszedł do mnie, żeby lepiej mi się przyjrzeć. - Imponująco i ślicznie. Zmieniłaś kolor oczu - uśmiechnął się.

- Tak - postawiłam przed nim walizeczkę. - Równo sto tysięcy złotych. Weź chociaż tyle. Zrób z nimi, co chcesz. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i mam nadzieję, że kiedyś ci się odwdzięczę.

- Oddaj mi starą kartę SIM - wyjął z telefonu starą kartę i włożył nową. - Teraz jesteś gotowa. Moja Tygrysica wkracza w dorosłe życie. Szanuj się tam i uważaj na siebie.

- Będę. Jeszcze raz dziękuję - objęłam go i przytuliłam mocno.

    Wyszliśmy na zewnątrz, a ja zamknęłam drzwi i klucz schowałam pod wycieraczką. Leon pocałował mnie w czoło i ostatni raz przytulił. Włożyłam torbę i torebkę na fotel pasażera, i usiadłam za kółkiem. Kurtkę rzuciłam na torbę. Pomachałam Leonowi na pożegnanie, włączyłam nawigację i ruszyłam w swoją wyprawę do Katowic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro