Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No cześć - Pablo uśmiechnął się z zadowoleniem. - Widzę, że się mnie nie spodziewałaś - dodał. - Przepraszam za to - wskazał na moją skroń. - Po raz drugi chciałaś mnie zabić.

- To ty mnie napadłeś - przypomniałam mu. - Jeśli chcesz mnie zabić, to zrób to. No już!

- Chcę ci pomóc, pomimo tego, że to ty chciałaś zabić mnie pierwsza.

- Pomóc?! Jaja se robisz?

- Zgadza się Tygrysico. Chcę ci pomóc. Mam w tym swój interes, ale może pogadamy. Puszczę cię, a ty mi nic nie zrobisz.

- Okej - cały czas go obserwowałam. Zszedł ze mnie, a ja powoli wstałam. Podał mi moją broń. Magazynek zabrał.

- Marta! - do kuchni wbiegł Leon z bronią w ręku. Wycelował w nieznajomego.

- Nie! - uniosłam dłoń. - Nie strzelaj. Opuść broń - mężczyzna spojrzał na mnie, a później na włamywacza. Z ociąganiem schował broń do kabury, ale nie spuszczał wzroku z Pabla.

- Jesteś ranna - Leon podszedł do mnie i dotknął delikatnie mojej skroni. Spojrzał na swoje palce, które teraz były czerwone od krwi. Czułam, że krew ścieka mi po policzku, brodzie, aż w końcu ląduje na płytkach.

     Leon bez słowa opuścił kuchnię, by po chwili wrócić z apteczką w dłoni. Kazał mi usiąść przy stole. Zrobiłam, jak kazał. Przemył mi ranę woda utlenioną. Obmył całą twarz z krwi i na ranę przykleił duży plaster. Na szczęście niepotrzebne były szwy. Zmył krew z kafelek i dopiero wtedy się odezwał.

- Pablo Morales - stwierdził Leon spoglądając na mężczyznę.

- We własnej osobie - ukłonił się lekko. - Chcę pogadać.

- Chodźmy do salonu - Leon wyszedł, a my za nim.

- Po pierwsze, to sorry za zamek. Musiałem otworzyć wytrychem. Myślałem, że mi otworzysz - zwrócił się do mnie, a ja wzruszyłam tylko ramionami.

- Jak mnie tu znalazłeś?

- Mam swoich informatorów Marto. Opowiedz mi, co wydarzyło się po tym, jak nie dałem się zabić - poprosił i wygodnie rozsiadł się w fotelu.

    Spojrzałam na Leona. Skinął glową, więc przedstawilam Moralesowi jak sprawa wygląda obecnie.

- Czego dowiedziałeś się od tego znajomego? - Włoch zwrócił się do mojego przyjaciela.

- Głównie to były informacje o tobie. Gdzie cię widziano, kim jesteś. Nie znalazł nic o kolesiach, którzy ich napadli - wskazał na mnie.

- Prawdopodobnie nie znajdzie - odparł i zwrócił się do mnie. - Słuchaj, pracowałem kiedyś dla mafii. Dokładniej dla Wasyla.

- Dla Wasyla? - ściągnęłam brwi w niedowierzaniu. Więc Wasyl kłamał. - Przecież on powiedział mi, że cię nie zna. Ten drugi facet, ten z którym rozmawiałam, zlecił mi zabicie ciebie. Miałam dostać okrągły milion za zlikwidowanie cię.

- Nooo tego się nie spodziewałem - Pablo, aż zagwizdał ze zdziwienia. - Gdyby Wasyl powiedział ci to osobiście, nie wyglądałoby to za dobrze. Szef mafii prosi swoją obecną pracownicę, żeby zlikwidowała jego byłego pracownika. Niedobrze. Wasyl skontaktował się z kumplem, który udał twojego zleceniodawcę. Tak naprawdę sam chciał mnie załatwić już wiele razy. Jak pojawiłaś się na horyzoncie i pokazałaś, że jesteś dobra, to uznał, że teraz mu się uda. Pozbędzie się mnie.

- No przeliczył się - odezwał się Leon.

- Właśnie, ja zawsze jestem gotowy, że za rogiem czeka na mnie snajper. Dopóki Wasyl żyje, będzie na mnie polował. Gdy odszedłem z jego 'firmy' - zrobił cudzysłów - wysłał ludzi, którzy zabili moją narzeczoną i rodziców. Musiałem się ukrywać przez pięć lat. Teraz stwierdziłem, że dość tego. Wiedziałem od dobrego znajomego, że jesteś jego nową zdobyczą. Wiedziałem, że cię wyślę do mnie. Poszperałem, popytałem i wiedziałem o tobie praktycznie wszystko. Nawet o prawdziwej tobie.

- Więc to Wasyl był twoim szefem.

- Zgadza się.

- A wiesz może, kto nas napadł?

- Jego ludzie. Wasyl wysłał swoich zaufanych pracowników, żeby cię zabili.

- Zamiast mnie zabili Sergieja - automatycznie moje dłonie zacisnęły się w pięści. - Nie daruję mu tego.

- Dlatego chcę ci pomóc. Mamy wspólny cel. Oboje chcemy śmierci Wasyla. Razem możemy go zabić.

- Chcecie zabić szefa mafii ukraińskiej? - Leon przenosił wzrok ze mnie na Moralesa. Na jego twarzy malowało się zdumienie, ale i chyba coś jakby uznanie.

- Tak - odparłam zdecydowanie i rozluźniłam dłonie. - Daj nam chwilkę - zwróciłam się do Pabla, wstałam i pociągnęłam Leona do kuchni.

- Skarbie...

- Leon, muszę pomścić Sergieja czy ci się to podoba czy nie. Wasyl posunął się o krok za daleko. Musi ponieść karę.

- A skąd wiesz czy to nie jest kolejna podpucha? Morales może dalej pracować dla Wasyla. Może to ty jesteś celem. Dasz się omamić, a on przy pierwszej lepszej okazji cię zabiję. Już zdążył cię skrzywdzić - wskazał na plaster na mojej skroni. Bezwiednie dotknęłam rany, ale szybko opuściłam rękę.

- Muszę zaryzykować. Będę uważać. Jeśli jestem celem, to prędzej czy później mnie dopadną. Razem z Pablem zabiję Wasyla i wrócę. Dopiero wtedy będę bezpieczna.

- Pomogę ci.

- Nie chcę cię w to wciągać. To zbyt niebezpieczne dla...

- Dla kogo? Dla byłego wojskowego? Dla właściciela strzelnicy i instruktora strzelectwa?

- Nie to chciałam...

- Skarbie, byłem na wielu misjach. Widziałem śmierć. Sam ją zadawałem. To owszem jest niebezpieczne, ale dla ciebie. Dla delikatnej dziewczyny takiej jak ty. Dlatego ci pomogę czy tego chcesz, czy nie. Mnie się nic nie stanie. Będę cię chronił.

- Dobrze - już nie próbowałam wybić mu tego pomysłu z głowy. Jak się uprze, to nie ma zmiłuj. Choćby musiał iść po trupach do celu, to dojdzie.

     Wróciliśmy do salonu. Pablo nie ruszył się nawet o centymetr odkąd wyszliśmy. Wodził tylko wzrokiem po salonie i przyglądał się wszystkim znajdującym się tam rzeczom..

- Pablo - zwróciłam się do niego. Skupił swój wzrok na mnie. - Zmodyfikujemy trochę twój plan - usiadłam a on wyprostował się. - Wiem, że ma syna, ale on jest dla nas nieosiągalny. Ma jakąś rodzinę tutaj, na miejscu?

- Wiesz o Mishy? Jednak też się trochę przygotowałaś - cmoknął z uznaniem, ale nic więcej nie dodał. - Ma żonę, która wie, że jej mąż jest mafiosem. Trzyma pod lupą jego majątek.

- Doskonale. Więc nie tylko zabijemy Wasyla. Zabijemy żonę na jego oczach i zabierzemy mu wszystkie pieniądze. Syna zostawimy w spokoju.

- Żonę? - Leon spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

- Tak - odparłam. - Znasz ją? - zwróciłam się do Moralesa.

- Tak. Spotkałem ją raz, kiedy Wasyl zaprosił mnie do swojego domu - moje brwi powędrowały do góry. - Och, przyjaźniliśmy się - wytłumaczył widząc moje zaskoczenie. - Chwalił się swoją żoną. Młoda, piękna kobieta. Teraz może mieć jakieś trzydzieści, może trzydzieści dwa lata. Blondynka. Mojego wzrostu - jeszcze raz zlustrowałam Pabla. Jeśli jest wzrostu mężczyzny, to ma jakieś metr osiemdziesiąt. - Strasznie lubi nosić biżuterię - kontynuował. - Pracuje w domu jako księgowa. Nie jest głupia. Jeśli mamy zacząć ją obserwować, to mam pewien pomysł.

- Jaki? - zapytaliśmy z Leonem jednocześnie. Byłam ciekawa, co wymyślił.

- My będziemy trzymać się na uboczu. Pierwsze skrzypce zagra Leon.

- Ja? - mężczyzna wskazał palcem na swoją pierś.

- Tak. Uwiedziesz ją - Morales uśmiechnął się.

- O niee - Leon wstał i zaczął chodzić po salonie w tą i z powrotem. - Nie ma mowy. Odsłużyłem swoje w wojsku, na misjach, a teraz mam udawać przynętę? Nie - pokręcił zdecydowanie głową. - Do tego się nie nadaję.

- Nie - Pablo pokręcił głową w zaprzeczeniu. - Ty masz być przynętą.

- Leon - wstałam i podeszłam do niego. - Pomóż mi. Tylko masz ją w sobie rozkochać. Patrząc na to jaki jesteś atrakcyjny, nie powinno zająć ci to dłużej niż dwa dni - uśmiechnęłam się i musnęłam ustami jego usta. - Proszę.

- Dobrze, zrobię to. Rozkocham w sobie żonę mafiosa - powiedział stanowczo. - Matko, jak to głupio brzmi - potarł twarz ręką.

- Dobrze. Morales - odwróciłam się do mężczyzny. - Musisz nam pokazać, gdzie Wasyl ma swój dom, gdzie mieszkają. Na czas operacji musimy przenieść się do Katowic. Albo nie. Nie do Katowic - usiadłam na kanapie i wzięłam do rąk telefon. Otworzyłam mapy i wpisałam nazwę miasta. Rozejrzałam się po miejscowościach w pobliżu. - Mam. Przeprowadzamy się do Jaworzna. Znajdziemy jakiś hotel i zarezerwujemy pobyt na powiedzmy miesiąc. Powinno wystarczyć.

- Już szukam - Leon usiadł z laptopem na kolanach. Długo nie musiał szukać. - Mam.

- Zarezerwuj nam dwa pokoje na miesiąc. Zapłać moją kartą kredytową.

- Nie.

- Nie? - spojrzałam na niego skonsternowana. Przed chwilą mówił, że nam pomoże. Już mu się odwidziało?

- Masz konto na nazwisko Krotovska. Nie możesz być w żaden sposób powiązana ze mną. Zapłacę swoją kartą.

- Najlepiej wyjechać z samego rana. Spakujemy wszystkie potrzebne rzeczy. Jedziemy moim autem - Leon szybko zamknął laptopa, wziął go pod pachę i poszedł do swojego pokoju się spakować. Ja byłam spakowana. Wystarczy wyciągnąć walizkę z szafy.

- Szybki ten twój kochaś - Morales spojrzał na mnie i uśmiechnął się przyjaźnie.

- Nie mów tak.

- Więc mam u ciebie jakieś szanse? - pochylił się na fotelu do przodu i posłał mi buziaka w powietrzu. Natychmiast się roześmiał. Głośno i serdecznie.

- Ja cię chciałam zabić, a ty chcesz mnie podrywać? - stałam i spoglądałam na niego osłupiała. On się z psychiatryka urwał czy jak?

- No słuchaj, jesteś piękną laską. A to, że chciałaś mnie zabić to taka gra wstępna. Ale spoko. Masz już swojego Romeo.

- Zmieńmy temat. Masz jakieś rzeczy? Torba, walizka.

- A wiesz, że mam? Schowałem za domem w krzakach - pokazał mi swoje równiutkie, białe zęby. - Zaraz wracam - wyszedł i po kilku minutach wrócił z dużą torbą. - Na miejscu muszę dokupić sobie kilka ciuchów. Te już trochę przeszły - wskazał na otwartą torbę. Dyskretnie zajrzałam mu przez ramię. Rzeczywiście ubrania nosiły mocne ślady użytkowania. Dobrze, że pomyślał o odświeżeniu garderoby. Zanurzył rękę głębiej i wyciągnął jakiś przedmiot. - Granat hukowy - uśmiechnął się i obrócił go w dłoniach. - Mam trzy. Do tego karabin snajperski M110, kilka sztuk broni krótkiej, sztylety. Chyba starczy.

- Niezły arsenał w tej torbie masz.

- Się wie - zasunął zamek.

- Przyniosę ci pościel. Prześpisz się w salonie - poszłam do góry i po chwili podałam Pablowi poduszkę i koc. Zostawiłam go samego i wróciłam na górę. Wyjęłam walizkę z szafy. Nie zdążyłam jej jeszcze rozpakować. Wyciągnęłam dwie torby. Ostrożnie przełożyłam broń i amunicję do walizki pod ubrania. Torbę schowałam w drugiej kieszonce. Wykąpałam się szybko, założyłam spodenki i top i ułożyłam się na łóżku.

    Wpatrywałam się przez jakiś czas w sufit. Szybko ułożyliśmy plan działania. Ten Pablo też nie jest zły. I pomyśleć, że chciałam go zabić. I to za jaką cenę, milion. Chyba każdy by się połasił na taką kasę. Od jutra zaczynamy naszą tajną operację. Wasyl gorzko pożałuje tego, co zrobił. Niech wie, że ze mną się nie zadziera.

    Nacisnęłam przełącznik lampki nocnej i w pokoju zapadła ciemność. Obróciłam się w stronę drzwi i zamknęłam oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro