Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       Sięgnęłam ręką po telefon i wyłączyłam budzik. Równiutka ósma. Przeciągnęłam się i przetarłam oczy dłonią. Słońce już świeciło w najlepsze. Jego promienie wpadały do pokoju i tworzyły na podłodze wzór w kratkę.

      Przeszłam do łazienki. Stanęłam przy lustrze i odkleiłam plaster ze skroni. Na szczęście rana nie była głęboka i nie była bardzo widoczna. Wynalazłam w walizce ładną, białą sukienkę i kopertówkę. Sergiej pomyślał o wszystkim. Nawet spakował mi moje ulubione czarne szpilki i białe trampki. Uczesałam się, umalowałam i zawołałam Leona. Mężczyzna wszedł do pokoju. Pewnie już zdążył wziąć prysznic. Pomógł mi znieść walizkę na dół. Morales siedział na kanapie z kubkiem w dłoni i był całkowicie pochłonięty tym, co miał na komórce.

- Obsłużyłem się - wskazał na kubek. - Musimy tak wcześnie jechać? Myślałem, że nie wstanę, tak przyjemnie się tutaj spało.

- Tak, musimy - odparłam bez zbędnej gadaniny.

- A się wystroiłaś - zagwizdał a Leon spojrzał na niego groźnie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, ale żaden się nie odezwał. Jeszcze mi tu walki kogutów brakuje.

- Jedziemy do banku. Muszę jakoś wyglądać - wytłumaczyłam. - Zjedzmy coś i ruszamy - przeszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę. Przygotowałam dla wszystkich kanapki, uważając przy tym, żeby nie pobrudzić śnieżnobiałej sukienki. Po godzinie siedzieliśmy już w aucie. Leon przechował dla mnie srebrną walizeczkę. Teraz mi się przyda.

      Mężczyźni zostali w samochodzie a ja udałam się w stronę banku. Pracownicy dopiero otworzyli, więc nie było jeszcze kolejki. Podeszłam do stanowiska i usiadłam.

- Dzień dobry. Katarzyna Mirak. Słucham.

- Dzień dobry. Chciałabym wypłacić pieniądze - podałam jej dowód osobisty.

- Ile?

- Sto tysięcy.

- Powinna pani zgłosić chociaż dzień wcześniej taką transakcję. Od ręki mogę pani wypłacić trzydzieści tysięcy.

- Nie da się nic zrobić? Wypadła mi nagle ważna sytuacja rodzinna. Potrzebuje tych pieniędzy na teraz.

- Zapytam szefową czy mamy wystarczającą ilość gotówki. Zaraz wrócę - kobieta podniosła się i przeszła do pomieszczenia obok. Wróciła po około pięciu minutach. - Ma pani szczęście. Damy radę wypłacić pani sto tysięcy. Musi się pani uzbroić w cierpliwość. Za chwilę ochroniarz przywiezie pieniądze. Przeliczę je jeszcze raz przy pani.

- Dobrze. Bardzo pani dziękuję - uśmiechnęłam się serdecznie do kobiety.

Po czterdziestu minutach wyszłam z banku ze srebrną walizeczką w ręce. Wsiadłam do auta.

- Załatwione?

- Tak - odparłam. - Mam wystarczająco pieniędzy na cały miesiąc operacji. Ruszaj. Mamy kawał drogi do przejechania - zdjęłam szpilki, położyłam walizkę na podłodze i oparłam się wygodnie.

     Leonowi jazda zajęłam niecałe trzy i pół godziny. Przeciągnęłam się. Chyba mi się trochę przysnęło. Spojrzałam do tyłu. Pablo wpatrywał się w okno. Wjechaliśmy na parking hotelu. Wysiadłam i założyłam szpilki. Czas rozprostować nogi. Wzięłam torebkę i walizkę. Otworzyłam bagażnik i schowałam pieniądze do torby Leona. Weszliśmy do hotelu. Leon podszedł do recepcji załatwić zameldowanie. W domu dał mi moje stare dokumenty. Powiedział, że gdy zadzwoniłam z prośbą o pomoc, zabrał je z mojego domu. Obydwa pokoje były na Leona, więc nie miałam się czym martwić. Nikt go nie znał ani nikt go nie szukał. Poszłam z przyjacielem do pokoju numer 156, a Pablo zajął pokój obok naszego.

     Rozpakowałam swoją walizkę. Przeszukałam wszystkie kieszenie. W małej kieszonce z tyłu walizki znalazłam dwa małe pudełeczka. Otworzyłam pierwsze z nich. Znajdowały się tam cztery słuchawki do komunikacji. W drugim pudełeczku były mikrokamery. Położyłam wszystko na łóżku i wyjęłam laptopa. Połączyłam się z kamerkami. Obraz był świetny.

- Leon? - mężczyzna odwrócił się od szafy i podszedł do mnie. - Dobrze będzie zainstalować kamery w naszych pokojach. Tak na wszelki wypadek.

- Okej, ile ich jest?

- Dziesięć.

- Ustawimy po jednej w naszych pokojach i po jednej w łazienkach - wziął do ręki dwa małe przedmioty i wyszedł.

     Spojrzałam na ekran. Kamera numer 1 i 2 zmieniła obraz. Po chwili widziałam sąsiedni pokój i kilka sekund później też łazienkę. Leon ustawił kamerę tak, że była ustawiona na drzwi, więc nie martwiłam się, że przez przypadek zobaczę nagiego Pabla.

- Gotowe - mężczyzna zamknął drzwi. - Jeszcze tylko tutaj - umocował kamerę na karniszu, a drugą na półce w łazience. - I już. Jak obraz? - spojrzał przez moje ramię na monitor laptopa.

- Obraz jest wyraźny, niestety nie ma dostępu do dźwięku. Zmieniłam w ustawieniach tryb zapisywania. Po czterdziestu ośmiu godzinach stary materiał się kasuje. Jeśli będziemy chcieli zatrzymać nagranie, wystarczy zdalnie je zapisać w opcjach.

- Okej.

- To musimy obgadać plan - do pokoju wszedł Morales. Wziął krzesło od biurka i postawił przy łóżku tyłem. Usiadł na nim okrakiem i przyglądał się nam. - Wiemy, że musisz uwieść żonę Wasyla - przeniósł wzrok na Leona. - Ale zastanówmy się, jak to zrobisz - potarł podbródek w zamyśleniu.

- Nie warto kłamać, bo pewnie ma kontakty i cię prześwietli - zastanowiłam się. Musiałam wytężyć wszystkie swoje szare komórki. - Najlepiej przedstaw się swoim imieniem i nazwiskiem - doszłam do jedynego możliwego i logicznego wniosku. - Powiedz jej czym się zajmujesz, że masz strzelnicę w Warszawie. Ściemnisz, że przyjechałeś do kumpla bo ma dla ciebie nową broń. Coś wymyślisz.

- No to jakiś zarys już jest. Pablo masz jakiś kontakt, który ustali, gdzie chodzi ta kobieta? - Leonowi nie za bardzo się podobała rola, jaką mu wyznaczyliśmy. No trudno. Dostał najtrudniejsze zadanie i czy mu się to podoba czy nie, musi je wykonać najlepiej jak potrafi. Inaczej wszyscy będziemy martwi.

- Hm, muszę się zastanowić i podzwonić, ale prawdopodobnie mam kogoś takiego. Konkurencja Wasyla. Mam tam znajomych. Powinni się orientować co i jak. Przedzwonię do nich później i wypytam. Z tego co pamiętam, to w każdy wtorek Weronika czy tam Wiktoria chodziła grać w tenisa. Jeśli sobie dobrze przypominam, to należała do jakiegoś klubu. Gdzie on się znajdował - potarł brodę dłonią. - Moment, przecież pamiętałem. Chwila, chwila - mężczyzna skupiał się intensywnie.Widocznie szukał adresu w zakamarkach swojej pamięci. - Mam! - wykrzyknął radośnie i triumfująco, jakby co najmniej krzyczał "eureka".

- Moment - wzięłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę odpowiednie słowo. To ten? - pokazałam mu stronę internetową klubu tenisowego.

- Tak, na pewno - energicznie przytaknął. - Była tam stałą bywalczynią. Nie wiem jak jest teraz. Mamy trochę czasu do wtorku, więc podzwonię, popytam i będziemy wszystko wiedzieć. Dopracujemy plan i we wtorek ruszamy.

- To za trzy dni, więc lepiej, żebyś się wszystkiego dowiedział - powiedziałam spod przymrużonych powiek. Musi zrozumieć, że to bardzo poważna sprawa i lepiej, żeby miał wyczerpujące informację.

- Spokojnie Tygrysico. Będziesz miała info - wstał, odstawił krzesło i wyszedł.

- Możemy mu ufać?

- Myślę, że tak - odłożyłam laptopa i wstałam. Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. - Musimy mu ufać. Pomoże nam w realizacji planu. Podzielimy kasę na pół i się z nim rozstaniemy. Wrócimy do Warszawy. Nikt nie będzie nas szukał, gdy zabraknie Wasyla.

- Będziemy bezpieczni? - Leon podszedł do mnie i oparł rękę o ścianę.

- Tak. Jestem prawie stuprocentowo pewna, że tak. Jeśli załatwimy Wasyla i jego żonę, jego pracownicy nie będą nas szukać. Chyba, że pojawią się komplikacje - odwróciłam głowę i spojrzałam na mężczyznę. - Gdyby nie udało nam się zabić Wasyla, wtedy sami jestesmy trupami. Musisz wiedzieć na co się piszesz. Jeszcze możesz się wycofać. Poradzimy sobie z Moralesem. Wymyślimy jakąś pułapkę. Dzięki temu będziesz bezpieczny.

- Ja będę się ukrywać, a ty będziesz ryzykować. Nie pozwolę ci na to. Jeśli chcesz go zabić, to tylko z moją pomocą.

- Dziękuję - powiedziałam, na co Leon rozłożył ramiona i wtuliłam się w niego. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz.

- Nie ma sprawy skarbie. Nie ma sprawy.

- Chodźmy na obiad, zgłodniałam - odsunęłam się od niego. Nie chciało mi się przebierać, więc w szpilkach zeszłam do hotelowej restauracji.

      Zamówiliśmy po zupie pomidorowej. Moja ulubiona. Leona zresztą też. Domówiłam sobie jeszcze sernik. Brakowało mi takich beztroskich chwil spędzonych z Leonem. Chociaż nie tylko z Leonem. Brakowało mi moich rozmów z przyjaciółkami. Wypadów na miasto. No ale sama jestem sobie winna. Sama zdecydowałam, że zostanę płatnym zabójcą, więc pretensje mogę mieć tylko do siebie. Za miesiąc wszystko się zmieni. Zabijemy Wasyla i będę mogła wieść normalne życie. Kupię coś we Wrocławiu albo w Krakowie. Pójdę do normalnej pracy, może skończę szkołę i pójdę na studia.

- Marta? - podniosłam wzrok znad talerza, który był już pusty. - Wracamy do pokoju?

- Tak - wstałam od stołu i poszłam na górę.

    Postanowiłam wziąć prysznic. Uwielbiałam kąpać się w gorącej wodzie, a zimnej nie znosiłam. Zawinęłam ręcznik na głowie i włożyłam sportowe spodenki i koszulkę. Leon leżał na łóżku z laptopem na kolanach.

- Co tam oglądasz? - zainteresowałam się i usiadłam obok niego.

- Pablo dzwoni do kogoś. Jak się kąpałaś, wykonał dwa telefony. Prawdopodobnie zaraz wpadnie tu i poinformuje nas, co ustalił.

- Zapewne masz rację, więc nie musimy go obserwować. Musimy mu zaufać. Obejrzyjmy jakiś film. Może leci coś w telewizji - wzięłam pilot z szafki nocnej i włączyłam telewizor. Leciała komedia na polsacie, więc postanowiłam zostawić.

    Nie miałam ochoty schodzić na kolację, ale nie powiem, że nie byłam głodna. Leon wyczaił problem i nic nie mówiąc wyszedł z pokoju. Po kilkunastu minutach otworzył drzwi i wepchnął do pokoju wózek z jedzeniem. Oczy mi się zaświeciły, gdy zobaczyłam smakołyki. Od razu zabrałam się za jedzenie.

- Jak to jest, że wiesz czego chcę? - zapytałam między tostami a sałatką jarzynową.

- Już cię trochę poznałem leniu - roześmiał się swobodnie. Zawtórowałam mu. Mogłam choć przez chwilę poczuć się beztrosko.

- Ciekawe kiedy Morales wpadnie z wizytą - najedzona odstawiłam pusty talerz na wózek i oparłam się o wezgłowie łóżka. W tym momencie drzwi się otworzyły.

- O wilku mowa - szepnął Leon.

- Słuchajcie, przynoszę dobre wieści - mężczyzna uśmiechnął się, a jego wzrok powędrował na jedzenie.

- Jedz i w międzyczasie mów, co ustaliłeś.

- Dzięki, zgłodniałem, a byłem zajęty. Jeszcze nie zszedłem na kolację - usiadł i wziął do rąk tosta. - A więc - ugryzł kawałek - podzwoniłem trochę. Żona Wasyla nazywa się Weronika. W tamtym miesiącu skończyła trzydzieści dwa lata. Ciągle zajmuje się rachunkami męża. Podobno sporządzili dokument, że w razie rozwodu kasą dzielą się po połowie i dodatkowo Wasyl nie będzie jej szukał i pozwoli jej zacząć życie od nowa.

- I on się na to zgodził? - zapytałam z niedowierzaniem. Myślałam, że skoro żona wie o jego interesach, to nigdy nie pozwoli mu odejść.

- No cóż, zgodził się. Nie wiem czy pod przymusem czy jak. Może żonka ma na niego jakiegoś haka. Tego nie ustaliłem - wziął sobie drugiego tosta. - Mamy szczęście, bo we wtorki punktualnie o osiemnastej zjawia się w klubie tenisowym. Obczaiłem już wszystko. Jakieś sto, może sto pięćdziesiąt metrów od klubu jest restauracja. To idealna miejscówka. W klubie trenuje godzinę i o dziewiętnastej piętnaście wychodzi głównym wyjściem.

- No to mamy konkret - ucieszyłam się. - Teraz ustalmy plan działania.

     Rozmawialiśmy dobre dwie godziny. Postanowiliśmy odpocząć przez kilka dni, a w poniedziałek zamierzałam zabrać mężczyzn na zakupy. Leon potrzebował jakiś ciuchów a mnie i Moralesowi też przydałaby się nowa garderoba.

- Obserwację zaczynasz jutro wieczorem, a w poniedziałek zabieram was na zakupy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro