Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co masz? - zapytałam, gdy tylko Morales zajął swoje stałe miejsce przy biurku.

- Więc tak - zaczął - podzwoniłem, dowiadywałem się. Weronika ściśle współpracuje z trzema dwoma korporacjami z Polski. Są to: "Rachuneczek" i "Elektronix". Ma umowę z kancelarią prawniczą " Małostkowski i spółka". Do tego kontrakty z dwoma wielkimi firmami z Włoch: " Rasho" i "Breslin". Ostatnie dwie firmy są firmami budowlanymi.

- Okej. Przynajmniej wiemy, że nie próbuje kręcić - opowiedziałam Moralesowi, co wiem o podróżach Weroniki.

- A co z obrączką? - zapytał Leon.

- No właśnie. Moi znajomi twierdzą, że Weronika stara się nie pokazywać, że jest zamężna. Dzięki temu może flirtować z facetami.

- Nie boi się, że mąż dowie się o jej romansach?

- Tego nie jestem pewny, ale podobno Wasyla nie interesuje za bardzo, co robi jego żona. Ważne, żeby nie sprowadzała i nie uprawiała seksu z nowo poznanymi facetami w ich domu. To jakaś niepisana zasada.

- Ale to moment. Wasyl jej nie kocha?

- Na to trzeba patrzeć między palcami. Niby ją kocha, daje jej kasę, zabiera na wakacje, ale Weronika nie bardzo lubi kumpli swojego męża. Chyba mają jakiś niepisany układ, że dopóki ona siedzi cicho na temat jego ciemnych interesów, on ją utrzymuje i zapewnia jej bezpieczeństwo.

- No okej, niby wszystko się zgadza, ale co z tą ochroną? Od czasu, kiedy spotyka się z Leonem ani razu nie miała koło siebie żadnego ochroniarza.

- Widocznie ich odwołała. Może zapłaciła im, żeby nie mówili Wasylowi, że jej nie pilnują, może powiedziała wprost mężowi, że nie chce żadnych nianiek.

- To jest możliwe.

- Mam jeszcze jednego niusa.

- Jakiego?

- Weronika mieszka z Wasylem w tym samym domu. Zdobyłem ich adres - podał mi małą karteczkę. Pokazałam Leonowi.

- Gdzie to jest?

- Na totalnym odludziu.

- Raczej myślałam, że będą mieszkać gdzieś w centrum. No wiesz, duży przeszklony apartament z pięcioma sypialniami, dwoma łazienkami, garderobą.

- To, że mieszka na uboczu, nie oznacza, że nie mieszka w apartamentowcu. Widocznie ceni sobie prywatność i luksus.

- To gdzie ma ten dom?

- W Gródkowie. Wieś rzut beretem od Katowic. Raptem osiemnaście kilometrów. Ma tam willę. Dwa piętra. Góra oszklona. Przed drzwiami dach wsparty na dwóch potężnych kolumnach. Nie wiem, jak to wygląda w środku. Wiem tylko, że ma parking podziemny i trzyma tam mercedesa, audi i bmw. Wszystkie z tego roku.

- Pablo - spojrzałam na niego - ja nawet nie chcę wiedzieć skąd ty to wszystko wiesz.

- Mam swoje kontakty.

- Wasyl to mądry gość skoro tak się ciebie bał i kazał cię co chwila wykańczać - w głosie Leona dało się słyszeć duże uznanie dla tego byłego gangstera.

- Musisz tak kierować rozmową przez następne dni, żeby Weronika zaprosiła cię do swojego domu, co może okazać się trudne zważywszy na to, że właściwie nie zaprasza mężczyzn do siebie. Zorientujesz się czy jednak ma jakąś ochronę, gdzie są kamery, itd - powiedziałam. Mężczyźni popatrzyli po sobie.

- Tylko o czym ja mam z nią gadać? - Leon potarł brodę. Nie golił się od kilku dni i teraz miał krótki zarost. To jednak nie uwłaczało jego atrakcyjności, wręcz przeciwnie. Osobiście jednak wolałam go bez zarostu.

- Przez dwa dni wyczerpały ci się tematy do rozmów? Jesteś duszą towarzystwa, kombinuj kochany, kombinuj.

- Dobra, najwyżej pogadamy o pogodzie.

- Morales, przyjdź o siedemnastej.

- Jasna sprawa - odstawił krzesło na miejsce i wyszedł.

- Co dzisiaj założysz? - skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Zastanówmy się. Mam do wyboru niebieskie albo czarne dżinsy.

- Nie zapominaj o tych nowych niebieskich dżinsach - roześmiałam się. - A nie, To są joggery.

- Bardzo śmieszne. Ty masz szafę pełną ubrań a ja nie.

- Przecież byliśmy na zakupach - podeszłam do szafy i przejrzałam ubrania mężczyzny. - Może to - wyciągnęłam czarne joggery i szarą koszulkę z dekoltem w serek.

- Może być - położyłam ciuchy na oparciu krzesła.

- Musisz ją oczarować.

- Uwierz mi, staram się. Chyba dobrze mi idzie - puścił mi oczko. - Dość gadania o pracy. Zapraszam cię na obiad.

- No nie wiem, nie wiem - roześmiałam się i zeszliśmy do restauracji.

     Tym razem była ryba. Może być. Zjedliśmy obiad w rekordowym tempie i wróciliśmy do swojego pokoju. Dzisiaj miałam takiego lenia. Nic mi się nie chciało. Przede wszystkim nie chciało mi się znowu siedzieć samej w pokoju przez większość wieczoru. Chłopaki chociaż mogli być w terenie.

- Wiesz jak ci zazdroszczę? - zapytałam leżąc na łóżku i machając nogami w powietrzu.

- Tak? A czego?

- Człowieku ty sobie chodzisz na kolacyjki do restauracji, a ja tu siedzę i obserwuję teren. Same nuuuudy - wywróciłam oczami.

- Musisz być cierpliwa. Niedługo będziesz miała swoje show - mężczyzna wciągnął bluzkę przez głowę. - Nie możesz wychodzić z hotelu, wiesz o tym. Nikt nie może zobaczyć cię na mieście. Na pewno szukają cię nie tylko w Katowicach.

- Wiem, wiem. Musisz uwieść ją szybciej. Co to dla ciebie.

- No jasne. Myślisz, że to takie proste. Zobaczymy jak się potoczy dzisiejsze spotkanie.

- Dobrze, tak jak poprzednie.

- Jak tam gołąbeczki? Gotowi? - Pablo wszedł żwawym krokiem do pokoju.

- Tak - Leon założył jeden z zegarków. - Mogę jechać.

- To dobrze, bo moja taksówka też już czeka - Morales wziął ode mnie słuchawkę i włożył do ucha. Sprawdziliśmy łączność. Włączyłam laptop, otworzyłam program, do którego dostęp załatwił mi Ramzes. Widziałam teren przed hotelem. Wszystko było w porządku.

- Do zobaczenia - Leon wyszedł z pokoju. Spojrzałam na Moralesa, ale on nie ruszył się z miejsca.

- Nie idziesz?

- Nie możesz już usiedzieć w miejscu co?

- Tak. Chcę już się ich pozbyć.

- Obstawiam, że za tydzień o tej porze będzie już po wszystkim.

- Zobaczymy. Idź już - wypchnęłam Włocha za drzwi. Nareszcie trochę spokoju. Leon już jechał do Katowic. Lepiej gdybym miała podgląd całego spotkania, no ale nie mogłam dać Leonowi kamerki. Muszę zadowolić się tym, co mam, chociaż bardzo mi się to nie podobało. Bałam się, że w pewnym momencie Weronika połapie się co jest grane. Nie jest głupia.


LEON

Wysiadłem z auta i wszedłem do restauracji. W rogu, przy stoliku zobaczyłem Weronikę. Spojrzałem na zegarek. Jeszcze nie ma osiemnastej. Podszedłem do niej.

- Witaj Weroniko - pocałowałem ją delikatnie w policzek. - Długo czekasz?

- Nie, jakieś dziesięć minut.

- Przepraszam za spóźnienie.

- Och, nie spóźniłeś się. Byłam u kosmetyczki i nie opłacało mi się wracać do domu - machnęła ręką i wskazała krzesełko naprzeciwko siebie. Zająłem miejsce.

- Rozumiem. Pewnie mieszkasz w centrum, a korki są jakie są.

- Nie mieszkam w Katowicach - uśmiechnęła się.

- Nie? - udałem zdziwienie.

- Nie. Wolę życie na wsi. Mieszkam pod Katowicami.

- Rozumiem. Nie wiem czy mógłbym się odnaleźć na wsi. Całe życie mieszkam w Warszawie.

- Musiałbyś spróbować. Może w weekend wpadniesz do mnie?

      Przekonasz się jak na wsi potrafi być spokojnie i cicho. Po prostu idealne miejsce do założenia rodziny - kobieta trochę się speszyła po tych słowach. Chyba zorientowała się, że za daleko się posunęła. Nie myślałem, że wkręcenie się na wizytę do jej domu pójdzie tak szybko i łatwo. Kobieta nie wiedząc o tym, bardzo ułatwiała nam pracę. Pownienem jej za to podziękować.

- Z miłą chęcią - szybko powiedziałem, żeby nie wycofała się ze swojej propozycji. Odwzajemniłem jej uśmiech. - Zamawiałaś już coś?

- Czekałam na ciebie.

- Jestem strasznie głodny. Przez cały dzień jeździłem po mieście.

- W takim razie zamówmy coś, a później opowiesz mi o swoim ciężkim dniu - uśmiechnęła się lekko i zawołała kelnera. Złożyliśmy zamówienie. W międzyczasie kelner przyniósł mi kawę. - No więc opowiadaj. Co robiłeś dzisiaj?

- A daj spokój. Cały dzień jeździłem z jednego końca Katowic na drugi. Mam dość tego załatwiania.

- A co załatwiałeś?

- Pamiętasz, jak wspominałem ci, że przyjechałem kupić broń? - skinęła głową. - Postanowiłem szkolić kadrę polską do zawodów sportowych. W tym celu przyjechałem do Katowic. Muszę kupić kilka sztuk broni sportowej. Kumpel mi w tym pomaga, no ale trzeba sprowadzić ją z Niemiec. Jeździłem z nim od urzędu do urzędu. Musiałem podpisać masę papierów na sprowadzenie broni, na użytek publiczny. Jedna wielka biurokracja.

- Biedny. Mimo, że jestem księgową i siedzę w papierach, i fakturach, to gdy mam iść załatwić coś do urzędu, to aż mnie skręca na myśl o tych kolejkach. No ale jak trzeba to trzeba.

- Tak. Bogu dziękować, że nie musimy chodzić tam codziennie - roześmiałem się, a kobieta mi zawtórowała.

- Może napijesz się wina? - zapytałem. - Chyba, że wracasz autem.

- Przyjechałam taksówką, ale chyba ty jesteś autem.

- Jedną malutką lampkę wina mogę wypić. Chyba jeszcze trochę tu posiedzimy - puściłem jej oczko. Zawołałem kelnera. - Na jakie wino masz ochotę?

- Zaskocz mnie.

- Poproszę butelkę najlepszego wina, jakie tutaj sprzedajecie. I dwie lampki.

- Zaraz przyniosę - po chwili kelner zjawił się z butelką i kieliszkami. - Jacquart Mosaique Brut - oznajmił kelner, nalał nam i resztę butelki postawił w wiadereczku z lodem.

- Jacquart Mosaigue Brut - Weronika ponownie odczytała nazwę wina. - Zatem spróbujmy. Żebyśmy jak najrzadziej chodzili do urzędów - zaśmiała się i lekko stuknęliśmy się kieliszkami. - Dobre, lekko musujące. Czuję słonecznik - oblizała swoje usta. - Przepyszny.

- Masz rację. Wyśmienity - odstawiłem kieliszek na stół.

- Państwa zamówienie - kelner postawił przed nami talerze.

- Spróbujmy tych smakołyków - sięgnąłem po sztućce i zabrałem się za jedzenie kolacji. Porozmawialiśmy trochę o głupotach. Ciągle piłem swoją lampkę wina powoli, ale Weronika nie hamowała się za bardzo.

- Chyba już muszę wracać - Weronika postawiła pusty kieliszek na stole. Prawie sama wypiła całe wino. - Już jest po ósmej. Zobaczymy się jutro?

- Oczywiście. O osiemnastej tutaj? - zapytałem swobodnym głosem. Ciekawe, ile potrzeba, żeby ją upić.

- Jasne, widzimy się jutro - wstała od stołu a ja zrobiłem to samo.

     Pocałowała mnie lekko w policzek. - Dobranoc Leonie - posłała mi szeroki uśmiech i wyszła z restauracji. Poszedłem do barmana.

- Chciałbym zapłacić - wyjąłem zwitek banknotów. - Niech mi pan da jeszcze butelkę tego wina Jacquart Mosaique Brut.

- Tysiąc dwieście czterdzieści dwa złote - podałem mu kilka banknotów, rzuciłem, że reszty nie trzeba i z winem wyszedłem z restauracji. Z uśmiechem ruszyłem do hotelu. Mam nadzieję, że Marta ucieszy się z prezentu.


MARTA

- Wszystko w porządku. Nikt go nie śledzi. Zaraz będziemy w hotelu - usłyszałam głos Moralesa.

- Czekam - odparłam i dopiero gdy oboje weszli do pokoju, wyjęłam słuchawkę z ucha i schowałam. - Jak poszło?

- Znakomicie. To dla ciebie - podał mi butelkę. Spojrzałam na etykietę.

- Jacquart Mosaique Burt, nie słyszałam o nim.

- Zapewniam cię, że jest wyśmienite. Mamy co świętować. Pablo, napijesz się z nami?

- No pewnie - odparł. - Skoczę do restauracji po kieliszki i wtedy opowiesz, jak było - wybiegł i po kilku minutach wrócił. - Co ja się musiałem natrudzić, żeby dostać te kieliszki to sobie nie wyobrażacie.

- Dobra, polewaj i opowiadaj.

- No więc - Leon zaczął, gdy każdy miał już napełnioną lampkę winem. - Gdy zajechałem, Weronika już siedziała. Powiedziała, że była u kosmetyczki i nie opłacało jej się wracać do domu. Powiedziała mi też, że mieszka we wsi pod Katowicami.

- Jak ty to z niej wyciągnąłeś? - zapytałam szeroko otwierając oczy.

- Urokiem osobistym, ale mam coś jeszcze. Zaproponowała mi wizytę w swoim domu w weekend - uśmiechnął się, a ja zakrztusiłam się winem. Morales poklepał mnie lekko po plecach.

- W weekend? Już? - zapytał nie przestając mnie lekko poklepywać. Spojrzał na mnie, a ja dałam mu znak, że już jest okej.

- Tak - uniósł kieliszek i wziął mały łyk, jakby degustował to wino. Po chwili wziął kolejny, większy i połknął błyskawicznie.

- Szybko. Jeśli będziesz u niej w weekend, nie możesz zostać na noc. Masz się tylko rozejrzeć. Najwyżej pojedziesz taksówką do Katowic, spotkasz się z nią i taksówką razem pojedziecie na wieś. Przypuszczam, że sama Weronika powie, że nie możesz zostać. Wasyl zamyka klub przeważnie koło trzeciej nad ranem i zapewne wraca koło czwartej do domu. Byłbyś problemem nie do wytłumaczenia - upiłam łyk wina, które smakowało biszkoptami. Rzeczywiście było przepyszne.

- Tutaj muszę się zgodzić z Martą - Pablo mnie poparł i dolał sobie alkoholu. - Stary, dobre to wino. No a wracając. Dobrze by było, gdybyś zapamiętał jaki mają układ kamer na parterze. Sporządzimy szkic. Myślę, że nie będziemy musieli zapuszczać się na piętro, co ty na to? - spojrzał na mnie.

- Masz rację. Myślę o jeszcze jednym, tylko że pewnie to będzie niewykonalne.

- A mianowicie? - Leon spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Są takie okulary z wmontowaną mikrokamerą. Wystarczy, że dwa razy szybko mrugniesz i robi zdjęcie obszaru, na który patrzysz. Mogłabym załatwić takie okulary, tylko że to będzie podejrzane, gdy nagle zaczniesz nosić okulary.

- A może zamiast zwykłych okularów, są też przeciwsłoneczne z kamerkami? - Pablo zapytał.

- Nie wiem, musiałabym się dowiedzieć. Jeśli są, to byłby dobry pomysł, ale będzie podejrzane, jak założy okulary przeciwsłoneczne w domu.

- No tak.

- Wiem - odstawiłam energicznie kieliszek na szafkę nocną. - Wiem, matko, jestem genialna.

- Oświecisz nas?

- Nie, nie teraz. Muszę się upewnić, dam wam znać jutro. Morales wpadnij koło dwunastej.

- Nie ma sprawy - dopił wino, odstawił kieliszek na biurko i wyszedł.

- Jaki masz pomysł?

- Proszę cię, wybierz mi numer do Ramzesa i powiedz, że chcę z nim pogadać.

- Okej - Leon wyciągnął smartfona z kieszeni i wybrał numer. - Cześć to ja. Słuchaj, Tygrysica ma jakiś interes do ciebie, ale chce sama z tobą porozmawiać. Na razie nie chce mi zdradzić swoich planów. Tak. Okej. Już ci ją daję - podał mi komórkę, przyłożyłam do ucha i weszłam do łazienki. Odkręciłam kurek, żeby woda zagłuszyła moją rozmowę. Leon nie może nic słyszeć.

- Hej, tu Tygrysica. Słuchaj Ramzes, mam sprawę. Jeśli mi to załatwisz, zapłacę ci, ile będziesz chciał - słuchałam chwilę uważnie i wytłumaczyłam mu o co mi chodzi. - Serio? Dasz radę. To świetnie. Nie byłam pewna czy to istnieje. Tylko jutro wieczorem muszę mieć tą paczkę. Tak, najlepiej zostawić w recepcji. Podlicz tą usługę i wcześniejsze. Ile ci wiszę? Sto tysięcy? Okej, zapisz to gdzieś. Wolę nie robić przelewu. Gdy akcja dobiegnie końca, Leon przyniesie ci kasę. Dzięki wielkie. Cześć - zakręciłam wodę i wyszłam z łazienki.

- I jak? - Leon leżał już pod kołdrą i oglądał film.

- Wszystko załatwione. Po akcji przekażesz Ramzesowi pieniądze.

- Co ma ci załatwić?

- Dowiesz się jutro. Jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro