Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No więc co tam wykombinowałaś? - Morales oparł się o oparcie krzesła.

- Słuchajcie. Dostanę dzisiaj pewną paczkę. Wymyśliłam coś genialnego, ale dowiecie się tego wieczorem, gdy Leon wróci ze spotkania. Muszę wiedzieć, że wszystko jest jak należy, wtedy wam powiem.

- No i teraz jestem ciekawy - Pablo puścił do mnie oczko na co posłałam mu lekki uśmiech.

- Leon, dzisiaj jest piątek. Musisz umówić się z Weroniką odnośnie weekendu. Zasugeruj jej, że spędzicie miło czas, ale uprzedź, że nie będziesz mógł zostać. Coś wymyślisz. Jutrzejszy dzień może być przełomowy.

- Spokojnie skarbie, spokojnie. Wszystko pod kontrolą.

- Dobrze. Spotykamy się o siedemnastej - położyłam się na łóżku i włączyłam program. Morales powoli wstał z krzesełka, przysunął je do biurka i powolnym krokiem opuścił pokój.

- Jemy obiad w pokoju?

- O tak. Nie mam ochoty schodzić na dół. Jakbyś mógł to zamów do pokoju. A w ogóle to co jest na obiad? - zainteresowałam się.

- Czekaj, zadzwonię - Leon podszedł do telefonu, który był w pokoju. Nacisnął jedynkę i przyłożył słuchawkę do ucha. - Chciałbym zapytać, co jest dzisiaj na obiad. Aha, tak, tak. Momencik - mężczyzna przyłożył słuchawkę do torsu i zasłonił mikrofon. - Jest dzisiaj rosół, a na drugie danie ziemniaki i kotlet po królewsku albo placek po węgiersku.

- Ooo, to ja chcę rosół i placek po węgiersku. Do tego herbata i sernik z sosem malinowym.

- Poproszę obiad do pokoju numer 156. Poproszę dwa razy rosół, raz placek po węgiersku, raz ziemniaki z kotletem po królewsku, dwa razy herbata, raz sernik z sosem malinowym i raz ciasto domowe. Dobrze. Czekamy - odłożył słuchawkę. - Obiad będzie za jakieś pół godziny.

- Spoko, zdążę zgłodnieć - nacisnęłam kolejny przycisk na pilocie. Szukałam jakiegoś serialu. Zostawiłam na polsacie.

    Zgodnie z obietnicą kelnera, po pół godzinie jadłam już swój rosół. Nawet nie musiałam doprawiać, był smaczny. A placek po węgiersku, to niebo w gębie. Żeby zjeść deser musiałam odczekać dobre pół godziny, bo nie miałam gdzie tego zmieścić.

    Leon tylko spojrzał na mnie, gdy wstałam i poszłam do łazienki. Rozebrałam się i założyłam szlafrok. Obwiązałam się sznurkiem i wyszłam do pokoju. Wyjęłam z szafy bikini i poszłam do łazienki się ubrać.

- Gdzie ty się wybierasz w tym stroju? - Leon poderwał się z łóżka. Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Miałam na sobie białe bikini a w ręce biały ręcznik.

- Idę do jacuzzi - wzięłam kilka banknotów z walizeczki. - No co? Wątpię, że jest w cenie - posłałam mu przyjacielski uśmiech i wyszłam z pokoju.

    Na korytarzu minął mnie młody chłopak i zagwizdał na mój widok. Uśmiechnęłam się pod nosem. Porozmawiałam z chłopakiem, który stał na recepcji. Podałam mu banknoty, a on zaprowadził mnie do sali z jacuzzi. Ustawił tryb i powiedział, że wróci za godzinę. Podziękowałam, położyłam ręcznik na ziemi i weszłam do ciepłej wody. Tego mi było trzeba. Jeszcze przydałby mi się masaż. Spojrzałam na swój brzuch. Blizna była jeszcze widoczna. Nie tak jak na początku, ale jednak była. Dobrze, że Leon o nią nie pytał. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o specjalny zagłówek.

    Poderwałam się, gdy usłyszałam kroki. W drzwiach stał Leon. Usiadłam z powrotem w jacuzzi.

- Wystraszyłeś mnie.

- Nie chciałem. Za ile wychodzisz?

- A która jest?

- Czternasta piętnaście.

- To jeszcze pół godziny. Dołączysz?

- Nie, nie wziąłem kąpielówek. Przyszedłem zobaczyć czy wszystko w porządku.

- Jasne. Musiałam się odstresować.

- Rozumiem - mężczyzna podszedł do mnie i ukucnął. Jego twarz znajdowała się na wysokości mojej głowy. Wstałam, odwróciłam się do niego przodem i usiadłam na nogach.

- Na pewno nie chcesz wejść? - spytałam ponownie.

- Na pewno. Wracam do pokoju - dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Chciałam, żeby mnie pocałował, ale widocznie traktował poważnie moje słowa, że ma poczekać do końca akcji. To dobrze. Nie możemy się dekoncentrować.

     Po pół godzinie wyszłam, wytarłam się, owinęłam ręcznikiem i poszłam do pokoju. Gdy już miałam otworzyć drzwi, z pokoju obok wychylił się Morales.

- Marta? - spojrzał na mnie. Jego wzrok powędrował na mój biust a później niżej na nogi. - Właśnie miałem do was iść - zreflektował się i spojrzał mi w oczy.

- Coś poważnego?

- W sumie, chciałbym porozmawiać tylko z tobą.

- Okej. Wpuść mnie.

- Tak? - wskazał dłonią na mój strój.

- Przeszkadza ci?

- Nie.

- Umiesz trzymać łapy przy sobie?

- Tak.

- To mnie wpuść i gadaj o co chodzi - przeszłam obok niego i usiadłam na łóżku. - Co jest?

- Dzwonił mój kumpel. Był na spotkaniu zorganizowanym przez Wasyla. Podniósł nagrodę. Teraz twoja głowa jest warta pół miliona.

- Ile? Pół miliona? Jak to? Przecież nie pracowałam dla niego długo. Nie zdążyłam się wdrożyć.

- Jest jeszcze jedna wiadomość.

- Gorzej już być nie może. Jaka?

- Jeśli ktoś przyniesie mu twoją i moją głowę do połowy października, dostanie półtora miliona złotych.

- Cholera jasna - wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. - Został trochę ponad tydzień.

- Marta, nie mogę się skupić jak tam chodzisz po moim pokoju w samym bikini - Morales wskazał na mnie. Co mu przeszkadzało w moim białym stroju? Nie kumałam. Wyszłam od Moralesa i weszłam do naszego pokoju.

- Już? - Leon miał na kolanach laptop.

- Tak - weszłam do łazienki, zdjęłam kostium i owinęłam się ręcznikiem. Wzięłam z szafy legginsy, top, trampki i wróciłam do łazienki. Szybko się wykąpałam. - Zaraz wrócę.

- Gdzie idziesz? - mężczyzna podejrzliwie uniósł jedną brew.

- Do Moralesa - wyszłam nie mówiąc nic więcej. Weszłam do sąsiedniego pokoju. Pablo podniósł oczy znad smartfona i zlustrował mój strój.

- Dużo lepiej.

- Daj mi pomyśleć - zamknęłam oczy i dotknęłam prawej skroni. Po chwili otworzyłam oczy. - Jeśli zabójcy nie przykładali się zbytnio do znalezienia nas, teraz będą robić wszystko, żeby zgarnąć kasę tylko dla siebie.

- Co robimy?

- Nie możesz już więcej śledzić Leona. Jestem pewna, że po Katowicach krąży więcej zabójców niż jest klubów nocnych. Cholera, trzeba coś szybko wymyślić. Mogą cię zauważyć

- Wiem o tym - schował komórkę do kieszeni spodni i też wstał. Panowała napięta atmosfera. Nie wiedziałam, co robić. Trzeba coś wymyśleć.

- Leon od dzisiaj musi radzić sobie sam.

- Wiem jakie ryzyko podejmuję śledząc go - Morales podszedł do mnie. - Nie możemy zostawić go samemu sobie. Był w wojsku, ale to było kilkanaście lat temu.

- Tak, był na misjach. Umie to i owo. Poradzi sobie. Chyba. Co robić, co robić - nerwowo chodziłam po pokoju. - Moja przesyłka musi przyjść szybciej. Muszę zadzwonić. Która godzina?

- Trzecia.

- Mamy dwie godziny. Czekaj - wybiegłam z pokoju. - Leon szybko dzwoń do Ramzesa - wpadłam do naszego pokoju.

- Co się dzieje? - wystraszył go mój nerwowy głos.

- Nic, dzwoń - wybrał numer i podał mi telefon. - Ramzes, mówi Tygrysica. Sprawy się komplikują. Potrzebuję tej paczki najpóźniej do siedemnastej. Wiem, dopłacę ci. Tak. Będę czekać. Tak. Dzięki wielkie - rozłączyłam się i oddałam przyjacielowi komórkę i ponownie poszłam do Pabla. Leon nie zdążył mnie o nic zapytać.

- Załatwiłam. Przesyłka dotrze do mnie za półtorej godziny. Wtedy nie będzie konieczne, żebyś go śledził, ale dalej nie będę miała z nim połączenia. Trudno. Będę zmuszona pisać smsy. Ściemni Weronice, że to ze strzelnicy. Nie ma innej opcji. Dzisiaj nie wychodzisz. Zostajesz ze mną i obserwujesz spotkanie.

- Jak chcesz. Ty tu rządzisz, to twoja akcja.

- Cholera jasna. Najpóźniej we wtorek ma być po akcji rozumiesz? Leon musi tak wszystko w weekend zorganizować, żebym we wtorek weszła i pif - paf, załatwiła ich.

- Mówimy mu?

- Nie może się dowiedzieć o niebezpieczeństwie, które grozi mnie i tobie. Musi wykonywać robotę tak, jak do tej pory. Powiem mu, że we wtorek musimy wszystko zakończyć. Mam nadzieję, że nie będzie dopytywać.

- Okej. Wracaj do niego, bo jeszcze pomyśli, że mamy romans - puścił do mnie oczko.

- Nawet tak nie żartuj - z kamienną miną wyszłam z pokoju. Otworzyłam drzwi i weszłam do naszego lokum.

- Leon? - mężczyzna odłożył laptop.

- O czym gadałaś z Moralesem?

- Pablo porozmawiał z kilkoma osobami i ustalił, że ludzie Wasyla nadal nas szukają. Leon musisz jutro jechać do jej domu. We wtorek musimy wszystko załatwić.

- Dobrze, postaram się. Co to za paczka ma przyjść?

- A właśnie. To będzie taki mały gadżet dla ciebie. Powinien być za mniej więcej godzinę.

- Dobrze. Chodź tutaj, obejrzymy coś - posłusznie położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w ekran telewizora.

     Wzdrygnęłam się na dźwięk telefonu. Chyba mi się przysnęło. Sięgnęłam ręką do aparatu hotelowego.

- Słucham? - dzwonił chłopak z recepcji. - Tak. Już idę. Dziękuję - odłożyłam słuchawkę. - Przyszła paczka. Zawołaj Moralesa, jeśli możesz - wstałam, wzięłam sto złotych z portfela i zeszłam na dół.

- Jakiś młody chłopak przed chwilą przyniósł to dla pani. Powiedział, że tylko do rąk własnych mam oddać.

- Bardzo ci dziękuję. To za fatygę - podałam mu banknot a w zamian dostałam pudełko. Weszłam schodami na trzecie piętro i otworzyłam drzwi pokoju. Morales już był. - Chłopaki. Kolega załatwił mi coś, co bardzo przyda się Leonowi - odpakowałam przesyłkę. W środku było małe pudełeczko i instrukcja obsługi. - Leon, otwórz pudełeczko - podałam mu przedmiot.

- Co to? - mężczyzna podniósł ostrożnie wieczko. - Soczewki? - zdziwił się i spojrzał na mnie, jakbym z wariatkowa uciekła.

- Tak. To są soczewki najnowszej generacji. Gdy je założysz i mrugniesz szybko dwa razy uruchamia się kamera. Nagrywa obraz i przekazuje mi na laptop w czasie rzeczywistym. Gdy uznasz, że coś cię bardzo zainteresowało, możesz zrobić zdjęcie. Wtedy mrugasz jednym okiem, jakbyś puszczał oczko. Obojętnie którym. Kamera wtedy się stopuje, robi zdjęcie i ponownie nagrywa. Zrozumiałe?

- Chyba tak. Więc mam założyć soczewki i wszystko, co będę widzieć ja, będziesz widzieć też ty? Dobrze rozumiem?

- Tak. Razem z Moralesem będziemy cię obserwować.

- Pablo nie wychodzi w teren?

- Nie. Dzisiaj jesteś zdany na siebie. Nie przewiduję żadnych kłopotów dzisiejszego wieczoru.

- No dobrze - Leon nieufnie przyglądał się soczewkom.

- Idź się wykąp, wyperfumuj się, ubierz i wróć do nas - podałam mu ubrania z szafy i wepchnęłam do łazienki. Gdy usłyszałam szum wody, usiadłam na łóżku i zamknęłam pudełeczko.

- Zadziała? - spojrzałam na Moralesa.

- Tak. Podaj mi tamtą kartkę - pokazałam na pudełko. Mężczyzna dał mi kawałek papieru. Ramzes przysłał mi instrukcję, jak aktywować soczewki. Sprawdziłam swoją pocztę. Wysłał mi linka z programem. Wystarczyło go otworzyć. Kliknęłam w załącznik. Spojrzałam na kartkę i wpisałam na laptopie sześciocyfrowy kod aktywujący. Postępowałam zgodnie ze wskazówkami i po dwudziestu minutach wszystko już było gotowe.

- Działa?

- Zaraz się przekonamy.

     Leon wyszedł z łazienki wyszykowany na spotkanie. Machnęłam ręką, żeby do mnie podszedł. Podałam mu pudełeczko. Leon wspomagając się lusterkiem założył w końcu obydwie soczewki. Mrugnął szybko dwa razy. Spojrzałam na laptop. Na ekranie pojawił się obraz. Wszystko działało. Byłam drugą parą oczu Leona.

- Działa. Widzę wszystko to, co ty. Bez obaw. Nie widać, że masz na sobie soczewki. Mają zasięg do stu kilometrów. Gdy będziesz znajdował się od laptopa więcej niż sto kilometrów, obraz zniknie.

- Okej, no to ruszam na podbój - mężczyzna uśmiechnął się. Tym razem założył srebrną bransoletę i wyszedł.

- Oby się wszystko udało - Pablo usiadł obok mnie i razem obserwowaliśmy obraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro