Rozdział 39
LEON
Starałem się dyskretnie rozejrzeć. Chciałem, żeby Marta z Pablem jeszcze raz zobaczyli rozkład salonu i kamery. Po kilku minutach Weronika wróciła do mnie. Podała mi kieliszek białego wina. Spróbowałem. Wytrawne, smakowało wanilią. Kobieta usiadła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
- Lubisz chińskie jedzenie?
- Jasne.
- To dobrze, bo przygotowałam kurczaka po syczuańsku i sajgonki na kolację.
- Brzmi bardzo apetycznie.
- I równie dobrze smakuje - wysunęła kieliszek do przodu. Stuknęliśmy się lampkami i wypiliśmy trochę wina. - Leon?
- Słucham?
- Mam pytanie. Może wybralibyśmy się do Warszawy?
- Do mnie?
- Tak. Chętnie zobaczę, jak mieszkasz. Poza tym bardzo ciekawi mnie, jak wygląda twoja strzelnica.
- Gdy tylko załatwię sprawy związane z bronią, pojedziemy do Warszawy. Jako pierwsza będziesz mogła strzelić z nowej broni.
- Naprawdę? - na twarzy kobiety wykwitł szeroki uśmiech. - Kiedy pojedziemy?
- Myślę, że w tym tygodniu dopnę wszelkich formalności. Może w weekend? - zaproponowałem.
- Może być, wezmę sobie w pracy wolne - kobieta już planowała wyjazd. Trajkotała w najlepsze, a ja tylko jej przytakiwałem. W ciągu pół godziny zgodziłem się przenocować ją w swoim domu, nauczyć ją strzelać, pojechać z nią do galerii w Warszawie, wybrać się z nią na wykwintną kolację i pójść na basen. Dla zdrowia, jak później dodała. - Och, kolacja już pewnie jest gotowa - złapała mnie za rękę i pociągnęła do kuchni. Wyjęła z piekarnika kurczaka i ustawiła na stole. Podała jeszcze sajgonki i zajęliśmy miejsca przy stole.
- Bardzo smaczne. Naprawdę świetnie gotujesz.
- Dziękuję. Dużo gotuję, lubię to - dolałem nam wina. - Testuję dużo nowych przepisów, które pojawiają się w necie.
- No, no. Jak na samouka gotujesz bardzo profesjonalnie - pochwaliłem ją. Dokończyliśmy kolację i z powrotem przeszliśmy do salonu. Telewizor grał w tle, gdy popijaliśmy wino.
Koło dwudziestej drugiej zacząłem się zbierać. Kobieta za specjalnie nie starała się mnie zatrzymać. Byłem ciekaw, o której Wasyl wraca do domu. Skoro zbierałem się o dziesiątej to może wracał niedługo potem? Jeśli tak, to może nie przystać na moją propozycję.
- Zobaczymy się jutro? - stanęliśmy w drzwiach. - O dwudziestej?
- Jutro o dziewiętnastej mam spotkanie z mężczyzną, od którego kupuję broń - uśmiechnąłem się przepraszająco. - Nie wiem, o której się skończy.
- O dziewiętnastej? Tak późno?
- Powiedział mi, że wcześniej nie da rady, bo ma spotkania jeszcze z kilkoma klientami. Zostawił mnie na sam koniec, żeby, jak to powiedział, omówić wszystko na spokojnie. Nie miałem za bardzo nic do gadania.
- Rozumiem.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, to przyjadę zaraz po zakończeniu spotkania. Myślę, że nie będzie długo trwało, chociaż z tego, co mówił mi kolega, ten gościu lubi najpierw przez godzinkę czy dwie opowiadać o swojej firmie, a dopiero później przechodzi do interesów - rozłożyłem bezradnie ręce. - Będziesz bardzo zła, gdy zjawię się pod twoimi drzwiami po dwudziestej pierwszej? Spróbuje wszystko szybko załatwić.
- Ależ skąd. Nawet jakby spotkanie skończyło się o dwudziestej drugiej, to wpadnij na kilka minut. Chociaż powiem ci dobranoc - kobieta przysunęła się i złożyła pocałunek na moim prawym policzku. Pożegnałem się z nią i wróciłem taksówką do hotelu.
✩✩✩✩
- No więc tak... - usiadłem na krześle, które do tej pory zawsze zajmował Pablo. Teraz razem z Martą siedzieli na łóżku, więc z braku opcji usiadłem przy biurku. - Pewne jest, że Wasyl wraca do domu w nocy albo nad ranem...
- O czym gadaliście? - dziewczyna przerwała mi bezceremonialnie i utkwiła swoje piwne oczy w moich.
- Zaproponowała mi wyjazd do Warszawy. Dokładniej ujmując, zasugerowała, że wróci ze mną do Warszawy. Chce się u mnie zatrzymać i pójść na strzelnicę.
- Kiedy?
- Zaproponowałem weekend. Powiedziałem, że do tego czasu powinienem uporać się z kupnem broni sportowej.
- Dobrze, ona nie dotrwa weekendu.
- Coś jeszcze? - wtrącił się Pablo.
- Chyba nie. Głównie gadaliśmy o tym wyjeździe. Była podekscytowana - podrapałem się po karku. - No tak. Spotkanie - uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. - Wkręciłem jej, że mam spotkanie biznesowe o dziewiętnastej i nie wiem, o której się skończy. Uprzedziłem, że może to być po dwudziestej pierwszej, ale bez wahania zgodziła się, żebym wpadł na parę minut.
- To dobrze. Pablo zajmij się wywabieniem Wasyla z klubu. Najpóźniej o dwudziestej pierwszej piętnaście ma być pod domem. Pojedziemy autem Leona do Gródkowa. Zaparkujemy jakieś pięćset metrów od domu. Są tam jakieś krzaki?
- Są, spokojnie możemy się ukryć w zaroślach.
- To dobrze. Punkt dwudziesta pierwsza kamery w całym domu przestaną działać. Włączą się z powrotem o dwudziestej drugiej. Będziemy mieć tylko godzinę. Powinniśmy zdążyć.
- Jasna sprawa. Obgadamy jutro szczegóły. Teraz idę spać - Pablo wstał z łóżka. - Wy też powinniście - puścił do mnie oczko i zniknął na korytarzu.
Spojrzałem na Martę a ona tylko się roześmiała. Rozebrałem się i położyłem obok niej. Dziewczyna przytuliła się do mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Pocałowałem ją w czoło i zamknąłem oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro