Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Matko, Miriam nic ci nie jest? Myślałem, że zrobisz unik, inaczej bym nie wyprowadził takiego mocnego ciosu - podszedł do mnie i uklęknął. Podwinął mi bluzkę do góry. Na boku miałam już niezłego siniaka. - Cholera, możesz wstać? - pomógł mi się podnieść.

- Nic mi nie jest - zapewniałam go, ale ledwo chwytałam powietrze. - Usłyszałam coś na zewnątrz - próbowałam uspokoić oddech. Rozejrzałam się niespokojnie, gdy ponownie coś usłyszałam. Głuchy odgłos.

- Zostań tu, rozejrzę się i wrócę - Sergiej pewnym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Przeszłam pod ścianę i oparłam się o nią. Dotknęłam boku i syknęłam z bólu. Przyłożę sobie coś zimnego i będzie okej, pomyślałam w duchu. Po mniej więcej dziesięciu minutach Sergiej stanął w drzwiach.

- Problem rozwiązany. Chodź, pomogę ci - objął mnie w talii i wyszliśmy z piwnicy. Usiadłam na krześle w kuchni, a mężczyzna podał mi zimne mięso zawinięte w ściereczkę. Podwinęłam bluzkę i przyłożyłam do boku. Zacisnęłam zęby.

- Co się stało? Gdy wyszedłeś?

- Odwiedził nas pewien chłopak. Groził, że nas pozabija, jeśli mu cię nie oddamy po dobroci. Chyba nie wiedział, że pcha się w prosto w paszczę lwa. No cóż. Już nam nie grozi - wzruszył ramionami.

- Zabiłeś go - powiedziałam spokojnie. - Kto to był?

- Ten sam, który dosypał ci proszek w klubie.

- Śledził nas? To chyba niemożliwe.

W tym momencie do kuchni wszedł Olek i powiedział coś po ukraińsku. Podał koledze mały przedmiot i wyszedł. Sergiej położył mały metalowy przedmiot na stole.

- Nadajnik? - zapytałam na co przytaknął. - Niech zgadnę. Był zamontowany pod moim wozem, ty go nie sprawdziłeś i doprowadziliśmy chłopaka aż tutaj.

- Niestety tak - przyznał mi rację. - Cholera, taki dziecinny błąd.

- Ustaliłeś kim on był? - zapytałam obracając mięso na drugą stronę. Wyjął z kieszeni telefon i napisał smsa. Po chwili dostał odpowiedź.

- Paweł Tomaszewski, lat osiemnaście. Nigdy nie notowany. Mieszka w Katowicach z babcią, rodzice zginęli w wypadku samochodowym pięć lat temu. Coś ci to mówi? - oderwał wzrok od smartfona. Pokręciłam głową. Nie słyszałam nigdy tego nazwiska. Nie mogłam słyszeć, skoro nie jestem nawet z tej części Polski.

- Pytanie teraz, kto go wynajął. Sam nie mógł niczego skombinować. Po pierwsze nie zna mnie a ja jego, niemożliwe, żeby kiedykolwiek o mnie słyszał. Po drugie nieprawdopodobne, żeby sam załatwił broń. Może ją ukradł, ale w to też bardzo wątpię - przerwałam swoje przemyślenia. - Co dokładnie mówił?

- Gdy mnie zobaczył powiedział dokładnie "nie będzie dla was pracować. Oddajcie ją mi, a nikomu nic się nie stanie".

- Więc nawet nie wiedział jak mam na imię ani jak się do mnie zwracać. Ewidentnie ktoś go wynajął i nie wyjawił mu wszystkich szczegółów. Chyba, że sam pracodawca nie wie kim jestem.

- Sprytnie. Dobrze kombinujesz. Zawiadomiłem o tym Wasala. Też uważam, że ktoś go wynajął. A konkretniej, ktoś z naszych rywali.

- Kurczę to w tej branży macie konkurencję?

- Jasne, jest wiele osób, które chcą przejąć zlecenia. I dbają o dobrą reklamę. Oczywiście wśród wtajemniczonych.

- A więc nie będzie mi się łatwo wybić na rynku.

- Jak żebro? - Sergiej momentalnie zmienił temat. Widziałam, że szczerze się o mnie martwi.

- Naprawdę nic mi nie jest - położyłam mięso na blacie. - Już lepiej.

- Na pewno? - zapytał z podniesionymi brwiami. Wstał bez słowa i podszedł do mnie. Spojrzał na siny bok, pokręcił głową i nacisnął palcem bolące miejsce. Nie byłam w stanie pohamować krzyku.

- Kurwa zwariowałeś?! - wrzeszczałam na niego jednocześnie trzymając się za bok. W progu momentalnie pojawił się Olek.

- Usłyszałem krzyk - powiedział płynnie po polsku. Spojrzał najpierw na mnie, a później na kolegę. Wstałam z krzesła i z grymasem bólu na twarzy próbowałam się wyprostować.

- To nic się nie stało?

- Stało. Masz pojebanego kolegę - odparłam i przytrzymując się ściany wyszłam z kuchni i poszłam na górę.

     Przeszukałam cały pokój w poszukiwaniu apteczki. Znalazłam ją w łazience w szafce za lustrem. Owinęłam ciasno bandażem żebra, założyłam top i poszłam na siłownię. Może podczas ćwiczeń nie będzie mnie tak boleć.

      Usiadłam na siedzeniu i złapałam rękoma rączkę. Zaczęłam przyciągać ręce do klatki piersiowej. Zamknęłam oczy. Żebra dawały o sobie znać przy każdym wydechu. Może jednak miałam je stłuczone. Zacisnęłam oczy tak mocno, że po policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nie przestawałam wykonywać ćwiczenia. Po chwili otarłam łzy i przeszłam na ławeczkę. Nałożyłam po dziesięć kilogramów z każdej strony sztangi. Położyłam się i chwyciłam rękoma rurkę z ciężarkami. Zdjęłam ją z haczyków. W pierwszej chwili prawie mnie przygniotła, ale zmobilizowałam wszystkie swoje siły i podniosłam ją i opuściłam. Żebro bolało, czułam, że więcej mogę nie wytrzymać, ale nie przerywałam. Tylko dziesięć powtórzeń, obiecałam sobie w myślach. Liczyłam po cichu każde podniesienie, dopóki nie usłyszałam otwieranych drzwi.

- Kurwa zwariowałaś? Co ty robisz?! - Sergiej szedł, a raczej biegł w moją stronę. Zrobiłam ostatnie powtórzenie i w tej chwili mężczyzna wyrwał mi sztangę z rąk i zawiesił na haczykach. - Jesteś niepoważna? - gdyby wzrok mógł zabijać, z pewnością już bym z tej ławki nie wstała.

- Ćwiczę tylko - usiadłam i uśmiechnęłam się lekko. Wstałam i chciałam odejść, ale mężczyzna złapał mnie za nadgarstek uniemożliwiając tym samym dalszą wędrówkę. - Coś dzisiaj jeszcze będziemy robić czy mogę łaskawie się oddalić?

- Idź- jego oczy pociemniały z wściekłości. Puścił mnie gwałtownie i wyszedł. Przeszłam do swojego pokoju i wzięłam gorący prysznic. Nie ma to jak odprężyć się po dniu pełnym wrażeń. Owinęłam się szlafrokiem i położyłam na łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro