Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Otworzyłam oczy. Uniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Zbliżał się już wieczór. Prawie krzyknęłam, gdy zobaczyłam przy biurka Olka. Nie spodziewałam się go tutaj. Przypomniałam sobie, że jestem jedynie w szlafroku i zaciągnęłam jego poły bardziej.

- Coś się stało? Gdzie Sergiej? - rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu. Byliśmy sami.

- Nic się nie stało. Pojechał coś załatwić. Przyszedłem sprawdzić czy wszystko w porządku bo się nie odzywałaś - patrzył na mnie uważnie, jakby chciał przewidzieć mój następny krok. Wstanę, zostanę na łóżku. Może jest jakimś zboczeńcem, który myśli, że za chwilę będziemy uprawiać seks w moim łóżku.

- Wszystko jest w porządku, dziękuję - wstałam, żeby przejść do garderoby. Trzymałam ręce na piersiach, tym samym przytrzymując cieniutki, satynowy szlafrok.

     Olek zastąpił mi drogę. Nie mogłam wejść do garderoby się ubrać. Ukrainiec taksował mnie wzrokiem od dołu do góry. Dłużej zatrzymał się na moich piersiach, by po chwili spojrzeć mi w oczy.

- Chciałabym się ubrać - próbowałam go wyminąć, ale przesunął się i na powrót zasłonił mi drogę.

- Tygrysica tak? Nigdy o tobie nie słyszałem, a muszę ci powiedzieć, że mam taką jedną zasadę. Kosztuję wszystkie nowości - oblizał bezczelnie swoje usta. Jednak się nie pomyliłam. Nie ma opcji, żeby jakiś podrzędny ochroniarz próbował mnie napastować.

- Ja nie jestem towarem, żeby mnie próbować - chciałam go ponownie wyminąć, ale był wyższy ode mnie i zdecydowanie szerszy w pasie. Złapał mnie mocno za nadgarstek.

    Szybkim ruchem złapałam jego dłoń drugą ręką i wykręciłam do tyłu. Uderzyłam kolanem w plecy i mężczyzna uklęknął. Pchnęłam go i uderzył nosem o posadzkę. Tak, jak uczył mnie Sergiej. Wyminęłam go pospiesznie, ale on zdążył się otrząsnąć i złapał mnie za kostkę. Padłam jak długa na lśniące, dębowe panele. Kopnęłam jego dłoń próbując się wyswobodzić. Niewygodnie było mi walczyć w szlafroku, nie mówiąc już o tym, że co się napatrzył to jego. Nie przewidziałam, że będę musiała zrywać się ze snu i walczyć ze swoim ochroniarzem. Zasnęłam jedynie w szlafroku, nawet nie założyłam piżamy.

    Olek podnosił się z ziemi. Jednym mocnym kopnięciem uwolniłam się, podniosłam i wybiegłam z pokoju. Zbiegłam po schodach i dopadłam drzwi frontowych. Przekroczyłam próg i rozejrzałam się w poszukiwaniu swojej beemki. Nigdzie jej nie było. Cholera. Pewnie Sergiej ją zabrał.

- Wracaj tu suko! - obejrzałam się przez ramię. Olek zbiegał już po schodach. Miałam tylko parę sekund przewagi.

    Nie myśląc długo wypadłam na zewnątrz i pobiegłam w stronę rzeki. Teraz uświadomiłam sobie, że jestem bez butów. Szlag by to. Trawa kłuła moje bose stopy. Biegłam ile sił w nogach. Nie oglądałam się za siebie. Na rzece nie było żadnej łódki, motorówki. Nie było nic. Ostatnią nadzieją była szopa. Mam nadzieję, że znajdę tam coś przydatnego. Wystarczy mi kij. Dystans między mną a Olkiem skracał się zbyt szybko. Dopadłam do drzwi szopy i uderzyłam w nie barkiem raz i drugi. Po trzecim razie ustąpiły i wpadłam do środka. Stanęłam jak wryta. W szopie stały regały po sam sufit wypełnione bronią. Krótka, karabiny, snajperki. Wszystko. Kątem oka zauważyłam nawet granatnik.

    Tak zaskoczył mnie widok arsenału, że zapomniałam o Ukraińcu. Poczułam silne uderzenie między łopatkami i padłam twarzą na ziemię. Zdążyłam tylko obrócić głowę w bok, żeby nie uszkodzić nosa. Upadłam na prawy policzek, aż mnie zapiekł.

- Nie ruszaj się, to nie będzie boleć - włożył mi palec pod żebra, które mnie bolały. Poczułam rozdzierający ból, ale teraz myślałam tylko o tym, żeby się uwolnić.

    Poczułam jak jego nabrzmiały członek naciska na moje podbrzusze. Leżał na mnie całym swoim ciałem, więc nawet nie potrzebował rąk, żeby mnie obezwładnić. Jedną dłonią odsunął mi szlafrok i jego oczom ukazał się mój nagi biust. Uśmiechnął się obleśnie i zacisnął dłoń na prawej piersi. Czułam jak jego druga dłoń odsłania szlafrok i wędruje do mojej cipki. Zaczął wkładać mi palce do środka.

    Wierzgałam nogami próbując się wyrwać. Chyba stracił koncentrację, bo udało mi się wyrwać jedną rękę spod jego olbrzymiego ciała. Zacisnęłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam go w nos. Olek zawył przeciągle i złapał się za złamany nos. Poczułam się trochę pewniej, więc uderzyłam jeszcze raz. Nie zasłonił się. Zszedł ze mnie i podniósł mnie jak szmacianą lalkę. Oberwałam w twarz, a moja głowa odskoczyła w bok. Rzucił mnie na podłogę. Szybko się pozbierałam i kopnęłam go w krocze. Tego na pewno się nie spodziewał.

Wybiegając z szopy, złapałam pistolet z półki przy drzwiach. Miałam nadzieję, że jest naładowany. Biegłam przed siebie nie zważając na to, jak wyglądam. Nawet gdy usłyszałam huk wystrzału nie zatrzymałam się. Poczułam pieczenie w boku. Skurczybyk do mnie strzelił. Pewnie tylko mnie drasnął. Próbowałam biec slalomem. W biegu sprawdziłam broń. Odbezpieczyłam. Kolejny huk. Poczułam przeszywający ból w lewym barku. Trafił mnie, nie miałam wątpliwości. Upadłam na ziemię. Odwróciłam się, wycelowałam i strzeliłam. Nie chciałam go zabijać, bądź co bądź to człowiek Wasyla. Gdybym go zabiła, nie wiem, jakby zareagował.

    Trafiłam go idealnie w rzepkę. Mężczyzna z krzykiem upadł na ziemię i złapał się za kolano. Pomimo bólu w boku i barku podbiegłam do niego, odkopnęłam broń i trzymałam go na muszce w bezpiecznej odległości.

- Miriam! - Nie odwróciłam się, żeby nie stracić z oczu Olka. Czułam jak po lewej ręce spływa krew i skapuje na trawę. - Miriam! Co tu się kurwa dzieje? Usłyszałem strzały. Jesteś ranna - ledwo rejestrowałam słowa Sergieja. Ból w barku stawał się nie do zniesienia. Ledwo trzymałam się na nogach. Chyba traciłam więcej krwi niż myślałam.

- Mogę go zabić? - zapytałam nie spuszczając wzroku z mężczyzny.

- Olka? - Sergiej stanął obok mnie i spojrzał najpierw na mnie, a później na Olka. - Dlaczego jesteś w szlafroku i pod spodem nic nie masz? - podszedł do mnie. Złapał poły mojego szlafroka i zawiązał pasek w talii. Biały materiał na boku przesiąkł już czerwoną barwą.

- Napadł mnie w pokoju. Pobił. Uciekłam do szopy. Chciał mnie zgwałcić. Wtykał mi łapy w... w... Strzelał do mnie dwa razy i kurwa trafił!

- Sergiej kumplu, chyba nie pozwolisz mnie zabić tej małej dziwce. Postrzeliła mnie, a później siebie. Ja jej nic takiego nie zrobiłem. Wszystko sobie zmyśliła. Przecież znamy się nie od dziś - próbował się bronić, ale nie był zbyt przekonujący.

- Olek, wybiorę dla ciebie mniejsze zło - mężczyzna powiedział powoli i wyraźnie, tak aby tamten zrozumiał. Skinął niezauważalnie głową. Wycelowałam broń w głowę Olka, wzięłam wdech i strzeliłam mu między oczy.

- Posprzątasz? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź upuściłam broń na ziemię. Złapałam się za bok prawą ręką, a lewą rękę opuściłam bezwładnie w dół. Powoli poszłam do domu. Z trudem stawiałam kolejne kroki. Ból dawał mi się we znaki coraz bardziej.

    Ukrainiec nie poszedł za mną. Zajął się zwłokami. Weszłam do domu i oparłam się plecami o drzwi frontowe. Zamknęłam oczy i przez chwilę trwałam bez ruchu. I po co mi to było? W całym swoim życiu nie przeszłam tyle, co tutaj w dwa dni. Poszłam do łazienki na parterze, żeby obejrzeć swoje stopy. Nie poraniłam ich, więc jest dobrze. Podeszłam do dużego lustra. Odchyliłam szlafrok. Był już do wyrzucenia. Cały we krwi.

     Tak jak podejrzewałam kula tylko mnie drasnęła w bok. Bark wyglądał dużo gorzej. Obejrzałam się. Kula utkwiła głęboko w ciele. Poszperałam w apteczce. Znalazłam pęsetę i na powrót stanęłam przed lustrem. Zdjęłam szlafrok i rzuciłam go na ziemię.

     Krew spływała na śnieżnobiałe kafelki. Będę musiała tutaj posprzątać, przemknęło mi przez myśl. Próbowałam wyciągnąć kulę, ale nie mogłam jej dosięgnąć. Zajrzałam do apteczki i znalazłam mały skalpel. Jednym zwinnym ruchem rozcięłam skórę wokół otworu. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i majstrowałam chwilę przy dziurze. Pot spływał mi po czole. Nie tyle z bólu, co z wysiłku jaki musiałam włożyć w wyciągnięcie kuli. Wrzuciłam ją do umywalki. Zdezynfekowałam ranę, przycisnęłam gazę i zakleiłam plastrem. Na bok nakleiłam mniejszy plaster i schodami weszłam na piętro. Wzięłam pierwszy z brzegu komplet bielizny i ostrożnie go założyłam. Na tyłek wciągnęłam dżinsowe spodenki i zeszłam na dół.

    W apteczce znalazłam zestaw do szycia. Nawlekłam nitkę na igłę i patrząc w lustro próbowałam prawą ręką siegnąć do rany na lewym barku. Wbiłam igłę w ciało i nacisnęłam mocniej, żeby się przebiła.

- Będziesz tak stać czy mi pomożesz? - odezwałam się bez odwracania głowy. Czułam jego obecność od dłuższego czasu. Sergej podszedł do mnie i zlustrował mnie z góry na dół. Zatrzymał wzrok na krwi wypływającej z dziury po kuli. - Mógłbyś mnie zszyć?

- Usiądź na ubikacji - poinstruował. Zrobiłam, co kazał i mężczyzna zabrał się do roboty. Zacisnęłam zęby. Adrenalina opadła i zaczęłam odczuwać coraz większy ból w barku. - Już kończę - zapewnił, gdy zobaczył mój grymas.

- Pozbyłeś się Olka? - zapytałam najnormalniej w świecie, jakbym pytała go czy wyniósł śmieci.

- Tak. Skończone. Posprzątam.

- Sama to posprzątam - odparłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Poczekaj. Zszyłem ranę, założę ci jeszcze bandaż - obandażował mi bark. Wstałam i znalazłam ścierkę. Wytarłam podłogę i rzuciłam ścierkę do kabiny prysznicowej.

- Masz zapalniczkę? - podał mi. Zapaliłam i podpaliłam szmatkę. Gdy się spaliła do końca, odkręciłam kurek i zgasiłam resztki, które spłynęły do odpływu. - Oddaję - położyłam zapalniczkę na wyciągniętej dłoni mężczyzny. - Zgłodniałam. Mamy jakiś fast food w lodówce? - zapytałam kierując się w stronę schodów.

- Tak. Lasagne - usłyszałam za sobą. Weszłam do kuchni i operując jedną ręką wstawiłam lasagne do piekarnika. Nalałam sobie soku i usiadłam przy stole. Sergiej zajął miejsce naprzeciwko mnie. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. Upiłam łyk.

- Możesz przestać? - spojrzałam na niego spod ściągniętych brwi.

- Ale co?

- Gapić się.

- Przepraszam - wydukał i złożył dłonie na stole i patrzył na nie. Po chwili nie wytrzymał i jego wzrok powędrował na mnie. - Jak się czujesz?

- Dobrze, trochę bark boli.

- Pytam jak się czujesz po tym, jak zabiłaś Olka.

- Wyśmienicie - odparłam z lekkim uśmiechem. Nie spodziewałam się tego, ale nawet nie miałam wyrzutów sumienia. Odłożyłam szklankę. - Wiesz, ile czekałam na taką chwilę? Zabić człowieka bez żadnych konsekwencji. Przy okazji, dzięki, że posprzątałeś tam, nad rzeką.

- Matko dziewczyno. Skąd ty się urwałaś? Ja gdy zabiłem pierwszy raz, opróżniłem chyba cały żołądek zaraz po akcji. A ty nic. Nawet nie mrugnęłaś okiem. Zadziwiające. Jesteś pewna, że nikogo wcześniej nie zabiłaś?

- Raczej bym pamiętała - odparłam bez większego zaangażowania. - Dzisiaj był mój pierwszy raz. A tak przy okazji, co to ma się za składzik broni hm? - wpatrywałam się wyczekująco w mężczyznę. Obserwowałam go swoimi błękitnymi oczami.

- Nie rób tak.

- Jak? - zapytałam niewinnie. Czyżby nie podobał mu się mój wzrok? Niemożliwe.

- Nie patrz tak na mnie. Od tego robi mi się gęsia skórka.

- Uważasz, że mam nie ładny kolor oczu? - podparłam głowę na ręce i wykrzywiłam usta w smutku. Mężczyzna otworzył szerzej oczy.

- Tego nie powiedziałem - próbował bezpiecznie się wymigać. - Powiedziałem tylko - zaczął ostrożnie - że masz bardzo lodowaty wzrok. To... to dobrze - zająknął się.

- Daj spokój, tylko się zgrywam - uśmiechnęłam się i wstałam, żeby wyjąć lasagne z piekarnika.

- To jakiś sposób na odreagowanie?

- Powiedzmy - postawiłam przed nim talerz z kolacją. - Smacznego osiłku - szybko pochłonęłam swoją porcję dania. Wypiłam resztę soku i wstawiłam naczynia do zmywarki. Po chwili Sergiej zrobił to samo.

- Co będziesz robić?

- Poleżę, przeczytam wiadomości. Pójdę spać - przerwałam. - Sergiej?

- Hm?

- Zostajesz na noc w domu?

- Tak.

- To dobrze. Mam nadzieję, że nie będziemy mieć żadnych nieproszonych gości, ale chciałabym się wyspać.

- Nie martw się. Możesz spać spokojnie, będę cię pilnować.

- Gdzie masz pokój?

- Naprzeciwko twojego. Muszę być blisko, gdyby coś się działo - wyjaśnił, gdy zobaczył moje podniesione brwi. Posłałam mu uśmiech mówiący "ach tak?" i wyszłam z kuchni.

     Podobał mi się. Do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Weszłam na pierwsze piętro. Zamiast do siebie otworzyłam drzwi naprzeciw. Wnętrze różniło się od mojej sypialni. Urządzone było staromodnie. Wielkie mahoniowe biurko pod jedną ścianą. Łóżko podwójne z zagłówkiem pod drugą. Telewizor taki jak u mnie. Na oknach rolety. Ściany beżowe idealnie współgrały z panelami. Usiadłam na łóżku. Koło drzwi stał wielki regał z książkami. Podeszłam i przeczytałam kilka tytułów. Praktycznie same kryminały albo horrory.

    Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Sergiej. Zauważył mnie i zrobił zaskoczoną minę. Podeszłam do niego, położyłam mu rękę na karku i zbliżyłam jego głowę do mojej. Pocałowałam go. Tego na pewno się nie spodziewał, ale oddał pocałunek. Ułożył swoje dłonie na mojej talii, by po chwili mnie podnieść i położyć na łóżku.

- Nie powinniśmy - powiedział mi do ucha.

- Przestań gadać - odparłam pewnym głosem i ponownie go pocałowałam.

    Błądziłam ręką po jego torsie. Gdy zaczął całować mnie po szyi jęknęłam. Schodził coraz niżej. Nadal miałam na sobie tylko stanik, więc nie miał problemu, żeby dosięgnąć ustami moich piersi. Uniosłam się lekko, a mężczyzna odpiął biustonosz, zdjął go uważając na bark i rzucił go na podłogę. Pieścił moje piersi a ja zamknęłam oczy i na moment przestałam myśleć o tym, jaki zawód sobie wybrałam, i że dzisiaj zabiłam człowieka. Pomógł mi się odprężyć.

     Otworzyłam oczy. Sergiej bardzo starał się uważać na mój bark i żebro. Ostrożnie zdjął mi spodenki i pozbył się swojej koszulki. Teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo go pragnęłam. I pomyśleć, że poznałam go zaledwie kilka dni temu. Włożył dłoń pod moje majtki. Przygryzłam wargę. Zdjął swoje spodnie i moją bieliznę. Błądziłam ręką po jego członku. Sergiej nie zwlekał dłużej.

      Ostrożnie przysunął się do mnie i po chwili poczułam go już w sobie. Zaczął powoli i ostrożnie, ale po kilku sekundach już śmiało poruszał się we mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści i odchyliłam głowę do tyłu. Był w tym całkiem niezły. Podpierając się na rękach ostrożnie zaczął całować mój brzuch, nie przestając poruszać się we mnie. Dotarł do piersi i przygryzł moją brodawkę. Jęknęłam. Prawą dłoń położyłam na jego plecach i kreśliłam na nich nieznane wzory. Poruszał się we mnie coraz szybciej, dopóki oboje nie osiągnęliśmy orgazmu. Położył się obok mnie ciężko dysząc.

- Jesteś niesamowity - pochwaliłam go, gdy tylko unormowałam oddech.

- Nie powinniśmy byli tego robić - usłyszałam, co kompletnie mnie zaskoczyło. Uniosłam się i spojrzałam w jego oczy.

- No chyba nie powiesz teraz, że to był błąd - nie wierzyłam własnym uszom. Przeleciał mnie, a teraz mówi, że nie powinien? Może od początku miał taki zamiar. Chodziło tylko o zaliczenie kolejnej dupy. Jego milczenie uznałam za potwierdzenie moich słów. Wstałam, zabrałam rzeczy i przeszłam do swojego pokoju.

     Rzuciłam ubrania na krzesło i weszłam do łazienki. Ostrożnie się umyłam, żeby nie zamoczyć bandaża. W garderobie znalazłam czystą bieliznę i spodenki. Ułożyłam się wygodnie na łóżku. Byłam wściekła, nie mogłam zasnąć, chociaż usilnie próbowałam. Wstałam i poszłam na siłownię. Wsiadłam na rowerek i pedałowałam, pedałowałam, ale nie mogłam ucieć. Nie teraz. Mam jasno określony cel. Zostanę płatnym zabójcą. Spróbowałam jeszcze swojej siły w podnoszeniu hantli. Nie chciałam nadwyrężać barku, więc podnosiłam hantle tylko prawą ręką.

- Miriam - odwróciłam się. W drzwiach stał Sergiej. Ubrany. - Co ty do cholery robisz?

- Ćwiczę - odparłam spokojnie i kontynuowałam nie zważając na jego morderczy wzrok.

- Przestań, Jeszcze coś sobie zrobisz - odebrał mi hantle i odłożył na miejsce. Nie czekając na niego wyszłam z siłowni. - Zaczekaj - złapał mnie za nadgarstek. - Nie miałem nic złego na myśli, gdy...

- Gdy skończyłeś mnie bzykać? - weszłam mu w słowo. - Faktycznie nic złego - machnęłam ręką. - Od teraz łączą nas tylko interesy. Masz mnie wyszkolić - przypomniałam mu.

- Pamiętam o tym bardzo dobrze - zacisnął zęby.- Rzecz w tym, że ja nie chcę, żebyś została zabójcą.

- A to niby czemu?

- Spodobałaś mi się, a to że uprawialiśmy seks tylko potwierdził, że nie jesteś mi obojętna. Dawno nie miałem żadnej kobiety. Nie takiej, jak ty. Nie chcę bać się o ciebie, gdy będziesz wypełniać swoje zadanie. Nie chcę oglądać cię poobijanej i posiniaczonej. A w końcu, nie chcę widzieć cię martwej - patrzył mi głęboko w oczy. Prawie się wzruszyłam.

- Spoko, szybko nie umrę - wyrwałam się i poszłam do pokoju. Przykryłam się kołdrą i w końcu zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro