Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Ten dzień miał być początkiem mojego nowego życia. Początkiem wszystkiego co dobre, a końcem tego co złe. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. W życiu nie ma tak, że jak trafi ci się dużo przykrości to tyle samo otrzymasz dobroci. Niestety, ale tak nie ma. Pakowałam swoją torbę myśląc o nowej sytuacji gdy do środka weszła lekarka z ciotką.

 - O to twój wypis. Jeśli chodzi o twoje wyniki to są w porządku. Noga już nie musi być w gipsie. Tylko proszę uważaj na głowę. Czaszka nie jest do końca zrośnięta. - powiedziała lekarka

 - Dziękuje - westchnęłam

 - Powodzenia, wiem że sobie poradzisz. Jesteś dzielną dziewczyną - odpowiedziała uśmiechając się przy tym

 - Na pewno sobie poradzi - ciotka uprzedziła moją odpowiedź

- Może i tak... - szepnęłam - Do widzenia, dziękuje za pomoc - mówiąc to wzięłam torbę i wyszłam chwiejnym krokiem z sali.

Nie chciałam mówić dla lekarki, że wcale nie jestem silna. Jakbym była to powiedziałabym dla wszystkich co mnie dręczy. Co nocne koszmary i wyrzuty sumienia... Trzeba mieć odwagę by przyznać się do słabości, a ja niestety w tamtym momencie jej nie miałam.

...

 Obudziłam się w samolocie. Na lotnisku w Warszawie. Samolot po chwili wylądował i poszłyśmy z ciotką po nasze bagaże oraz do centrum by pokazać paszporty. Po załatwieniu wszystkich spraw związanych z moim pobytem w Polsce zamówiłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do domu ciotki. W trakcie jazdy oglądałam miasto. Było inne niż te w USA, ale to nie znaczy, że było gorsze. Ogromnym minusem było to, że kompletnie nic nie rozumiałam co było napisane na reklamach. Ciocia opowiadała mi co to za ulice, ale szczerze mówiąc nie interesowało mnie to. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że jestem na innym kontynencie w innym kraju. Byłam zagubiona, ale i poczułam pewnego rodzaju ulgę. Wiedziałam, że w tym miejscu powoli rany będą się zabliźnić. Nie będę ich rozdrapywać tak jak bym to robiła mieszkając w tym samym domu co przed wypadkiem. Myślami byłam gdzie indziej, ale poczułam, że taksówka się zatrzymała. Spojrzałam na blok. Był ładny i nowoczesny.

 - No kochana witaj w Warszawie. Teraz chodź na górę do mieszkania. - powiedziała ciotka z entuzjazmem

 - Okej - pozwoliłam sobie na lekki uśmiech

 - No proszę, proszę myślałam, że zapomniałaś już jak się uśmiechnąć - zaśmiała się

 - Bardzo śmieszne - syknęłam

 Po chwili byłyśmy w mieszkaniu, które było ładne. Było przytulnie i zarazem elegancko. Oglądnęłam całe mieszkanie, ale swój pokój zostawiłam na deser.

Był piękny. Bardzo się cieszyłam, że nie był biało - czarny tak jak w moim starym domu. Zawsze marzyłam o takim wyglądzie swojego pokoju. Ciotka o wszystkim pomyślała: w czasie gdy byłam w śpiączce ona remontowała i dekorowała tą sypialnie bym czuła się w niej jak najlepiej. Nie wiedziałam skąd mogła się domyślić, że przeprowadzę się do niej. Możliwe, że myślała tak podświadomie - nie wiedziałam. Drugi raz od wypadku uśmiechnęłam się. Był to krótki i kwaśny uśmiech, ale zawsze to coś. Poszłam po swoją walizkę i jedno pudło by dowiedzieć się co ciocia wzięła z mojego pokoju. Okazało się, że nie było to wiele rzeczy. Tylko trochę ubrań, kosmetyków, książek oraz zdjęcie. Gdy je zobaczyłam początkowo zamarłam. Przedstawiało one całą naszą rodzinę - mnie, mamę, tatę, oraz Sarę. Poczułam, że po moich policzkach płynęły łzy. Lecz nie czułam bólu. Owszem było mi przykro, ale nie aż tak jak dowiedziałam się, że nie żyją. W tamtej chwili pomyślałam, że z czasem kiedyś pogodzę się z ich śmiercią. Nie za rok czy za dwa, ale kiedyś na pewno.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro