[20]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak możecie się spodziewać dzień miną wszystkim bardzo szybko. Thor z Bartonem byli w barze, Steve był na siłowni, Natasha na mieście a Peter z Tony'm w warsztacie.

Godzina w pół do dwudziestej Stark z Parkerem wrócili ja na swoje piętro i zaczęli przygotowywać się do dzisiejszej misji. Peter trochę się denerwował to była jego pierwsza poważna misja. Obaj byli już gotowi mieli jeszcze dziesięć minut więc czekali w salonie na kanapie.

-Spokojne Petey, nie masz się czym denerwować - co chwili Stark uspokajał chłopaka

-A-a jak z-zepsuje cała misje - wyjąkała nastolatek c

-Nic nie zepsujesz, wszystko będzie dobrze

-Jest Pan pewny? - dopytał młodszy

-Tak jestem pewny - powiedział i położył rękę na udzie chłopak

-Nie wystarczająco się mnie dzisiaj na dotykałeś - zaśmiał się Peter patrząc na mężczyznę

-Nie i niegdy nie będzie wystarczająco - odpowiedział mu starszy i powoli zaczął zbliżać się do twarzy nastolatka, teraz dzieliły ich milimetry. Mężczyzna lekko musnął wargi chłopaka który oddał każdy ruch warg mentora.

-Dobra koniec tego dobrego musimy już iść - powiedział Tony i wstał

-D-dobrze - odpowiedział i też wstał

Cała drużyna stała już na dachu czekając na swój transport, każdy teraz dokładnie wiedział co i gdzie ma zrobić. Równo o dwudziestej podleciał quinjet z Fury'm na pokładzie. Wszyscy weszli do środka i zajęli swoje miejsca rozmawiając między sobą.

-Wszyscy napewno wiedza co mają robić? - zapytał ich Nick jak byli nad miejscem docelowym.

Wszyscy pokiwali twierdząca głowami i włożyli słuchawki do ucha dzięki który będą mogli się porozumiewać między sobą.

Pierwszy z samolotu wyskoczył Stark z Peterem na plecach z zaraz po mich Kapitan ze spadochronem. Później Natasha i Clint zjechali na linach i zaraz po nich skoczył Thor ze swoim młotem.

Wszystko poszło tak jak trzeba, no może prawie wszystko a to prawie zawdzięczamy Peterowi który dostał w twarz z tarczy Kapitana oczywiście niechcący. Gdy byli już w samolocie wszyscy opadli na swoje miejsca ze zmęczenia.

-Peter możesz już ściągnąć maskę - oznajmił mu Stark

-Ale ja nie widzę takiej potrzeby zdejmowania jej - odpowiedział chłopak unikając wzroku swojego kochanka

-Nie ma żadnego „ale" ściągaj i już - powiedział ostro Tony

-Ja nie chce - odpowiedział szybko i głośno zwracając przy tym uwagę innych

-Ściągaj albo zaraz sam to zrobię

-Stark ale żebyś go tak przy nas rozbierał - zaśmiał się Barton

-Zamknij się Clint jak nie wiesz o co chodzi - wysyczał w jego stronę miliarder

-Już spokojnie przecież nic takiego nie mowie - bronił się łucznik

-No dobrze - i chwycił maskę - ale nie będzie Pan zły - dopytał niepewnie

-Nie nie będę, albo postaram się nie być

Peter przełkną ślinę i zdjął maskę do końca z głową w dół nie patrząc na swojego mentora. Anthony popatrzył na twarz nastolatka i jak on ma nie być zły jak połowa jego twarzy wyglada jak by przeszła przez nią stado słoni.

-Hmm... Peter możesz mi powiedzieć jak to zrobiłeś - powiedział z mała ilością złości w głosie i wskazał na rozcięty łuk brwiowy i śliwę na pół czoła

-Ja... ja nie wiem - odpowiedział mu po chwili ciszy młodszy i obrócił się tyłem do geniusze

-Patrzą na mnie jak z tobą rozmawiam, i nie kłam bo dobrze wiem ze wiesz jak to zrobiłeś - podniósł lekko głos i tym razem wszyscy patrzyli na niego

-Tony zostaw go - odezwała się pierwsza Natasha

-Nie, nie zostawię w piętek idziemy na bankiet a jego twarz wyglada jakby przeszła przez nią stado słoni - obrzucił się w jej stronę

-Tony ale przecież nic się nie stało a ty jak zawsze robisz z igły widły - odezwała się znowu kobieta - jakby co nałoży mu się  trochę podkładu i pudry i będzie jak nowy - dodała jeszcze

-Dobrze ale czy to złe ze chcę wiedzieć jak mu się to stało - powiedział i usiadł na fotelu obok Petera

-Uderzyłem się pasuje - krzykną chłopak w stronę miliardera - Natasha ma racje jak zawsze robisz z igły widły

-Ale to nie ja wywalam się na prostej drodze - tym razem krzykną Tony - ty nie potrafisz nic zrobić sam, a jak już robisz to albo coś wybucha albo wali - po tych słowach w oczach Petera pojawiły się łzy które powoli spływały mu po policzku, chłopak nie odezwał się od końca drogi chociaż Natasha coś do niego mówiła żeby się nie przejmował, bo Tony tak nie sądzi tylko był bardzo zły i powiedział to pod wpływałem emocji.

Gdy wylądowali na dachu Peter wyleciał jako pierwszy, założył maskę i zeskoczył z wieży i poleciał zahaczając o sąsiednie budynki.

-Stark powinieneś za nim polecieć - odezwała się rudowłosa

-Nic mu się będzie - odpowiedział obojętnie Anthony ale w środku bał się ze jego Peterek może siebie coś zrobić i to przez niego

-Stark do cholery - krzyknęła na nim kobieta jak wchodził do budynku - powiedz tylko że ci na nim nie zależy i że nie boisz się ze coś sobie zrobi jak to powiesz dam ci spokój tylko to powiedz - Natasha popatrzyła nie niego pytająco

Tony staną chwile w bezruchu powoli odwrócił się w stronę Czarnej Wdowy popatrzyła nią a w jego oczach było widać ze żałuje tego co powiedział

-Masz racje, cholernie się o niego boje ze siebie coś zrobi i to jeszcze prze ze mnie - jak to mówił głos mu się łamał  a jego oczy samoistnie się zaszkliły

-No to tak nie stój jak słup tylko leć i go znajdź, a i nie ukrywaj tego co do niego czujesz Tony to widać - odpowiedziała mu z uśmiechem

-Co m-masz na myśli?- zapytał i lekko się zająkał

-Ty jesteś tak głupi czy udajesz, widzę jak na niego patrzysz i jak oczy ci się świecą gdy go widzisz, uwierz nigdy na żadną kobieta nawet tak nie patrzyłeś - uśmiechnę się gdy zobaczyła mały rumieniec na twarzy Starka - dobra nie stój tu tak tylko leć - pospieszyła go

Geniusz bez zastanowienia przywołał swoją zbroje i wyleciał z wieży w poszukiwaniu swojego pajączka. W tym momencie zrozumiał że on go kocha i nie chce żeby mu się coś stało.

Peter siedział na krawędzi dachu jednego z wieżowców w Nowym Jorku, i bił się z myślami, a co gdyby przysunąć się jeszcze trochę do przodu? Ale czy jest tu dosyć wysoko żeby napewno się udało?

-Tu jest za nisko, no chyba ze chcesz został kaleką do końca życia - chłopak usłyszał głos na plecami szybko wstał i obrócił się - spokojnie nic ci nie zrobię bo co mógł by ci zrobić największy dupek świata, co najwyżej sam mogę skoczyć - mężczyzna podszedł do krawędzi i wstawił jedna nogę za krawędź. W tym momencie chłopak zobaczył świecące kółko na klatce piersiowej mężczyzny

-P-panie S-Stark co pan robi? - spytał niepewnie chłopak

-A ty co byś zrobił jakbyś powiedział osobie która kochasz że jest beznadziejna a nie jest prawda - zapytał mężczyzna i obrócił się do młodszego

-Pewnie porozmawiał bym z nią - powiedział powoli i ostrożnie chłopaka

-Wiec porozmawiaj ze mną - powiedział Tony i postawił dwie nogi na dachu - ja naprawdę tak nie myśle, nie chciałem tego powiedzieć byłem zły i nie kontrolowałem tego co mówiłem. Wiem że jestem cholernym dupkiem, egoistą i zadufanym w sobie miliarderem ale nic na to nie poradzę że się w tobie zakochałem, wybaczysz mi? - powiedział z nadzieja w głosie i popatrzył na chłopaka swoimi czekoladowymi tęczówkami

-Ale ja się na ciebie nie gniewałem, tylko było mi trochę smutno ze usłyszałem to z ust osoby którą dążę moim największym uczuciem - uśmiechną się lekko nawet się nie obejrzał i toną w ustach starszego odwzajemniają każdy ruch warg

-To może jutro jakaś kolacja na zgodę? - zapytał Tony gdy oderwali się od siebie

-Oczywiście - odpowiedział mu z wielkim uśmiechem na twarzy chłopak



Hejka!
I oto kolejny rozdział, trochę się podziało ale może będzie już dobrze?
Tego niewie nikt. Pozdrawiam
1239 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro