Pan Koniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc. Księżyc w pełni oświetlał twarz młodej dziewczyny. Powinna być teraz w domu, ale ona stała sama na środku łąki ubrana w białą sukienkę. Nuciła pod nosem melodię znaną tylko sobie.
Czekała. Czekała na swojego pana Koniec, który był o wiele bliżej niż powinien.
— Witaj  — ukłonił się On - nastoletni chłopiec ubrany w czarny garnitur.
— Witaj Końcu. To już mój czas, prawda? — nie wydawała się być smutna, wręcz przeciwnie, była szczęśliwa. Już nie będzie problemem dla rodziców.
— Tak. Nie chcesz się pożegnać z rodziną? Masz jeszcze chwilę — Koniec spojrzał  na swoją rękę, w której trzymał niewielką, szklaną klepsydrę z podpisem "Natalia Cisza".
— Nie. Nie chcę ich budzić, niech się wyśpią. Przez moja chorobę nie mieli okazji — uśmiechnęła się do czarnowłosego. Wyobrażała Go sobie inaczej. Wiecie, tak jak Koniec (syna Śmierci) można sobie wyobrazić - jak tatuś z kosą w ręku i czaszką zamiast głowy. Jednak była mile zaskoczona. Miło było umierać przy kimś przyjaźnie wyglądającym.
Chłopak spojrzał na niebo.
— Ojcze, przyjdź. Odprowadźmy tą istotę do nowego domu — szepnął.
Dziewczyna poczuła jak się unosi. Koniec był tuż obok niej. Wznosili się wyżej i wyżej. Spojrzała w dół. Obok jej ciała stał kościotrup z kosą w ręku i machał wesoło do duszy zmarłej.
— Naprawdę twój ojciec nie jest tak straszny jak mówią — zaśmiała się.
— Śmierć jest straszny tylko dla tych, co dużo złego uczynili w życiu. Ty niewiele pożyłaś, więc też niewiele zła zdążyłaś wyrządzić.
Nastolatka tylko przytaknęła.
Chwilę później zniknęli w bladym świetle księżyca. W letnią noc dalej da się usłyszeć śmiech jej i Jego. Tańczą w każdy pierwszy dzień lata i biegają za świetlikami. Gdy Koniec z panem Śmierć przyjdą po ciebie, również ich zobaczysz, dołączysz do ich wiecznego balu na krawędzi śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro