2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ze snu wyrwał mnie mokry język, zostawiający ślady śliny na mojej twarzy. Z jękiem niezadowolenia, otworzyłam oczy by mój wzrok spotkał dwa jasnoniebieskie spodki, patrzące na mnie uroczo. Ugh, nawet budząc mnie rano jest czystą słodyczą. To nie w porządku by takie urocze bestie chodziły po tym świecie, gdy ja wyglądam jak siedem nie szczęść. Tak przynajmniej przypuszczałam. W końcu nie można wyglądać jak siedem milionów, śpiąc w namiocie w środku lasu.

- Hej, hej. - przeciągnęłam się, tłumiąc ziewnięcie. – Już wstaje. Jak się spało? Czuję, że chyba nic mi nie zjadłeś, prawda? - spytałam rozbawiona. Mój stan psychicznych po tej wyprawie naprawdę powinien być poddany badaniom. Wilk obrócił się i stanął przy wyjściu z namiotu.

- Poczekaj chwilę, już otwieram. – mruknęłam, starając się wydostać ze śpiwora. Westchnęłam na myśl, że zaraz będę musiała go złożyć. Czy tylko ja uważam składanie śpiwora za zło konieczne? Poważne nie przepadałam za tym. Natomiast złożenie namiotu to całkiem inna sprawa, z tym nie trzeba się tak męczyć.

- Hej, mały. - odezwałam się do małego wilka, który stał parę metrów ode mnie i rozglądał się. – Co jest? Chcesz już wracać do domu? To biegnij.

O tak, kochana. Zdecydowanie jesteś na dobrej drodze by uciąć sobie pogawentkę z psychologiem. Ale czy nie każdy kto kocha zwierzęta ma tendencje do rozmawiania z nimi? Albo przynajmniej ten co je toleruje. Gdy już uporałam się z śpiworem, wzięłam się za namiot. Kątem oka zauważyłam, że maluch jest teraz blisko mnie i patrzy na mnie jakby z wyczekiwaniem.

- Okay. – przeciągnęłam samogłoskę, zaprzestając swoich czynności. – Czy mam z Tobą iść?

Dwa głośne szczeknięcia potwierdziły moje przypuszczenia, że dzisiejszy weekend staje się coraz bardziej dziwny.

- W porządku, pójdę z Tobą. Ale najpierw muszę po sobie posprzątać. – wetchnęłam. Zdawałam sobie sprawę, że wcale nie musiałam z nim iść. Jednak z drugiej strony nie wyszłoby to na dobre mi, a w szczególności wilczkowi by poszedł za mną. Młode odłączone od matki na dłuższy czas może nie przetrwać. Co innego na jedną noc, ale chyba wiecie o co mi chodzi.

Gdy tylko zebrałam swoje wszystkie rzeczy i najdokładniej jak umiałam przysypałam miejsce, gdzie paliło się wcześniej prowizoryczne ognisko. Po niecałych dwudziestu minutach ruszyliśmy w drogę w głąb zielonej puszczy. Możecie mnie skrytykować, ale w środku aż cała się trzęsłam z adrenaliny. W końcu coś się działo, nawet jeśli to był zwykły marsz z wilkiem przez las. A gdy jeszcze zobaczyłam, jak maluch przeskakuje co większe gałęzie czy zaczyna gonić za jakimiś owadami to od razu podnosiło mnie na duchu. Całkowicie zapominając o swoich problemach ze swoją psychiką.

Choć to było zastanawiające czemu szczeniak nie jest przy swojej watasze.

Właśnie.

Jeśli on jest tu, to jego krewni na pewno są gdzieś niedaleko.

Wzdrygnęłam się.

Nie myśl o tym, Amando. Odstawisz go do domu, wyjaśnisz jego rodzicom, że wcale nic mu nie zrobiłaś i nie jesteś ich obiadem. Nasz znajomość może źle się dla mnie skończyć., jeśli znajdą nas jego rodzicie. Hyhy... czuję z trochę jak w jakimś tanim romansidle, gdzie rodzice chłopaka nie pozwalają mu się spotkać z zwyczajną dziewczyną. Wiecie, niby toksyczna dziewczyna, chłopak z porządnej rodziny.

Stop! Amando, znów bujasz w obłokach.

Nie powiem wam dokładnie, ile przeszliśmy i w jakim czasie, gdy nagle szczeniak stanął w miejscu i nastawił uszka. Następnie głośne wycie dobiegło z mojej lewej i mały ruszył w tamtą stronę.

- Hej! Zaczekaj! - krzyknęłam za nim, gotowa by biec za nim. Jednak chwała temu co słucha, stanęłam w miejscu i przez chwile patrzyłam na znikającego w gąszczu krzewów i drzew małego wilka. Westchnąwszy głośno, obróciłam się na piecie i szybkim krokiem ruszyłam w drogę powrotną. Mimo bycia blondynką miałam znikomą orientację w terenie, a dzięki jeszcze widocznym śladom naszej drogi miałam pewność, że oddalam się od przerażających wilków.

Amando, czy Ty naprawdę chciałaś pobiec za małym szczeniakiem do jego watahy? Westchnęłam, przecierając twarz dłonią. Chyba naprawdę było ze mną źle. Może wezmę sobie tydzień urlopu bez żadnych dziwnych wypraw. Zaszyję się w domu i będę zamawiać codziennie pizzę z salami. Będę grupa, ale szczęśliwa.

Udało mi się przejść niecały kilometr, gdy usłyszałam dźwięk łamanych gałęzi z mojej prawej strony. Mimowolnie wzdrygnęłam się, starając się zobaczyć co lub kto za tym stoi. Nic nie dostrzegając, ruszyłam dalej. Niestety odczucie, że jest się obserwowanym wcale nie minęło. Nie przeszłam nawet kilka kroków, gdy usłyszałam warczenie za sobą.

No masz babo placek. Bądź tu dobra. Ratuj świat, a później i tak Cię zjedzą. Starałam się zignorować swój strach i iść dalej. Tym razem usłyszałam groźne warknięcie. Przepraszam za swoje słownictwo, ale kurwa mać. Czy jestem teraz w ciemnej dupie? A jakże by inaczej, Amando. Okay. Spokojnie. Wdech i wydech. Jeśli mam zaraz zginąć, to chociaż spojrzę swojemu oprawcy w oczy. Dobre i to. Umrzeć z honorem. Jaki by o nie był.

Powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów obróciłam się. Na szczęście udało mi się stłumić krzyk i jedyne do wyszło z moich ust to zaskoczone sapnięcie, pomieszane z przerażeniem. Stanęłam twarzą, w twarz z wielkim czarnym wilkiem. Zdecydowanie był większy od wilków, które widziałam w zoo jako dziecko. Ja pier... nicze, basior zdecydowanie wyglądał jakby wyszedł z jakiegoś horroru. Zrobiłam kilka kroków w tył, co niestety było moim błędem. Zwierz ruszył w moją stronę, powalając mnie na ziemię i tym razem nie udało mi się powstrzymać krzyku. Instynktownie zakryłam twarz dłońmi, jakby miało mi to ocalić życie. Jednak żadna część mojego ciała nie została oderwana od reszty, za co w u sumie się cieszyłam. Nie lubiły być oddzielnie. Przerażona uniosłam powieki, pierwsze co patrząc na wielkie kły blisko mojej szyi. Nerwowo przełknęłam ślinę, podnosząc wzrok wyżej. Nie powinnam była tego robić zdając sobie sprawę, że to jeszcze bardziej rozwścieczy wilka.

Jak umierać, to na całego.

Gdy tylko nasz wzrok się spotkał, tęczówki basiora zmieniły kolor na czerwony. A mnie, dzięki przerażeniu i adrenalinie wydawało się to całkiem normalne.


Kolejny poprawiony :)

Data publikacji: 30.08.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro