Posłowie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To była bardzo długa droga. Choć krótsza w porównaniu z wieloma innymi projektami, ta wydaje mi się być najdłuższą i najbardziej bolesną. Pisanie ostatnich rozdziałów było niczym droga przez mękę. O ile wcześniejsze mogłam ruszyć nawet gdzieś w autobusie czy w wolnej chwili w pracy na telefonie, tak ostatnie musiałam napisać w domu, w pełnym skupieniu i ukryta przed wszystkimi, którzy zadawaliby dziwne pytania na widok mojej zbolałej miny.

Jeśli pamiętacie przedmowę, wiecie, że na początku to nie był tak zaawansowany projekt. To była jedynie bezczelna myśl "co by było gdyby". Potem nadeszła reszta fabuły. Potem umarł Chester i ta opowieść stała się czymś w rodzaju leku. Bardziej osobista niż planowałam. Stąd te wielomiesięczne przerwy, gdy nie potrafiłam zacząć kolejnego rozdziału. Sześć lat to mnóstwo czasu i wiele rzeczy się zmieniło.

Tak samo zmieniał się "Jej promienny uśmiech". Wciąż był trudną, bolesną opowieścią, a jednak już nie jednowątkową. Nie planowałam od początku, żeby Shinji był aż takim dupkiem, na jakiego wyszedł ostatecznie. Owszem, zaplanowałam jego niechęć do mundurowych, jednak chciałam, by stał po stronie Corrie. Nie planowałam też, że Rangiku tak bardzo oddali się od przyjaciółki. Nie wiedziałam, jak sprawić, żeby niechętny początkowo Shuuheiowi Renji stał mu się bliższy, przez co naturalnym byłoby dla niego w ostatnim rozdziale wpadnięcie do mieszkania Hisagiego i opierdolenie go za niepożegnanie się z Corrie. Nie planowałam nawet pchnięcia Shuuheia do próby odzyskania zerwanych więzi z całą paczką. Te wszystkie szczegóły zmieniały się w ciągu lat.

Dlatego też powstały dwie wersje ostatniego rozdziału. Pierwotnie wszystko miało skończyć się samobójstwem Corrie. Nie wszystkie historie mają szczęśliwe zakończenia. Pod najpiękniejszymi uśmiechami bardzo często kryje się głęboki mrok. Przyznaję, trochę mnie bawiło to, jak wszyscy oczekujecie tego stanowczego ruchu w kierunku terapii i życia, szczęśliwego zakończenia. Jednak było to dość gorzkie rozbawienie. Przecież wszystko mimo wszystko szło ku lepszemu, a jednak koniec końców zamierzałam pozwolić Corrie umrzeć pod ciężarem abstrakcyjnego poczucia winy, traumy i rozpaczy.

Drugie zakończenie jest tym promykiem nadziei, którego nie chciałam stracić i komukolwiek go odbierać. Bardzo długo, gdy je wymyśliłam, wahałam się, czy nie zmienić pierwotnych założeń. Ale nie chciałam dać Wam historii, w którą sama nie wierzyłam w pełni. W tym przypadku nie mogłam stwierdzić, że jednak robimy happy end. Bo to tak nie działa. A jednak nadzieja jest ważna. Te sześć lat, które minęły od napisania pierwszego zdania tej opowieści, mocno mnie w tym utwierdziły. Nie mogłam nie dać Wam tego zakończenia, nie po tym, jak złamałam serce nie tylko Shuuheiowi i sobie.

Po tylu latach i tylu twarzach Corrie w różnych historiach zrozumiałam też, jak bardzo niepełna jest ta dziewczyna bez Kiry. Myślę, że nie jest to tylko moja zasługa, bo też te dwa dodatkowe bleachowe uniwersa, w których maczałam palce, a nie są w pełni moje, sporo mi o Corrie powiedziały. Nie tylko w kontekście tej historii, choć może tutaj jest tego kumulacja. Nie mam pewności, jednak jest to spostrzeżenie, którym chciałam się z Wami podzielić. Właśnie tutaj, po lekturze "Jej promiennego uśmiechu".

Paradoksalnie do świata tej opowieści nie chcę już nigdy wracać. Gdy piszę te słowa, jest początek września, przeczytacie je w drugiej połowie grudnia. Wtedy będę bardziej zdystansowana do zakończenia niż w chwili obecnej. Wiem jednak, że ona wciąż we mnie zostanie. Czy mi się to podoba, czy nie, jest częścią mnie. Na zawsze już będzie. A jednak czuję ulgę, że już ją z siebie wyrzuciłam, wydałam na pożarcie światu i nie mam absolutnie żadnej kontroli nad tym, co z nią zrobicie. Czuję też smutek, bo nie tego życzyłam swoim bohaterom. Zbyt długo z nimi żyłam, by tak po prostu zostawić za sobą ten etap bez żadnych emocji.

A jednak czas się pożegnać. Wam pozostawiam domysły, jak potoczyła się dalej historia Shuuheia, gdy Corrie już nie było. Co stało się z resztą postaci, które się tu pojawiły. Pozostawiam Wam też wybór, które zakończenie bardziej do Was przemawia i po którym chcielibyście spotkać znowu bohaterów "Jej promiennego uśmiechu".

Dziękuję Wam, że byliście z nimi i ze mną na tej nierównej ścieżce. Że dotarliście do końca, choć nie było to takie proste. Czynię sobie to za niebywały honor i mam nadzieję, że spotkamy się znów przy innych historiach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro