Rozdział 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak dawno pisałam te rozdziały, że już zapominam, co w nich było. A zapas się kończy. Na szczęście znalazłam motywację, by wrócić tutaj i do Serduszka - nowy sezon Bleacha, który naprawdę mnie jara. Na razie ogląda mi się świetnie, choć już mnie te gnojki od naszego nowego złola wkurzają. I wiem, że za chwilę zacznie boleć, ale na razie przy każdym odcinku mam banana na ryjku^^

Dzwonek do drzwi odciągnął ją od zmywania. Była zaskoczona, bo Renji napisał jej wiadomość, a Shuuhei niedawno wrócił do siebie. Na widok Rangiku na swoim progu poczuła jedynie przypływ irytacji. Nie rozmawiały od czasu ostatniej kłótni, a Corrie wciąż była pełna gniewu wywołanego poprzedniego wieczoru przez Shinjiego.

– Co tutaj robisz? – zapytała, nie kryjąc niechęci.

– Momo powiedziała mi, co się stało. Mogę wejść?

– Znowu podpuściłaś Shinjiego?

– Na Boga, nie. Corrie, skąd ci to przyszło do głowy? Gdybym wiedziała, że zacznie przywalać się do ciebie, wybiłabym mu to z tego durnego łba. Nie chcę rozmawiać w progu, wpuść mnie, proszę.

Corrie nie miała pewności, czy powinna. Ostatnio nie dogadywały się zupełnie, co też bolało, bo przecież dotąd mogła Rangiku powiedzieć wszystko bez obaw, że zostanie wyśmiana. Kiedy to się wszystko tak zmieniło?

Mimo wątpliwości wpuściła Rangiku do mieszkania, po czym nastawiła wodę na herbatę.

– Czemu właściwie przyszłaś? – zapytała, przygotowując napój.

– Martwiłam się o ciebie – odparła Rangiku. – Wiem, że ostatnio było pomiędzy nami źle, ale nadal się o ciebie troszczę, Corrie.

– Wszyscy kierujecie się troską o mnie – prychnęła Corrie. – W praktyce wiecie lepiej ode mnie, jak mam się czuć i jak żyć. Ale to ja jestem głupia i się nie znam.

Wiedziała, że jest trochę niesprawiedliwa, wyżywając się na Rangiku za Shinjiego, ale nie potrafiła się powstrzymać. Złość musiała się gdzieś wylać, a i tak starała się kontrolować przy Renjim i Shuuheiu. Zwłaszcza przy tym drugim, bo to o niego chodziło, a nie chciała, żeby czuł się jeszcze bardziej winny.

– Corrie, może zabrzmiało to okrutnie, ale zdajesz sobie sprawę, że moje obawy nie są bezpodstawne. Ten facet był szkolony, jak zabijać, a teraz nie do końca kontroluje to, co robi.

– Też uważasz go za mordercę i gwałciciela? – warknęła Corrie na nowo wściekła, choć nie chciała się znowu kłócić z Rangiku. – Po co tu przyszłaś? Żeby mnie dobić po tym, co powiedział Shinji? Miał rację?

– Nie rozmawiałam z nim – odparła Rangiku, marszcząc brwi. Dopiero teraz zauważyła, że coś im umknęło w tym wszystkim. – Co Shinji ci powiedział?

– Że oni byli tacy jak Shuuhei. To prawda?

– Nie mam pojęcia. Corrie, tym razem nic mu nie powiedziałam, nawet nie wiedziałam, że zamierza zrobić coś takiego.

Do Corrie jednak nie dotarły jej słowa. Chodziła po pokoju, trzęsąc się coraz bardziej. Rangiku w lot pojęła, co się dzieje. Przeklinając w myślach upartą naturę Hirako, złapała przyjaciółkę za ramię i zmusiła do spojrzenia sobie w oczy.

– Corrie, jesteś bezpieczna – powiedziała spokojnie, gdy przyjaciółka co chwilę rozglądała się dookoła. – Spójrz na mnie.

– Jest mi niedobrze – szepnęła Corrie i zasłoniła usta.

– Chodź.

Rangiku mogła się tylko bezsilnie przyglądać, jak Corrie opróżnia żołądek. Znowu. Doskonale wiedziała, że wyskok Shinjiego przywołał epizody, które Corrie miała mieć już za sobą. Przed chłopakami musiała się dobrze kryć, skoro została sama w mieszkaniu, ale w pewnym momencie było to ponad jej siły. I Rangiku wiedziała, dlaczego.

Gdy tylko Corrie przestała wymiotować, Rangiku ją przytuliła. Bez słowa, tak jak miesiące wcześniej, kiedy w milczeniu potrafiły przesiedzieć godziny na podłodze w łazience. To dawało chociaż zalążek poczucia bezpieczeństwa, jakąś stałość w tych wszystkich paskudnych obrazach, w których gubił się umysł Corrie.

– Powinnaś odwiedzić doktora – odezwała się, gdy wróciły do salonu.

– Nie chcę – burknęła Corrie, owijając się kocem.

– Corrie, wiesz, że to dla twojego dobra – przypomniała Rangiku. – Nikt tu nie jest twoim wrogiem.

Corrie posłała jej złe spojrzenie mówiące, że wciąż jej nie wybaczyła ataków na Shuuheia. To była kolejna kwestia, przez którą jej stan był właśnie taki.

– Corrie, proszę. To dla twojego dobra – powtórzyła. – Wiem, że...

– Nie, nie wiesz. – Weszła jej w słowo. – Nikt z was nie wie, jak to jest nie chcieć czuć czegokolwiek, bo w każdym kącie widzisz ich.

Nie powstrzymała łez, jej spojrzenie skupiło się na zdjęciach na ścianie i Rangiku wiedziała, że nie ma już słów, które w tym momencie cokolwiek by zmieniły. Mogła się jedynie upewnić, że pozbiera te rozsypane kawałki, które Shinji tak beztrosko rozbił.

W końcu Corrie zasnęła wycieńczona płaczem i z pomocą leków, które miała nadzieję odstawić już na zawsze. Jednak wystarczyło kilka słów, by wszystko znów zaczynać od początku.

Następny ranek nie przyniósł ukojenia. Corrie nie chciała jeść, pogrążyła się w ponurej zadumie i niemal nie ruszała się z sofy. Rangiku nie zmuszała jej do niczego, choć sugerowała, że chociaż mogłaby zjeść cokolwiek. Nie chciała, aby przyjaciółka zrujnowała sobie całkiem zdrowie.

Telefon Corrie rozświetlił się na chwilę, gdy przyszła wiadomość od kogoś. Rangiku zmarszczyła brwi, bo to już kolejna w przeciągu kilku godzin, choć Corrie pogrążona we śnie nawet tego nie zauważyła. Rangiku domyślała się, kto próbuje się skontaktować z przyjaciółką, ale nie zamierzała mu tego ułatwiać. Corrie potrzebowała teraz spokoju, nikt nie powinien jej niepokoić i Rangiku zamierzała tego dopilnować. Właśnie dlatego nie wahała się odebrać, gdy natręt postanowił zadzwonić.

– Czego chcesz?

– Z kim rozmawiam? – zapytał ostrożnie Shuuhei, choć głos wydawał się znajomy.

– Rangiku Matsumoto. Czego chcesz?

– Co się dzieje z Corrie?

– Nie powinno cię to interesować – fuknęła Rangiku.

Shuuhei zaklął w myślach, ale nie zamierzał się kłócić z kobietą, która nie darzyła go sympatią. Z jakiegoś powodu jednak była teraz przy Corrie, więc podejrzewał, że nawet gdyby wybrał się do przyjaciółki, nie chciałaby go wpuścić. Znalazł się Cerber.

– Corrie jest też moją przyjaciółką. Wiem, że mnie nie lubisz i pewnie masz do tego prawo, ale Corrie nie odzywa się od kilku dni. Stało się coś złego, prawda? Chodzi o tego chuja z klubu?

– Corrie nie czuje się najlepiej, a twoja obecność jej nie pomoże. I owszem, nie zamierzam cię tolerować.

– Też uważasz mnie za mordercę?

– Nie wiem, co wyprawiałeś na tej swojej wojnie, ale w tej chwili jesteś niebezpieczny dla Corrie ze swoimi odchyłami. Nie pozwolę, żebyś przez własne demony zrobił jej krzywdę, więc się odczep.

Rozłączyła się, nie chcąc dłużej prowadzić tej dyskusji. Facet ostro grał jej na nerwach, a nie chciała, żeby Corrie wyczuła z jej strony jakiś niepokój. Nie tego teraz potrzebowała.

– Z kim rozmawiałaś? – zapytała nieco nieprzytomnie Corrie, przecierając sennie powieki.

– Z nikim. Śpij dalej. – Pogłaskała ją po potarganych włosach. – Nikt cię nie będzie niepokoił.

Corrie pokiwała głową, po lekach zawsze była nieco nieprzytomna, więc nie dochodziła dłużej, czemu Rangiku wygląda na wzburzoną. Zaraz też zasnęła znowu, nie chcąc wracać do ponurej rzeczywistości.

Shuuhei nie był zadowolony, kiedy Rangiku tak bezpardonowo się rozłączyła. Nie łudził się, że ponowna próba zadzwonienia połączy go z Corrie, ale też nie potrafił pozbyć się niepokoju, który wywołało milczenie przyjaciółki. A teraz jeszcze trafił na kolejną przeszkodę, której nie był w stanie obejść bez użycia siły. To było najgorsze, bo nie chciał w żaden sposób konfrontować się z przyjaciółmi Corrie, nieważne, co o nim myśleli. A widać było, że myślą źle. Ta podsłuchana rozmowa pomiędzy Corrie a Abaraiem powiedziała mu wystarczająco dużo. Nie dziwił się dziewczynie, że nie potrafiła zacząć tematu. Też nie pałał do tego entuzjazmem, bo jak mógłby tak beztrosko przyznać się do zabijania. Wojna to jedno, nieważne, czy słuszna, w zwyczajnym życiu to wszystko było moralnie wątpliwe i wydawało się ogółowi paskudne. Nic to, że wskaźnik przemocy nie malał jakoś drastycznie, a kultura nie unikała tego tematu, przez co nieraz wydawało się, że zabicie kogoś wcale nie jest takie straszne.

Cała sprawa zaczęła go przerastać, kiedy zaczął się zastanawiać nad "niewygodnymi" tematami. Jakby ogarnięcie traum, z którymi oboje musieli się zmierzyć, nie było wystarczająco skomplikowane. Racje, słuszne czy nie, ścierały się, aż iskrzyło, przez co Shuuhei nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Nie chciał kończyć relacji z Corrie, choć może tak byłoby dla niej lepiej. Może było to egoistyczne, ale potrzebował jej obok, a teraz, gdy milczała, tęsknił za nią. Tak po ludzku, najnormalniej na świecie poczuł się samotny. Przed poznaniem Corrie samotność mu nie przeszkadzała, nawet wolał być sam, teraz to go gryzło, a nie mógł na razie tego zmienić.

Zastanawiał się, czy pójście za zdaniem Matsumoto byłoby w porządku. Może Corrie potrzebowała teraz pobyć sama ze sobą, może Shuuhei był jej w tym wszystkim niepotrzebny. Gdyby tam teraz poszedł, nie wiedziałby, jak poprawić przyjaciółce nastrój, do tego czekałaby go batalia z Matsumoto, a kolejna awantura tylko wszystko by pogorszyła. Ale chciał być przy Corrie nawet teraz, gdy demony przeszłości na nowo utrudniły jej wszystko. Być obok, milczeć, może nawet spełnić jakieś zachcianki. Wesprzeć, bo wsparciem z pewnością by nie pogardziła. Nie potrafił też wyrzucić z głowy myśli, że Matsumoto nie jest w tej chwili najlepszym towarzyszem. Ostatnimi czasy konfliktowały się z jego powodu, kobieta wydawała się dość toksyczna, skoro nie potrafiła zaufać decyzjom Corrie. Ganił się też za takie myślenie. Matsumoto znała się z Corrie dużo dłużej, może lepiej wiedziała, co jej teraz pomoże, bo też była przy niej od samego początku. Sam nie wiedział, co w tej chwili byłoby dla przyjaciółki najlepsze.

Pod wpływem chwili wybrał numer Abaraia, mając nadzieję, że może od niego dowie się czegoś więcej, skoro Matsumoto zamierzała mu utrudnić kontakt z przyjaciółką.

– Co tam, stary? – zapytał Renji zamiast powitania.

– Widziałeś się ostatnio z Corrie? Nie odzywa się od czasu tego incydentu. Próbowałem się z nią skontaktować, ale telefon odebrała ta cała Matsumoto – wyjaśnił. Po drugiej stronie przez chwilę słyszał tylko ciszę, co go zaniepokoiło. – Jesteś tam, Abarai?

– Najwyraźniej Corrie znowu ma epizod – odparł w końcu Renji. – Wiem od Momo, ale nie znam żadnych szczegółów. Najwyraźniej Corrie nie chciała nas niepokoić, ale w końcu pękła. To dziewczyny zawsze z nią wtedy siedziały, więc Matsu musiała po prostu u niej zostać, chcąc upewnić się, że Corrie nie strzeli do głowy nic głupiego w tym stanie. Rozumiem, że kazała ci się odwalić.

– Póki co dawała mi jedynie do zrozumienia, że za mną nie przepada. Martwię się o Corrie – przyznał.

– Chcesz do niej pójść? To nie będzie pewnie miły widok, możliwe, że Corrie wcale nie będzie chciała się z nami widzieć.

– Wolę, żeby to ona mnie wyrzuciła niż Matsumoto. Może będę mógł dla niej coś zrobić.

– Spoko. Skończę robotę i możemy iść. Spotkajmy się pod kamienicą Corrie za trzy godziny.

Shuuhei nie wiedział, czy to najlepszy pomysł, ale odłożył wątpliwości na bok. Postanowił zaufać Abaraiowi, że sobie jakoś poradzi z Matsumoto, która z pewnością nie będzie zachwycona ich wizytą. Najważniejsze było zobaczenie się z Corrie.

Renji nie wyglądał na zmartwionego, choć równie dobrze mógł się z tym dobrze kryć. Nie uprzedził go też, w jaki sposób zamierzał przekonać rudowłosą przyjaciółkę, żeby nie robiła awantury.

Drzwi otworzyły się po dłuższej chwili. W pierwszej chwili Rangiku zauważyła tylko Abaraia, do którego uśmiechnęła się dość oszczędnie.

– Nie spodziewałam się tu ciebie – odezwała się i wtedy dostrzegła Shuuheia. – Chyba sobie jaja robisz, Renji – dodała gniewnie. – Nie wpuszczę go do Corrie. Ani mi się śni.

Chciała zamknąć drzwi, ale Abarai jej na to nie pozwolił.

– Matsu, wiem, że za nim nie przepadasz, ale może najpierw zapytaj Corrie, czy chce się z nim zobaczyć, co?

– Nie zamierzam...

– A ja tak. – Wszedł jej w słowo. – Czaję, czemu nie lubisz Hisagiego. I może nawet masz rację, ale tu nie chodzi o nas. Chciałbym móc ochronić Corrie przed wszystkim, ale to niemożliwe. Doskonale o tym wiesz, Rangiku. Po prostu ją zapytaj.

– Nie będę jej budzić – syknęła Matsumoto. – Sam powinieneś doskonale wiedzieć...

– Rangiku? Co się dzieje? – Usłyszeli zza pleców Matsumoto.

Rangiku spojrzała przez ramię, wciąż nie zamierzając wpuszczać gości do mieszkania. Corrie wyglądała na nadal zaspaną, najwyraźniej odgłosy kłótni wyrwały ją ze snu.

– To nic takiego. Nieproszeni goście – odparła Matsumoto. – Nie musisz się tym przejmować.

Corrie przetarła powieki i zajrzała przyjaciółce przez ramię.

– Znowu to robisz – powiedziała z urazą, gdy dostrzegła Shuuheia.

– Chronię cię, Corrie – przypomniała Rangiku. – Nie potrzeba ci teraz dodatkowego stresu.

– No tak, bo nie umiem tego ocenić sama – warknęła Corrie. – Chociaż raz mogłabyś zapytać mnie o zdanie zamiast mówić mi, co mam robić. Każdy kolejny lepiej ode mnie wie, jak mam żyć, jak się czuć i z kim rozmawiać. Jakby nie wystarczało, że to wszystko moja wina.

Nie powstrzymała łez spływających po pobladłych policzkach. Odepchnęła jednak dłoń Rangiku, gdy chciała ją uspokoić. Nie planowała się uspokajać i w tej chwili nie obchodziło jej, że robi scenę.

Shuuhei przeszedł przez próg pomimo wyraźnej niechęci Rangiku i wyciągnął rękę do rozhisteryzowanej przyjaciółki. Nikt mu nie musiał niczego tłumaczyć. Wyskok Hirako zniszczył te z trudem budowane spokój i pewność, że świat może być na nowo przyjaźniejszym miejscem. Gdy tylko Corrie się do niego przytuliła, otoczył ją ramionami, mając nadzieję, że da jej choć odrobinę bezpieczeństwa.

– No to chyba musisz nas wpuścić – stwierdził trochę złośliwie Renji, patrząc na zirytowaną Rangiku. – Chyba że chcesz w dalszym ciągu wystawiać Corrie w tym stanie na widok sąsiadów.

Do pewnego stopnia rozumiał przewrażliwienie Matsumoto na punkcie Corrie, ale sam zauważył, że ostatnimi czasy ostro przesadzała, a jakoś nikt nie potrafił jej utemperować. Ale może ta sytuacja otworzy jej oczy i przyjaciółka przemyśli swoje zachowanie.

Przenieśli się do salonu, a Rangiku mimo niechęci weszła do kuchni przygotować coś do picia. Nie została tam długo sama, dołączył do niej Renji.

– Spójrz na nich – powiedział półgłosem. – Czy tak wygląda facet, który tylko czeka, aż odwrócimy spojrzenie, żeby się na nią rzucić?

– Nie zapominaj, że za pierwszym razem tak właśnie było – syknęła. – Corrie jest rozbita po tej akcji z Hirako. Ten debil wszystko zepsuł.

– Owszem, a ty nie musisz jej dokładać kolejnej awantury – przypomniał Renji. – Czy to nam się podoba czy nie, Hisagi jest jej potrzebny i jeśli chce się z nim widywać, nie zamierzam im zabraniać.

Rangiku spojrzała na Corrie opartą o Shuuheia, a potem znowu na Renjiego. Zbliżyła się bardziej, żeby tylko on mógł usłyszeć następne słowa.

– Shinji skądś dowiedział się, że te gnoje, które ich zaatakowały, to byli żołnierze. Nie chciałam, żeby Corrie o tym myślała, a jego widok na pewno jej o tym przypomni.

– Jesteś pewna? Wiesz, że Hirako lubi koloryzować.

– Poprosiłam Gina, żeby pogrzebał przy sprawie. Potwierdził to. Co prawda, zostali zwolnieni dyscyplinarnie dużo wcześniej, ale Shinji raczej o tym nie zamierzał powiedzieć Corrie – wyjaśniła.

Renji zmarszczył brwi. Dawniej byli tak zgraną ekipą, owszem, zdarzały się tarcia, ale od czasu śmierci Kiry nie potrafili egzystować jak dotychczas. Zabrakło ważnego członka grupy, do tego nikt z nich nie potrafił pomóc całkiem rozsypanej Corrie. I nagle, niespodziewanie pojawia się ktoś, przy kim ich słoneczko odzyskiwało barwy. Nie dziwił się, że wszyscy nie potrafili się do tego ustosunkować, sam jeszcze do niedawna prędzej dałby Hisagiemu w pysk, niż pozwolił tak siedzieć z Corrie.

– Powinnaś dać mu szansę – odezwał się cicho. – Poznać go choć trochę, jak chciała Corrie, nim podejmiesz decyzję. Nie każdy żołnierz to od razu chuj bez zasad moralnych. Zresztą spójrz na nich. Świadomie czy nie, Corrie zupełnie podporządkowała go sobie. Nie byłby w stanie zrobić jej krzywdy. My też daliśmy się jej oczarować, choć każde z nas wyciągnięte jest z innej bajki. Przecież wiesz, Matsu.

Rangiku westchnęła. Nie chciała przyznać Renjiemu racji, do tego wciąż była pełna złych przeczuć. Hisagi wzbudzał w niej jedynie niepokój o przyjaciółkę, która wystarczająco dużo już wycierpiała.

W końcu dołączyli do pozostałej dwójki w salonie, przynosząc dla wszystkich herbatę. Matsumoto spojrzała na Shuuheia, nie odwróciła wzroku ani przez chwilę, choć nie lustrowała jego wyglądu. Wydawało się to raczej wyzwaniem.

– Zasnęła – oznajmił spokojnie.

Z rozmowy w kuchni słyszał tylko pojedyncze słowa, ale dotarł do niego ogólny sens. Nie spodziewał się, żeby Rangiku zmieniła o nim zdanie.

– Leki jej pomagają, ale czynią też senną – odparła chłodno Matsumoto. – Do tego Corrie niewiele jadła przez ostatnie parę dni, przez co jest osłabiona.

Shuuhei nie odpowiedział. Wciąż gładził potargane włosy przyjaciółki, co chyba ostatecznie pomogło ją uspokoić. Sam też odpędził już niepokój, choć nadal martwił go stan Corrie. Nie chciał, by musiała tak cierpieć.

Żadne z nich już nie powiedziało ani słowa. Matsumoto nadal patrzyła na Shuuheia, a ten odwzajemniał spojrzenie, nie zamierzając przed tym uciekać. Renji nawet nie próbował przerywać im tego milczącego pojedynku. Uznał, że dopóki nie sprawiają kłopotów Corrie, mogą za sobą nie przepadać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro