Ten świąteczny czas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiem, dawno mnie tu nie było, ale nie zapomniałam o tym opowiadaniu. Chyba im bliżej końca i historii Shuuheia, tym trudniej zabrać mi się za pisanie. Udało mi się jednak stworzyć dwa obrazki z czasów, nim stało się zło. I niech to będzie mój prezent dla Was z okazji świąt. Spędźcie je tak, jak tego pragniecie, z ludźmi, którzy są ważni naprawdę i z tą odrobiną oddechu, którego z pewnością brakuje w codzienności. Wesołych świąt, kochani!


Zima w tym roku była naprawdę śnieżna i mroźna, dzięki czemu świąteczne iluminacje zdawały się prawdziwsze i przyjemniejsze w odbiorze. Prawdą było, że w Japonii Boże Narodzenie nie miało wymiaru duchowego, jednak gdzieś w komercyjnej otoczce można było znaleźć wartości, z którymi kojarzono święta na Zachodzie. Wszak chodziło o spędzanie tego magicznego czasu w towarzystwie najbliższych, a tego Corrie nigdy by sobie nie odpuściła.

Od lat mieli w zwyczaju spędzać popołudnie Bożego Narodzenia wspólnie, grając w planszówki i rozmawiając na różne tematy przy akompaniamencie świątecznych hitów oraz prezentów. Mogło się wydawać, że to jedno z wielu ich spotkań, lecz tego dnia było w tym coś wyjątkowego.

Zresztą od kilku dni dla Corrie nie liczyło się nic innego, przez co Izuru śmiał się, że jego ukochaną jeszcze porwie jakiś duch świąt, jeśli nie będzie się pilnować. Tak jak co roku w tym okresie. Dziewczyna odpowiadała szczerym uśmiechem i dalej stroiła choinkę i ściany ich małego mieszkanka, które miało niedługo stać się miejscem spotkania z najbliższymi.

Rano udali się na dworzec odebrać ojca Corrie, który już jakiś czas temu przeniósł się na stałe do Tokio, by mieć bliżej do redakcji. Corrie wciąż tęskniła do dni spędzanych razem, ale rozumiała, że Juushiro chciał im dać jak najwięcej przestrzeni, by mogli nacieszyć się sobą.

Z daleka dostrzegła białe włosy opiekuna wśród wysiadającego tłumu. Uśmiechnęła się promiennie i przytuliła mężczyznę, gdy tylko się do nich zbliżył.

– Wesołych świąt, wujku – życzyła wciąż uwieszona na szyi Juushiro.

– Wam też wesołych świąt, Corrie, Izuru – odpowiedział, uśmiechając się do adoptowanej córki i jej ukochanego, z którym wymienił uścisk dłoni.

– Pana też dobrze widzieć, panie Juushiro. Jak minęła podróż?

– Spokojnie, choć chyba sporo osób postanowiło wrócić do domu na Boże Narodzenie.

– Bo to rodzinne święta – oznajmiła Corrie niczym mała dziewczynka, po czym wskazała na szyld pobliskiej kawiarni. – Macie ochotę na kawę?

– A wyrobimy się ze wszystkim, zanim reszta przyjdzie? – zapytał Izuru, spoglądając na nią nieco rozbawiony, ale zupełnie niezaskoczony.

– Pomogę ci.

Żaden z nich nie potrafił jej odmówić, gdy na zarumienionej od lekkiego mrozu twarzy igrał radosny uśmiech. Wszak mogli poświęcić godzinę, by delektować się świąteczną kawą przy akompaniamencie świątecznej playlisty kawiarni, obserwując ludzi cieszących się świętami jak oni.

Mieszkanie było już udekorowane, świąteczne ciasto czekało na przystrojenie, a czas oczekiwania na gości upłynął im na rozmowach, śmiechu i pracy nad ostatnimi elementami imprezy. Corrie zdążyła się przebrać w czerwoną, świąteczną sukienkę do kolan i pasujące do niej pasiaste rajstopy, nim usłyszeli pierwszy dzwonek do drzwi. Z uśmiechem na twarzy pobiegła otworzyć, słysząc, jak Izuru woła, żeby uważała.

Pierwszymi gośćmi okazali się Nanao, Shunsui i Renji, co nieco zdziwiło dziewczynę.

– O, niespotykane trio – powiedziała na powitanie, przytulając się do zmarzniętej przyjaciółki.

– Natknęliśmy się na siebie pod kamienicą – odparła Nanao i jej zwykle poważną twarz rozjaśnił uśmiech. – Wesołych świąt, Corrie.

– Kirę jak zwykle zagoniłaś do kuchni – zauważył Renji, szczerząc zęby.

Corrie nadymała policzki.

– Sam się zagonił – odpowiedziała i pozwoliła się przytulić na powitanie. Zaraz też znalazła się w ramionach ostatniego gościa. – Cześć, wujku Shun.

– Aż promieniejesz szczęściem, mała. – Zaśmiał się. – Jeszcze cię rozsadzi.

– Izuru mnie poskleja – odparła. – Wchodźcie, zaraz zrobię herbaty.

Nim jednak spełniła zamiar, dzwonek do drzwi oznajmił przybycie kolejnych gości. Tym razem oczom dziewczyny ukazało się rodzeństwo Kuchiki.

– Ślicznie wyglądasz, Rukia.

– Dziękuję, tobie też do twarzy w tej sukience.

Byakuya ograniczył się do krótkich podziękowań za zaproszenie, lecz Corrie to nie przeszkadzało. Wiedziała, że brat jej przyjaciółki nie jest zbyt skory do entuzjastycznych powitań, za to czuł się dobrze w towarzystwie Juushiro i Shunsuia, z którymi jak co roku będzie prowadził długie dyskusje na różne tematy.

Nieco dłużej czekać na siebie kazali Toshiro, Momo i Rangiku. Łatwo było się domyśleć, że to ta ostatnia opóźniła ich przybycie wyborem kreacji na to popołudnie. Drzwi otworzył im Renji, który w momencie pukania był najbliżej. Corrie zaś wyciągnęła kolejne kubki z szafki, gdy usłyszała nadchodzącą trójkę. Uśmiechnęła się na widok torby Rangiku z zapasem planszówek.

– Przynieśliśmy małe co nieco – oznajmiła Matsumoto. – Dla każdego coś dobrego.

– Jakbyśmy nie mieli w co grać – mruknął pod nosem Toshiro, choć i tak wszyscy go słyszeli.

– Zobaczymy, na co będziemy mieć wenę – odparł pogodnie Izuru.

– Chyba jeszcze kogoś brakuje – zauważyła Momo.

– Ci jak zwykle się spóźniają – prychnął Renji. – Pewnie znowu kłócą się o jakąś pierdołę.

W odpowiedzi było słychać tylko śmiech przyjaciół, którzy znali się na tyle długo, że takie stwierdzenie faktu było dla nich powodem rozbawienia. Zresztą śmiech nie zdążył wybrzmieć, kiedy po raz kolejny usłyszeli dzwonek do drzwi.

– O wilku mowa, a wilk tu – stwierdził pogodnie Shunsui.

Corrie poszła wpuścić ostatnich, spóźnionych gości. Hiyori i Shinji zgodnie odwracali od siebie spojrzenie, jakby właśnie znów doszło pomiędzy nimi do sprzeczki. Hirako jednak zaraz wyszczerzył się szeroko do uśmiechniętej Corrie.

– Jak tak człowiek spojrzy na ciebie, Corrie, to aż mu się humor poprawia – powiedział, biorąc przyjaciółkę w ramiona, której nie umknęło oburzone prychnięcie ze strony jego towarzyszki.

– O co się znowu pokłóciliście?

– O nic – odparł Shinji. – To ta mała zołza jak zwykle się na coś obraziła.

– To wina tego łysola, skoro ważył się mnie obrażać – prychnęła Hiyori.

– Chociaż w święta moglibyście się nie żreć – stwierdził Renji, wychylając się przez oparcie fotela. – Wystarczy, że mamy to na co dzień.

Gdy weszli głębiej do mieszkania, wszystkim rzuciła się w oczy torba w ręce Shinjiego z logo popularnej na całym świecie restauracji serwującej panierowanego kurczaka. Izuru zmarszczył gniewnie brwi.

– Wydawało mi się, że już mówiłem, że nie chcę tego w swoim domu na świątecznym stole – powiedział.

– Ej no, przecież to tradycyjne, świąteczne danie – oburzył się Shinji.

– Powiedziałem "nie". Ten kurczak ma zniknąć z mojego domu w tej chwili.

– Daj spokój, stary. Sam go zjem, skoro nie masz na to ochoty, ale tradycja rzecz święta.

Izuru zamierzał upierać się dalej, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni, bo też nie oczekiwali nikogo więcej. Tym razem to nie Corrie poszła otworzyć, lecz Izuru. Po cichej rozmowie nie byli w stanie rozpoznać niespodziewanego gościa, chwilę później jednak stanął w drzwiach w towarzystwie gospodarza.

– Co on tu robi? – zapytała Corrie, spoglądając nieprzychylnie na redaktora Izuru, Gina Ichimaru.

– Wspomniałem mu, że mamy dzisiaj imprezę świąteczną – mruknął Izuru.

– I?

– Są święta, Corrie. Sama zawsze mówisz, że nikt nie powinien być wtedy sam – przypomniał na swoją obronę.

Dziewczyna nie była zachwycona wizytą nielubianego przez siebie mężczyzny. Podejrzewała, że Ichimaru sam się zaprosił, Izuru w końcu nie ryzykowałby awantury w ten dzień, choć równie dobrze jego asertywność mogła zostać złamana przez redaktora, który specjalizował się w podpuszczaniu swojego podopiecznego.

– Nie przychodzę z pustymi rękami, Corrienko – odezwał się w końcu Gin, jakby zupełnie nic sobie nie robiąc z jej niezadowolonej miny. Wskazał na przyniesioną torbę. – Pierniczki kupiłem. Niestety nie umiem ich zrobić samodzielnie, ale mam nadzieję, że te z cukierni też wszystkim zasmakują.

Dziewczyna rozejrzała się za wsparciem, ale wyglądało na to, że z nieznanego dla niej powodu to ona została złym charakterem tej chwili. Westchnęła cierpiętniczo.

– Skoro już przyszedłeś, to zostań. Jakoś to przeżyję.

– Wesołych świąt, Corrienko.

***

To był pomysł Mashiro, żeby Boże Narodzenie spędzić wspólnie, a Nel i Yumichika przekonali do tego resztę ich bandy. I w ten sposób całą grupą znaleźli się w Demonim Blasku przystrojonym w kolorowe łańcuchy, gwiazdy i bombki. W jednym kącie stała żywa choinka w donicy ukrytej pomiędzy pudełkami w ozdobnych papierach, w drugim figura starszego jegomościa w czerwonym wdzianku. Z głośników leciały świąteczne piosenki, dopełniając nastroju, który zupełnie nie pasował do baru przy jednostce.

Shuuhei też dostrzegał, że są dość nieświąteczną grupą. Nie było prezentów, ubrali się jak zwykle, gdy wychodzili grupą, Grimmjow z Risą opowiadali sprośne żarty, sprawiając, że policzki Ichigo barwiły się czerwienią, uwypuklając jego marchewkową czuprynę, a Nel śmiała się nieco nerwowo. Ikkaku wciągnął Kenseia w rozmowę o pracy, zaś Yumichika opowiadał Mashiro i jemu o ostatnich noworocznych przygotowaniach, które Ayasegawa traktował bardzo poważnie. Był alkohol i ta swobodna atmosfera zwykłego wyjścia na drinka.

Rozejrzał się. Nie byli jedynymi gośćmi z jednostki, którzy postanowili się wyrwać na jeden wieczór z szarej codzienności. Najwyraźniej ten dzień na Zachodzie tak hucznie obchodzony, nawet Japończyków odrywał od ich normalnych obowiązków.

– Chodźmy zobaczyć iluminacje! – zawołała wesoło Mashiro.

– Widziałaś je już – mruknął Kensei, unosząc w połowie pełny kufel do ust.

– Ale nie ze wszystkimi – odparła mu. – Chodźmy.

– Za chwilę. Daj skończyć.

Kensei wiedział, że jeśli się nie zgodzi, to ta mała cholera będzie jęczeć jeszcze długo, a wolał się dzisiaj zrelaksować. Zresztą widział, że połowie bandy zaświeciły się oczy na myśl o spacerze w tym mrozie. Jakby rzeczywiście była to jakaś rozrywka.

– To co? Jeszcze po jednym? – zaproponował Grimmjow, szczerząc kły.

– Mieliśmy iść obejrzeć iluminację – przypomniał Yumichika.

– To dobre dla bab – prychnął Grimmjow.

– Grim, nie psuj nastroju – mruknął Ichigo. – Zawsze możemy tu wrócić i się jeszcze napić.

– A wcześniej odmrozić sobie dupę? Podziękuję.

– Trzeba się cieplej ubierać, kocurze – stwierdziła Risa ze złośliwym błyskiem w oku.

– Martw się o siebie, erotomanko – warknął.

– Uspokójcie się. – Nel próbowała jakoś ułagodzić nastroje. – Nie ma potrzeby się o to kłócić, prawda?

– Kłótnie w święta są takie niepiękne – zawyrokował Yumichika. – Lepiej już chodźmy, bo im dłużej tu siedzimy, tym większy tłum tam będzie. A niektórzy z nas nie lubią tłoku, nieprawdaż?

Kilka osób prychnęło, co rozbawiło całą resztę grupy. Za dobrze się znali, by komukolwiek umknęła taka aluzja.

– Dobra, idziemy, bo potem nikomu się już nie będzie chciało ruszać tyłków – zawyrokował Kensei.

Grimmjow jeszcze marudził pod nosem na baby i ich pomysły, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Gdyby oddzielił się od grupy, pewnie też nikt by mu nic złego nie powiedział, ale nawet on w tym dniu chciał być z przyjaciółmi, którzy byli mu drodzy niczym rodzina. Nawet jeśli zwykle dla wszystkich dookoła był opryskliwy i nieznośny.

Spacer do centrum miasteczka zajął im niecałe dwadzieścia minut. Przez chwilę Shuuhei poczuł nutę smutku, że Sui nie może być dzisiaj z nimi, ale rozumiał, jak ważne były dla niej obowiązki. Choć to trochę bolało, że nie znalazła jednego wolnego popołudnia, by spędzić je w towarzystwie jego i jego ekipy.

Mashiro i Nel złapały za ręce Ichigo i pociągnęły go do przodu, żeby przyspieszył kroku, gdy tylko dostrzegły pierwsze iluminacje. Ciepły blask świątecznych świateł rozganiał nieco zimowy, szybko zapadający mrok. Wywoływał przy tym uśmiech na twarzach nawet największych maruderów.

– Kensei, rusz się! – zawołała Mashiro, machając do niego. – Bo cię zostawimy.

– Trudno – mruknął pod nosem, budząc rozbawienie w towarzyszących mu Ikkaku i Shuuheiu. – Zachowuje się, jakby miała pięć lat, nie dwadzieścia trzy.

– Taki jej urok – odparł Yumichika, odwracając się do mężczyzn z lekkim uśmiechem.

Idąca z nim pod ramię Risa kiwnęła z powagą głową, ewidentnie kpiąc sobie z Mugurumy, który mimo wszystko w ogień poszedłby za młodszą siostrą.

– A ty co masz do powiedzenia? – warknął na nią Kensei.

– Nic, nic, Kenseiu. Ciesz się świętami.

– Franca.

– A mogliśmy siedzieć w barze – mruknął Grimmjow, chowając dłonie do kieszeni rozpiętej kurtki. – A tak będziemy tyłki odmrażać.

– To się zapnij, kocurze – odparł rozbawiony Shuuhei. – I może następnym razem kup trochę dłuższą kurteczkę, co?

– Odpierdoliłbyś się, Hisagi.

Shuuhei dość dosadnym gestem pokazał mu, co o tym sądzi, po czym zawołany przez Nel dogonił młodszą część grupy. Dla odmiany Mashiro uwiesiła się na jego ramieniu, uwalniając Ichigo przynajmniej od jednego ciężaru.

– W tym roku są wyjątkowo ładne, Shuu. Co myślisz? – zapytała z wesołym uśmiechem.

– Nie widziałem tamtegorocznych i nie mam porównania – odparł, mając nadzieję, że nie będzie musiał dłużej dyskutować o świątecznych ozdobach.

– Nie było cię z nami wtedy? – zapytała.

– No nie. W tamtym roku mieliśmy obóz – przypomniał, pilnując się, żeby nie spojrzeć z wyrzutem na swojego dowódcę.

Dawno nikt nie zrobił mu takiej niespodzianki jak wtedy i nie wspominał tego najlepiej. Dobrze, że chociaż udało mu się uratować Nowy Rok.

– Ach ten durny Kensei – stwierdziła.

– Co ty tam znowu marudzisz, cholero? – dotarło do nich gdzieś z tyłu.

– A tak sobie plotkujemy. – Zaśmiała się. – Nie przejmuj się.

Chodzili tak po centrum, przeciskając się niejednokrotnie pomiędzy innymi grupkami czy zakochanymi parami, które również przyszły zobaczyć świąteczne iluminacje. Pomimo tego drobnego dogryzania sobie nie potrafili się nie uśmiechać w ten mroźny już wieczór.

– Idziemy na grzańca – zadecydowała Risa i tym razem nikt nie protestował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro