|Sezon I - Rozdział XVII|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Musimy znaleźć bezpieczne miejsce i to blisko- przez dinozaura, który zdawał się być coraz bliżej, postanowiliśmy wymyślić jakiś nowy plan, a raczej to Kenji powiedział Dariusowi, żeby to on coś wymyślił. Znowu- Jeśli obóz jest tam- chłopak spojrzał w jednym kierunku- a park jest gdzieś tam- odwrócił się w przeciwną stronę. Po chwili jakby nagle go olśniło- gdzieś tu powinno być laboratorium genetyczne. Byliście tam na wycieczce. Okolica wygląda znajomo?- zapytał w kierunku reszty dziewczyn oraz Bena.

-Chyba tak...- powiedziała po chwili Sammy- tak!- dodała pewniej- wydaję mi się, że powinniśmy iść w tamtą stronę- wskazała w tamtym kierunku dłonią. 

-To chyba ma sens- zgodziła się z nią Yasmina.

-Świetnie- ucieszył się Darius.

-No to idziemy? Tam na pewno będzie jakiś dorosły, który nam pomoże, albo powie co mamy robić- stwierdziłam z uśmiechem, jednak ten tylko zszedł mi z twarzy gdy w powietrzu rozniósł się potężny ryk dinozaura.

-Dobra, wszystko jedno. Chodźmy do laboratorium. Wszędzie, byleby jak najdalej od tego czegoś- przestraszona Brooklyn ruszyła w kierunku, jaki wskazała nam wcześniej Sammy. 

Mały dinozaur stojący tuż przy Benie wydobył z siebie dźwięk, który zapewne miał zabrzmieć jak ryk, jednak bardziej przypominało to burczenie w brzuchu mojego ojca. 

-No, a co zrobimy z Rózią?- zapytał zatroskany o dinozaura.

-Ona jest dinozaurem, brachu- Kenji odwrócił się w jego kierunku- jej miejsce jest tutaj, w dżungli.

-Tu się z nim zgodzę- powiedziałam, patrząc w smutne oczy Bena.

-I tylko nas spowolni, a musimy iść szybko- dodała Yas.

-No dobrze- mruknął pod nosem niezadowolony chłopak.

♢♢♢

Po drodze udało nam się znaleźć jakiś samochód. To po prostu jakiś cud. Podeszliśmy do czarnej furgonetki. 

W międzyczasie naszego "spaceru" Darius zdążył nastraszyć Kenjiego, Ben przemycić Rózię, a Yasmina napuścić na Brooklyn kilka większych rozmiarów liści, więc było całkiem ciekawie. 

-Czy ja widzę tablet?!- Brooklyn zaraz po otworzeniu tylnych drzwi, wskoczyła do środka i chwyciła w dłonie przedmiot. Szybko go włączyła i zaczęła w nim grzebać. To już definitywnie jest uzależnienie. 

-Ja za to znalazłam krótkofalówkę- podniosłam ją z ziemi pojazdu -Na jaki kanał mieliśmy dzwonić?- zapytałam.

-Wydaje mi się, że na szósty- odparła Sammy, na co szybko przekręciłam korbkę na ten numer.

-Halo? Dave? Roxie? Czy nas słyszycie?- zapytałam do urządzenia, jednak odpowiedział mi jedynie szum. Westchnęłam zirytowana. 

-Tu jest mapa, na której pojawiają się jakieś kropki- Brookyn odwróciła w naszym kierunku tablet, żebyśmy również mogli ją zobaczyć. 

-Dinozaury są zaczipowane i można je w ten sposób namierzyć- Darius położył na jednej z kropek palec- widzicie? To my, a to...- przerwał, gdy na tablecie pojawiły się kolejne punkty.

-Brachiozaury- przeczytałam na głos ich nazwę, która pojawiła się na ekranie. 

-Chwila... Jeżeli tutaj jest ich zagajnik- wskazał palcem to miejsce- to skąd Brachiozaury, wzięły się, aż tutaj?

-Może przedarły się przez ogrodzenie?- pomyślał głośno ciemnoskóry chłopak- a przynajmniej niektóre.

Nagle Rózia zaczęła się dość dziwnie zachowywać. Skakała na wszystkie strony i cicho ryczała w kierunku krzaków. Podbiegł do niej Ben, chcący ją uspokoić.

Coś definitywnie zaczęło się do nas zbliżać. Ryk rozniósł się na wszystkie strony.

-Musimy uciekać- krzyknął Darius.

Wszyscy usiedli i zapięli pasy, jednak po chwili zorientowaliśmy się, że nikt nie siedzi za kółkiem.

-Hej, umie ktoś prowadzić?- zapytał Darius. 

Sammy po chwili zaczęła porównywać samochód do Żyrosfer, po czym stwierdziła, że to w sumie to samo. 

-Żyrosfery mają joysticki i śmieszną instrukcję, a ja nigdy nie prowadziłem samochodu- powiedział Ben. 

-W sumie mnie mój były kiedyś trochę tego nauczył- odparłam i chciałam się odpiąć, żeby móc wsiąść na przód, jednak zatrzymał mnie Kenji.

-Słuchaj, tu nie ma czasu na "trochę". Ja poprowadzę- wskoczył sprawnie na przód furgonetki i wcisnął pedał gazu. Gdy zorientował się, że jedziemy do tyłu, postanowił się zatrzymać.

Jak najszybciej naprawił swój błąd i tym razem ruszył do przodu. 

Przez okno zobaczyłam jak z krzaków wychodzi Indominus Rex i zaczyna zmierzać w naszym kierunku. 

-Dogania nas- krzyknęłam, nie zdejmując przerażonego wzroku z goniącego nas dinozaura.

-Jedź szybciej- Sammy starała się pospieszyć Kenjiego.

-Nie mogę!- odparł Kenji. 

-Musisz zmienić bieg!- krzyknęłam, jednocześnie spoglądając w jego kierunku.

-A ty wiesz jak się zmienia biegi?- zapytał.  

-A niby skąd?- Ben nawet nie dał mi odpowiedzieć.

Indominus już prawie nas dogonił. Jeszcze kilka centumetrów i już po nas.

Wychyliłam się na przód, chwyciłam za kierownicę i gwałtownie skręciłam nią w bok, przez co jechaliśmy teraz po bardzo nie równej drodze. 

Po jakimś czasie dotarliśmy do bardzo stromego wzgórza z którego niedługo po tym zaczęliśmy zjeżdżać.

Tak jak reszta krzyknęłam przestraszona i bardziej skuliłam się na fotelu. Teraz przynajmniej wiem jak bardzo potrzebne są pasy. 

♢♢♢

Jakimś cudem udało nam się zatrzymać pojazd, tuż przed laboratorium, do którego po chwili weszliśmy. 

Jak tylko zamknęły się za nami drzwi, poczułam niewyobrażalną ulgę. W końcu czuję się w miarę bezpieczna.

-Chodźcie, winda powinna być gdzieś tam- ruszyliśmy zaraz za Yasminą, dzięki której do niej doszliśmy. Weszliśmy do środka i wcisnęliśmy odpowiedni przycisk. 

Oparłam się plecami o chłodną, metalową ścianę, przez co poczułam delikatny dreszcz. 

Niedługo po tym usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk, który poinformował nas o tym, że winda dotarła na miejsce. Drzwi otworzyły się, więc z niej wyszliśmy.

W pomieszczeniu panował półmrok, który rozświetlały jedynie świeczki na torcie.

Chwila... co tu robi tort? Rozejrzeliśmy się. Przypomina to trochę scenę z horroru, co jest dość przerażające. 

Nagle zza stołu wyskoczył mężczyzna z lampą, którą ten na nas nakierował. Krzyknęliśmy wszyscy, zasłaniając jednocześnie twarz rękami. 

-To nie dinozaury- stwierdził po chwili z ulgą tajemniczy mężczyzna. No co ty nie powiesz?- To wy. Nie dinozaury- zadyszany położył głowę na stole- najgorsze urodziny w moim życiu.

♢♢♢

Podzieliliśmy się wszyscy tortem. Rany. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem taka głodna. Szybko zjadłam swój kawałek.

-Naprawdę bardzo się cieszymy, że Pan tu jest- powiedział Darius- szukaliśmy kogoś kto...- mężczyzna mu przerwał.

-Dokładnie zamknęliście za sobą drzwi, tak?- wystraszony, spoglądał za jakąś szybę.

-No... tak myślę- odparł chłopak.

-Myślisz?- gwałtownie odwrócił się w jego kierunku- to nie wiesz?

Na chwilę przestałam ich słuchać i nałożyłam sobie kolejny kawałek ciasta. Jaki on jest pyszny.

Mężczyzna zaczął mówić, że już po nas. Linie są podobno przerwane, radio nie działa, a zasięg komórkowy przerywa.

Dopiero teraz spojrzałam w jego kierunku przestraszonym wzrokiem. 

Faktycznie... już po nas...

-Ale... władze parku powinny mieć jakiś plan, więc jaki jest ten plan? Co robimy?- zapytałam, gdy tylko przełknęłam ostatni kawałek ciasta- będziesz to jadł?- zapytałam już szeptem w kierunku Bena, który do teraz nawet nie tknął swojego kawałka tortu. 

-Jasne, jedz- odparł, skulony na jednym z krzeseł. 

-Mnie się pytasz?- zaśmiał się- ona się mnie pyta- jego śmiech się pogłębił i stawał coraz bardziej maniakalny- nie rozumiecie?- nagle przestał chichotać- już po nas- spojrzał na nas wielkimi oczami- nikt nie przyjdzie nam z pomocą. 

S.s.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro