15. Wyciągnę Cię stąd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mówią, że żyjemy tylko po to, by w końcu się zestarzeć i umrzeć. Jaka jest więc wartość naszego życia? Po co próbujemy być najlepsi? To prawda, że znane osoby po odejściu zostają na ustach ludzi jeszcze przez wiele lat. Niestety nawet takie osoby w końcu się wypalają i odchodzą w zapomnienie. Stajemy się przeszłością, jednak świat żyje dalej, funkcjonuje bez nas. Dlaczego, więc tak bardzo się staramy? Czy nasza podświadomość niweluje wszelkie informacje związane ze śmiercią? Co więc z „nieśmiertelnymi?" Czy tacy w ogóle istnieją? Musi to być niesamowite uczucie, żyć i nie tracić wszystkiego na co tak ciężko się pracowało...

– Ally? – Doktor macha dłonią, przed moją twarzą.

Siedzę na kozetce lekarskiej. Mężczyzna przeprowadza na mnie typowe badania kontrolne. Jestem tutaj od dwóch dni, jednak nikt jeszcze nie ustalił, co mi się stało. Rodzice odchodzą od zmysłów, a ja powoli zaczynam dusić się tym miejscem. Nie mogę powiedzieć prawdy, ale trzymanie tego wszystkiego w tajemnicy wychodzi na moją niekorzyść.

– Zamyśliłam się – przyznaję, wymachując delikatnie nogami. Lekarz siada obok mnie.

– Wiem, że to trudne, ale musisz nam powiedzieć co wzięłaś. No chyba, że ktoś ci coś podał – dodaje podejrzliwie.

– Czy mogę już iść? – pytam smętnym głosem. Doktor kiwa głową, a ja wychodzę z pomieszczenia.

Zaciskam mocno dłonie w pięści. Czuję się bezsilna i taka słaba. Rodzice na pewno nie odpuszczą, a tym samym lekarze, którzy będą trzymać mnie tak długo aż się przyznam. Tylko ja nie mam do czego się przyznać. Jeśli powiem, że dwójka duchów wstrzyknęła mi coś, co sparaliżowało mnie na dłuższą chwilę, zamiast na odwyk, pojadę do zakładu psychiatrycznego... Tak źle i tak nie dobrze.

– Powinnam się przyznać. Powiem, że coś wzięłam – wzdycham, przechodząc przez długi korytarz.

– Nawet mowy nie ma. – Łapie mnie za nadgarstek. – Skoro tutejsi lekarze to idioci, to bardzo łatwo będzie można ich oszukać.

– A ja myślę, że to jeszcze bardziej skomplikuje moją już tragiczną sytuację.

– Jestem zdolny do rzeczy, które nie pojmie twoja głowa. – Bierze moje obydwie dłonie i delikatnie je ściska. – Zaufaj mi, a cię stąd wyciągnę.

Jego chłodna skóra przywiera do mojej. Czuję, jak przeszywa mnie dreszcz ekscytacji, a zarazem niepokoju i wątpliwości. W końcu, gdyby nie Bughuul nigdy bym tutaj nie trafiła, bo nie poznałabym Milo czy Petera. A jednak myśl, że mogłoby go teraz nie być, boli mnie bardziej niż powinna.

– Co będziesz tam robić? – Demon łapie mnie za ramię i odciąga od sali, do której właśnie miałam się udać.

– Jestem zmęczona – oznajmiam naburmuszona.

Demon w ogóle mnie nie słucha. Cały czas mocno ściska moje ramię, jakby obawiał się, że zaraz mu zwieję. Szkoda, że nie wie, jak bardzo chcę spędzić z nim trochę czasu. To lepsze niż wylegiwanie się na łóżku, a to coś już znaczy.

Zapatrzona w demona, czuję, jak ktoś we mnie uderza. Nie robi tego mocno, ale na tyle wystarczająco, bym się zachwiała i cofnęła do tyłu. To chłopak o kulach, wyglądający na mojego rówieśnika.

– Przepraszam. – Uśmiecha się. – Chociaż, jeśli dzięki temu mogłem poznać taką dziewczynę, to chętnie bym to powtórzył.

Czuję, jak na policzki wpływa mi rumieniec.

– To ja powinnam przeprosić. – Lustruję jego kule. – Jestem Ally. – Wyciągam rękę, ale od razu orientuję się, że chłopak nie ma jak się przywitać.

– A ja...

Demon ponownie łapie mnie za ramię i bez słowa odciąga od nowo poznanego blondyna. Wkurzona na jego reakcję, odwracam się jeszcze na chwilę do tyłu, a wtedy słyszę, jak Bughuul pstryka palcami. Chłopak po chwili z całą siłą upada na podłogę. Ląduje twarzą i uderza o twarde kafelki.

– Jesteś nienormalny! – krzyczę o wiele za głośno. – Co ci odwaliło?

– To tylko żart. – Pochyla się nade mną i bierze kosmyk moich włosów w palce. – Wyluzuj trochę. Poza tym nie podobał mi się ton z jakim się do ciebie odzywał.

– To wcale nie jest zabawne. – Zaciskam zęby. – Dlaczego jesteś aż tak znieczulony na ludzką krzywdę? – Odpycham go.

– Ponieważ jestem demonem? – odpowiada pytającym głosem. – Nic mu nie będzie, po prostu posiedzi w szpitalu trochę dłużej.

***

– Ally, chcę ci uwierzyć, ale nawet lekarze uważają, że to jednak były narkotyki – mówi z troską w głosie moja mama.

– Nic nie brałam, ile razy muszę to powtarzać? – warczę, odwracając się na drugi bok. – Nie wyślecie mnie na żaden odwyk. – Wkładam jedną dłoń pod poduszkę.

– To dla twojego dobra – wzdycha kobieta. Jej słowa brzmią tak, jakby już wszystko zostało ustalone z góry.

– Możesz dać jej teraz spokój? – wtrąca się Alex. – Poczekajmy na wyniki i wtedy będziemy rozmyślać co dalej. Postawiliście nad nią krzyżyk, jakbyście byli pewni, że się czymś odurzyła.

Zanim rozpocznie się debata na temat moich poczynań, do sali wchodzi lekarz z kartką w dłoni. Jego wzrok jest pusty, wyprany z emocji, a on sam nieobecny. Ledwo podnosi wyniki na wysokość oczu i otwiera usta by nam je przeczytać.

– Ally? Ally Palmer? – Siadam przerażona na łóżku, jednocześnie mocno ściskając kołdrę. – Badania wykazały, że nie byłaś pod wpływem narkotyków ani innych substancji odurzających. Twój stan wytłumaczyliśmy zmęczeniem oraz stresem. Przepiszemy dla ciebie leki i wygląda na to, że jesteś wolna.

Moje serce zaczyna szybciej bić, kiedy za szklaną szybą zauważam Bughuula opartego o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.

– Dzięki Bogu. – Mama przytula mnie z całej siły.

– Dusisz – śmieję się, jednak kobieta nie ma zamiaru mnie puścić. – Powinnam być na ciebie wściekła za to, że mi nie zaufałaś – prycham pewna siebie. Na chwilę odwracam głowię w stronę szyby, jednak demona już tam nie ma.

– Muszę jak najszybciej zadzwonić do twojego ojca. – Totalnie olewa to, co wcześniej powiedziałam, po czym wychodzi wykonać wcześniej wspomniany telefon.

– Skoro wszystko się wyjaśniło, będę lecieć na trening. – Alex zaczyna zbierać się do wyjścia. – Przyjadę po ciebie około czternastej i możemy razem stąd spadać.

Brat zostawia mnie w sali, a ja o mało nie zaczynam piszczeć z radości.

– Może jakieś dziękuję? – Demon siada na szpitalnym łóżku.

– Nadal jestem na ciebie zła o tego chłopaka. – Marszczę brwi. – Jak to zrobiłeś? Opętałeś go? – Zaciekawiona siadam na łóżku.

– Nie opętałem go. Nie mogę tego za bardzo robić, ale wpłynąłem na jego podświadomość. Mam nadzieję, że rozumiesz.

– Czy ten lekarz nie zorientuje się, co jest grane? – dopytuję.

– Zabiję go. – Mówi to tak, jakby było to dla niego normalne.

– Słucham? – wydaję z siebie pisk, po czym łapię demona za bluzę i do siebie przyciągam. – Ani mi się waż. To okrutne i niemoralne.

– Demon i moralność, to jak ty i piątka z matmy. Jeśli tego nie zrobię, facet odzyska świadomość i wróci tutaj by oznajmić twojej szczęśliwej mamie, że pomylił się przy wynikach. Nie wyjdziesz stąd do końca roku, bo nikt nie rozpozna substancji z piekła. I nie, to nie były narkotyki. Przynajmniej tak stwierdził Milo, gdy zacząłem go wypytywać. – Wstaje i rusza przed siebie.

Jego słowa nie wywołują u mnie żadnej reakcji, bo w tym momencie jestem skupiona na przeszkodzeniu mu w dotarciu do celu.

– Nie – warczę, trzymając demona za rękaw bluzy. – Słyszysz?

Bughuul nawet nie zwraca na mnie uwagi. Jakbym dla niego nie istniała. Jakbym była powietrzem. Desperackie próby zatrzymania demona w ogóle mi nie wychodzą. Ale co się dziwić, gdy osoba mierząca metr sześćdziesiąt podejmuje się takiej próby, kiedy ma do czynienia z o wiele wyższym facetem. No to nie może się udać...

– Uspokój się, bo z perspektywy innych wyglądasz jak wariatka. Wiesz, że tylko ty mnie teraz widzisz, prawda? – Przyspiesza, zostawiając mnie z tyłu.

W śliskich butach, które nie współgrają z mytymi niedawno kafelkami, ledwo doganiam Bughuula, który akurat wchodzi do gabinetu. W środku znajduje się półprzytomny lekarz, który przeszukuje papiery. Z tej odległości jestem w stanie zobaczyć tylko napisane dużymi literami Ally Palmer znajdujące się na moich badaniach.

– Wychodzisz czy zostajesz? – warczy, zabierając z biurka nożyczki.

Cofam się o krok do tyłu, ale moje sparaliżowane ciało nie jest w stanie wykonać żadnego innego ruchu. Wielka gula podchodzi mi do gardła, jakby była strachem, który urósł wewnątrz mnie. Z oczami otwartymi na oścież i rozdziawionymi ustami patrzę, jak Bughuul w jednej chwili łapie lekarza za włosy, podnosi go i podcina mu gardło. Czerwona ciecz ląduje na białych ścianach oraz na papierach, które leżą na biurku. Moje źrenice zmniejszają się, a serce, które jeszcze przed chwilą biło jak szalone, powoli się zatrzymuje. Bezwładne ciało mężczyzny upada na podłogę.

– To by było na tyle. – Odkłada zakrwawione nożyczki i podchodzi do mnie. Zauważa, że ten widok mógł mnie przerazić, więc kojąco kładzie dłoń na mojej głowie, pokazując mi, że już nic mi nie grozi. – Przeglądał twoje papiery. Najprawdopodobniej szukał błędu – wzdycha.

– A kamery? – ledwo wymawiam te dwa słowa.

– Nie ma kamer – oznajmia – Uważasz, że pozwoliłbym ci tutaj zostać, gdyby pokój był w kamerach? Poza tym nie zabiłbym go, gdybym nie miał pewności, że nikt tego nie widzi.

– Jak mogłeś. To straszne... Jesteś nienormalny!

– A ty głupia. – Łapie mnie za nadgarstek i wyciąga z gabinetu. – Trzeba było uciekać, gdy ci kazałem. Ale ty postawiłaś na swoje i zostałaś z własnej woli.

To jest właśnie to zło, przed którym wszyscy nawzajem się ostrzegamy. Najgorsze jest jednak, że to zło przyciąga mnie do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro