XXVII. Dar manipulacji

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już jutro – powtarzała sobie w myślach chodząc w kółko po dormitorium. Przez te kilka dni nadal próbowała użyć legilimencji i udawało jej się. Nie zmieniało to faktu, że była za słabo wprawiona. Próbowała używać jej możliwie jak najczęściej jednak nie było to łatwe. Wiedząc, że przyjęcie Slughorna będzie już jutro miała ochotę wszystko rzucić i zniknąć bez śladu. Spotkanie matki nie mogąc wyselekcjonować jej myśli będzie trudne. Oznaczało to ze na odpowiedz musi jeszcze poczekać, problem był taki, że akurat w tym jednym aspekcie była bardzo niecierpliwa. Spojrzała na butelkowo zieloną sukienkę która wisiała na wieszaku. Idealnie wtapiała się w zielony wystrój charakterystyczny dla domu węża. Dotknęła delikatnego materiału i przejechała po nim dłonią.

- To wszystko jest jakiś żartem – pomyślała z odrazą po czym usłyszała zbliżające się kroki należące do jej współlokatorek. Tak jak się domyślała do pokoju weszła Bella a za nią Elle trzaskając drzwiami. Patrzyły się na siebie morderczym wzrokiem.

- Mogłabyś wyjść!? – syknęła Elle. Alexandra po jej tonie zdążyła dostrzec, że jest wściekła i prawdopodobnie będą się teraz kłócić. Spojrzała jej w oczy i po kilka sekundach miała już dostęp do jej myśli. Zobaczyła wspomnienie kiedy rozmawiała z Bellą na temat balu i tego z kim idzie Riddle. Bella zbagatelizowała sprawę a Elle się wkurzyła mówiąc, że Alexandra owinęła ją sobie wokół palca. Wychodząc z pokoju uśmiechnęła się pod nosem.

Wtedy wpadła na pomysł. A gdyby tak owinąć sobie wokół palca Maryliss Raintgrow?

Opadła na fotel nie zwracając uwagi na to kto znajduje się w pomieszczeniu i zaczęła myśleć. Riddle jej w tym pomoże realizując swoje plany. Idealna uczennica i ulubienica profesorów która mimo zacofania w magii staje się jedną z najlepszych, idzie z Riddlem panem i władcą który ma owiniętych wokół palca wszystkich. W dodatku dobra córka. Zrozumiała jakie korzyści mogłaby z tego czerpać. Matka pracująca w ministerstwie jako szef biura aurorów. Z pewnością mogłaby wyciągnąć coś przydatnego.

Gdyby tak poczekała trochę to tak czy inaczej zdobyłaby informacje dlaczego została porzucona.

- Musimy pogadać Raintgrow – usłyszała chłodny głos. Doskonale wiedziała czyj. Uniosła wzrok i spojrzała na jak zwykle, idealnego chłopaka. Idealne czarne włosy i orzechowe oczy błyszczały w świetle płomieni kominka pokoju wspólnego. Jedyne co psuło jego cudowność której tak nienawidziła to wyraz jego twarzy. Nienaturalnie spokojny, beznamiętny i chłodny.

Wstała i nie odzywając się ruszyła ku drzwiom pokoju wspólnego by wyjść na zewnątrz. Leon i James Harey wstali piorunując Riddle'a wzrokiem.

- Zostańcie tutaj – powiedziała chłodnym tonem jednocześnie uśmiechając się pod nosem że w zaledwie kilka dni sprawiła że chodzą za nią jak psy obronne.

Riddle z gracją wyszedł a ona przechodząc przez próg jak zwykle musiała się potknąć. Najwyraźniej wrócili do tradycji bo chłopak wyraźnie zmierzał ku siódmemu piętrze.

Kiedy weszli do środka ponownie zastała praktycznie pustą salę z gramofonem. Chłopak machnął różdżką i urządzenie się włączyło, wydobywała się z niego spokojna muzyka orkiestrowa.

- No tak, przecież musimy udawać idealnych – mruknęła stając na parkiecie i czekając aż chłopak podejdzie jednak on właśnie podnosił coś z podłogi. Podszedł do niej i rzucił pod nogi parę czarnych damskich pantofli na średnio wysoki obcasie.

- Ja nie musze udawać idealnego ...

- No tak bo przecież jestem idealny – sparodiowała go, naprawdę nie miała dziś ochoty mieć z nim do czynienia. Wolałaby po zastanawiać się nad tym jak zmanipuluje szefową biura aurorów. Chłopakowi w odpowiedzi zadrgał w odpowiedzi policzek i nie miała pewności czy powstrzymywał tym kpiący uśmieszek czy tez była to oznaka jego poirytowania – Nie nałożę ich, zrobię sobie krzywdę – dodała pretensjonalnym tonem patrząc na to co miała przed sobą. Nikt nigdy nie próbował wychować jej na dziewczynkę z manierami ponieważ mało kto chciał mieć z nią do czynienia. Nikt nie nauczył jej tańca towarzyskiego ani chodzenia w obcasach.

- Nie obchodzi mnie to, wszystkie dziewczyny zakładają pantofle, wyjdziesz na dziwadło – syknął z naciskiem  a ona poczuła, że zaraz wybuchnie. Dziwadło!? Bo założy inne buty niż „przystoi damie". Przecież nic by się nie stało gdyby założyła te w których chodzi na co dzień. Przynajmniej byłoby jej wygodnie.

Jednak przypomniało się jej nad czym rozmyślała przed tym jak Riddle ją tu przyprowadził. Przecież nie mogła być odmieńcem. Jeśli jej matka uzna, że to dziwne że, przyszła w płaskich butach inaczej niż reszt dziewczyn? Może pomyśli że jest dziwna albo niewychowana... ale nie to przecież ona powinna była ją wychować. Nie zmieniało to faktu że wrażenie musi być piorunujące nie tylko na jej matce ale również Slughornie jak i wszystkim tam obecnym. Nigdy nie wiadomo kto mógłby się jej przydać.

Bez słowa schyliła się i zdjęła wiązane czarne buty które nosiła. Po chwili zdjęła skarpetkę i włożyła buta na nogę, pasował jak ulał.

- Skąd znałeś mój rozmiar buta? – zapytała patrząc na niego nieco zmieszana z dozą niechęci.

- Mam swoje dojścia – mruknął stojąc nad nią wyprostowany jak struna. Idealny, pedancki, irytujący i wszystkowiedzący– mruczała w myślach poirytowaniem.

- Twoje dojścia znaczy fanklub? Martwego szczura też kazałeś im podesłać – warknęła wbijając w niego wzrok a on uśmiechnął się kpiąco.

- Stać mnie na coś lepszego niż martwy szczur – powiedział chłodno

- Doprawdy? To skąd on się tam wziął? – powiedziała głośniej niż myślała i mając już na sobie oba niewygodne buty zachwiała się. Błyskawicznie wyciągnął ramie którego się podparła, czasem miała wrażenie, że przewiduje przyszłość patrząc na jego szybkie reakcje.

- Nie wiem, nie leży to w moim interesie – wzruszył ramionami ustawiając się do tańca a ona jedynie cicho jęknęła kiedy źle stanęła i położyła dłoń na jego ramieniu

- Podobno nic nigdy nie leży twoim interesie a później okazuje się że masz w ty swój wkład Riddle – syknęła stawiając pierwsze kroki walca angielskiego.

- Po co miałbym wysyłać ci karteczki z groźbami skoro jesteś mi potrzebna – odparł chłodno kierując nią w tańcu. Tym razem mimo braku skupienia dawała sobie radę, właściwie robiła odpowiednie kroki z automatu jednak buty sprawiały że co chwilę traciła równowagę.

- Masz dookoła pełno dziewczyn, nie jestem ci potrzebna – powiedziała z poirytowaniem potykając się o jego nogi

- Ale żadna inna nie jest tobą – syknął mając nadzieje że zakończyli już ten temat jednak ona nie dawała za wygraną i ciągnęła wszystko.

- Czego tak bardzo chcesz od Slughorna? – dopytywała się jednak chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru jej odpowiedzieć. Tańczyli przez jakiś czas dopóki nie wybiła godzina 21. Piątoklasiści o tej godzinie powinni byli być już w pokojach wspólnych.

Po tańcu z Riddlem postanowiła zdjąć buty które były najbardziej niewygodnym obuwiem jakie kiedykolwiek nosiła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro