16. Dla mnie cała jesteś śliczna.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yuriko

- Nawet nie pytam, czemu jesteś taka czerwona - rzucił na powitanie Nathan. Z tym swoim irytującym uśmieszkiem strasznie działał mi na nerwy. Wyminęłam go bez słowa i ruszyłam do mojego pokoju. Za mną wbiegł rozszczekany Sparky. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Wcisnęłam twarz w poduszkę i zaczęłam śmiać się jak wariatka.

- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa! - nie wiem, czy Sparky rozumiał, co do niego mówiłam, ale na pewno czuł moją radość i podekscytowanie. Polizał mnie energicznie po twarzy, a ja, cały czas śmiejąc się, jak ktoś, kto wygrał na loterii, uściskałam go. Tarzając się po łóżku, a także po podłodze, zaczęłam na nowo przeżywać emocje dzisiejszego wieczoru.

Objął mnie.
Przytulił.
Stałam pod wieżą Inazumy z głową na jego ramieniu.
Czułam się, jak najszczęśliwszy człowiek na świecie.

Trzeźwo myślący człowiek nie widziałby w tym nic nadzwyczajnego i wartego takich emocji, ale na nie myślałam trzeźwo. Ja upijałam się jego dotykiem, słowami, jakie wypowiadał, jego bliskością.

Czy właśnie tak wygląda miłosny kac? Tarzasz się po pokoju śmiejąc się na całe gardło ze szczęścia?

Wziął mnie za rękę.
Ruszyliśmy do mojego domu.
Nie chciał puścić mnie samej.
Szliśmy, cały czas trzymając się za ręce.
W tamtych chwilach miałam ochotę zatrzymać czas.
Albo złapać te uczucia do słoika i móc rozkoszować się nimi kiedy tylko zechcę.

Czy ja wariuję?

Sparky, jakby na potwierdzenie moich myśli, zaszczekał entuzjastycznie.

***
Jude

- Mam wrażenie, że jestem lekki jak piórko - z bananem na twarzy i gapiąc się w sufit, leżałem w łóżku z telefonem przy uchu. Ani trochę nie czułem się śpiący mimo, że dochodziła pierwsza. W przeciwieństwie do mojego zaspanego rozmówcy. - Zaraz chyba zemdleję ze szczęścia. Znasz to uczucie?

- Nieee - ziewnął David. Po kilkunastu minutach przewracania się z boku na bok uznałem, że nie wytrzymam, jeśli nie wyrzucę z siebie wszystkich kłębiących się we mnie uczuć. Padło na Stamforda. - Stary, rozumiem, że jesteś szczęśliwy i cieszę się twoim szczęściem, ale nie mógłbyś mdleć z radości jutro po południu? Albo chociaż rano? Ja wstaję o szóstej...

Kolejne ziewnięcie. Ale byłem zbyt rozemocjonowany, żeby przejmować się Davidem.

- Jej oczy... Takie piękne niebieskozielone oczy... I te włosy... W życiu nie widziałem piękniejszych... - mówiłem błogim tonem, błądząc nieobecnym wzrokiem po suficie i całkowicie ignorując Davida.

- To powiedz jej, że się w niej zakochałeś. I po kłopocie.

- Chyba żartujesz! - z wrażenia aż usiadłem. - Czy gdybyś zakochał się w twojej przyjaciółce...

- Ja nie mam przyjaciółki - przerwał mi niecierpliwie.

- Cicho bądź, udawaj, że masz. Czy gdybyś zakochał się w twojej przyjaciółce, to byś jej to od tak powiedział? Złamie ci serce i nic z tego nie wyjdzie. I skończy się wasza przyjaźń... - tak mnie przeraziła ta mroczna wizja, że poczułem zimny dreszcz na plecach.

- Gdzie twoje realne postrzeganie świata? Chłopie, weź się w garść! Masz dwie opcje. Dwie i ani jednej więcej. Albo mówisz jej, co do niej czujesz, albo żyjesz nieszczęśliwy w dręczącej nieświadomości. Jeśli jej tego nie powiesz, możesz stracić dużo więcej, niż straciłbyś nie mówiąc. Uwierz mi - David nieco spuścił z tonu.

- Nic nie rozumiesz... - wymamrotałem, jednocześnie kalkulując zyski i straty. - Nigdy nie byłeś w takiej sytuacji.

- A skąd wiesz?

- A byłeś?

- Nooo... Nie.

Westchnąłem.

- Spróbuję. Ale jeszcze nie teraz. Za bardzo boję się, że mnie odrzuci - kotłowało się we mnie mnóstwo sprzecznych uczuć. W jednej chwili byłem gotowy już teraz biec ile sił w nogach do jej domu, a w następnej miałem nogi jak z waty i zżerał mnie strach. Powiedziałem o tym Davidowi. - Czy ja wariuję? - jęknąłem.

- Zdecydowanie tak.

***

- Droga klaso - zaczął pan Craig. O nie, czyżby to była jedna z tych nudziarskich pogadanek? - Jako, że za miesiąc jest zakończenie roku, ja, wasz nauczyciel japońskiego, pan Wilson, i nauczycielka historii, pani Hudston, postanowiliśmy wybrać się z wami na biwak...

Rozległy się radosne okrzyki, wiwaty i klaskanie. Pan Craig przeczekał pierwszą falę emocji i kontynuował:

- Do następnego czwartku musicie dostarczyć pisemne zgody rodziców i kwotę, którą jutro wam podam. Płacimy jedynie za autokar i wyżywienie, namioty i inne tego typu rzeczy organizuje szkoła.

Co chwilę nauczycielowi przerywały podekscytowane szepty, ale nikt się tym nie przejmował. Poczułem szturchnięcie w łokieć.

- Ale genialnie, że przez tydzień nie będzie szkoły, tylko las, góry i jezioro - szeptała radośnie Yuri.

- Zasłużyliśmy po tym ciężkim roku z Akademią Aliusa - pokiwałem głową.

- Tylko jedno mnie martwi... - spojrzałem na nią pytająco. - Jeśli nie będzie porządnych pryszniców, gdzie ja włosy będę myć? W jeziorze?

Parsknąłem śmiechem.

- Dziewczyny...

- Włosy to najważniejsza część ciała - obruszyła się. - Szczerze, tylko do nich przywiązuję jakąkolwiek wagę. Co w sumie pewnie widać.

- Dla mnie cała jesteś śliczna - wyrwało mi się, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Zaczerwieniłem się aż po koniuszki włosów. Dziewczyna otworzyła usta, cała czerwona, po czym szybko je zamknęła i odwróciła głowę z zakłopotaniem.

Nasza ławka w tamtym momencie powinna otrzymać tytuł Najbardziej Zakłopotanej I Zażenowanej Ławki Na Świecie.

***
Yuriko

- I wtedy powiedział, że dla niego cała jestem śliczna - wyrzuciłam z siebie. Na tamto wspomnienie zamieniłam się w dojrzałego pomidora. Celia zachichotała.

- Jesteście zakochani po uszy - zaśpiewała z szerokim uśmiechem.

- Nawet tak nie mów! - oponowałam, chociaż w duszy krzyczałam: "Mów dalej, powiedz to jeszcze sto razy!". Padłam na łóżko z przeciągłym westchnieniem. - To nieprawda. Znaczy, na pewno nie w stu procentach.

- Kobieto, myślisz, że on nie czuje tego samego? Po domu chodzi z głową w chmurach, patrzy na ciebie jak na anioła. Widzę to i w szkole, i w jego domu, jak go odwiedzam.

Siedziałyśmy z Celią w moim pokoju na łóżku, które rozłożyłam. Moja przyjaciółka miała dziś u mnie nocować i, jak to baby, od trzydziestu minut gadałyśmy o chłopakach, którzy nam się podobają.

- Skończmy na razie ten temat - poprosiłam. - A jak wam się układa z Axelem? Nie jestem tu jedyną zakochaną po uszy.

Celia uśmiechnęła się i położyła się obok.

- Rozmawiamy ze sobą niemal całe przerwy, a po lekcjach i treningach często tak fajnie się gada, że chodzimy jeszcze godzinę po parku lub po mieście - relacjonowała, z rozmarzeniem wpatrując się w sufit. - Ale mam wrażenie, że z jego strony to tylko przyjaźń, nic więcej.

Granatowowłosa zmarkotniała.

- Na twoje szczęście nie jesteś jedyną, która przygląda się innym - miałam kilka asów w rękawie. - Po pierwsze, jak na was patrzę, to to wcale nie wygląda jedynie jak przyjaźń. Patrzy na ciebie z uwielbieniem, a jak coś do niego mówisz, to słucha cię z taką uwagą, jak jeszcze nikt. Po drugie, pytał się mnie, czym się interesujesz, gdzie lubisz chodzić i takie tam. Pewnie szykuje jakąś randeczkę. Po trzecie, zauważyłaś, że na treningach, zawsze jak strzela na bramkę, zerka w twoją stronę? To jasny znak, że stara ci się przypodobać.

- Naprawdę?! Mówisz serio?! - Celia poderwała się z łóżka i z oczami jak spodki wpatrywała się we mnie z napięciem.

- Totalnie serio.

- Aaa! - zerwała się z łóżka i odtańczyła taniec szczęścia. Doskoczyła do mnie, złapała za ręce i pociągnęła na środek pokoju. - Jestem taka szczęśliwa!

Roześmiałam się. Zaczęłyśmy tańczyć w jakiś bliżej nieokreślony sposób. Cieszyłam się z jej szczęścia, a w głowie zaczął kiełkować nowy plan. Plan "Randka".

***

- O rany, już nie mam siły - Celia padła na dywan. Miałyśmy tak dobry humor, że przetańczyłyśmy większość znanych nam piosenek. Dwa razy weszła ciocia, żeby się upewnić, że nie trzeba dzwonić po psychiatrę, a raz Nathan, w sumie tylko po to, żeby popukać się w czoło.

- Ja... Też... Nie... - wydyszałam. - Może lepiej jakiś film?

Zeszłyśmy do salonu, gdzie Celia rozłożyła kanapę, a ja odpaliłam laptopa.

- Co chcesz obejrzeć?

- Oglądałaś "Ostatnie spojrzenie"? - odparła z namysłem. - Słyszałam, że piękny, ale podobno wyciska łzy.

- Trudno. Jak płakać, to tylko z przyjaciółką.

Włączyłam film. Na wszelki wypadek przysunęłam bliżej paczkę chusteczek.

Minęła połowa filmu, gdy do salonu wparował Nathan.

- Nie mogę spać - rzucił, po czym usadowił się na kanapie.

- Więc...?

- Więc przyszedłem na wasze babskie nudy, które działają jak kołysanki.

Minęło zaledwie pięć minut nim ścieżka dźwiękowa filmu została wzbogacona o chrapanie Nathana.

***

- Dobranoc, Yuri - Celia ziewnęła, kładąc się na łóżku.

- Dobranoc - okryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Po kilku minutach usłyszałam równy oddech Celii, a ja nadal nie zasnęłam. Zaczęłam obmyślać plan "Randka", lecz gdy mój mózg doszedł do wniosku "porwij ich, wywieź do sąsiedniego miasta do restauracji nad brzegiem jeziora" uznałam, że już chyba najwyższa pora spać. Z dołu dobiegło chrapnięcie Nathana, gdy zamknęły mi się oczy.

***

- Dalej! Zabierz mu piłkę, to okazja do strzału! - usłyszałam wołanie Ericka. Skupiłam wzrok na Xavierze i przyspieszyłam. Czerwonowłosy skręcił, aby mnie wyminąć, ale ja się tak łatwo nie dam:

- Próżnia!

Dookoła chłopaka utworzyła się pusta, czarna przestrzeń, a on sam bezwładnie się uniósł. Skoczyłam i przejęłam piłkę bez żadnego problemu. Posłałam ją do Eagle'a, który z całej siły strzelił na bramkę. Mark nie był w stanie tego obronić.

- Genialna akcja - przybiłam piątkę z Erickiem.

W tym momencie usłyszeliśmy gwizdek.

- Chodźcie tutaj! - zawołała trenerka, stojącą przy ławce menadżerek. Gdy już wszyscy przybiegli, kontynuowała:

- Żeby poradzić sobie podczas Igrzysk, musicie stale wzmacniać mięśnie i kondycję. Pamiętacie centrum treningowe w Gimnazjum Raimona? Trener Hillman mi je zasugerował, więc się teraz tam wybierzemy.

- Co to za centrum treningowe? - zagadałam Marka, gdy byliśmy w drodze do gimnazjum.

- Gdy trenowaliśmy do Strefy Futbolu, ćwiczyliśmy tam na różnych przyrządach, żeby się wzmocnić. Mimo, że było bardzo ciężko, przeżyliśmy - roześmiał się. Ja również się uśmiechnęłam. W końcu coś nowego, a nie tylko mecze na boisku!

Dotarliśmy pod ogromne, stalowe wrota. Trenerka otworzyła je i znaleźliśmy się w przedsionku sali treningowej. Za drugimi, nieco mniejszymi drzwiami naszym oczom ukazały się najrozmaitsze przyrządy. Nigdy nie widziałam żadnego z nich! Wyglądają dziwacznie, ale skoro to działa...

- Dziś każdy będzie pracował nad czymś, z czym ma problem podczas meczy - trenerka zaczęła rozdzielać każdemu zadania i kierować nas na konkretne urządzenia.

- Yuriko - zwróciła się do mnie. - Będziesz pracować nad koncentracją podczas wymijania kilku przeciwników.

Wiedziałam, co ma na myśli. Raz, gdy graliśmy, biegłam z piłką, a drogę zastąpił mi Axel. Skupiłam się na wyminięciu go i nie zauważyłam, że Erick już czeka, aby zabrać mi piłkę. Zaskoczył mnie. Zaczęliśmy walczyć o piłkę, a ja skoncentrowałam się tylko na tym, nie patrzyłam, co się dzieje dookoła. Gdy udało mi się odebrać piłkę i skoczyłam w bok, tam czekał już na mnie inny zawodnik. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. To prawda, muszę popracować nad tym, aby patrzeć, co dzieje się dookoła, a nie tylko przede mną.

Ruszyłam na wskazany przez trenerkę przyrząd. Były to cztery drewniane manekiny, kształtem przypominające ludzi. Bardzo prowizorycznych ludzi, ale zawsze to coś. Każdy był przyczepiony do belek, przewodów i sznurów, które zapewne nim sterowały. Najbliższy stał po mojej lewej, drugi po prawej, trzeci znów po lewej, a czwarty na wprost. Wzięłam z kosza piłkę i ustawiłam się na zaznaczonym punkcie.

- Widzisz ten pedał obok? - zawołała trenerka. - Gdy zaczynasz, naciśnij go stopą i zacznij biec.

Kiwnęłam głową. Nacisnęłam pedał i ruszyłam. Manekiny drgnęły i zaczęły się poruszać, imitując ruchy prawdziwych graczy. Bez problemu unikałam ruchów pierwszego i zostałam przy piłce. Odskoczyłam w bok. Spodziewałam się, że drugi manekin będzie stał w tym samym miejscu, w jakim stał na początku, ale nic bardziej mylnego. Wyskoczył na mnie z lewej i swoją drewnianą nogą bez problemu wykopał piłkę na aut.

Dobra, jeszcze raz.

Z pierwszym manekinem poszło mi jak z płatka, więc na moment straciłam koncentrację. Ten moment wystarczył, by mój drewniany ziomek wślizgiem zabrał mi piłkę. Jego stopa zahaczyła o moją kostkę i poleciałam do przodu. Pozbierałam się i westchnęłam.

- To będzie długi trening...

***

Byłam coraz bardziej sfrustrowana i obolała. Raz udało mi się dotrzeć do trzeciego manekina i na tym skończyły się moje sukcesy.

- Ałć - syknęłam, rozcierając pulsujące bólem ramię. Z rozpędu uderzyłam w korpus manekina. Już czuję, jak robi mi się siniak. Kolejny.

- Przerwa! - usłyszałam wołanie trenerki.

Z ulgą doczłapałam na bok. Usiadłam, opierając się o ścianę, i sięgnęłam po butelkę z wodą. Duszkiem wypiłam całą jej zawartość. Rozejrzałam się po drużynie, siedzącej dookoła. Niektórzy byli dużo bardziej wycieńczeni ode mnie, a Markowi, Jackowi i Bobby'emu Silvia musiała opatrzyć potłuczenia. Na części twarzy widziałam uśmiechy satysfakcji, a na innych zdeterminowanie, aby zrobić postępy. Zacisnęłam pięści i przymknęłam oczy. Ja się nie poddam, zrobię to, choćbym miała być cała w sińcach!

- O rany, co zrobiłaś? - usłyszałam nad uchem głos Celii.

- O co ci chodzi? - wymamrotałam, otwierając oczy. Dopiero teraz zauważyłam krew na obtartej łydce. Wzruszyłam ramionami.

- Czekaj - odeszła kawałek, a po chwili wróciła z apteczką.

- To nic. Prawie wcale nie boli - zaoponowałam. To zwykłe obtarcie, wiele razy mi się to zdarzało. Gdy gra się w piłkę, takie rzeczy to codzienność.

- Nie ruszaj się. Na wszelki wypadek - dziewczyna zdezynfekowała rankę i opatrzyła ją. Westchnęłam przeciągle.

- Niepotrzebnie się fatygowałaś. Przecież to nic takiego.

- Może dla ciebie to nic, ale ja chcę ci jakoś pomóc w tym morderczym treningu. Widziałam, jak się starasz. Jestem tu, żeby wspierać ciebie i każdego z zawodników, nie?

Uśmiechnęłam się.

- Dzięki.

Powróciłam do treningu z nowym zapasem energii i entuzjazmu. W końcu się uda, wiem to!

Wystartowałam. Zręcznie ominęłam Ziomka Numer Jeden. Cały czas starałam się nie tracić koncentracji i w porę zauważyłam, co planuje Ziomek Numer Dwa. Wyskoczyłam w górę z piłką, a jego drewniana noga przeleciała tuż pode mną. Ledwo dotknęłam stopami ziemi, a już o piłkę walczył Ziomek Numer Trzy. Wybił mi piłkę spod nóg, a ja nie miałam ani sekundy na jakąkolwiek reakcję. Potknęłam się i poleciałam do przodu. Poczułam, jak moje ciało zderza się z Ziomkiem Numer Trzy. Świat zawirował. Przez chwilę nie wiedziałam, co dzieje się dookoła, aż poczułam ziemię pod plecami.

- Durny manekin - warknęłam. Plecy paliły, jakby ktoś zdzierał mi z nich skórę. Ostatkiem silnej woli podniosłam się i, ignorując ból, ruszyłam z powrotem na start.

***

Czemu ciągle to samo?! Co wydaje mi się, że panuję nad sytuacją i w końcu mi się uda, to zaraz manekiny albo zabierają mi piłkę, albo niefortunnie się z nimi zderzam lub to one uderzają mnie! Za mną już jakieś pięćdziesiąt prób, a nie widzę efektów! A nie, jednak widzę efekty. Jestem potwornie zmęczona, a każdy centymetr sześcienny mojego ciała płonie żywym ogniem.

Ze zmęczenia jestem coraz bardziej rozkojarzona. Mam wrażenie, że wszystko, co chcę zrobić, robię za wolno.

Udo Ziomka Numer Dwa uderzyło mnie boleśnie w piszczel. Upadłam na podrapane kolana.

- Co jest nie tak?! - wrzasnęłam z wściekłości. Spojrzałam na trenerkę, ale ona, zamiast coś mi poradzić, tylko przyglądała mi się.

Zaczęłam jeszcze raz. Po raz chyba pięćdziesiąty pierwszy nacisnęłam pedał i ruszyłam. Zakręciło mi się w głowie i nie wyminęłam pierwszego manekina. Upadłam.

- Jaki to ma sens...?! - z rozgoryczeniem uderzyłam pięściami w ziemię. Robiłam wszystko, aby powstrzymać cisnące mi się do oczu łzy. Nie płakałam z bólu ani ze złości. Płakałam, bo zawodziłam sama siebie.

Ale obiecałam sobie, że się nie poddam. Muszę dotrzymać tej obietnicy.

Zaczęłam jeszcze raz, ze wszystkich sił skupiając się na manekinach. Ziomek Numer Jeden chciał mnie zablokować, ale prześlizgnęłam się między jego nogami. Wyskoczył Ziomek Numer Dwa. Chciał odebrać mi piłkę wślizgiem. O dwie sekundy za wcześnie wyskoczyłam w górę i lądując, stanęłam nogą na jego udo. Kostka wykręciła mi się i straciłam równowagę. Ścisnęłam nogę i zacisnęłam powieki.

- Przestań już! - krzyknął Jude. Drużyna stała obok trenerki i patrzyła w moją stronę. - Zrobisz sobie krzywdę!

- Niech jej coś pani powie! - Celia błagała trenerkę, ale ona nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie z uwagą, jakby dawała mi dowolność.

- Ja się nie poddam! - zawołałam. - Uda mi się, choćby nie wiem co!

Gniew ustąpił miejsca upartości. Jestem silna. Zrobię to.

Wystartowałam. Skrzywiłam się lekko, stając na obolałej kostce, ale coś tak błahego mi nie przeszkodzi. Ziomek Numer Jeden chciał mnie wykiwać, ale prześlizgnęłam się obok, kątem oka wypatrując Ziomka Numer Dwa. Chciał zaatakować z zaskoczenia od tyłu, ale w ostatnim momencie odwróciłam się i odskoczyłam na bok. Błyskawicznie skoczyłam, unikając drewnianej nogi Ziomka Numer Trzy. Lądując, wpadłam na Ziomka Numer Cztery. Odebrał mi piłkę, cofając się, potknęłam się o jego nogę. Zacisnęłam zęby, gdy poczułam twardą ziemię. Trzy głębokie wdechy i podniosłam się. Będę próbować do skutku.

- Skończ już!

- Yuri, uspokój się! To szaleństwo!

Drużyna była przeciwna dalszym próbom, ale zignorowałam ich. Czułam presję samej siebie. Wróciłam na start.

Sytuacja powtórzyła się. Dotarłam do Ziomka Numer Cztery, a ten znowu mnie zaskoczył. Zderzyliśmy się i siłą rozpędu wpadłam plecami na Ziomka Numer Trzy. Osunęłam się na kolana i otarłam pot z czoła.

Dobra. Jeszcze raz.

Teraz się uda.

Zobaczycie, uda mi się!

Nacisnęłam pedał. Pewnie prowadziłam piłkę, skupiając wszystkie swoje zmysły na manekinach.

Przeskoczyłam nad Ziomkiem Numer Jeden, wykonującym wślizg. W powietrzu okręciłam się i po wylądowaniu, błyskawicznie ominęłam Ziomka Numer Dwa. Ziomek Numer Trzy zamachnął się, ale uskoczyłam. Zderzyłam się z nim ramieniem, ale w porę złapałam równowagę. Skupiłam się. Nie pozwoliłam zaskoczyć się Ziomkowi Numer Cztery, który chciał niepostrzeżenie zabrać mi piłkę. Walczyliśmy o nią chwilę, po czym użyłam całej swojej siły i z piłką przy nodze skoczyłam w lewo. Do moich uszu doszedł łoskot upadającego Ziomka Numer Cztery. Wylądowałam i obróciłam się. Miałam za sobą wszystkie cztery manekiny.

Ogarnęła mnie euforia.

- Udało się! - wrzasnęłam. Wyrzuciłam pięść w górę i z szerokim uśmiechem krzyczałam: - Zrobiłam to!

Ze szczęściem wymalowanym na twarzy podbiegłam do drużyny. Słyszałam gratulacje i czułam przyjacielskie poklepywanie po plecach.

- Wiedziałam, że ci się uda - trenerka stanęła przede mną. - Jesteś zbyt uparta, żeby się nie udało.

- Ale się cieszę! - Celia uściskała mnie.

Przypomniały mi się wypowiedziane kiedyś słowa trenerki.

Gdy zawodnik odniesie sukces, cieszy się cała drużyna.

Patrzyłam po uśmiechniętych twarzach osób z drużyny. Miałam przed sobą żywy dowód na to, że jej słowa są prawdą.

- No, siostra, jestem z ciebie taki dumny - Nathan mnie objął.

- Nie tylko ty - stanął przede mną uśmiechnięty Jude. Zdobyłam się na to, aby ostatkiem sił odwzajemnić jego uścisk. Euforia minęła i czułam coraz większe zmęczenie. Niemalże wlokąc za sobą nogi podeszłam do ławki i opadłam na nią.

- Wszystko gra? - zobaczyłam nad sobą zatroskane twarze.

- Tak... Dajcie... Mi... Tylko... Trochę... Odpocząć... - wydyszałam. Oparłam pulsującą bólem głowę o ścianę i przymknęłam oczy. Bolało mnie wszystko i czułam się, jakby przejechał mnie tramwaj, ale to było tego warte.

- Pokaż ręce - zażądała Celia. Obejrzała moje posiniaczone ramiona i nagrastki. - Bardzo cię bolą?

- Mam być szczera czy dyplomatyczna?

- Nie żartuj sobie. Szczera.

- Bardziej kostka i plecy - przyznałam. - Ale to nic - zaznaczyłam szybko.

- Wszyscy skończyli już trening, tak? - trenerka popatrzyła po nas. Pokiwaliśmy głowami. - Zatem możecie wracać do domów. Świetnie dziś sobie poradziliście, jestem zadowolona z każdego z was.

Wstałam i razem z resztą skierowałam się do wyjścia z sali. W przedsionku musiałam oprzeć się o ścianę, by wyregulował mi się oddech. Nigdy nie byłam tak zmęczona.

- Nie wydaje mi się, żeby to było "nic" - podniosłam wzrok na Jude'a. Za nim stali Nathan, Xavier i Celia, a obok niej Axel.

- Po prostu jestem zmęczona.

- Zasugerowałbym raczej "wyczerpana" lub "niezdolna do życia" - odwrócił się i schylił. - Wchodź.

Nie miałam siły protestować. Wdrapałam się na jego plecy i splotłam dłonie. Chwycił moje nogi i podniósł się. Wszyscy ruszyli w kierunku wyjścia.

- Odprowadzę was - rzucił Xavier, a Celia i Axel pokiwali głowami.

- No i super - odparł Nathan. - Będzie imprezka - stwierdził pół żartem.

Przymknęłam oczy. Jednym uchem słuchałam ich rozmowy o czekającym nas turnieju. W tamtym momencie było mi wszystko jedno, chciałam po prostu odpocząć.

Nie zauważyłam nawet, kiedy stanęliśmy przed domem. Zorientowałam się dopiero, gdy Jude schylił się i posadził mnie na kanapie w salonie. Momentalnie opadłam na poduszkę.

- Dzięki - szepnęłam z zamkniętymi oczami. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, ale mi przerwał:

- Nic nie mów. Odpocznij.

- Przyniosłam lód - usłyszałam kroki Celii i po chwili poczułam zimny okład na kostce. Zalała mnie ogromna fala ulgi.

Nie zdążyłam nawet napić się wody, którą podał mi Xavier, nim zasnęłam.

***

Otworzyłam oczy. Czułam się już dużo, dużo lepiej. Wyczerpanie minęło i bez problemu wstałam z kanapy, odrzucając na bok koc.

Zerknęłam na zegar w kuchni. Wskazywał osiemnastą czterdzieści, a cioci i wujka nie było jeszcze w domu. Dziwne.

Z góry dobiegły mnie śmiechy i przytłumiona rozmowa. Weszłam po schodach i skierowałam się do pokoju Nathana. Niebieskowłosy, Jude, Axel, Xavier i Celia grali w karty.

- Jak się czujesz? - zapytali wszyscy na raz. Roześmiałam się.

- Jaka synchronizacja. Dużo lepiej - odparłam, siadając między Judem a Xavierem. - W co gracie?

- W pokera na chrupki - odpowiedział Nathan i z namysłem zaczął wpatrywać się w swoje karty.

- Umiecie grać w pokera? - zadałam bezsensowne pytanie i popatrzyłam po nich podejrzliwie.

- Foster nas nauczył - Celia spojrzała na czerwonowłosego znacząco.

- Zawsze byłeś typem spod ciemnej gwiazdy - parsknęłam śmiechem. Wrzuciłam sobie do ust chrupka ze stosu nagród Xaviera. - Nathan, czemu jeszcze nie ma cioci i wujka?

- Napisali mi SMS-a, że coś im się przedłużyło i wrócą późno. Nam to jest na rękę, możemy dalej rozgrywać nielegalne partyjki.

Patrzyłam, jak grają, i próbowałam cokolwiek załapać.

- Mogę cię nauczyć - zaproponował Xavier.

- Wiesz co? Mam lepszy pomysł - zgarnęłam wszystkie jego chrupki. - Ty będziesz grał, a ja będę twoim osobistym bankiem nagród.

- Coś czuję, że ich nie odzyskam - mruknął i wyłożył kartę.

- Dobrze czujesz. Przechowam je tak, że nikt ich nie ukradnie - chrupki stopniowo zaczęły znikać.

Grali jeszcze przez dziesięć minut, gdy Axel sięgnął po opakowanie chrupek i stwierdził:

- Kurczę, zrobił się problem. Chrupki się skończyły. Nie ma już o co grać.

- Zawsze można grać o nerki Xaviera - rzuciłam. W odpowiedzi dostałam poduszką w twarz.

- Nerek nie chcesz oddać? To może wątroba? Na czarnym rynku zarobicie na tym krocie.

- Już ja ci wybiję z głowy czarny rynek! - krzyknął i rzucił się w moją stronę ze śmiechem.

- Jelita? Płuca? Piszczele dwa w cenie jednego? - zaczęłam uciekać.

- Rany, skusiłaś mnie! - Axel podciął nogi Xavierowi. - Będę milionerem!

Unieruchomił czerwonowłosego.

- Ma ktoś jakąś linkę?

- Łap - Nathan rzucił mu z szafy jeden ze swoich pasków do spodni. Związał Xavierowi nogi, a gdy dostał kolejny pasek, również ręce.

- Czemu chcecie mnie sprzedać? - jęknęła ofiara.

- Nie ciebie, tylko twoje wnętrzności - wyszczerzył zęby Jude. - Kto wygra tą rundkę, ma Xaviera na własność.

W tym momencie do pokoju wszedł wujek. Znieruchomieliśmy.

- Słyszałem kilka ostatnich zdań - zaczął wolno. Rozejrzał się i zobaczył związanego Xaviera i mnóstwo chrupek na podłodze - i chyba wolę nie wiedzieć, co tu się dzieje.

Wujek zaczął zamykać drzwi, ale na moment wychylił się:

- Jak będziecie chcieli nauczyć się innych gier hazardowych, to wiecie, gdzie mnie szukać. Ale nie mówcie mojej żonie, bo inaczej... - przejechał wymownie palcem po szyi. - Chybaby mnie wyrzuciła z domu.

Gdy drzwi zamknęły się za wujkiem, wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.

- Nie wiedziałem, że wasz tata to zawodowy hazardzista - Xavierowi zaświeciły się oczy.

- My też nie.

***

Przebudziłam się gwałtownie z krzykiem na ustach. Powiodłam półprzytomnym wzrokiem po pokoju. Plecak spakowany na biwak stał przy drzwiach.

- To t-tylko sen... - szeptałam, próbując się uspokoić. Podkuliłam nogi i owinęłam się szczelnie kołdrą.

Tamtej nocy, gdy spotkałam drużynę Raimona i miałam koszmar o wypadku rodziców, Jude powiedział, że opanowanie przyjdzie z czasem. Miał rację. Od tamtego momentu nie reagowałam już tak gwałtownie, a te sny stały się po prostu niemiłym sennym przeżyciem. Ale dzisiejszy sen był inny. Tak przerażający i realistyczny, jak jeszcze nigdy. Jeszcze raz stanęły mi przed oczami wydarzenia tamtych dni i za żadne skarby nie dały się odgonić.

Przełykając łzy i nie zastanawiając się nad tym, co robię, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer.

- Co się stało? - Jude odebrał po pięciu sygnałach.

- Miałam koszmar - szepnęłam przez zaciśnięte gardło. - O śmierci rodziców. Ale taki dużo, dużo gorszy... Widziałam ich ciała... Tak wyraźnie, jak widzę teraz swoją rękę... I nie mogłam nic zrobić... To było straszne...

Głos mi się załamał.

- Spokojnie, oddychaj - usłyszałam opanowany i delikatny głos chłopaka. - Wdech i wydech, tak? Wdech i wydech.

Zrobiłam kilka wdechów i z wolna zaczęłam się uspokajać.

- Już lepiej?

- Tak.

- Słuchaj, Yuri. To był tylko zły sen. Jesteś w swoim łóżku, a za ścianą zapewne chrapie Nathan. Nic ci nie grozi i nie masz się czego bać. Twoi rodzice na pewno patrzą na ciebie z góry i są zawsze z tobą. Bez względu na to, gdzie jesteś i co akurat robisz, oni cię wspierają i na pewno są z ciebie dumni. I cieszą się, gdy ty jesteś szczęśliwa. Dobrze?

- Tak. Dziękuję ci. Bardzo mi pomogłeś - odpowiedziałam z wdzięcznością. To, co powiedział naprawdę mi pomogło i dużo dla mnie znaczyło. - I przepraszam, że zbudziłam cię w środku nocy.

- Nic się nie stało. Od tego jestem, nie? - słyszałam po jego głosie, że się uśmiecha.

- No, między innymi. Jeszcze od czesania Nathana we fryzurę Tysiąc I Jeden Warkoczyk.

Roześmiał się.

- Dasz radę już zasnąć? Musisz się wyspać, niedługo trzeba wstawać na biwak.

- Dam radę. Dobranoc.

- Dobranoc. Śpij dobrze.

- Ty też.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Zasnęłam spokojna jak nigdy wcześniej.

***

- Hejka wszystkim! - przywitałam się z klasą na miejscu zbiórki. Zaraz powinni być tu też nauczyciele i kierowca.

Odpowiedziały mi roześmiane i podekscytowane głosy. Każdy się cieszył, że mamy okazję miło spędzić ten tydzień.

Poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy.

- Xavier, wiem, że to ty - pamiętałam, jak kiedyś zawsze się w ten sposób ze mną witał. - Xavier Foster. Przecież już odgadłam!

- Błąd - usłyszałam głos czerwonowłosego. Stał przede mną. - Ja jestem tutaj.

Chwyciłam ręce zasłaniające mi oczy i obróciłam się.

- Zmówiliście się - zaśmiałam się, widząc Jude'a.

- Wcale nie.

- Wcale a wcale - Xavier powiedział to bardzo wymownie. - Musisz poćwiczyć takie odgadywanie. Jak porywacz zasłoni ci oczy, też będziesz myślała, że to ja?

- Tak - odparłam bez zastanowienia. - Porywacz czy Xavier, co za różnica? Wyglądają podobnie.

Spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem.

- Czy mam przez to rozumieć, że wyglądam groźnie, jestem brzydki i dzieci się mnie boją?

Naszą bardzo ciekawą konwersację przerwał przyjazd wynajętego autokaru.

- Witam wszystkich na rozpoczęciu naszego tygodniowego biwakowania - pan Craig musiał dla spokoju sumienia wygłosić swoją pogadankę. - Wejdźcie do autokaru i zajmijcie miejsca, ale bez przepycha...

Ale my mieliśmy to gdzieś. Wbiegliśmy do autokaru i z prędkością światła zajęliśmy miejsca. Autokar był mały, bo jechała tylko jedna klasa, więc siedzenia znajdowały się przy ścianach, tworząc podkowę. Na środku stał dłuższy stolik. Jedenaście osób, które należały do drużyny, zajęły miejsca obok siebie. Siedziałam obok Celii i Jude'a. Zauważyłam, że obok granatowowłosej usiadł Axel i uśmiechnęłam się pod nosem. Obok Blaze'a siedział Xavier, który doszedł do naszej klasy po przeniesieniu się do Raimona, Kevin i Max, a obok Jude'a Nathan, Silvia, Mark i Todd. Powrzucaliśmy plecaki i torby do schowka przy dachu i wyruszyliśmy w drogę.

- Zagrajmy w UNO! - zaproponował Mark.

- Znowu o nerki Xaviera? - roześmiała się Celia, która po ostatniej rozgrywce pokera została pełnoprawną właścicielką wnętrzności Fostera.

- Ja wam dam o moje bezcenne nerki!

Graliśmy, ale niestety nie o chrupki ani o nerki. Xavier się nie zgodził, a słabo byłoby go wiązać przy obecności pana Craiga.

- No nie! - patrzyłam z przerażeniem, jak Jude dokłada kartę blokującą na cztery takie poprzednie. Nie miałam się czym obronić, więc wyłożyłam kartę zmiany kolejki.

- Ej, tak nie można! - wszyscy się roześmiali.

- No jak nie? Teraz Jude jest zablokowany na pięć kolejek - wzruszyłam ramionami ze śmiechem.

Podróż mijała nam w wesołych nastrojach. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy stanęliśmy przed pięknym jeziorem, malowniczo położonym przed górskimi szczytami.

~~~

Hejka, moje Gwiazdki!

Przepraszam, że dawno nie było rozdziału. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że byłam na trzytygodniowych wczasach i nie miałam kiedy pisać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie i że rozdział się podoba ❤

Dziękuję za ponad osiem tysięcy wyświetleń! Nie wiem, czemu chcecie to czytać, ale jestem wdzięczna!

Dziękuję też Lodowa_napastniczka za pomysł z wycieczką. Bardzo mi pomógł 😘

Chciałabym wiedzieć, co myślicie o tej książce, o moim stylu pisania i co mogłabym poprawić. Będę wdzięczna za każdą szczerą opinię! Piszcie w komentarzach ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro