19. Jesteśmy nieidealni i to jest piękne.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział dedykowany dla Ahsoka_Tano_forever ❤️

Xavier

- Jakieś sugestie? - rzucił Axel tonem komandosa, przemawiającego do swojego oddziału. Założył ręce na piersi i przechadzał się po jaskini jak wódz, który obmyśla plan bitwy.

- Melduję panie poruczniku, że chyba nie mamy wyjścia i musimy pozostać tu do rana, aż będzie jasno! - stanąłem na baczność i zasalutowałem.

- Szeregowy Foster ma rację, panie poruczniku - Celia też postanowiła pobawić się w wojsko i ze śmiechem zasalutowała.

Jako, że w jaskini było dużo bardziej sucho niż na zewnątrz, zdjęliśmy przemoczone do suchej nitki buty i bluzy. Yuri wyciskała wodę ze swojego warkocza, a było jej tyle, że spokojnie można by nią umyć naczynia.

- Pan Craig zwariuje jak zobaczy, że nas nie ma! - przypomniałem sobie o ostro przewrażliwionym wychowawcy i złapałem się za głowę. Zacząłem gorączkowo myśleć, jakby tu dać im znać, że...

- Ma ktoś telefon?

- Został w namiocie - na pytanie Axela odpowiedzieliśmy jednocześnie ja i Celia.

- Kurczę. Mój też. Wychodząc nie wiedziałem, że utkniemy w jaskini - Blaze pokręcił zrezygnowany głową. Zwrócił się do trochę rozkojarzonej Yuriko, która zdawała się nawet nie usłyszeć pierwszego pytania:

- Yuri, a ty?

- Nie, zostawiłam w Inazumie - pokręciła głową. - Pewnie bym go zamoczyła albo coś...

- Ja mam! Tylko jest mały problem - Jude wyjął urządzenie z kieszeni i włączył. - Ma tylko kilka procent baterii. Bo ktoś - spojrzał na mnie wymownie - ciągle go pożyczał, żeby robić sobie i innym durne zdjęcia, gdy się wspinaliśmy.

Wywróciłem oczami.

- Nie narzekaj, dzięki mnie będziesz miał fajną pamiątkę.

- Więc musimy zrobić tak - Celia nachyliła się do telefonu. - Wybierasz szybko numer do kogoś z klasy i piszesz skrótowego SMS-a, żeby zdążył się wysłać, zanim telefon padnie.

Jude zastanowił się chwilę i włączył telefon. W ekspresowym tempie napisał wiadomość i nacisnął "SEND". Kilka sekund później urządzenie wyłączyło się.

- Teraz tylko mamy nadzieję, że SMS dotarł. Nic więcej nie zrobimy - Jude schował już bezużyteczny telefon. Zamyślił się. - Wiem, że to zabrzmi głupio, zważając na to, że jesteśmy w jaskini, a na dworze nie ma jednego suchego patyka, ale przydałoby się ognisko. Wysuszylibyśmy się.

- Stary, gratulacje za pierwszorzędny pomysł, ale nawet gdyby było tu drewno, rozpalałeś ty kiedyś ognisko? Kto nosi w kieszeni zestaw do rozpalania ognia w warunkach ekstremalnych? - Axel poklepał się po kieszeniach w nadziei, że pojawi się w nich ów zestaw.

Nagle przypomniałem sobie o czymś i pogratulowałem sobie w duchu. Ba, sam sobie chętnie dałbym order.

- Jude? - zagadnąłem, uśmiechając się do moich myśli. - Pamiętasz, jak posądzałeś mnie o terroryzm?

- Dzięki, że przypomniałeś - chłopak prychnął. - Fajnie, że utknęliśmy akurat z tobą.

Podniosłem stojący przy ścianie plecak i rzuciłem go w jego stronę. Złapał go odruchowo i odsunął na długość ramienia.

- Nie wiem, czy masz tam bombę, i chyba nie chcę się przekony...

- Otwórz go. Przyrzekam, że nic nie wybuchnie - przerwałem mu. Z satysfakcją przyglądałem się minom Jude'a, otwierającego ostrożnie plecak, Axela i dziewczyn.

- Co ty...? - Sharp patrzył na zawartość mojego plecaka z takim samym zdziwieniem, jak reszta. Uśmiechnąłem się szeroko.

- Wiedziałem, że kiedyś się przyda. Warto było to dźwigać.

Jude zaczął po kolei wyjmować z plecaka mój wycieczkowy ekwipunek.

Na ziemi leżały latarka, apteczka, zapałki w nieprzemakalnym woreczku, wielofunkcyjny scyzoryk, zwinięty sznur i parę innych gratów.

Nathan

- Niech się pan nie denerwuje, na pewno są cali i zdrowi - Silvia próbowała uspokoić spanikowanego wychowawcę, a pan Wilson i pani Hudston dyskutowali między sobą, co zrobić. Przysunąłem się bliżej, żeby usłyszeć, o czym mówią.

- Chyba nie mamy wyjścia. Jesteśmy za nich odpowiedzialni.

- Rose, nie uważasz, że to trochę za wcześnie na wzywanie ratowników? Może zaraz przybiegną tu wszyscy i opowiedzą, jak na chwilę zgubili drogę?

- Skoro tak uważasz... Ale jeśli za pół godziny nie wrócą, dzwonię!

Przez następne dziesięć minut chodziłem nerwowo od jednego do drugiego okna karczmy, rozważając wszystkie możliwe scenariusze. Na szczęście większość sprowadzała się do stwierdzenia "Na pewno są razem. Jude o nią zadba". Mimo to próbowałem zadzwonić do każdego z nich, ale żadne nie odebrało telefonu.

- Spokojnie - Silvia położyła mi rękę na ramieniu i poklepała pocieszająco. - Może i są czasem szurnięci, ale mają głowy na karkach. No, przynajmniej większość.

Z jakiegoś nieznanego mi powodu domyśliłem się, że do tej "większości" według Silvii nie zaliczał się Xavier. Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Masz rację - odpowiedziałem dziewczynie i w tym momencie mój telefon zapikał. Wyjąłem go z kieszeni pewny, że to nic ważnego, ale gdy zobaczyłem nadawcę, aż podskoczyłem.

- Patrz! - pokazałem Silvii ekran. Wyświetlał wiadomość od Jude'a.

Xavier

- Xavisiu mój ty najdroższy... - Yuriko patrzyła to na zestaw najróżniejszych gadżetów pod nogami, to na mnie. - Co to jest?

- Mój zestaw przetrwania - wypiąłem dumnie pierś. - Pamiętasz, jak na okrągło oglądałem filmy przygodowe?

- Taaa - westchnęła. Miała ich po dziurki w nosie, bo podczas mojej manii kazałem jej oglądać ze mną.

- Wtedy postanowiłem, że fajnie będzie być na wszystko gotowym i na różne wyjazdy zacząłem zabierać ze sobą ten plecak - popatrzyła na mnie na wpół z jeszcze większym zdziwieniem, a na wpół z podziwem.

- Odwołuję to, co mówiłem wcześniej - Jude poklepał mnie po plecach. - Super, że akurat ty tu jesteś.

Axel podniósł z ziemi zapałki.

- Moje uszanowanie dla twojego geniuszu. Ale drewna ze sobą nie masz.

- Ale jesteśmy w górach - podniosłem latarkę i włączyłem ją. Skierowałem światło wgłąb jaskini. Podszedłem kawałek i moim oczom ukazał się krzew, jeden z tych, które mogą rosnąć nawet między skałami. Parę kroków dalej były kolejne dwa. - A w górach mamy takie oto wybryki natury.

- Xavier, jesteś genialny! - Celia uśmiechnęła się, podobnie ja. Chwyciłem scyzoryk i ruszyliśmy zrywać gałęzie na ognisko.

- Rwijcie te mniejsze, a większe odetniemy - rzuciłem i zająłem się piłowaniem grubej gałęzi krzewu.

Mieliśmy już sporo drewna, gdy zauważyłem, jak Yuriko siłuje się z ciut za grubą gałęzią. Gdy podszedłem bliżej, żeby ją odciąć zauważyłem, że dziewczyna ma niewyraźną minę.

- Co jest? - spytałem półgłosem.

- Nic - odpowiedziała szybko i zaczęła zrywać kolejne gałęzie.

Miałem nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak.

Zebraliśmy wystarczająco dużo drewna i cofnęliśmy się bliżej wyjścia, do pozostawionych rzeczy. Pogoda miała najwyraźniej gorszy dzień i się na nas fochnęła, bo deszcz nie ustawał. Co jakiś czas słychać było uderzenie pioruna. Kątem oka zauważyłem, jak Yuriko rozgląda się niespokojnie po jaskini.

- Hej, co jesteś taka spięta? - postanowiłem obrócić wszystko w żart. Z uśmiechem wskazałem nasze chwilowe miejsce pobytu. - Taka super przygoda! Zupełnie jak w filmie!

- Serio?! - Yuriko doskoczyła do mnie i krzyknęła. - Utknęliśmy w jakiejś jaskini, na zewnątrz ciągle uderzają pioruny, nie mamy z nikim kontaktu, a dla ciebie to super zabawa...?!

Miała łzy w oczach, a jej głos drżał. Dopiero teraz ogarnąłem, co się dzieje.

- Zgubiliśmy się w tym durnym lesie...! - spanikowana chodziła po jaskini, a gdy gdzieś blisko z hukiem uderzył piorun, krzyknęła i schowała twarz w dłoniach. Złapałem ją za rękę.

- Spokojnie - spojrzałem jej w oczy. Po tych wszystkich latach wiedziałem, jak pomóc jej, gdy ma atak paniki. - Oddychaj. Nic się nie dzieje.

- Jesteśmy tutaj, spokojnie - Jude objął ją i głaskał po głowie.

- Właśnie, wszystko będzie dobrze - Celia, tak jak Jude, wiedziała o problemie Yuri. Wzięła ją za rękę i mówiła do niej, by ją uspokoić.

Podniosłem wzrok i zobaczyłem Axela, który patrzył na nas zdziwiony.

- Powie mi ktoś, co tu się u licha dzieje?

Nathan

- Proszę pana! Niech pan zobaczy! - pokazałem panu Wilsonowi telefon, a wszyscy stanęli dookoła. - SMS od Jude'a!

Wiadomość brzmiała:

wszystko OK. y ax ce x. jaskinia wrócimy kiedy jasno. bateria

Nauczyciel zmarszczył brwi.

- Co do pierwszej części, nie mam pytań. Ale czemu wypisał litery...?

- Widzicie? - Hero nachylił się nad urządzeniem i wskazał ostatni wyraz. - "Bateria". Skoro pisze skrótowo, może pada mu bateria w telefonie?

- Pewnie to miał na myśli - zgodziłem się. - Czyli się do nich nie dodzwonimy...

- Te litery... - Aya zmarszczyła brwi, wpatrując się w wiadomość. - Może to też skróty. Takie, żebyśmy go zrozumieli. Na przykład...

- ...imiona! - Mark wtrącił. - Axel, Celia, Yuriko i Xavier. Z nas tylko Yuri ma imię na Y, tak jak tylko Xavier na X.

- Czyli są wszyscy razem - pani Hudston odetchnęła z ulgą.

- Zatrzymali się w jakiejś jaskini... - wytężałem wszystkie swoje szare komórki - ...a wrócą do nas, jak będzie jasno!

Pan Wilson i pani Hudston wymienili spojrzenia.

- Co robimy?

- Skoro piszą, że wszystko dobrze... - nauczyciel zawiesił głos.

- I mają tam być całą noc? - historyczka nie była przekonana. - Nawet nie wiemy, gdzie są dokładnie.

- Może mają rację. Może nie warto wzywać ratowników, skoro nic im nie jest. Gdy rano wzejdzie słońce, bez problemu powinni zejść na dół. Założę się, że w taką burzę ratownicy mają ważniejsze zajęcia. Może akurat ratują komuś życie? Skoro są bezpieczni i są razem uważam, że powinniśmy pozwolić im przeczekać. Rano do nich pójdziemy.

Pani Hudston spojrzała na pana Wilsona tak, jakby chciała powiedzieć: "Ja za nic później nie chcę odpowiadać!", ale zgodziła się. Pana Craiga odesłali do namiotu, aby się przespał. Biedak wyglądał jak siedem nieszczęść.

- Wy też idźcie spać - nauczycielka zwróciła się do klasy tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Gdy trzy minuty później kładłem głowę na poduszkę zastanawiałem się, jak ja niby mam zasnąć, kiedy oni są gdzieś tam w jakiejś jaskini. Emocje dzisiejszego wieczoru jednak zrobiły swoje i piętnaście sekund później już spałem.

Yuriko

- To się zaczęło, kiedy zginęli moi rodzice - zaczęłam, wpatrzona w ogień, który udało się Xavierowi rozpalić. Siedzieliśmy dookoła ogniska, a jego blask przebijał się przez mrok i oświetlał nasze twarze. - To stało się tak nagle, w jednym momencie zawalił się cały mój świat. Następne dni były torturą, czułam się jak w bardzo, bardzo gęstej mgle, z której nikt nie mógł mnie wydostać. Nigdy nie bałam się tak bardzo, jak wtedy. I to zostało. Nawet nie umiem tego wyjaśnić. Kiedy się boję... Czuję się w niebezpieczeństwie, jak wtedy, kiedy przyszli ci mężczyźni, jak we mgle. Strach i zdenerwowanie mnie przytłaczają. I panikuję. Mój umysł i ciało robią to za mnie, a ja nie umiem tego kontrolować. Wiele bym dała, żeby się tego pozbyć...

Coraz niżej spuszczałam wzrok. Nie lubiłam mówić o moich słabościach. To była tak intymna strefa, że wolałam, aby o niej nie słyszeć. Nawet z moich własnych ust.

- Yuri, to nic złego. Słabość nie jest niczym złym - Jude, tak jak ja, wbił wzrok w strzelające płomienie. Westchnął. - Może to zabrzmi banalnie, ale każdy ma jakieś słabości i lęki. Są niewygodne, ale są częścią nas. Słyszałaś o tym, co robił Rey Dark, prawda? Potrafił zrobić wszystko. Nie boję się, że nagle wróci i zacznie wykorzystywać mnie od nowa. Moim największym lękiem jest strach o ludzi, którzy są mi bliscy. Boję się, że znowu ich stracę, tak jak kiedyś rodziców. Chciałbym zapewnić wszystkim bezpieczeństwo, ale wiem, że nie jestem w stanie wszystkiego kontrolować, i to mnie dobija. Świadomość, że, mimo że często jest to niedorzeczne, nagle znowu posypie się mój cały świat. Nie potrafię być w pełni szczęśliwy i cieszyć się chwilą, bo zawsze gdzieś na dnie świadomości jest myśl, że coś się może stać. Chciałbym być pewien, że tym, których kocham, nic już nie zagraża, ale nie jestem i nigdy nie będę.

- Za dużo od siebie wymagasz - odezwał się półgłosem Axel. - Jeśli będziesz próbował o wszystko zadbać, doprowadzi cię to do szaleństwa.

- Wiem... - westchnął. - Właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Lęki, jakie mamy, są niezależne. Ale są też normalne, bo jesteśmy przecież ludźmi.

- Skoro już taki wieczór zwierzeń się zrobił...ja też chcę wam coś powiedzieć. Może jak przestanę to ukrywać, będzie mi łatwiej - Xavier oparł się plecami o ścianę jaskini i zaczął obracać w palcach niewielką latarkę. - Wiem, że prawdopodobnie wyjdę na idiotę, bo przecież nie jestem już dzieckiem. Macie pełne prawo myśleć sobie co chcecie: kiedy jestem sam, boję się ciemności.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Przez myśl mi nie przeszło, że Xavier komukolwiek zdradzi swój pilnie strzeżony sekret. Ja sama dowiedziałam się o nim przez przypadek kilka lat temu.

- Jak dobrze wiecie, większość życia spędziłem w domu dziecka. Niby miałem tam przyjaciół i opiekunów, ale, tak jak wszyscy, czułem się bardzo, bardzo samotny. Czułem się, jakbym nie był wpisany w ten świat, bez rodziny. Wszystko zaczyna się od rodziny, a ja jej nie miałem. Byłem znikąd. Dzień jeszcze dało się znieść, ale noc była straszna, bo kiedy za dnia otaczało mnie wiele osób, w nocy byłem tylko ja, sam w ciemności. Budziłem się z krzykiem, bo śniły mi się koszmary. I w tej ciemności nie było nikogo, kto by mnie pocieszył. Przytulił. Po prostu był. Nie tylko widziałem tę ciemność, ona była we mnie. Była pusta, jak ja wtedy. I nadal się jej boję, kiedy jestem sam.

Spuścił wzrok ze wstydem. Wzięłam go za rękę i lekko ją ścisnęłam. Samotność i strach były uczuciami nie do pozazdroszczenia. Coś o tym wiedziałam.

- Wiesz, Xavier... Nie masz się czego wstydzić - Celia spojrzała na niego.

Podniósł wzrok ze zdziwieniem.

- To nie jest trochę obciachowe, że w tym wieku boję się ciemności?

- Strach nigdy nie powinien być obciachowy. Bo widzisz... - na moment zawiesiła głos - ...ja się boję psów.

- Ale... Sparky... - wydusiłam. Nic mi nie mówiła!

- On jest mały. I łagodny - przygryzła wargę. - Kiedyś bawiłam się na podwórku. Przybiegł pies. Wielki. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Skoczył na mnie i przewrócił...

Celia wzięła głęboki oddech i otarła łzy, by kontynuować opowieść:

- Stał nade mną i dyszał. Ogromy, z wielkimi zębami. Właściciel przybiegł za nim i go zabrał. Nawet tego dokładnie nie pamiętam, byłam taka przestraszona. Takie przeżycia zostają w podświadomości. Mój strach stał się niezależny ode mnie. Nikt nie wmówi mi, że "to tylko niegroźny piesek". To tak działa. Tego się nie da od tak przezwyciężyć. Każdy się czegoś boi i nie ma na to wpływu. Przyzwyczaiłam się do mojego strachu i chcę, abyście wy swoje słabości też zaakceptowali, że po prostu są. Jesteśmy nieidealni i to jest piękne. Idealność jest zimna i sztuczna.

Byłam pod wrażeniem tego, jak oczywiste jest to, co powiedziała Celia. Cały czas chciałam zwalczyć moje ataki paniki, zamiast je po prostu zaakceptować. Gdybym je po prostu usunęła, jak jakąś skazę, usunęłabym też kawałek siebie.

- Szkoda, że nie wszyscy tak myślą o nieidealności - westchnął Axel. - Mój ojciec chciałby, abym był doskonały. Doskonałe wyniki, doskonałe zachowanie, doskonała przyszłość. Może w jego mniemaniu to jest dla mnie dobre, ale ja wcale tak nie uważam. Męczy mnie to, że zamiast być ze mnie dumny, jakikokwiek bym nie był, chce bym był inny. Lepszy. Nie chcę przyszłości, jaką mi zaplanował. W ogóle nie obchodzi go moje zdanie.

- Próbowałeś mu o tym powiedzieć? - ostrożnie zapytałam. Prychnął.

- Co ty. Myślisz, że by mnie wysłuchał? Skoro nie widzi, że jest mi źle, myślisz, że parę słów coś zmieni? - mówił rozgoryczony. Celia objęła go ramieniem.

- Myślę, że tak. Ale Axel, spójrz na to z innej strony. Zastanawiałeś się, czemu twój ojciec jest taki, a nie inny? Wydaje ci się, że jest szczęśliwy? Kiedy ostatnio się uśmiechał?

- Tak szczerze, to... - zamyślił się. - Nie pamiętam. Chyba wieki temu. Ale co to ma do...

- Daj mi dokończyć. Brałeś pod uwagę, że jemu samemu jest źle?

Chłopak podniósł na mnie wzrok.

- Kiedyś słyszałem, dawno temu...że miał trudne dzieciństwo. Pochodził z biednej rodziny, brakowało im pieniędzy na wszystko. A on chciał zostać lekarzem. Potrzebował środków na lepszą szkołę i lepsze wykształcenie, musiał się dużo uczyć, żeby otrzymywać stypendia, i pracować, żeby utrzymać rodzinę. Może... Może on po prostu nie chce, żebym miał kiedyś tak ciężko, jak on... - Axel aż klepnął się w czoło. - Że też wcześniej o tym nie pomyślałem!

Chłopak uśmiechnął się szeroko, a ja razem z nim.

- Porozmawiam z ojcem - postanowił.

Przez następne kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Rozumieliśmy się bez słów. Ten wieczór każdemu z nas wiele dał.

- Dziękuję wam za tę rozmowę - spojrzałam na każdego po kolei. - W tym momencie jestem wdzięczna, że się zgubiliśmy.

Roześmialiśmy się.

***

Języki ognia zaczęły obejmować kolejne gałęzie, które dorzucił Xavier. Spanie bez źródła ciepła, w wilgotnej jaskini, groziło ostrym przeziębieniem.

- Myślę, że wystarczy. I tak wcześnie wstaniemy - uznał i wybrał sobie miejsce przy ścianie. Podzieliliśmy się bluzami: kilka zdążyło już wyschnąć, a poza tym Xavier miał jedną w swoim wybawczym plecaku. Położyłam się obok Juda, a on na dobranoc cmoknął mnie w policzek. To był pełen wrażeń dzień, czułam się zmęczona, ale też szczęśliwa. Dookoła mnie byli ludzie, z którymi, jak się okazało, żaden strach czy problem nie był zbyt wielki.

- Wiecie co? - powiedziałam, ziewając. - Tak w sumie to było bardzo miło.

- Możemy to kiedyś powtórzyć - po tonie, jakim powiedział to Xavier słyszałam, że się uśmiecha. - Yuri to specjalistka w gubieniu się.

- Tylko jest problem - oczy zaczęły mi się zamykać. - Pan Craig nigdy więcej nie pojedzie z nami na wycieczkę.

***

- Nigdy więcej nie pojadę z wami na wycieczkę! - wychowawca odgrażał się. - Postarzeliście mnie o piętnaście lat!

Gdy rankiem zeszliśmy z góry, z daleka widzieliśmy biegnących do nas nauczycieli. I nie tylko nauczycieli. Nathan najpierw prawie mnie przewrócił, a później mało brakowało, a by mnie udusił. Musieliśmy im wszystkim dwadzieścia razy powtórzyć, że nic nam nie jest i mamy się świetnie.

- O b i e c a j mi, że już nigdy się tak nie zgubicie w taką burzę! Nawet nie wiesz, co ja przeżywałem. Obiecaj! - Nathan potrząsał mną. Wywróciłam oczami.

- Dobrze, obiecuję, że będę kontrolować pogodę - sarknęłam. Mimowolnie zastanawiałam się, kto zachowuje się gorzej: Nathan czy pan Craig. W duszy było mi jednak miło, że traktuje mnie jak siostrę i się o mnie martwi.

Gdy po powrocie opowiadaliśmy wszystkim naszą przygodę, koledzy z klasy słuchali nas z fascynacją, a nauczyciele z przerażeniem. Idę o zakład, że kilku chłopaków z przyjemnością "zgubiłoby się" teraz w górach. Mimo półgodzinnego wywodu pani Hudston, jak to się ona zamartwiała, - "Siedem razy umierałam" - pan Wilson pochwalił nas za zaradność, a Xaviera za przezorność i taskanie ze sobą plecaka survivalowego.

Niestety, był to ostatni dzień naszej wycieczki i już jutro wieczorem mieliśmy wsiąść do autokaru i wyruszyć w drogę powrotną do Inazumy. Chyba nikomu nie chciało się wracać do domu i szkoły, ale żeby wykorzystać czas, jaki nam został, po raz drugi rozpaliliśmy ognisko. Śpiewaliśmy, a Ryan przygrywał nam na gitarze. Było ciemno, ale ta ciemność była piękna. Jezioro wieczorem to najwspanialsze miejsce na ziemi! Za sam ten cudowny zapach dałabym się poćwiartować!

Powoli różne osoby zaczęły odchodzić od ogniska i po prostu szły spać, jednak niewielka grupka nadal śpiewała. Poszłam na pomost i usiadłam tuż przy jego krawędzi. Zdjęłam trampki i zanurzyłam stopy w ni to ciepłej, ni to chłodniej wodzie. Gładka jak lustro tafla wody została zmącona przez małe fale, ale po chwili uspokoiła się i znowu jezioro stało się istną oazą spokoju. Podniosłam głowę i aż zaparło mi dech w piersi. Ile gwiazd! I wszystkie odbijają się w wodzie! Położyłam się plecami na pomoście, nie wyjmując nóg z wody. Przymknęłam oczy i zasłuchałam się w cykanie świerszczy, kumkanie żab i pluskanie wody. Jeju, jak tu jest dobrze... Odepchnęłam od siebie myśl, że już jutro stąd wyjadę. Nie myślałam o niczym. Tylko chłonęłam magię tego miejsca.

Na pomoście rozległy się kroki.

- Nie przeszkadzam? - zapytał półgłosem Jude. - Śpisz?

- Szkoda spać, kiedy jest tak pięknie - poklepałam wolne miejsce obok siebie. - Nie krępuj się, pomost jest przestrzenią publiczną.

Położył się obok mnie i też spojrzał w górę.

- Łał. Nieziemski widok.

- Prawda?

Oboje zamilkliśmy. Podniosłam rękę i palcem w powietrzu zaczęłam łączyć gwiazdy w gwiazdozbiory. Zupełnie jak kilka dni temu, gdy, leżąc na tym samym pomoście, odgadywaliśmy kształty chmur.

- Co tam widzisz? - Jude zapytał, cały czas patrząc w niebo.

- Łabędzia - połączyłam kolejne punkciki.

- Też go widzę - narysował w powietrzu inny wzór. - A tam jest motyl.

Już chciałam narysować coś jeszcze, ale chłopak wziął mnie za rękę. Uśmiechnęłam się.

- Mam déjà vu - roześmiałam się. - Mogłabym przysiąc, że to się już kiedyś działo.

- Chyba zaadoptowaliśmy pomost - przyznał Jude ze śmiechem. Spojrzeliśmy na siebie i...wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Śmialiśmy się, bo byliśmy po prostu szczęśliwi. Jestem pewna, że wszystkie żaby i świerszcze uciekły. Miałam tylko nadzieję, że w kierunku Mii.

- Jesteśmy... Nienormalni... - wydusiłam z siebie między kolejnymi atakami śmiechu.

- Tak myślisz? - podparł się na łokciu.

- A ty nie?

Przysunął się i pocałował mnie krótko.

- Tak. Też tak myślę. Ale czasem fajnie jest być nienormalnym.

***

Jude

- Juuudeee - zaszczebiotała Mia. - Mógłbyś pomóc mi z tą walizką?

- Jasne - nie pałam do niej jakąś szczególną sympatią (nie pałam do niej żadną sympatią), ale przecież wypada się zachowywać jak gentleman. Chwyciłem rączkę walizki i uniosłem brwi ze zdziwieniem. Już chciałem zapytać, czy ma tam kolekcję kamieni, ale sam znalazłem odpowiedź, dlaczego rzecz waży tyle co mały słoń: ubrania. I buty.

Odłożyłem z ulgą walizkę do bagażnika autokaru, a obok mnie stanęła Yuri i bez najmniejszego wysiłku wrzuciła tam swój plecak. Spojrzała na ogromną walizkę Mii i ze śmiechem podkręciła głową.

- Pozostawmy to bez komentarza - szepnęła do mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem, po co brać na tydzień pół szafy.

- Klaso, wsiadamy! - głowę dam, że pan Craig myślami był już w Inazumie. Weszliśmy do autokaru i zajęliśmy miejsca, w większości te same, co wcześniej. Ruszyliśmy, głośno rozmawiając o tych kilku dniach, które na pewno były udane. Przejechaliśmy może pół kilometra, gdy Yuriko zaczęła się rozglądać.

- Ja nie chcę nic mówić, ale... - zawiesiła głos, a wszyscy na nią spojrzeliśmy. - Gdzie jest Nathan?

- Co...? - pan Craig wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Polecił zatrzymać pojazd.

- Ej, patrzcie, tam jest! - Mark wyjrzał przez tylną szybę. Naszym oczom ukazał się biegnący za autokarem Nathan i wymachujący dziko rękami. Kierowca otworzył mu drzwi i chłopak wsiadł.

- Gdzie ty byłeś?! - krzyknął wychowawca. Jego twarz była na przemian biała, zielona i czerwona.

- Musiałem skoczyć na chwilę na stronę - Nathan podrapał się po głowie. - Wróciłem, a was nie było.

Pan Wilson parsknął śmiechem, a po sekundzie śmiali się już wszyscy, łącznie z kierowcą. Nawet pan Craig zmusił się do uśmiechu.

- To ja was może przeliczę... - westchnął wychowawca i policzył wszystkich. Dwa razy. Nathan zajął swoje miejsce i autokar znowu ruszył.

- A gdybym tak czysto teoretycznie powiedział, że został tam mój plecak? - niebieskowłosy zapytał głośno. Pan Craig odwrócił się gwałtownie, zaczął dyszeć jak niedźwiedź i już, już otwierał usta, żeby nawrzeszczeć na Nathana, gdy ten zawołał:

- Nie, nie, spokojnie, to był tylko żart! - po czym dodał ciszej: - Chciałem zobaczyć, jak głośno pan na mnie krzyknie.

***

To, co działo się później, mogłoby zostać umieszczone w szkolnej kronice. Po dziesięciu minutach jazdy tak się wszystkim nudziło, że zaczęliśmy... tańczyć.

- Ranyyy, ale nuda - jęknęła Yuri. - Jeszcze tylko kilka radosnych godzin siedzenia w miejscu...

- Dopiero wyjechaliśmy - zauważył Max.

- Mam wrażenie, że jedziemy już godzinę.

- Kurka, słuchawki mi się zepsuły - Ryan podniósł urwany kabelek od słuchawek. - Czy ktoś ma coś przeciwko, jeśli będę słuchał muzyki bez nich?

- Nie krępuj się - ziewnąłem. - Nie mamy nic lepszego do roboty.

- A UNO? - zapytała Aya.

- Zostało zjedzone - przypomniał jej Hero.

Chyba w środę na polu namiotowym pojawił się bezdomny pies, który ukradł z jednego z namiotów pudełko z talią UNO i zrobił sobie z niego gryzak. Nie ściemniam, tak było.

Ryan włączył muzykę rozrywkową, a po mniej więcej siedmiu sekundach Yuriko poderwała się do tańca.

- No co? - zapytała, widząc nasze zdziwione miny. - Nie zamierzam siedzieć na tyłku przez całą podróż, nic nie robiąc.

- Masz rację, kobieto - Celia wstała i pociągnęła za rękę Axela, który ze śmiechem zaczął z nią tańczyć.

Roześmialiśmy się i coraz więcej osób po prostu wstało i zaczęło tańczyć w rytm piosenki. Wziąłem Yuri za ręce i zaczęliśmy wykonywać bliżej nieokreślone ruchy taneczne. Pan Craig odwrócił się, spojrzał na nas i dał sobie spokój. Przecież i tak byśmy go nie posłuchali.

- Mam pomysł! - zawołała Silvia. - Zróbmy zawody taneczne!

- O tak! - zgodziło kilka osób.

Grupka osób chcących trochę porywalizować i spróbować swoich sił stanęła pośrodku i zaczęła tańczyć. Po kilku minutach Ryan zatrzymywał muzykę i osoby nietańczące głosowały, kto przechodzi dalej. Mark bawił się w komentatora:

- Proszę państwa, cóż za emocje! Mamy już za sobą pierwszą rundę zmagań. Jak zadecyduje nasza szanowna widownia?! O nie, odpadają Ricky i Todd! Proszę państwa, gramy dalej!

Zawody trwały dalej, a Mark co jakiś czas krzyczał:

- Patrzcie tylko! Zawodnik Hero tańczy jak profesjonalista! Och, odpadają Celia, Aya i Kevin! Gramy dalej! Proszę państwa, takich emocji dawno nie było!

Oczy mi wyszły na wierzch, gdy na "parkiecie" zostali już tylko Yuri i...Nathan. Że brązowowłosa nieźle tańczyła, to wiedziałem, ale że Swift?

- Ty tak na poważnie? - Yuriko roześmiała się, a z nią wszyscy, kiedy Nathan zaczął próbować swoich sił w ruchach breakdance. Powiem szczerze, że był niezły. Tylko gdzie on się u licha tego nauczył?

Muzyka zatrzymała się i Mark krzyknął:

- Chyba nie mamy wątpliwości, kto jest zwycięzcą naszych zawodów! Zapytam jednak dla formalności: kto z szanownej publiczności głosuje na Nathana Swifta?!

Wszyscy, łącznie z Yuri, podnieśli ręce ze śmiechem. Niebieskowłosy odtańczył taniec zwycięstwa.

- Wygrywaaa Nathan! - Mark z dzikim wrzaskiem podniósł do góry jego rękę, jak po walce na ringu.

Nagle autokar skręcił, a kierowca zahamował gwałtownie. Yuri złapała równowagę, Mark chwycił rękę dziewczyny, za to Nathan wyłożył się jak długi.

- Co się dzieje? - zapytała kierowcę pani Hudston. Przed autokarem stał cały długi rząd innych aut.

- Wyjdę i zobaczę - odparł mężczyzna w średnim wieku i wyszedł z pojazdu. Po jakimś czasie wrócił:

- To ta ostatnia burza. Przemieściła się aż tutaj i wczoraj pioruny uderzyły w drzewa na stoku. Droga jest zablokowana przez pnie i skały. Służby powiedziały, że do jutra rana powinna być już przejezdna.

- Więc co robimy? - zapytał rzeczowo pan Wilson. Za naszym autokarem zdążył się ustawić długi ogonek samochodów.

- Tutaj nie ma innej drogi. Są mniej uczęszczane trasy, ale szansę na przejechanie nimi ma może terenówka, nie autokar. Ugrzęzlibyśmy. Proponuję po prostu spędzić noc w autokarze i jutro rano, kiedy sprzątną ten cały bałagan, ruszyć dalej.

- No i super! - Nathan pozbierał się z podłogi i uśmiechnął szeroko. - Mamy o jeden dzień dłuższą wycieczkę.

Yuriko

- Parę kilometrów wcześniej mijaliśmy dwa małe sklepy - pan Wilson podniósł głos, żeby nas przekrzyczeć. Kiedy usłyszeliśmy propozycję kierowcy, zaczęliśmy mówić jeden przez drugiego. W końcu zapanowała względna cisza. - Niech kilka osób tam ze mną pójdzie i kupimy coś do jedzenia. Jakieś kanapki czy coś. Kto chce iść?

Nadzieja na rozprostowanie nóg i świeże powietrze!

- Ja! - podniosłam rękę razem z kilkoma chłopakami. No co? To, że jestem baba, nie znaczy, że nie umiem i nie lubię chodzić.

- W takim razie Kevin, Hero, Jude i Yuriko - wymienił osoby, które się zgłosiły. Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w kierunku wyjścia z pojazdu.

- Yuri to się najbardziej spieszy do tego jedzenia - Hero roześmiał się, a ja z nim.

- Kanapki po spacerze na świeżym powietrzu to świętość - przyznałam.

Ruszyliśmy w drogę. Powoli zachodziło słońce i niebo stało się różowe, zupełnie jak włosy Kevina.

- Ale pięknie - westchnęłam, momentalnie zapominając o kanapkach. Słońce zchodziło coraz niżej, aż światło błysnęło nam prosto w oczy. Zmrużyłam je i zasłoniłam rękoma.

- To piękno nas zaraz oślepi - parsknął Hero.

- Filozoficzna uwaga - pół żartem, pół serio odparł pan Wilson. Odległa od nas o tysiące kilometrów kula lawy schowała się za drzewami i górami, a gdy doszliśmy do sklepów, było już całkiem ciemno. Mieliśmy dylemat, z czym wybrać kanapki, ale Jude słusznie uznał, że weźmiemy połowę z mięsem, a połowę z serem, a jak ktoś nie będzie chciał się przemęczyć, to na pewno znajdą się chętni na jego porcję. Kupiliśmy też kilka dużych butelek wody i chusteczki nawilżane do wytarcia rąk.

- Sprawnie poszło - uznał Hero. - Pierwsze zakupy, na jakich się nie zanudziłem. Nie wiem, jak dziewczyny mogą godzinami latać między jednym, a drugim sklepem z butami. O stoiskach z kosmetykami już nie wspominam.

Spojrzałam na niego spode łba i szybko dodał:

- Oczywiście nie wszystkie dziewczyny.

Pan Wilson podchwycił temat i opowiedział nam o swoich dwóch córkach bliźniaczkach, Melissie i Amy. Mimo, że są przecież bliźniaczkami, mają zupełnie różne charaktery. Amy wyprosiła go kiedyś, żeby pojechał z nią na zakupy do galerii. Umówili się za godzinę w miejscu, gdzie stały kanapy i fotele. Nauczyciel pochodził chwilę po księgarni i poszedł w umówione miejsce. Siedział tam tak długo, że zasnął na jednej z kanap, a Amy zupełnie straciła rachubę czasu. Śpiącym panem Wilsonem zamiast córki zainteresowała się ochrona. Mało brakowało, a zadzwoniliby po pogotowie.

Ze śmiechu prawie upuściliśmy kanapki. Chłopacy z nauczycielem zaczęli narzekać na swoje siostry i kuzynki, a ja pomyślałam, że jestem bardziej podobna do drugiej córki pana Wilsona. Melissa nie cierpiała bezsensownego chodzenia po galeriach, a makijaż jej nie interesował. Raz w życiu miałam na sobie "makijaż", bo z Xavierem stwierdziliśmy, że księżniczka bez makijażu na balu przebierańców pasuje jak Hulk do Barbie. Wybłagaliśmy zestaw kosmetyków od starszej dziewczyny z mojego internatu i dwie godziny próbowaliśmy pomalować mi rzęsy, brwi i usta. Efekt był co najmniej opłakany. Opiekunka z internatu, gdy weszła do mojego pokoju, prawie padła na zawał. Poza tym nie lubiłam nienaturalności. Każdy pryszcz czy inna niedoskonałość na mojej twarzy po prostu sobie były i nie zamierzałam marnować codziennie czasu na upiększanie.

Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, jak robi się coraz chłodniej. Dopiero Jude narzucił mi na ramiona swoją bluzę, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

- Dobrze, że ty nie jesteś zakupoholikiem i nie będę musiał za tobą latać po sklepach - szepnął mi do ucha. Wyobraziłam sobie siebie, z tuzinem toreb i torebeczek, biegającą z językiem na brodzie od jednej do drugiej wyprzedaży i prawie udławiłam się własną śliną.

- Chyba ci to nie grozi. Wolę biegać za piłką niż za sukienką.

Wieczór spędzony w autokarze okazał się bardzo miły. Zjedliśmy kanapki, pograliśmy w drużynowe kalambury, poopowiadaliśmy sobie straszne historie z książek i horrorów, a Mia prawie zemdlała, kiedy się dowiedziała, że jedyną toaletą w okolicy jest krzak.

Mieliśmy w bagażniku śpiwory, w których spaliśmy w namiotach, więc większego problemu nie było. Jakoś zmieściliśmy się na siedzeniach i podłodze. Wprawdzie ścisk był taki, że leżałam głową na klatce piersiowej Juda, ale ja tam nie narzekam. Nie rozumiem, co ludzie widzą w ekskluzywnych wakacjach w czterogwiazdkowych hotelach. Byłam prawie pewna, że wycieczka pod namioty i noc w autokarze były dużo fajniejsze.

- Mógłbym tak spać codziennie - wyszeptał Jude, wtulając twarz w moje włosy. Uśmiechnęłam się i ziewnęłam.

- Nie widzę przeszkód. Tylko skołuj autokar.

~~~

Witam, witam, witam po długiej (jak zwykle) przerwie! Niestety póki co rozdziały nie będą się pojawiały często. Zgadnijcie, kto narobił sobie trzech i pół działów zaległości z rozszerzonej historii i zgłosił się do olimpiady z polskiego?

Mimo to mam nadzieję, że zostaniecie dalej ze mną, Yuri, Judem i całą resztą. Nawet, jeśli skończę tą książkę za trzy lata, to i tak ją skończę, obiecuję! Dla takich wspaniałych Czytelników wszystko 😄

Oceniajcie, sugerujcie, poprawiajcie... Nie mam nic przeciwko 😊 Zależy mi na Waszych opiniach!

Ostatnio załamałam się, jak beznadziejne są pierwsze rozdziały... Może je kiedyś poprawię, ale na razie to aż wstyd... 😐

Dziękuję za tyle wyświetleń i gwiazdek! Zwłaszcza, że rozdziały są rzadko, a pierwsze części wcale nie zachęcają do dalszego czytania haha. Kochani jesteście ❤️

Życzę Wam miłego dnia i duuużo uśmiechu! Do zobaczenia w następnym rozdziale!

Wasza Artystka Vee 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro