4. Czy jesteś aniołem?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yuriko

Dni na Okinawie mijają spokojnie. Drużyna głównie trenuje, a ja się przyglądam. Muszę naprawdę mocno się trzymać, żeby nie wbiec na boisko w trakcie meczu. Z każdym ruchem, aby wyskoczyć po piłkę, widzę na sobie czujne spojrzenie trenerki. Ja już dłużej tego nie zniosę! Minęły cztery dni od urazu, spokojnie mogłabym już trenować. Ale zawsze, gdy o to pytam, trenerka stanowczo kręci głową. I nie powie mi, dlaczego. I to jeszcze bardziej denerwuje.

Siedziałam na ławce obok menadżerek i czułam, że już dłużej nie dam rady siedzieć bez ruchu.

- Proszę, trenerko! Ja już nie wytrzymam bez grania! - odwróciłam się w jej stronę z błagalnym spojrzeniem.

- Ile razy mam mówić, że nie? Chcesz pogorszyć stan wykręconej nogi? Wtedy jeszcze dłużej nie pograsz.

- Ale już wszystko w porządku - wstałam i na dowód moich słów, pomachałam nogą w powietrzu.

- Trenerka ma rację, Yuri - no nie! Ty też, Nelly?

- Zawsze byłaś najbardziej upartą osobą, jaką znam. I zawsze, jak ci czegoś zabraniałam, to wychodziło ci to na dobre - rzuciła mi jedno ze swoich spojrzeń z serii "a pamiętasz wtedy, gdy...?". Od razu wiedziałam, o które "wtedy" jej chodzi. Z markotną miną klapnęłam z powrotem na ławkę.

Po piętnastu minutach trening dobiegł końca.

- Dobra, na dziś koniec. Nie przemęczajcie się do wieczora, bo jutro będzie inny trening niż zwykle. Zbiórka w busie o ósmej wieczorem - odwróciła się. Zrobiła kilka kroków, po czym zatrzymała się i spojrzała na mnie. Chyba czytała mi w myślach, bo powiedziała:

- A ty masz nie biegać. Szczególnie z piłką. I nie myśl, że się nie dowiem, jeśli będziesz grać.

Odeszła. Mruknęłam coś ze złością. Po chwili nie wytrzymałam i wrzasnęłam:

- Ja już dłużej nie wytrzymam!

Nagle zza busa wychyliła się trenerka:

- I pilnować tego upartego stworzenia!

Nathan wybuchnął śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem, na co roześmiał się jeszcze mocniej.

- A myślałem, że już ci przeszło, po tym jak weszłaś na drzewo po piłkę mimo, że cię ostrzegałem. Później bałaś się zejść - śmiał się już zdecydowanie za mocno. Poczułam, jak robię się czerwona i zaczęłam go gonić. Nathan, przegiąłeś! Jak cię dorwę, to pożałujesz, że się urodziłeś! Zaczął przede mną uciekać, pękając ze śmiechu. Był lekkoatletą i nie miałam szans go dogonić. Już nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Nagle usłyszałam głos Marka:

- A ty chyba miałaś nie biegać...

Po chwili śmiali się już wszyscy, z Nathanem na czele, który wręcz płakał ze śmiechu. Nie wytrzymałam i też zaczęłam śmiać się jak opętana. Trwało to dobrą chwilę, zanim wszyscy się uspokoiliśmy.

- Co będziemy teraz robić? Mamy jeszcze pół dnia - odezwał się Bobby.

- Ja chyba idę na plażę - powiedziała Silvia, a wszystkie dziewczyny przytaknęły.

- Ja idę na spacer - poinformowałam sama nie wiem kogo, odwróciłam się i poszłam w przeciwną stronę.

Chodziłam sobie ulicami Okinawy. To bardzo spokojna wyspa, można by powiedzieć, że nic tu się nie dzieje. Nagle dostrzegłam małych chłopców kopiących piłkę.

- To są chyba żarty - mruknęłam i weszłam do kawiarni, byleby tego nie widzieć. Zamówiłam jakiś sok i usiadłam przy stoliku na tarasie. Tyłem do grających. W pewnej chwili na dłoni usiadł mi piękny, niebieski motyl. Uśmiechnęłam się pod nosem i pozwoliłam mu leciutko muskać skrzydłami moją rękę. Motyl spłoszył się, gdy do stolika podszedł kelner i postawił przede mną szklankę z sokiem.

- Dziękuję bardzo.

Nie spiesząc się, wypiłam napój. Zapłaciłam i odeszłam od stolika. W sumie to nie wiem, gdzie szłam. Po prostu przed siebie.

Jude

Nie miałem ochoty, żeby iść na plażę z innymi. Pomyślałem, że pospaceruję trochę. Chodziłem ulicami Okinawy i cieszyłem się spokojnym popołudniem.

Na pewien czas niemal zapomniałem, że nie jestem tu na wakacjach, a z bardziej poważnego powodu. I na pewno mniej przyjemnego. Nie mam nic do gry w piłkę, kiedy robi się to dla zabawy, bez stresu, że musisz z kimś zwyciężyć. Ale kiedy jest jedyną bronią, jaką posiadamy, na grę patrzy się zupełnie inaczej. Choć, muszę przyznać, kosmici na coś się przydają. Pracujemy ciężej i efektywniej, szybko się rozwijamy, dostrzegamy nasze słabe strony. "Trzeba będzie im przy okazji podziękować", pomyślałem i uśmiechnąłem się pod nosem.

Przy ulicy, którą szedłem, znajdowały się urocze domki o pastelowych kolorach i z oknami z ciemnozielonymi szprosami. Dodając do tego donice z kwiatami, obraz był naprawdę sielankowy.

Nagle, jakieś sto metrów ode mnie, zobaczyłem coś, od czego zamarło mi serce.

Yuriko

Na moment przystanęłam przy kobiecie ze ślicznym pieskiem na smyczy. Schyliłam się, a on pozwolił się pogłaskać.

- Jest wspaniały - podniosłam wzrok na kobietę, która odpowiedziała mi uśmiechem. 

Odeszła ze swoim pupilem, a ja ruszyłam dalej. Skręciłam. Tuż za zakrętem zobaczyłam małą dziewczynkę, biegnącą przez ulicę. 

Zamarłam. Prosto na nią pędził samochód. W pierwszej chwili serce przestało mi bić, a za moment zaczęło bić chyba z prędkością dwustu uderzeń na sekundę.

Zerwałam się.

Skoczyłam przed samochód.

Chwyciłam przerażoną dziewczynkę.

Odskoczyłam gwałtownie na bok, przewracając się na plecy.

W ramionach trzymałam dziewczynkę, która kurczowo ściskała moją bluzkę. Czułam, jak mała się trzęsie. Zanim zdążyłam wstać, podbiegł do mnie Jude. Kierowca, który o mały włos nas nie zabił, odjechał.

- Nic wam nie jest?! - ukląkł obok i podtrzymał mnie, wpatrując się we mnie i małą.

- Nie - głos mi drżał. Jude wziął mnie za ramiona i powoli podniosłam się. Spojrzałam na dziewczynkę na moich rękach. Mocno zaciskała oczy.

- Hej, spokojnie - jak najdelikatniej starałam się ją uspokoić. - Coś cię boli?

Otworzyła oczy.

- Nie - wyszeptała, po czym wtuliła się we mnie. Rozpłakała się. Przytuliłam ją mocno. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo się przestraszyłam. 

- Czy jesteś aniołem? - usłyszałam jej szept. Zamurowało mnie, a do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Kątem oka zobaczyłam biegnącą w naszą stronę przerażoną kobietę.

- Nic wam się nie stało?! - podniosłam się i podałam jej w ramiona dziewczynkę, która przytuliła się do mamy. Kobiecie zaszkliły się oczy.

- Jak mam ci dziękować...? Uratowałaś moją córeczkę...

- Nie ma sprawy... - nie zdążyłam nic dodać, kobieta uściskała mnie.

- Dziękuję...! Z całego serca!

- Mamo, bo ona jest aniołem - dziewczynka uśmiechnęła się do mnie promiennie. Odwzajemniłam uśmiech, choć czułam, jak cała się trzęsę. Po chwili kobieta odeszła z dziewczynką na rękach.

- Przestraszyłaś mnie... - Jude spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem. - Myślałem, że... - urwał.

- Ja też się przestraszyłam... - nogi miałam jak z waty, a serce tłukło mi w piersi. Wziął mnie pod ramię i powoli zeszliśmy z ulicy.

- Jesteś bardzo odważna.

***

Biegłam z piłką z zawrotną prędkością, omijając przeciwników. Próbowali mnie zatrzymać, ale nie dawałam się tak łatwo. Bramka była tuż, tuż. Szykowałam się do wykonania strzału. Już miałam kopnąć piłkę, gdy ta zaczęła się ode mnie oddalać...

- Yuri! Obudź się! - Nathan potrząsał moimi ramionami. Myślałam, że normalnie dam mu z liścia.

- Miałam tak piękny sen, a ty mnie brutalnie zbudziłeś!

- A co ci się śniło, śpiąca królewno?

- Piłka - warknęłam. Od tego zakazu na samą myśl o piłce robię się nerwowa. - A właściwie to czemu mnie tak wcześnie zbudziłeś?

- Trenerka każe się zbierać. Jedziemy na trening.

- Ja zostaję. I tak nie mogę grać - schowałam głowę pod śpiwór. Nathan próbował go ze mnie zdjąć, ale nie puszczałam. A co! Trochę się z nim podroczę.

- No puść to!

- Nie.

- Jude, weź mi pomóż ją wyciągnąć! - usłyszałam wołanie Nathana i kroki Jude'a. - Nie chce wyjść - w jego głosie słyszałam rozbawienie.

- Bo to trzeba sposobem - nagle Jude zaczął mnie łaskotać. Po chwili przyłączył się Nathan.

- P-przestańcie! N-natychmiast! - ze śmiechu nie mogłam złapać tchu. Darłam się jak opętana. Słyszałam śmiechy chłopaków. Nie wytrzymam dłużej! Wyskoczyłam z łóżka.

- Poddaję się! Miejcie litość!

Nathan był wyraźnie zadowolony. Zgromiłam go wzrokiem.

- Nie ujdzie ci to na sucho, braciszku!

Nathan odsunął się kilka kroków. Rzuciłam się w jego stronę. Poczułam, jak ktoś chwyta mnie w pasie.

- Hej! Puszczaj mnie!

- Nic z tego - Jude znowu zaczął mnie łaskotać.

Zaczęłam się wyrywać, ale miał przewagę. I do tego pomógł mu Nathan.

- C-czemu dwóch n-na jedną?! - nie mogłam złapać tchu. Wybawiła mnie Nelly:

- Przestańcie się wydurniać. Musimy się zbierać. Pospieszcie się!

Chłopacy w końcu mnie puścili. Zrobiłam obrażoną minę.

- No ej, nie fochaj mi tu się - Nathan śmiesznie przekręcił głowę.

Starałam się zachować powagę, ale jego przezabawny widok wygrał. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.

- Ekhem, ekhem - Nelly patrzyła na nas ze zniecierpliwieniem.

- Dobra, daj mi chwilę, muszę się przebrać. A wy - spojrzałam znacząco na chłopaków - wymarsz z namiotu.

Gdy udało mi się w końcu wypchnąć ich na zewnątrz, przebrałam się w luźny T-shirt i krótkie, jeansowe spodenki, chwyciłam podręczny plecak i wyszłam z namiotu. Skierowałam się w stronę busa. Weszłam i rozejrzałam się. Jedyne wolne miejsce, jakie zostało, było między Markiem a Judem. Usiadłam i ruszyliśmy, nawet nie wiadomo gdzie. Trenerka nie chciała nic powiedzieć. Uprzedziła tylko, że minie trochę czasu, zanim dojedziemy.

Po piętnastu minutach jazdy poczułam, jak ciążą mi powieki. Starałam się walczyć z sennością, ale nawet nie wiem, kiedy się poddałam.

Jude

- ...a potem można by też pomyśleć nad nowym ustawieniem. Zobaczyć, czy w ten sposób wzmocniłaby się obrona - rozmawiałem z Erickiem siedzącym na fotelu obok, gdy poczułem ciężar na barku. Yuriko zasnęła z głową na moim ramieniu. Nie będę jej budzić. Poczułem, że palą mnie policzki. Zwłaszcza, że Nathan się na mnie gapił z dziwnym uśmiechem. Posłałem mu ciężkie spojrzenie.

- Co chcesz?

- Ja? Nic.

Postanowiłem go zignorować.

***

Po jakimś czasie bus się zatrzymał.

- Wysiadamy - oznajmiła trenerka.

Spojrzałem na dziewczynę. Wcale nie chciałem jej budzić, ale nie miałem wyjścia. Delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem.

- Hej, obudź się - otworzyła oczy. I zaraz je przymknęła.

- Gdzie my jesteśmy...?

- Już dojechaliśmy.

Momentalnie się rozbudziła. Podniosła głowę z mojego ramienia i zaczerwieniła się.

- Sorki...

- Nie przepraszaj. Chodź, wysiadamy.

Yuriko

Ale wstyd... Jak mogłam zasnąć mu na ramieniu? Ach tak, zapomniałam, że wygrałam olimpiadę na najbardziej niezdarną osobę w naszej galaktyce. Czułam, że jestem cała czerwona. Chwyciłam plecak i wysiadłam z busa.

Przed nami rozpościerał się widok na całkiem sporą, leśną polanę. Były na niej poustawiane różne pachołki, barierki i przeszkody. Że co, przepraszam?

- Dobra, zaraz zaczynamy trening - trenerka stanęła przed nami. - Każdy dostaje piłkę. Macie pokonać tę trasę tak, aby piłka nie dotknęła ani razu ziemi. W przeciwnym razie zaczynacie od początku. Zaczynajcie. Evans idzie pierwszy.

Mark podbiegł do pierwszej przeszkody. Slalom. Podbijał piłkę nogą. Pokonał go bez większych problemów, ale już przy następnej przeszkodzie piłka upadła na ziemię.

Niektórym udawało się dłużej, innym krócej, ale nikomu nie udało się jak dotąd pokonać całej trasy. Czułam, jak mrowią mnie palce. Ja już dłużej nie wytrzymam!

Szczęście mi dopisało. Telefon trenerki zadzwonił i odeszła kawałek dalej, żeby porozmawiać. Tylko na to czekałam.

Chwyciłam leżącą w bagażniku busa piłkę i podeszłam do pierwszej przeszkody. Każdy był skupiony na pokonywaniu trasy i nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. Zaczęłam, zanim ktoś wróci na początek.

Po chwili byłam już przy trzeciej przeszkodzie. Była nią długa belka, umieszczona kawałek nad ziemią. Zdecydowałam się zrobić to szybko. Kopnęłam piłkę w górę i nieco do przodu. Przebiegłam na belce i wyskoczyłam po piłkę. Podbijając ją, ruszyłam na kolejną przeszkodę. Były to cztery barierki w niedużych odstępach od siebie. Trzeba było je przeskoczyć. Kopnęłam piłkę i przeskoczyłam przez dwie pierwsze barierki. W sam raz, aby odebrać piłkę i znów ją podbić, tym razem udem. Przeskoczyłam nad barierkami, ale źle wymierzyłam odległość. Piłka poleciała kawałek za daleko. Rzuciłam się w jej stronę i wślizgnęłam się po nią w ostatnim momencie. Odbiłam ją i po chwili byłam już przy następnych przeszkodach.

Tego mi było trzeba! W końcu nie czułam się jak na uwięzi. Tak mi tego brakowało, że teraz dawałam z siebie wszystko. Nawet nie zauważyłam, że przede mną już tylko jedna przeszkoda.

Wyglądała na zdecydowanie najtrudniejszą. Poziomo leżały przyczepione cztery belki, każda wyżej niż poprzednia, co czyniło z nich jakby schody. Między każdą był jakiś metr odstępu. Podbiłam piłkę i wskoczyłam stopą na pierwszą z nich. Zachwiałam się, ale zanim się wywaliłam, przeskoczyłam już na następną. Drugą nogą posłałam piłkę dalej. Wskoczyłam na trzecią i chwilę później na czwartą belkę. Przyjęłam piłkę.

Kawałek od czwartej belki stał pionowy słup z przyczepioną strzałką w lewą stronę. Oj, to będzie trudne. Wybiłam się z całej siły i po zewnętrznej stronie słupa ostro skręciłam ciałem. W ułamku sekundy wylądowałam na ziemi. Chwyciłam piłkę w ręce i szeroko się uśmiechnęłam.

Uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam na sobie lodowate spojrzenie trenerki. Dopiero po chwili do moich uszu dotarła cisza dookoła mnie. Wszyscy stali z wytrzeszczonymi oczami. Trenerka wolnym krokiem do mnie podeszła.

- Czy nie wyraziłam się dość jasno, że zabraniam ci na razie grać?

Nie odpowiedziałam.

- Zrobiłam to tylko dla twojego dobra. Jeśli chcesz zachować miejsce w drużynie, musisz się dostosować do moich poleceń. Jeśli jeszcze raz zobaczę, że grasz, pożegnaj się z drużyną.

Skinęłam głową, wymamrotałam ciche "przepraszam" i, szurając stopami, skierowałam się w stronę busa. Do bagażnika wrzuciłam piłkę. Wróciłam na swoje miejsce na ławce. Próbowałam zmusić moje oczy i mózg do przyglądania się drużynie. Mimo, że na prawdę chciałam, nadal patrzyłam się na nich tępo. Podkuliłam nogi i położyłam się czołem na kolanach. Czemu trenerka nie chce zrozumieć, że piłka to dla mnie cały świat?

Podniosłam głowę dopiero, gdy do moich uszu doszły czyjeś głosy. Erick i Jude jako pierwsi pokonali cały tor.

To straszne musieć siedzieć kilka godzin i torturować się patrzeniem, jak inni mogą trenować! Nie wytrzymałam i wybrałam się na krótki spacerek po lesie.

Chodziłam sobie między drzewami i z każdą chwilą coraz bardziej się uspokajałam. W pewnym momencie pomyślałam: "Czy ja wiem, którędy tu przyszłam?". Rozejrzałam się, ale nie miałam jeszcze ochoty wracać, więc uznałam, że trafieniem z powrotem będę się martwić później. Nagle poczułam ukłucie bólu w prawej nodze, ale zignorowałam to. Samo przejdzie.

Dobra, zaczynam się niepokoić. Nie wiem, skąd przyszłam. Odwróciłam się i ruszyłam w przeciwnym kierunku, aż do momentu, gdy nie wiedziałam, gdzie iść dalej. Odetchnęłam głęboko. Tylko się nie denerwuj.

Nathan

Pokonałem cały tor dopiero za jakimś dwudziestym razem, ale było warto. Czułem się, jakbym zdobył co najmniej puchar mistrza świata. Siedziałem teraz na ziemi, podrzucając lekko piłkę i przyglądając się innym. Kiedy ostatnie osoby z ogromnymi uśmiechami zeszły z toru, wstałem.

- Dobrze, wszyscy już pokonali trasę, możemy wracać - trenerka podeszła do naszej grupy.

Nagle coś mnie tknęło. Rozejrzałem się po polanie, ale nigdzie nie zobaczyłem wkurzonej brązowowłosej.

- A Yuri gdzie jest?

Inni też zaczęli się rozglądać.

- Chyba poszła pospacerować - Celia odezwała się. - Nie może być daleko.

Yuriko

Usiadłam na zwalonym pniu, czując nagłe zawroty głowy. Od wypadku rodziców zdarzają mi się ataki paniki, gdy zgubię się lub czuję się w niebezpieczeństwie. Tylko nie teraz!

Zrobiłam kilka głębokich wdechów i spróbowałam się uspokoić.

Miałam coraz większy mętlik w głowie. Spróbowałam wstać, ale nadal kręciło mi się w głowie. Zrobiło mi się duszno.

Nagle usłyszałam wołanie:

- Yuri! Gdzie jesteś?!

Nie wiedziałam nawet, czyj to głos. Słyszałam tylko, skąd dochodzi. Udało mi się wstać. Biegłam na oślep i wpadłam w czyjeś ramiona.

Z oczu kapały mi łzy. Czułam, jak ktoś mnie obejmuje. Uścisk był mocny i pewny. Powoli się uspokajałam.

- Co się stało? - usłyszałam szept.

Podniosłam głowę i zobaczyłam twarz Jude'a. Moja ulga była wprost nie do opisania.

- Ja się zgubiłam... I nie wiedziałam, gdzie iść... I miałam atak paniki... I dziękuję, że po mnie przyszedłeś...

Mocno mnie przytulił. Może to dziwne, ale czułam się bezpieczna.

Otoczył mnie ramieniem i ruszyliśmy z powrotem.

- Atak paniki? - zapytał.

Kiwnęłam głową. Spojrzałam na niego kątem oka i uznałam, że mu ufam.

- Po raz pierwszy się pojawił, gdy dowiedziałam się o śmierci rodziców - wyjaśniłam, zastanawiając się, co on sobie o mnie pomyśli. - I zdarzają się kolejne, gdy czuję się w niebezpieczeństwie lub właśnie w takich sytuacjach - westchnęłam.

- Nie martw się, na pewno jest na to sposób.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo kawałek dalej zobaczyłam kilka osób z drużyny. Podeszliśmy do nich. 

- Bałem się, że zjadł cię jakiś niedźwiedź - Nathan odetchnął i przyjrzał mi się. Spuściłam wzrok. - Stało się coś? Jesteś strasznie blada.

Pokręciłam głową na znak, że nie chcę teraz opowiadać. Nie pytali o nic więcej. Wróciliśmy na polanę do reszty drużyny i wsiedliśmy do busa. Było mi tak głupio, że się zgubiłam i jak zwykle przysporzyłam problemów wszystkim dookoła. I że Jude znowu widział, jak nie radzę sobie sama ze sobą.

Choć on chyba wcale tak nie uważał, bo gdy na niego spojrzałam, uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.

***

Jude

Staliśmy na boisku i szykowaliśmy się do pokopania sobie piłki. Nagle usłyszałem głośny świst i tuż obok mnie wylądował, jakby z nieba spadł, Harley. To chyba jego metoda na wielkie wejścia. Po chwili obok mnie i Yuriko wylądowała jego deska do surfingu. Dziewczyna wydała z siebie cichy krzyk.

- Weź nie strasz! - zwróciła się do Harley'a.

- Sorki, nie chciałem. Wiecie co? - entuzjazmował się. - Zapisałem się do drużyny piłkarskiej w mojej szkole. Chcielibyście z nami rozegrać mecz?

- Należysz do drużyny?! - Mark wykrzyknął. - Pewnie! Chętnie poznamy twoją drużynę!

- Żadnego meczu. Nie zgadzam się - trenerka stanowczo pokręciła głową.

- Co?! Ale dlaczego? - każdy zaczął pytać.

- Już zapomnieliście, co się wydarzyło, gdy pojawił się Torch? Powinniśmy trzymać formę, dlatego musimy grać przeciwko najlepszym, a nie z drużyną, która chce się tylko zabawić. Moim zadaniem jest zebrać najlepszą drużynę na świecie i pokonać Akademię Aliusa. To strata czasu. Czy to jasne?

- Trochę luzu, pani trenerko! - odezwał się Harley. - Sugeruje pani, że gra przeciwko nam nie ma żadnego sensu. Ale nasz zespół jest dobry! Prawdę mówiąc, najlepszy na Okinawie. Mało brakowało, a wzięliby udział w tym turnieju, o którym wspominaliście - odezwał się Harley.

- Mówisz o Strefie Futbolu?! - wykrzyknął Erick. Zdziwiłem się, podobnie reszta.

- Tak - Harley wyszczerzył się. - Powinniście z nami zagrać, nie będziecie żałować!

- Pani trenerko, niech się pani zgodzi! - Mark zrobił maślane oczy. Dołączyło do niego chóralne: "Prosimy!".

Trenerka spojrzała na nas.

- Zgoda. Róbcie, co chcecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro