~ Dzięki tobie zacząłem się uśmiechać ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten rozdział miał być niespodzianką na moje urodziny, później niespodzianką na początek roku szkolnego, a później po prostu niespodzianką, ale wyszło jak wyszło, czyli nie wyszło 😅

Bardzo, bardzo dziękuję __Blue__Angel__ za cudowny pomysł z tym dodatkowym rozdziałem oraz za to, że natchnęłaś mnie na jeszcze kilka innych takich 💖😘🥰

Celia Hills siedziała na ławce przed szkołą z laptopem na kolanach i próbowała skupić myśli wśród rozmów i krzyków innych uczniów. Jak na razie jej artykuł o szkolnej akcji charytatywnej nie posuwał się do przodu. Ledwo udało jej się wymyślić dobry tytuł.

- Przerwa to może i dobry czas - mruknęła pod nosem. - Ale na pewno nie da się skupić.

Gdzieś z tyłu jej głowy zaczął rodzić się pomysł, w jaki sposób zacząć pierwszy akapit. Już prawie ubrała myśl w słowa, kiedy nagle tuż obok jej głowy śmignęła piłka do koszykówki, zupełnie wybijając ją z rytmu.

- Hej! - krzyknęła ze złością do chłopaków grających na boisku. - Uważajcie trochę!

- Wybacz - jeden z nich przebiegł obok niej i podniósł piłkę, nie poświęcając dziewczynie ani sekundy więcej.

Celia znów spojrzała na ekran laptopa, ale zupełnie nie pamiętała, co chciała jeszcze chwilę temu napisać. Warknęła cicho i zdenerwowana odłożyła komputer. Durna piłka! Czemu usiadła akurat koło boiska do koszykówki?

Podniosła mimowolnie wzrok. Kilkanaście metrów dalej zobaczyła chłopaka w pomarańczowej bluzie i z białymi jak śnieg włosami. Przyglądał się grającym, ale nie dołączył do meczu.

"Nie widziałam go wcześniej", Celia z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się nieznajomemu. "Czy to uczeń naszej szkoły? Ale nie ma przecież mundurka...".

Nagle białowłosy chłopak podniósł wzrok i ich spojrzenia skrzyżowały się. Celia uciekła spojrzeniem na drugi koniec podwórka i udawała, że wcale nie gapiła się na niego jak cielę na malowane wrota. Postanowiła wrócić do pisania. Otworzyła laptopa i zaczęła pisać pierwsze lepsze zdanie, jakie wpadło jej do głowy. Gdy jakiś czas później znów podniosła wzrok, chłopaka w pomarańczowej bluzie już nie było. Próbowała pisać dalej, ale coś nie dawało jej spokoju. Jego oczy... Widziała je tylko przez sekundę, ale były one jakieś inne. Próbowała nazwać to, co w nich zobaczyła. Smutek? Tęsknota? Żal? Każde z tych uczuć było odbite w oczach chłopaka, ale też żadne z nich w pełni nie oddawało jego spojrzenia.

Celia nie wiedziała jeszcze tamtego ciepłego, szkolnego dnia, że to nie było jej ostatnie spotkanie z niecodziennym chłopakiem. Nie wiedziała, że zaczną widywać się codziennie. Nie wiedziała, że polubi piłkę nożną. Nie wiedziała, że białowłosy chłopak skradnie jej serce.

***

Czy jeśli nagle zaczynasz spotykać tę samą osobę każdego dnia w różnych miejscach, to czy można to nazwać przypadkiem? Axel Blaze kiedyś z pewnością by to tak nazwał. Dziś nazywa to przeznaczeniem.

Wracał właśnie wieczorem ze szpitala do domu. Myślał o wielu rzeczach, związanych z Julią, ojcem i swoją przyszłością. Niestety, żadna z tych kategorii nie była przyjemna.

Chłopak kopnął kamyk leżący na chodniku. Ten potoczył się kawałek i zatrzymał się. Axel zapatrzył się na niego i mimo woli uświadomił sobie, że jest jak ten kamyk: zimny, twardy, niczyj. Ze złością kopnął go najmocniej, jak potrafił. Na szczęście w zasięgu wzroku nie było nikogo, kogo kamień mógłby uderzyć. "Chociaż co to za różnica?", myślał Axel. "Po co mam się przejmować innymi ludźmi, skoro nikt nie przejmuje się mną?". Nie miał przyjaciół, nie miał z kim rozmawiać o swoich wątpliwościach, tęsknocie za Julią i o smutku, który każdego dnia coraz bardziej napełniał jego serce.

Kilkadziesiąt metrów dalej, tuż za rogiem żwawym tempem szła Celia. Wracała ze spotkania kółka dziennikarskiego, a że było już dość późno, spieszyła się. Czekało na nią jeszcze mnóstwo prac domowych, piętrzących się na jej biurku.

Skręciła w wąską uliczkę, którą codziennie szła do szkoły i z powrotem. Zwykle nie zwracała na nią większej uwagi, ale dziś czuła pewien niepokój. Czemu ta latarnia się nie pali? Jakaś awaria? Uliczka była dość ciemna, zachodzące słońce nie oświetlało jej wystarczająco. O tej porze powinny palić się tu wszystkie latarnie, a tymczasem było ciemno jak w grobie.

Granatowowłosa przyspieszyła. Nagle zza budynku wyskoczyli trzej chłopcy. A może mężczyźni? Było zbyt ciemno, by mogła dostrzec coś więcej, niż tylko trzy duże sylwetki przed sobą. Z bijącym mocno sercem chciała ich wyminąć, ale jeden z nich zagrodził jej drogę.

- Dokąd to się tak spieszysz, panienko? - wyszczerzył zęby. - Nie za późno już dla ciebie na spacery po mieście?

Celia poczuła, jak trzęsą jej się nogi, a od mocnej woni alkoholu, którym zionęło od mężczyzny, zrobiło jej się niedobrze. Spróbowała ponownie wyminąć nieznajomego, ale ten chwycił ją za ramię. Krzyknęła.

- Zamknij się - wybełkotał. Jego towarzysz zszarpnął z jej ramion plecak i zaczął przeglądać jego zawartość.

- Puść mnie - Celia starała się brzmieć pewnie. - Oddajcie plecak.

- A bo co nam zrobisz? - mężczyzna potrząsnął nią i zacisnął mocniej rękę na jej ramieniu.

- Zostaw mnie! - krzyknęła, mając nadzieję, że ktoś usłyszy. - Ratun...!

Nie zdążyła dokończyć. Mężczyzna brutalnie zasłonił jej usta i pchnął ją na ścianę.

- Bądź cicho, to cię może później wypuścimy.

Celia nie zamierzała być cicho. Sama jedna nie na rady uciec trzem silnym facetom. Wzięła głęboki oddech i z całych sił wrzasnęła:

- Pomocy!

Jeden z mężczyzn w sekundzie doskoczył do niej i uderzył, po czym zacisnął swoją paskudną dłoń na ustach dziewczyny, żeby nie mogła krzyczeć. Celia nigdy nie była tak przerażona. Wyrywała się, próbowała krzyczeć, ale mężczyźni stawali się coraz bardziej brutalni.

Axela z zamyślenia wyrwał jakiś dźwięk, który dobiegał jakby zza budynku. Nie wiedział, czy tylko mu się zdawało, ale przyspieszył kroku. Chwilę później usłyszał spanikowany krzyk:

- Pomocy!

Nie zastanawiając się, ruszył biegiem i skręcił w ciemną uliczkę, skąd, jak mu się wydawało, dobiegł krzyk.

Ulica nie była oświetlona, ale zauważył czyjeś sylwetki. Jakaś szarpanina. Rzucił się w tamtą stronę. Gdy od ludzi dzieliły go tylko metry, zobaczył w ciemności trzech mężczyzn i dziewczynę. Momentalnie zorientował się w sytuacji.

- Zostawcie ją - warknął w kierunku facetów. Ci na moment odwrócili swoją uwagę od przerażonej dziewczyny.

- Bo co takiego, gówniarzu? - podszedł do niego jeden z nich.

- Puśćcie ją - Axel był zły, ale hamował się, chociaż z przyjemnością by ich zdzielił.

- A na co ci ona?- kolejny z mężczyzn podszedł do niego i zarechotał. - Aha! Też chciałbyś pobawić się tą laleczką?

Axel, wściekły do granic wytrzymałości, zamachnął się i uderzył pięścią mężczyznę, zanim ten zdążył się zorientować - był kompletnie pijany. Facet zatoczył się i złapał za nos. Drugi z nich ruszył na Axela z pięściami, ale chłopak uchylił się od ciosu i sam kopnął napastnika. Trzeci mężczyzna puścił dziewczynę, rzucił coś na ziemię i szybko odbiegł, chwiejąc się na wszystkie strony. Po chwili reszty też już nie było.

- Nic ci nie jest? - podszedł do dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu. Cała drżała. Gdy spojrzał w jej przerażone oczy zorientował się, że to ta granatowowłosa, która gapiła się na niego wczoraj przy szkole. Ona też go rozpoznała.

- N-nie... - wyszeptała Celia, cała rozdygotana. - Ty... Dziękuję...

Axel nie odpowiedział. Wpatrywał się w dziewczynę badawczo. Po chwili schylił się i podniósł z ziemi plecak, który upuścił uciekający mężczyzna. Zarzucił go sobie na ramię i powiedział półgłosem:

- Chodźmy stąd. Odprowadzę cię do domu.

Dziewczyna ledwie zauważalnie skinęła głową, nadal zbyt wystraszona, żeby powiedzieć cokolwiek sensownego. Axel otoczył ją ramieniem i ruszyli w kierunku domu Celii. Przez całą drogę milczeli.

- To już tutaj - powiedziała półgłosem dziewczyna, pokazując na niewielki dom, przed którym rosła cała burza kwiatów. Stanęła przed Axelem i spojrzała mu w oczy z wdzięcznością.

- Nie wiem, jak ci dziękować. Uratowałeś mnie.

- To... Nic. Nie ma sprawy - Axel spojrzał na Celię z troską. Przez krótki moment w jej oczach dostrzegł swoją ukochaną Julię.

Granatowowłosa stała chwilę nieruchomo, po czym przytuliła się do Axela. Chłopak objął ją mocno.

- Uważaj na siebie, okej?

Celia kiwnęła głową i pobiegła do domu.

Axel ruszył z powrotem do swojego mieszkania. Gdy był w połowie drogi, stanął jak rażony piorunem. Jeszcze pół godziny temu nie miał zamiaru dbać o nikogo, miał się nikim nie przejmować. Ale nie mógł zostawić tej dziewczyny. Nikogo nie zostawiłby bez pomocy.

Cóż, czasem nawet zły świat nie jest w stanie zniszczyć dobrych ludzi.

***

Parę dni później Axel przechadzał się po Inazumie. Wieczór był dość ciepły, a powoli zachodzące słońce tworzyło miłą atmosferę. Spacery zawsze go uspokajały. I pozwalały skupić myśli.

Do jego uszu doszły rozemocjonowane krzyki dzieci grających w piłkę. Przystanął i zaczął się przyglądać. Gdzieś w głębi serca nie potrafił całkiem odciąć się od tego sportu.

Na bramce stał ten chłopak z Raimona w pomarańczowej opasce na głowie. Chyba uczył dzieci grać.

- Super strzał, Maddie! Tak trzymaj!

Brunet miał charyzmę. Te dzieci go uwielbiały. Axel uśmiechnął się lekko, kiedy zobaczył, z jakim zaangażowaniem dzieci kopią piłkę. Podszedł trochę bliżej. I jeszcze bliżej. Mimo smutku, czającego się gdzieś głęboko, obserwacja gry sprawiała mu przyjemność. Przypomniał sobie te lata, kiedy sam uczył się grać.

Nagle do boiska podeszło dwóch chłopaków. Wiało od nich kłopotami na kilometr. Między nimi a bramkarzem zaczęła się przepychanka. Axel odwrócił się, żeby iść dalej, ale kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Piłka. Leciała wprost na dziewczynkę. Nogi Axela jakby same poniosły go w kierunku dziecka. Skoczył i kopnął piłkę prosto w jednego z wrednych chłopaków.

Nie widział Celii Hills, stojącej kilkadziesiąt metrów dalej. Dziewczyna w napięciu patrzyła na to, co działo się na boisku.

- Zaczekaj! - Mark Evans wołał do odchodzącego Axela. - To był super strzał! Grasz w jakiejś drużynie?!

Axel wsadził ręce do kieszeni i nawet się nie odwrócił. Nie odpowiedział na pytanie. Nie miał zamiaru.

Odszedł już spory kawałek od boiska, kiedy zatrzymał go delikatny, znajomy głos:

- Zaczekaj!

Spojrzał przez ramię na granatowowłosą dziewczynę, którą kilka dni temu uratował z rąk tych okropnych facetów. Jego spojrzenie złagodniało, ale nie zatrzymał się.

***

Później wszystko działo się tak szybko. Po meczu z Akademią Królewską Celia Hills została menadżerką zespołu Raimona. Axel Blaze, ku radości wszystkich, zdecydował się dołączyć do drużyny. Pojawiali się kolejni rywale, kolejne mecze, Strefa Futbolu. Ale dawali radę. Zarówno Axel, jak i Celia zżyli się z zespołem Raimona. Cieszyli się każdym treningiem, każdym golem. Pojawiały się trudności, ale drużyna pokonywała je razem.

Axel uwielbiał to uczucie, kiedy zdobywał bramkę. Uwielbiał radość drużyny, która go wspierała. Ale najbardziej ze wszystkiego uwielbiał szeroki uśmiech Celii, który pojawiał się, kiedy strzelił gola.

Kiedy oboje dołączyli do drużyny, a Axel zapisał się też do Gimnazjum Raimona, zaczęli spędzać ze sobą sporo czasu. Rozmawiali jak dobrzy znajomi, ale oboje zdawali sobie sprawę, że ta druga osoba jest kimś innym od reszty drużyny. Intrygowali siebie nawzajem. Nawet się nie spostrzegli, w którym momencie zaczęli wracać razem z lekcji i treningów. Codziennie szli żółwim tempem, by mieć dla siebie jak najwięcej czasu, a pod domem Celii Axel jeszcze długo stał, opierając się o płot i wpatrując się z zaciekawieniem w dziewczynę. Tak było i tym razem.

- No i poza tym patrz: jeśli w cieście, na przykład takim dobrym cieście, są bakalie, to zajmują więcej miejsca i mniej pysznego ciasta zjesz - Celia żywo gestykulowała podczas dyskusji na temat: lepiej jeść desery z bakaliami czy bez?

- Możesz ukroić większy kawałek - Axel wytoczył kolejny argument w obronie swoich ukochanych rodzynek.

- Im większe kawałki będziesz kroił, tym mniej ich będzie, więc mniej zjesz, bo jeszcze przecież musisz się podzielić z innymi - granatowowłowa nie dawała za wygraną. Po chwili wycelowała palec w pierś Axela i po raz czterdziesty trzeci tego dnia powtórzyła: - Rodzynki i tak smakują okropnie.

Chłopak przewrócił oczami. Podroczyć się jeszcze czy odpuścić? Pierwsza opcja wydawała się być bardziej kusząca z dwóch powodów: 1) Celia wyglądała uroczo, kiedy się kłóciła, 2) nie chciał jeszcze kończyć spotkania. Ale i tak dał za wygraną.

- No dobrze, dobrze, niech ci będzie. Bakalie CZASAMI nie są fajne.

Celia westchnęła.

- I tak cię nie przekonam, że ZAWSZE nie są fajne.

Axel roześmiał się. Nie tyle z błędnie sformułowanego zdania, co dlatego, że w towarzystwie dziewczyny non stop śmiał się i szczerzył jak głupi.

Cicho trzasnęły drzwi wejściowe do domu Celii, a ona i Axel odruchowo cofnęli się od siebie o krok.

- Chyba postawię przed płotem dwa krzesła ogrodowe - tato dziewczyny mówił niby do siebie, ale na tyle głośno, żeby dwie zaczerwienione postacie przy płocie usłyszały. Pogwizdując pod nosem, wziął kosiarkę i zaczął kosić trawę.

- Chyba będę już się zwijał - Axel podniósł głos, żeby przekrzyczeć pięćdziesięcioletnią kosiarkę, która hałasowała jak mały traktor. Celia kiwnęła głową, nie kryjąc żalu.

- To do jutra! - pomachała do białowłosego, który oddalając się, co chwilę się odwracał i na nią patrzył. Nagle potknął się o własne nogi i mało brakowało, a by się wywrócił. Celia zakryła usta, by stłumić śmiech.

- Zaproś ty go kiedyś na obiad - tata wyłączył kosiarkę, oparł się o nią i bacznie wypatrywał się w córkę.

- Widujesz go codziennie - spostrzegła dziewczyna. - Tak, tato, widać, jak wyglądasz przez okno na piętrze i jak szybko chowasz się za zasłoną, kiedy spojrzymy w twoją stronę.

- Aj tam, aj tam, wydaje ci się - mruknął ojciec. Celia uniosła brwi z niedowierzaniem i ruszyła do drzwi wejściowych. Jutro miała sprawdzian z historii i powinna już zacząć powtarzać materiał.

- Co nie zmienia faktu, że chętnie poznałbym go nie przez szybę! - mężczyzna zdążył jeszcze zawołać za córką.

***

Celia weszła do klasy równo szesnaście minut i trzydzieści sześć sekund przed dzwonkiem na pierwszą lekcję. Połowa jej kolegów i koleżanek z klasy już tam była. Przywitała się z Axelem uśmiechem i podeszła do swojej ławki. Zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła na niej całkiem sporą babeczkę w uroczym różowym papierze i z lukrowaną polewą. Na jej szczycie dumnie prezentowała się cukrowa różyczka. Celia z zachwytem wzięła babeczkę w dłonie i rozejrzała się po klasie. Jej wzrok zatrzymał się na Axelu, który nieudolnie próbował wyglądać, jakby nie miał z prezentem nic wspólnego. Granatowowłosa podeszła do niego, pochyliła się i z szerokim uśmiechem wyszeptała wprost do ucha chłopaka: "Dziękuję". Wróciła na swoje miejsce i zaczęła delektować się swoją babeczką bez ani jednej rodzynki.

***

- Wydajesz się być zdenerwowany... Coś się stało?

- Nie, znaczy... Nie, nie o to chodzi. Nie jestem zdenerwowany.

- Możesz mi powiedzieć, o co chodzi. Może będę potrafiła ci pomóc. W końcu... Od tego ma się przyjaciół, prawda?

- Więc jesteś moją przyjaciółką, tak?

- Oczywiście, że tak, głuptasie.

- Właśnie... Właśnie dlatego chciałbym ci kogoś przedstawić.

- O, a kogo?

- Julię. Moją siostrę.

***

Axel czuł się niemal jak złodziej, kiedy po cichu przechodził przez płot do ogrodu państwa Hills. Było ciemno i ledwo widział, gdzie stawia stopy. A przynajmniej mu się wydawało, że widzi. Chwilę później syknął z bólu, kiedy zaczepił nogą o wystającą kamienną płytkę. Zacisnął usta, żeby przypadkiem nikt go nie usłyszał. Nie miał zamiaru budzić pana Hills, który mógłby wizytę o piątej rano odczytać inaczej, niż było naprawdę.

W końcu znalazł się pod oknem Celii, w którym stał niewielki fiołek we wzorzystej doniczce i porcelanowa figurka niedźwiadka polarnego. Schylił się i wymacał kilka kamyków. Rzucił pierwszym w stronę szyby na pierwszym piętrze, ale nie trafił. Wziął zamach po raz drugi.

Dzyń.

Przez chwilę nasłuchiwał, ale uznał, że jeden kamyk nie wystarczy.

Dzyń. Dzyń. Dzyń.

Celii zdawało się, że to już pora wstawać i że dzwoni jej budzik. Przetarła oczy. Czemu jest tak ciemno...? Przecież o szóstej trzydzieści słońce już dawno jest na niebie. Zaraz. To na pewno jej budzik...? Jakoś dziwnie brzmi...

Dzyń. Dzyń.

Coś uderza w okno. Celia na wpół przestraszona, a na wpół zaciekawiona podeszła do okna. Wyjrzała przez nie i odskoczyła, gdy tuż przed jej twarzą przeleciało coś małego i ciemnego.

Dzyń.

Axel zauważył dziewczynę i przestał rzucać. Pomachał do niej i położył palec na ustach.

- Co ty...? - Celia otworzyła okno i jeszcze raz przetarła zaspane oczy. Czemu Axel przyszedł tu o tej porze? Która jest w ogóle godzina?

- Chcę ci coś pokazać. Tylko załóż bluzę, bo zimno.

Dziewczyna na wpół przytomna wyciągnęła z szafy pierwszą lepszą bluzę i podeszła do okna.

- Dasz radę tędy zejść? - Axel podstawił do ściany niewielką ogrodową drabinę, jaką chwilę temu wypatrzył za niewielką altanką na tyle ogrodu. Na całe szczęście dom rodziny Hills nie był zbyt wysoki.

- Spróbuję - Celia nie była pewna, czy to na pewno dobry pomysł, ale nie obudziła się jeszcze na tyle, aby to roztrząsać. Wyjęła z głębi szafy trampki, założyła je, poprawiła nogawki spodni od piżamy i wróciła do okna. Przełożyła przez ramę okienną nogę i stanęła na pierwszym szczeblu drabiny. Mocno się trzymając parapetu, wyszła przez okno i zeszła parę szczebli w dół. Gdy była już dostatecznie nisko poczuła, jak Axel ją przytrzymuje i pomaga stanąć na ziemi.

- Nie mogłeś z tym zaczekać jeszcze parę godzin? - dziewczyna szepnęła rozbawiona.

- Niestety nie. Ale to jest tego warte, słowo - białowłosy wziął ją za rękę i po cichu przeszli przez ogród.

- Uważaj, gdzieś tu jest wystająca płytka - Celia szepnęła.

- Taaak, zauważyłem... - Axel parsknął, a po chwili znowu potknął się o wspomnianą płytkę. Jęknął. - Znalazłem...

Wydostali się z ogrodu i ruszyli szybkim tempem tam, gdzie prowadził ich Axel. Mijali domy, sklepy i urzędy, aż znaleźli się w parku.

- Co ty kombinujesz...? - Celia próbowała zgadnąć, co Axel chciał jej pokazać.

- Już zaraz zobaczysz - zerknął na zegarek. Zostało im jeszcze około siedmiu minut. Weszli na niewielkie wzniesienie, z którego widać było rzekę i część Inazumy. Usiedli. Otaczały ich wierzby, których gałęzie falowały przy najmniejszym powiewie wiatru. Celia podkuliła nogi - spodnie od piżamy nie były zbyt ciepłe. Axel zerknął na dziewczynę, zdjął swoją bluzę i przykrył nią nogi Celii.

- Zimno ci będzie - zaprzeczyła.

- Jestem w ubraniach, a ty w samej piżamie. Poza tym już wystarczająco się zgrzałem i spociłem, robiąc nalot na wasz ogród.

Siedzieli jeszcze chwilę w ciszy i całkowitej ciemności, kiedy zza horyzontu zaczęło wyłaniać się ogromne, pomarańczowe słońce. W ciągu kilku minut świat dookoła został skąpany w ciepłej poświacie, a niebo było jednocześnie złote, czerwone i różowe.

Celia w końcu odzyskała głos:

- Miałeś rację, warto było.

- Podoba ci się? - Axel spojrzał na dziewczynę z nadzieją.

- Bardzo! W życiu nie widziałam tak pięknego nieba! - dziewczyna z zachwytem wpatrywała się to w Axela, to w kolorowe niebo i coraz większe słońce.

Białowłosy uśmiechał się tak szeroko, że aż go rozbolały policzki.

***

- Mogłabym już tak zostać na zawsze - Celia podniosła rękę i zaczęła nią kreślić w powietrzu bliżej nieokreślone wzory. Siedzieli, a właściwie leżeli z Axelem na trawie w parku. Gdy tylko po kilkudniowym deszczu ziemia dostatecznie wyschła, wzięli koc i postanowili podelektować się spokojem natury. W parku unosił się świeży, wiosenno-letni zapach, ptaki ćwierkały, kaczki pluskały i kwakały w rzece, a w koronach drzew szumiały liście. Nie było chyba równie przyjemnego miejsca na ziemi, jak to.

- Ja też - Axel też podniósł rękę i splótł swoją dłoń z dłonią dziewczyny. - Czasem mam wrażenie, że jeszcze trochę i zwariuję. Na okrągło tylko lekcje, sprawdziany, treningi i Strefa Futbolu. A w domu nie da się ani trochę odpocząć.

- Przez twojego tatę? - Celia przygryzła wargę, gdy tylko wypowiedziała to pytanie. Wiedziała, że Axel nie ma najłatwiej w kwestiach rodzinnych.

- Mhm - chłopak tak ułożył dłonie, swoją i Celii, że kształtem przypominały motyla. - Ale da się przeżyć. Od jakiegoś czasu coraz mniej się tym przejmuję. Jednak nadal muszę słuchać o stawianiu sobie wymagań, harówce i dobrych wynikach, a przez to nie potrafię siedzieć w domu całkiem wyluzowany. Chociaż, nie uwierzysz, parę dni temu nawet udało mi się na spokojnie porozmawiać z tatą! Siedzieliśmy, oglądaliśmy film i gadaliśmy, co u nas ostatnio słychać.

Celia słyszała, że Axel się uśmiecha. Ucieszyła się.

- To superekstra, że powoli zaczynacie się dogadywać! - z ekscytacji zaczęła machać ich złączonymi rękami. - Widzisz, wszystko się w końcu kiedyś ułoży!

Milczeli przez chwilę, ale to nie była niezręczna cisza, jak czasem podczas rozmów ze znajomymi. W tej ciszy odczytywali wszystkie swoje uczucia i emocje, potrafili rozumieć się bez słów.

- Wiesz co ci powiem? - Axel spojrzał na ich złączone ręce i na kolorową bransoletkę na nadgarstku Celii.

- Że masz ochotę na pizzę?

- Nie tym razem - chłopak roześmiał się, ale po chwili spoważniał. - Z nikim nie czuję się tak dobrze, jak z tobą. Po wypadku Julii to właśnie dzięki tobie zacząłem się uśmiechać. Jesteś super, wiesz?

- A wiesz, że ty też? - Celia przekręciła się tak, by leżeć teraz na brzuchu. Axel zrobił to samo. Uśmiechnęli się do siebie szeroko i roześmiali się, z powrotem łącząc swoje dłonie.

***

Niebieskożółty bus zatrzymał się przed budynkiem. Drzwi z sykiem otworzyły się, wypuszczając drużynę Raimona.

- Uch, w końcu jesteśmy na miejscu...! - Bobby przeciągnął się, by rozprostować kości.

- Jedynie piętnaście minut spóźnienia przed ważnym meczem - Nelly furknęła. - Jak zwykle nie możecie się zebrać na czas.

- Wybacz, Nelly! - Mark uśmiechnął się rozbrajająco, co na moment wybiło dziewczynę z rytmu. - To się już więcej nie powtórzy.

- Jasssne... - westchnęła menadżerka i ruszyła za zawodnikami do wejścia. - A ryby zaczną biegać w maratonie...

Drużyna szybkim krokiem szła korytarzem, robiąc zdecydowanie za dużo hałasu. Większość była podekscytowana i trochę zestresowana meczem.

Na spotkanie wyszedł im średniego wzrostu chłopak z rozwianą ciemnobrązową czupryną i oliwkową cerą. Parę kroków za nim kroczył szczupły, szarowłosy mężczyzna w garniturze i w okularach z rzucającymi się w oczy niebieskimi oprawkami.

- Cześć! - chłopak uśmiechnął się i wyciągnął do Marka rękę. - Jestem Lorenzo Gotti, kapitan. Moja drużyna już nie może się doczekać, żeby się z wami zmierzyć!

- My też z chęcią z wami zagramy! - Mark potrząsnął ręką Lorenza.

Trener Hillman witał się z szarowlosym mężczyzną, także trenerem. Wyglądało to tak, jakby oboje już się znali. Śmieli się głośno i poklepywali po plecach.

- Zaprowadzę was do szatni - Lorenzo żwawym krokiem ruszył dalej korytarzem, a za nim Raimon.

Drużyna szybko przebrała się. Zawodników rozsadzała energia, dlatego szybko wybiegli na boisko, by się rozgrzać.

- Jak samopoczucie przed meczem? - Celia podeszła do Axela truchtającego w miejscu. Wprawdzie miał to być tylko mecz towarzyski, ale drużyna Lorenza, Ethereals, była jedną z najwyżej uplasowanych w rankingu. Poza tym mecz mieli oglądać nie tylko kibice (którzy po ostatnich sukcesach, zarówno Raimona, jak i Ethereals, zjechali się bardzo licznie), ale też sponsorzy, krytycy i dwóch trenerów o randze narodowej. Było się czym stresować.

- Nie jest źle - Axel uśmiechnął się lekko. Obecność Celii go odprężała. - Chyba damy radę. Martwi mnie tylko to, że Erick siedzi na ławce, a dwie osoby są w trochę gorszej formie niż zwykle.

- Na całe szczęście już nie raz udało wam się przezwyciężyć różne problemy - dziewczyna stwierdziła z przekonaniem. - Jestem pewna, że teraz też sobie poradzicie. W końcu nie każda drużyna ma w składzie wspaniałego Płomiennego Napastnika.

Axel uśmiechnął się z wdzięcznością. Przysunął się w stronę Celii, spojrzał jej w oczy i rzekł z pewnością w głosie:

- Wygram ten mecz dla ciebie.

- Dziękuję, Axel - granatowowłosa z iskierkami w oczach przytuliła szybko chłopaka, który musiał już zaraz wchodzić na boisko.

Przez pierwsze czterdzieści minut meczu piłka przechodziła od jednej do drugiej drużyny, ale mimo kilku dobrych akcji nikomu nie udało się strzelić gola. Zarówno Raimon, jak i Ethereals mieli silnych napastników i bramkarzy, a także byli między sobą zgrani. Zbliżał się gwizdek. Bobby wślizgiem przejął piłkę i posłał ja długim łukiem pod bramkę przeciwnika. Axel tylko na to czekał. Sprintem pognał w kierunku piłki, skoczył i Ognistym Tornadem posłał ją w sam róg bramki. Bramkarz nie miał szans tego obronić.

- Goool! - rozległy się wiwaty komentatora, zawodników i zachwyconych kibiców.

- Yasss! Dajesz Axeeel! - Celia zerwała się na równe nogi i krzyczała chyba najgłośniej ze wszystkich. Rozpierała ją ogromna duma. To właśnie Axel, jej wspaniały przyjaciel oddał taki nieziemski strzał i zdobył punkt dosłownie w ostatniej chwili!

Po kilku chwilach drużyny rozeszły się na przerwę.

- To było super, Axel! - Mark z entuzjazmem gratulował bialowłosemu. - Nawet z końca boiska widziałem, jaki to był świetny strzał!

- Jesteś świetny! - Celia podała chłopakowi bidon z wodą i ręcznik. - W ostatnich minutach strzeliłeś gola!

Axel z wdzięcznością napił się wody i uśmiechnął się do dziewczyny.

- Pognałeś tak szybko, że ledwo cię było widać, naprawdę! - dziewczyna emocjonowała się, jednocześnie podając wodę innym zawodnikom i im także gratulując. - Jesteście super, akcje były naprawdę świetne!

Ethereals po przerwie byli jeszcze szybsi, a ich strzały i podania były bardziej precyzyjne, o ile to w ogóle możliwe. W niedługim czasie zawodnik imieniem Takashi wykonał strzał o nazwie Lśniący Miecz i strzelił gola. Raimon musiał to przyznać: strzał był niesamowity.

- Dobra, kolej na nas! - Mark motywował drużynę. - Pokażmy, że z Raimonem nie ma żartów!

Gra trwała. Podobnie jak w poprzedniej połowie bardzo trudno było dostać się do bramki, a tym bardziej strzelić gola.

- Taniec boga wiatru! - Nathan odebrał przeciwnikowi piłkę. Musiał jednak szybko przekazać ją dalej, bo w jego stronę ruszyło dwóch pomocników Ethereals. - Kevin!

Różowowłosy przejął piłkę i sprawnie wymijał przeciwników.

- Axel! Co powiesz na Smocze Tornado?

- Jestem za! - Axel podbiegł bliżej i przygotował się do strzału.

- Smocze...! - Kevin kopnął piłkę, która z zawrotną prędkością leciała w stronę białowłosego.

Axel zacisnął pięści i skupił wszystkie swoje zmysły na piłce i otoczeniu.

"To dla ciebie, Celio"

- ...Tornado! - ze wszystkich sił kopnął piłkę, starając się wymierzyć w dobre miejsce bramki. Przez chwilę nie działo się nic, po czym przez boisko przeszły okrzyki kibiców i wołanie komentatora:

- Goool! Kolejny gol drużyny Raimona!

Do końca meczu żadna z drużyn nie zdobyła kolejnej bramki. Gdy zabrzmiał gwizdek końcowy, rozległy się wiwaty dla zawodników Raimona. Wszyscy skakali i krzyczeli, a Mark wręcz zaczął tańczyć.

Celia wbiegła na boisko i wpadła w silne ramiona Axela.

- Wiedziałam, że wam się uda! Wiedziałam, że tobie się uda!

W duszy białowłosego eksplodowała kolejna dawka szczęścia. Mocno przytulił dziewczynę i spojrzał jej w oczy roziskrzonym wzrokiem.

- To specjalnie dla ciebie, Celio.

Krzyki dookoła jakby przycichły. Szczęśliwi Celia i Axel wpatrywali się w siebie z zachwytem.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - granatowowłosa nie mogła się powstrzymać i złożyła pocałunek na policzku przyjaciela.

***

- Celia...! - Axel podbiegł do dziewczyny. Nie wiedział, co miał jej powiedzieć. Łamało mu się serce. Jej także.

Wziął jej dłonie w swoje. Ręce mu drżały. Spojrzał w załzawione oczy Celii. Dużo sił kosztowało go to, by nie odwrócić wzroku.

- Ja... Przepraszam... - czuł, jak zaciska mu się gardło. Ledwo dobierał słowa. Nie wiedział, jak ma wyjaśnić swoje odejście z drużyny Raimona właśnie teraz, kiedy potrzebowali każdego zawodnika do walki z kosmitami. Nie mógł powiedzieć, choć tak bardzo by chciał. I tak samo bardzo nie chciał odchodzić. Ale wiedział, że nie ma wyjścia. Chodziło przecież o Julię. - Przepraszam, ale nie mogę inaczej. Nie mam wyjścia. Ja...

Urwał. Zabrakło mi słów.

- Proszę, powiedz... Dlaczego...? - Celia wyszeptała, przysuwając się bliżej chłopaka i przełykając łzy.

- Nie mogę. Przepraszam, ale nie mogę. Nie teraz - ścisnął mocniej dłonie dziewczyny. - Zobaczymy się. Nie wiem, kiedy, ale się zobaczymy. Przepraszam cię, Celio.

Granatowowłosa otarła łzę i wtuliła się w Axela. Chłopak objął ją mocno, przyciskając usta do czubka jej głowy.

***

Kiedy Celia usłyszała o planach odnalezienia Płomiennego Napastnika na Okinawie, na nowo napełniła ją nadzieja. Tęskniła za Axelem. Zwłaszcza, że nawet nie miała pojęcia, gdzie jest ani co się z nim dzieje. Czuła, że miał jakiś ważny powód, ale to tylko potęgowało jej smutek i zmartwienia. Był w końcu jej bliskim przyjacielem.

Zanim odnaleźli Axela, niespodziewanie trafili na dwie inne osoby: Yuriko i Harley'a. "Jeśli przez taki zbieg okoliczności trenerka spotkała Yuriko, myślała Celia, to i my znajdziemy w końcu Axela!".

Ale kiedy pojawił się Claude, podający się za Płomiennego Napastnika, Celia miała ochotę się rozpłakać. Mało brakowało, a z żalu i rozczarowania uciekłaby stamtąd. Z kolei kiedy okazało się, że czerwonowłosy kłamał, miała tak wielką ochotę się na niego rzucić, że dopiero Jude, kładący rękę na jej ramieniu, ją uspokoił. Ale Axela nie było nadal.

Celia próbowała się skupić na swoich obowiązkach menadżerki, ale momentami w ogóle jej to nie wychodziło. Trochę przez smutek i zły humor, które nadal w różnym stopniu ją dręczyły, a trochę przez nieustanną nadzieję, że gdzieś zza rogu wyjdzie Axel, przytuli ją i obieca, że więcej tak nie odejdzie. Tak było i w dniu, gdy pojawił się Epsilon.

Drużyna na szybko rozgrzewała się przed meczem.

- Celia, pomożesz? - Silvia niosła mnóstwo ręczników i mało brakowało, a wywróciłaby się. Gramatowowłosa wzięła część i zaniosła na ławkę, przyglądając się drużynie. Jej brat coś im tłumaczył, pewnie jakąś strategię. Zawsze była z niego dumna. Był nie tylko utalentowanym graczem i strategiem, ale też dobrym człowiekiem o wielkim sercu, w którym na jednym z pierwszych miejsc zawsze stawiał Celię. Była mu wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobił. Kiedy zginęli rodzice, dbał o nią jeszcze bardziej niż wcześniej, zawsze miał dla niej czas i uśmiech. Kochała go.

- Jude? - podeszła do brata, gdy ten skończył rozmawiać i odszedł kawałek od drużyny.

- Tak?

Celia przez chwilę zastanawiała się, jakich słów użyć, ale w końcu po prostu się do niego przytuliła. Wymamrotała w jego ramię:

- Kocham cię.

- Ja ciebie też, siostrzyczko - słyszała, że się uśmiecha. Odchyliła głowę i odwzajemniła uśmiech.

- Powodzenia! Na pewno to wygracie.

- Dzięki!

Mecz się zaczął. Podanie za podaniem, strzał za strzałem. Celia oglądała, ale z rozkojarzeniem. Dziwnie było patrzeć na grającego Raimona i nie dostrzegać Axela wśród nich. Dziewczyna próbowała się otrząsnąć i przestać o nim myśleć, zacząć żyć normalnie i udzielać się w drużynie, ale nie dała rady. Tęskniła za nim. Za ich rozmowami, kłóceniem się na żarty (kwestia bakalii nadal nie została rozstrzygnięta), po prostu za jego obecnością. To nie tak, że wcześniej była smutna każdego dnia, kiedy akurat się nie spotkali. Ale wiedziała, że jest, że jakby co może się do niego zwrócić. A nagle go nie było. Pojechał nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co. Momentami była zła, że nic nie wyjaśnił. Wiedziała, że nie powinna, że miał ważne powody. Ale na jej miejscu chyba nikt nie potrafił być ani trochę niepoirytowany. Złość jednak tonęła głównie w morzu przygnębienia, rzadko wypływała na wierzch.

Z odrętwienia wyrwał ją dopiero jakiś ruch tuż obok. Yuriko i Shawn. Brązowowłosa wykonywała jakąś technikę hissatsu. Dopiero po chwili Celia spostrzegła, że w ten sposób osłoniła Shawna od strzału.

Podanie, strzał, świst piłki, jakieś wołanie. Celia nie mogła się skupić na meczu, chociaż bardzo by chciała. Żeby czymkolwiek się zająć i skupić myśli, zaczęła składać ręczniki, walające się pod nogami.

Nagle na boisku powstało jakieś zamieszanie. Ktoś coś krzyczał, ktoś inny gdzieś biegł. Celia podniosła wzrok. Dlaczego wszyscy patrzą na trene...?

- Axel!

Celia jak rażona piorunem poderwała się z miejsca. Dookoła ciągle słyszała wołanie:

- Axel! Axel wrócił!

Chciała rzucić się w tamtą stronę, ale miała wrażenie, że nogi wryły jej się w ziemię. Z zapartym tchem obserwowała Axela, wchodzącego na boisko. Chłopak rozejrzał się, a gdy ją dostrzegł, zatrzymał na niej wzrok. Przez krótką  chwilę patrzyli na siebie. W głowie Celii szumiało, zdawało jej się, że ugną się pod nią nogi. Uśmiechnęła się szeroko, a z oczu popłynęły jej łzy. Wrócił. Wrócił...

Dziewczyna jak przez mgłę pamięta resztę meczu. Axel rozgromił Epsilon Tornadem i Ognistą Burzą. Pojawił się Gazel, wyzywając Raimona na kolejny pojedynek. A potem każdy rzucił się w kierunku Axela. Witano go z uśmiechami i przyjacielskim poklepywaniem po plecach. Celii już nic dłużej nie mogło powstrzymać. Potykając się przez załzawione oczy, biegła w stronę przyjaciela. Axel uwolnił się z uścisków drużyny i w dwóch susach znalazł się przy Celii. Chwycił ją w ramiona, a dziewczyna zupełnie się rozkleiła:

- T-ty... J-ja... W-wróciłeś... - nie kryjąc łez, wtuliła się w klatkę piersiową Axela. Chłopak zamknął ją w uścisku i oparł głowę o jej ramię. Zapiekły go oczy. Przełknął łzy i wyszeptał:

- Tak. Już nigdzie się nie wybieram. Przepraszam, że cię zostawiłem. Nie miałem wyboru. Proszę, wybacz mi...

- Nie, nie przepraszaj... To nie twoja wina, na pewno nie twoja... Najważniejsze, że już jesteś - Celia otarła łzy i spojrzała w czekoladowe oczy chłopaka. - Tęskniłam...

- Ja też... Każdego dnia... - Axel odgarnął kosmyk włosów, opadający Celii na twarz, i pocałował ją w czoło.

***

Powoli kończyły się mecze z Akademią Aliea i wszystko wracało do normy. Z powrotem byli w Inazumie i zaczęli chodzić do szkoły. Axel i Celia wrócili do praktykowania rozmów przy płocie, aż pewnego dnia pani Hills mimo protestów chłopaka zagoniła ich obu do jedzenia obiadu. Oboje byli trochę zestresowani, ale po pewnym czasie już całkiem odprężeni śmieli się z żartów taty Celii, a Axel opowiadał mamie o różnych rzeczach i odpowiadał na jej pytania. Była ciekawa odnośnie jego poprzedniej szkoły, siostry i marzeń na przyszłość.

Celia zaprzyjaźniła się także z Yuriko i odtąd miała z kim porozmawiać o rodzącym się w jej sercu uczuciu do Axela. Sama przed sobą by nigdy nie przyznała, że się w nim zakochała, ale wszystko mówiło samo za siebie. Nieraz rozmawiały z Yuri długie godziny o wszystkim i o niczym, zaczynając od "Jadłam dziś na obiad taką pyyyszną sałatkę", a kończąc na "Jestem przekonana, że Axel też się w tobie kocha" i energicznych protestach Celii, której jednak taka wizja bardzo się podobała.

Chłopak był nie tylko zabawny i miły, ale przede wszystkim troskliwy, pomocny, zawsze miał dla Celii czas i chętnie go razem spędzali. On też zdawał sobie powoli sprawę, że granatowowłosa jest dla niego kimś więcej. Kimś, z kim może być sobą, kimś, kto sprawia, że jest szczęśliwy.

***

- Chodźmy nad rzekę! - Yuriko zawołała rozemocjonowana. - Jest takie ciepłe popołudnie. Co wy na to?

- Tak, super pomysł! - zgodziła się Celia, a stojący z nimi Axel, Jude i Nathan pokiwali głowami.

Ruszyli całą grupą w kierunku boiska nad rzeką. Słońce przyjemnie grzało - był to jeden z cieplejszych dni tej wiosny. Gdy dotarli na miejsce, zrzucili bluzy i buty i położyli się na trawie. Nad ich głowami było boisko, na którym grała dwójka dzieci, a pod nogami rzeka. Nathan podrzucał piłkę do gry w nogę, którą wziął ze szkolnej szafki.

- Uważaj, bo jak nie złapiesz, stoczy się do rzeki - mruknął z przekąsem Jude. - A wtedy zaliczysz pierwsze wiosenne pływanie.

- Prawdziwi twardziele, tacy jak my, pływają sobie hobbistycznie pod lodem - wygłosił Axel patetycznym tonem.

- Ja ci dam pływać pod lodem... - mruknęła Celia, na co Yuriko parsknęła śmiechem:

- Już to sobie wyobrażam, jak nasi "prawdziwi twardziele" w środku zimy w samych kąpielówkach z dziarskimi minami wchodzą do jeziora skutego lodem, bez ani jednego szczęknięcia zębami zanurzają się... A chwilę później wybiegają z krzykiem szukając ręcznika.

Nathan, Axel i Jude równocześnie wywrócili oczami. Leżeli w ciszy jeszcze przez jakiś czas, grzejąc się w słońcu.

- Sezon na piegi uważam za rozpoczęty - wymamrotał Nathan z błogą miną.

Ciszę przerwał Axel, zrywając się na równe nogi i zabierając niebieskowłosemu piłkę. Odbiegł z nią kawałek, podbijając ją kolanem.

- Leżenie jest nudne. Pograjmy w coś.

- Wiem! - Celia wstała. - Pogramy w piłkę? Nauczycie mnie? Na razie jak próbuję grać, wyglądam jak pokraka.

- Jasne! - Jude, Nathan i Yuriko podnieśli się z ziemi.

Przez następną godzinę Jude i Axel pokazywali Celii różne sposoby na podawanie piłki, zabieganie jej i strzelanie na bramkę. Dziewczyna była zachwycona, mimo że ciągle coś jej nie wychodziło. W tle Nathan przekomarzał się z Yuriko, by potem wziąć ją na barana i galopować po boisku.

- Stanę na bramce, a wy podawajcie do siebie i strzelajcie - Jude cofnął się do bramki i przygotował się do obrony.

- Gotowa? - Axel zerknął na Celię. Dziewczyna kiwnęła głową. Ruszyła z piłką i podała ją do Axela.

- Ładnie! - pochwalił ją białowłosy i z powrotem kopnął do niej piłkę. - Strzelaj!

Celia wzięła zamach i kopnęła piłkę, która wpadła wprost w ręce Jude'a.

- Było nieźle, całkiem mocny strzał - Jude posłał piłkę tym razem do Axela. Chwilę wymieniali podania, po czym granatowowłowa wzięła rozbieg, by oddać strzał. Stanęła jednak krzywo, wykrzywiając kostkę, a piłka poleciała w zupełnie innym kierunku.

- Nic nie szkodzi! - zawołał Jude i pobiegł po nią.

- Cała jesteś? - Axel podał Celii rękę i pomógł jej stanąć stabilnie.

- Tak, dzięki - dziewczyna odruchowo otrzepała spodnie i roześmiała się. - Profesjonalną piłkarką to ja raczej nie będę.

- Jak na mój gust masz spore szanse - chłopak puścił do niej oko, przysuwając się bliżej. Nagle schylił się i w błyskawicznym tempie wziął Celię na barana.

- Co ty robisz? - granatowowłowa pisnęła. Złapała się kurczowo włosów chłopaka i roześmiała się.

- Naśladuję Nathana - Axel podszedł do Yuriko i niebieskowłosego. Aż do wieczora ganiali się po boisku, uciekając od Jude'a, udającego potwora.

"Uwielbiam ich", Celia spojrzała po przyjaciołach i uśmiechnęła się.



~~~
*odkaszlnięcie* Witam z powrotem, wróciłam z zaświatów!

Przed Wami rozdział uzupełniający z Celią i Axelem w rolach głównych. Mam nadzieję, że Wam się podoba 🥰

Planuję ogarnąć mój leniwy i nieodpowiedzialny tyłek i zacząć regularnie siadać do pisania rozdziałów. Może kiedyś nawet uda mi się skończyć tą książkę 😆

Powiem Wam w takim małym sekrecie, że Lorenzo Gotti i jego drużyna, czyli Ethereals jeszcze pojawią się w tej książce! #ekscytacja 😂😍

Już mi się na dziś zapas weny wyczerpał i nawet nie wiem, co mam teraz pisać XD

A, no tak. DZIĘKUJĘ Wam bardzo kochani za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze!!! Bez Was tworzenie tej książki nie byłoby takie same! Kocham Was 💖💖💖

A teraz dobranoc (bo już zdeka późno trochę) i śpijcie słodko, moje Gwiazdki 😘

~ Wasza Vee

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro