Rozdział 10 Nie dam jej wyboru

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ewa Farna - Na Ostrzu 

Według mnie piosenka dodaję nastroju, tak więc polecam ją włączyć. :)

— Nevra —

To była chwila, a tak wiele zmieniła... Na początku widziałem jej przerażenie, którego nie rozumiałem, a po chwili ta przeklęta piłka uderzyła o jej dłonie. Moja księżniczka upadła na podłogę, a z jej pięknych oczu poleciały łzy. Mimo bólu, jakiego czuła, nie krzyknęła. Byłem z niej dumny, lecz i jednocześnie wściekły. Dlaczego mi nie powiedziała, że nie może grać?!

~ Ona ci mówiła! — zaprotestował, mój wewnętrzny wilk. Warknąłem ostrzegająco.

~ Zamknij się! — syknąłem.

Podszedłem do mojej perełki i wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej. Wydziałem jak spojrzenia wszystkich były wbite w moją i jej osobę. Warknąłem, głośno, a wszyscy spuścili odruchowo głowy. Uśmiechnąłem się kpiąco. Jesteście tylko śmieciami, których życie zależy ode mnie. Dyrektorka wyglądała na przerażoną. Podszedłem do niej, jej przestraszony wzrok spoczął na mnie.

— DLACZEGO TO CIĘ STAŁO? — zapytałem, wskazując ruchem głowy na wijącą się z bólu niebieskooką.

Mimo cierpienia wymalowanego na jej twarzy wyglądała jak anioł. Mój Anioł. Staruszka podskoczyła. Warknąłem zirytowany zauważając, że nie jest w stanie wydusić z siebie, żadnego słowa. Z pomocą dyrektorce przyszedł nauczyciel, W-F, który poniesie konsekwencje tego, co się tu stało.

— Panie Crulet — wyjąkał.

Spojrzałem na niego z furią. Ten kretyn pracuję tu, bo miał zadanie, którego nie wypełnił. Miał mi przekazywać wszystkie informacje dotyczące zdrowia mojej księżniczki. Wiedziałem, że Melody nie ćwiczy na lekcjach, lecz myślałem, że nie robi tego, bo się wstydzi. Nigdy bym nie przypuszczał, że powodem tego jest strach przed sportem.

— Tak jak już mówiłem, panienka Arader nigdy nie ćwiczyła, więc... — Chciał, coś powiedzieć, lecz moje oczy przesiąknięte chęcią mordu uciszyły go.

Gdybym tylko nie miał na rękach mojej księżniczki... Zabiłbym go. Jak ta Omega śmie sugerować, że to wszystko jest moją winą?!

~ Bo jest, pacanie! — wykrzyczał, mój wilk.

Zignorowałem go. Jak tylko wrócę wezmę coś na uciszenie tego bałwana. ~ Możesz mnie nawet uciszyć na wieki, lecz w obecnej chwili pomóż naszej Mate! — wykrzyczał zdesperowany. Przyznałem mu rację. W obecnej chwili Melody jest najważniejsza. Nagle usłyszałem krzyk dyrektorki.

— Czy ty jesteś normalny?! — zapytała, nauczyciela W-F.

Zaśmiałem się w duchu. Ludzka staruszka wrzeszczy na starszego wilkołaka, a on kuli się przed nią.

— Przecież, ona mogła zginąć! — wykrzyczała. Jej słowa przywróciły mnie do rzeczywistości. Chwila! Jak to mogła zginąć!?

— Co? — spytałem szokowany.

Jeśli ten kretyn czegoś mi nie powiedział, to po prostu nie ręczę za siebie. Spojrzałem na Telsona. On też był zdziwiony.

— Jak to mogła zginąć? — wybełkotał. No właśnie pajacu, jak?!

— Normalnie! — zawołała staruszka.

Wszyscy obecni a sali uczniowie spojrzeli na nią niezrozumiale.

— Melody ma bardzo kruche kości! — oznajmiła, a ja zesztywniałem. Jak to ma słabe kości?!

— Gdyby ta piłka uderzyła ją w głowę... — zawahała się. — Nie wiem, co by się mogło stać... — wyszeptała, w jej głosie słyszałem przerażenie.

Spojrzałem na moją kruszynkę. Pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Po co ja chciałem byś grała? — zapytałem sam siebie. — A no tak. Chciałem byś nie tylko siedziała na tym krześle z znudzoną miną. Chciałem byś i ty wzięła udział w tej durnej zabawie. Kiedy zaprzeczałaś myślałem, że robisz to tak dla zasady. Jednak prawda była inna... Ty się bałaś, a ja skazałem cię na niepotrzebny ból. Choć... Zasłużyłaś sobie. Okłamałaś mnie, że masz chłopaka, pyskowałaś mi i byłaś nieposłuszna. Mimo to wolałabym byś spłaciła swoje grzechy w całkiem inny sposób. Mam nadzieję, że nauczysz się, że mi nie wolno się sprzeciwiać. Uniosłem głowę i spojrzałem na wszystkich tu obecnych.

— Wszyscy macie wracać do swoich klas — zarządziłem.

Młode wilkołaki i paru wilkołaczych nauczycieli wyszło z sali bez jakichkolwiek oporów. Ludzkie nastolatki jednak stały i wpatrywały się we mnie jak w jakiś obrazek. Warknąłem, a pozostali wybiegli z sali — w pomieszczeniu zostałem tylko ja i moim towarzysze.

— Macie im wszystko wyjaśnić — rozkazałem, nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Nie czekając na ich odpowiedz wyszedłem z budynku szkoły. Kiedy znalazłem się obok drzwi mojego auta, jedną ręką otworzyłem drzwi z strony pasażera i posadziłem na siedzeniu moją księżniczkę. Zapiąłem jej pas i przekręciłem parę gałek, by Melody mogła leżeć. Zamknąłem drzwi trzaskając, po czym obszedłem szybko samochód. Z nadnaturalną szybkością usiadłem na miejsce kierowcy i odpaliłem silnik. Jechałem bardzo szybko. Chciałem jak w najszybszym czasie znaleźć się w domu mojej Mate i spakować ją. Dzisiejszego dnia, coś zauważyłem... Nie zdobędę jej, jeśli będzie z dala ode mnie. Nie pokocha mnie tak szybko jakbym tego chciał. Muszę zmusić ją do tej miłości. Nie wybierze mnie, jeśli dam jej wybór. Muszę odebrać jej prawo głosu. Ona jest moja i tylko śmierć sprawi, że będzie inaczej.

~ Ale ty jesteś głupi! — jęczy rozczarowany — futrzak w mojej głowie. Zgrzytam zębami.

~ Cicho bądź! — nakazuję, a on prycha. ~ Nie zechce nas, jeśli damy jej wybór — oznajmiam.

~ Skąd wiesz? — pyta. ~ Nie znasz jej! — przypomina.

Kręcę głową odpuszczając. Ten głupek nie zrozumie. Dojeżdżam pod były dom mojej Mate w ciągu pięciu minut — zapewne podczas tej drogi złamałem z dziesięć przepisów drogowych. Wychodzę z samochodu, po czym otwieram drzwi z strony mojej księżniczki. Odpinam ją, po czym biorę na ręce. Jej matka ją spakuję, a kiedy się tylko obudzi zabiorę ją. Zabiorę ją do siebie, do miejsca gdzie będzie ze mną.

~ A co z jej ręką? — furczy.

~ Opatrzę ją samodzielnie — oznajmiam z szatańskim uśmiechem.

Pochylam się nad jej szyją i całuję ją. Już za chwile znajdzie się na niej mój ślad. Ślad, który zmieni tak dużo. Nagle w mojej głowie zapala się czerwona lampka — a co z jej szkołą? Załatwię jej nauczanie w specjalnej szkole, gdzie wszyscy są mi posłuszni. Będę wiedział o wszystkim, co robi, a nikt z uczniów i nauczycieli nie zrobi czegoś wbrew jej. Zresztą nie mogliby, bo to ich Luna. Wchodzę po schodach na werandę i — kopniakiem — wyrywam drzwi z zawiasów. Prawie w natychmiastowym czasie na korytarzu pojawiają się rodzice Melody. Kiedy spostrzegają, przed kim stoją, padają na kolana i pochylają nisko głowy. Wyczuwam, że pokój mojej Mate znajduję się na górze. Kieruję się w kierunku schodów, rzucając do kobiet:

— Spakuj ją. — Matka Melody kiwa głową, po czym zrywam się z podłogi i zaczyna gdzieś biec. Wchodzę po schodkach, a kiedy natrafiam na drzwi, za, którym zapach mojej księżniczki jest najmocniejszy nie zważając na nic kopie je — prawie wyrywając z zawiasów. 

CDN

I co sądzicie? Nevra jest wściekły, lecz na kogo? Na Melody czy na siebie? Idę za waszą prośbą i piszę rozdziały o objętości ponad 1000 słów. Mam nadzieję, że się wam to podoba? Napiszcie mi co sądzicie o naszym milionerze i czy go w ogóle lubicie? Kolejny rozdział już w poniedziałek, bądź w weekend! 

(Data opublikowania tego rozdziału to 05.10.16r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro