Niczym urocza melodyjka do snu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Natasha weszła na dach i stanęła obok Tonego.

-Hej młody! - Dzieciak podniusł na nią wzrok i lekko się skulił - tu Pani Natasha, pisaliśmy że sobą między innymi na grupie.

Chłopak zamarł. Szczęka opadła mu w dół w geście zdziwienia.

Przeszedł kilka kroków do tyłu uważnie mierząc ich lustrujacym spojrzeniem.

-Udowodnij - spojrzał Natashy w oczy.

Kobieta wyciągnęła telefon wysłała do niego wiadomość.

Nastolatek spojrzał na wyświetlacz po czym uniusł wzrok.

-Czyli - tu zatrzymał się na moment - pisałem z Czarną Wdowa? - Natasha pomału kiwnęła głową - O Jezus Maria przepraszam...

Skulił się lekko.

-Naprawdę przepraszam - Natasha dostrzegła w jego oczach kiełkujące się łzy - Przepraszam naprawdę nie chciałem nie rób mi krzywdy.

„Nie rób mi krzywdy? ” - czy ten dzieciak się jej bał? Przecierz byli bochaterami! Oni nie robili nikomu krzywdy!

Nastolatek zaczął biec. Wyminął Natashe z wyrazem przerażenia na twarzy nie zważając na jej konsternację.

Otworzył drzwiczki do klatki schodowej i zaczął zbiegać na duł.

Natasha i Tony jednak zbyt oniemiali by cokolwiek zrobić stali jak słupy. Jakiś dzieciak bojący się bochaterów był nowością. Calkowitą nowością.

Kobieta otwarła usta w ni mym zdziwieniu.

-Tony? - głos jej drgał - Czy on się nas przestraszył? Lub - tu zamilkła na moment - Czy on przestraszył się mnie?

*****

„Pamiętaj Peter ” - w głowie rozbrzmiał mu głos wujka Bena - „Nigdy nie ufaj Czarnej Wdowie, zrobiła wiele złego i może teraz uważa się ją za bochatera ale to nadal morderca”

Kiedy stał przed nią jakoś dawał radę opanować przerażenie. Chociarz dłonie i tak mu drgały a głos co chwilę odmawiał posłuszeństwa.

Ale kiedy zrozumiał że wyjawił jej swoje imię po prostu przerażenie wzięło górę.

Rzucił się więc biegiem w stronę najbliższego wyjścia.

Gdy dobiegł w duł, jednym płynnym ruchem otwarł drzwi na ościerz.

Przerażenie znikło wraz z powiewem chłodnego wiatru. Jakby owy wiatr pragnął go uspokoić, niczym urocza melodyjka do snu.

Peter bał się i nikt nie watpilby w to widząc go.

Zacisnął piąstki i westchnął. Poluzował dłonie i zarzucił na głowę kaptur.

Miękki czarny materiał musnął mu policzek a on sam posrud dźwięków miasta otoczony warstewka samotności ruszył chodnikiem przed siebie.

Macie rozdział!
Heh mam nadzieję że się cieszycie!

To raczej tyle na dziś.
Życzę wam miłego wieczorku,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro