Ktoś nowy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na dachu, oglądając pięknie gwięździste niebo. Dało się zagubić w tym pięknym magicznym krajobrazie. Uwielbiałam to, natura jest niezwykła, ludzie nie potrafią jej dostrzegać, nawet nie wiedzą ile jej zawdzięczają. Bo co gdyby nie przyroda? Jak wyglądałby świat? Nie istniałby...

A jak wyglądałabym ja? Będąc normalną nastolatką, posiadjąc problemy jak inni? No bo, moim największym problem jestem JA sama...
Można powiedzieć, że zawsze mogę przefarbować włosy ale po co? Podoba mi sie ich kolor...Uważam, że są charakterystyczne dla mojej osoby. Nienawidzę a jednocześnie kocham. Gubię się w sieci własnego życia. Nie potrafię wyznaczyć granic, które mogłabym przełamać. Być normalna czy akceptowac siebie, pogodzić się z myślą kim jestem. Odnaleźć rodzeństwo, czy zapomnieć i żyć tylko z Rose? To ja muszę podjąć decyzje, co będzie dalej...

Jednak czy mi się to uda? Czy będę wstanie podążać za głosem serca, gdy inny głos z tyłu głowy, każe mi iść zupełnie inną drogą...

-Halo ziemia do Megan! - zamrugałam kilka razy patrząc na dłoń przyjaciółki.

-Co? - zapytałam zaskoczona.

-Odpłynełas dzisiaj, już chyba z czwarty raz. Megan co się dzieję?

No tak od wczoraj błądzę w myślach.

-Jestem zmęczona, nie spałam cała noc - rzekłam przecierając oczy.

-Dobra, ale mamy biologię i radze ci nie spać.

Przekraciłam oczami. Jak ja nienawidzę tego przedmiotu. A bardziej nauczycielki. Dzwonek zadzwonił więc ruszyłyśmy do klasy.
Lekcja minęła nawet fajnie, gdyż mięliśmy zastępstwo. Siedziałam ze Stellą na boisku, dzisian było wyjątkowo ciepło, na szczęście długa przerwa dopiero się zaczeła.

Rose z Williamem mieli właśnie wf, ponieważ ich dzwonki, były trochę inaczej. Oglądałyśmy jak nasze rodzeństwo, biega na czas dookoła bierzni.

-Myślisz, że będą razem? - zapytałam piwnooką.

-Kto? Rose z Willem? - zaśmiała się.

-No tak, zobacz są przyjaciółmi od dziecka. Kiedy dorosną może coś zakiełkuje - uśmiechnęłam się szeroko. Pomachałam siostrze, która stała i patrzyła w naszą stronę.

-Witam piękne panie - dwie sylwetki załoniły nam widok. Spojrzałam w górę na Joe i Connora.

-Hej - powiedziałam równocześnie ze Stellą.

-Siedzisz dalej w tej szkole, czy idziesz z nami? - zapytał Connor zakładając okulary przeciwsłoneczne.

-Przecież mamy jeszcze trzy lekcje - rzekłam.

-A my mamy ważniejsze sprawy - bracia zeszli z trybun.

-Idziesz? - Joe spojrzał na mnie ewidentnie zirytowany.

-Megan, chyba nie zamirzeasz zrywać się z lekcji? - Stella złapała mnie za nadgarstek. 

Byłam skołowana, ale wiedziałam że muszę to zrobić. 

-Przepraszam Stell, powiedz że się źle poczułam - Ruszyłam w stronę chłopaków. 

Time skip.

-Gotowa? - zapytał zielonooki.

-Chyba tak - byłam niepewna w tym co mnie za chwilę czeka.

Siedziliśmy w salonie na dywanie, Joe kazał mi skupić się na jednym punkcie, co zrobiłam. Mój wzrok utkwił na zielonym krajobrazie wiszącym na ścianie.

-A teraz wyobraź ją sobie. - jego głos był spokojmy i opanowany.

Skupiłam się, widziałam swoje ,,JA" które zaczyna mnie osaczać.

-Dopuść ją, ale nie pozwól żeby cie opanowała...

Robiłam wszystko, co mówił chłopak. Czułam jak oczy zmieniają kolor, oraz pieczenie w całym ciele. Skrzywiłam się, znów ten palący ból...

-Nie mogę, znowu to samo -  złapałam sie za głowę.

-Uspokój się, pamiętaj to ty masz mieć nad nią kontrole, nie ona - położył dłoń na moim ramieniu.

Znowu się skupiłam. Tym razem w swojej głowie, toczyłam wewnętrzny monolog. Kazałam jej się zamknąć i pokazać, kto rządzi.  Buntowała sie poczułam ból w głowie. Zacisnełam powieki, jednak ustał.

Czy ja to właśnie zrobiłam? Nie pozowliłam się opanować?

-Udało się? - byłam szczęśliwa.

-Brawo! - Joe przytulił mnie.

-I tak, jeszczę dużo pracy przed tobą - odezwał się pan maruda.

Przewrociłam oczami. Jaki on jest trudny do rozgryzienia. Poćwiczyłam jeszcze trochę, aż wkońcu zgłodniałam.

Postanowiłam, że coś nam ugotuję. Na szczęście bliźniaki,pozwoliły mi rządzić się w kuchni. Sami siedzieli i grali na konsoli. Postanowiłam zrobić moją popisową zapiekankę. Całe szczęście, że mieli wszystkie produkty. Gdy zapiekanka była już prawie gotowa.
Connor nakrywał do stołu.

Jedliśmy w ciszy. Czekałam, aż któryś się odezwie i powie, czy mu smakuje. Nie mogłam wytrzymać...

-I co? - uniosłam głos.

-Ale o co chodzi? - zapytał zdziwiomy Connor.

-Smakuje wam czy nie? - byłam już zirytowana.

-Aaa, bardzo dobre - Joe uśmiechnął się szeroko.

-Pyszne - skwitował ciemnooki.

-Nareszcie - odchyliłam się na oparcie krzesła.

Usłyszałam chichoty. Zabójczo wbiłam w nich spojrzenie.

-Z czego się śmiejecie?

-Z niczego. Nie sądziłem, że tak czekałaś na pochwałe - Connor zaczesał włosy.

Kiedy miałam odpowiedzieć usłyszałam męski pewny siebie głos.

-Znajdzie się trochę dla mnie?

Spojrzałam w kierunku drzwi...
Moje oczy rozszerzyły się, stał w nich nieziemsko przystojny chłopak,który trzymał w ręku kask od motoru. Ruszył w naszym kierunku.

-Cześć jestem Luke - uśmiechnął się ukazując białe zęby i wyciągając do mnie dłoń.

A ja zapomniałam jak się mówi...

___________________________________
Heeej!
Ciężko było ale jest.😅😅

Jak myślicie, kim okaże się Luke?

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro