Nie mogę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Skarbie nie wstajesz do pracy? - usłyszałam głos Eweliny
- A która jest? - zapytałam przeciągając się
- Dziesiąta trzydzieści
- Cholera, ale mi się przysnęło. Czemu nie budziłaś mnie wcześniej? - zerwałam się z kanapy
- Bo tak słodko spałaś i nie miałam serca to przerwać
- Dzięki twojej dobroci się spóźnię
- I dobrze, bo wypoczęłaś
- Idź sprawdź czy cię nie ma w twoim pokoju co? - odpowiedziałam idąc do sypialni
Wzięłam świeże ciuchy i szybko się przebrałam. Nie ma sensu teraz brać prysznic skoro i tak się spocę na treningu. Chwyciłam swoją torbę i wybiegłam z domu. Dobrze, że Lisowska nie wypytuje na co mi ta wielka torba. Jeszcze tego mi brakuje, żeby się tłumaczyć. Pobiegłam w stronę hali by być błyskawicznie. Dobrze, że to jakieś dwadzieścia minut stąd, a jak się pospieszę to będzie jakieś dziesięć. Leciałam jak błyskawica nie zwracając uwagi na ludzi. Cieszę się, że mam dobrą kondycję i nie męczę się po chwili.
Wpadłam do środka i od razu poleciałam do szatni. Przebrałam się czym prędzej, wzięłam wodę oraz rękawice z bandażami w środku i poszłam na salę.
- No w końcu jesteś!
- Sory zaspało mi się
- Zaraz masz walkę
- Co?! Przecież walki są wieczorami a po za tym nie jestem gotowa
- Dzisiaj tak wyjątkowo a później będą nocą nie martw się
- Za ile ta walka?
- Godzina i będą dwie
- Co dwie? Walki? - zmarszczyłam brwi
- Nie. Zawodniczki
- Nie rozumiem. Skoro dwie zawodniczki to i dwie walki
- Z dwiema walczysz naraz. Niestety one nie występują pojedynczo, ale za to gruba kasa jest, więc warto
- No dobra. Mam nadzieję, że pójdzie gładko, bo obiecałam narzeczonej wrócić wcześnie - skomentowałam robiąc ćwiczenia rozciągające
- Spokojnie. Do czternastej powinnaś być wolna
- Wolałabym szybciej, ale dobra wszystko zależy od walki
- Zrób rozgrzewkę i zaczniemy spring. Później opowiem ci o ich słabych stronach
- Spoko
Zrobiłam parę ćwiczeń rozgrzewających m.in. skłony, pajecyki, obroty nadgarstami,  wymachy rąk, ciosy w powietrzu. Głównie wszystko na ręce i parę na nogi. Gotowa założyłam bandaże na dłonie a potem rękawice. Kątem oka zauważyłam, że na parapecie leży jak zawsze woda oraz ręcznik.
Jack był już gotowy, więc zaczęliśmy walkę. Zadawał szybkie i gwałtowne ciosy. Ja jedynie się broniłam oraz atakowałam, ale z marnym skutkiem.
- Ktoś tutaj nie w formie
- A, bo wczorajszy wieczór był do bani i ciągle o nim myślę
- To nie myśl. Skup się na mnie - uderzył mnie w ramię
- Spróbuję - cofnęłam się
Ruszyłam ramieniem, aby ból zniwelować i podskoczyłam do trenera. Od razu zaczął mnie atakować, ale tym razem nie byłam mu dłużna. Starałam się wyłączyć z myślenia i skupić na sparingu. Szliśmy cios za ciosem bez przerwy. Im dłużej walczyłam tym lepiej mi szło i Jack obrywał więcej ode mnie.
- Dobra starczy - powiedział zsapany
- Już? Co tak szybko?
- Mało czasu zostało. Muszę cię jeszcze nakierować na walkę - odpowiedział biorąc łyka wody
- No spoko. Słucham - powiedziałam również pijąc wodę
- To są siostry. Jedna jest niziutka, więc domyślasz się, że zwina oraz szybka
- No wiadomo jak to mali ludzie
- Dokładnie. Druga jest twojego wzrostu i atakuje zawsze gdy jej siostra. Rozumiesz to działanie zespołowe
- Kurde myślałam, że się zmieniają czy coś takiego
- Tak dobrze nie ma, ale mają słabe strony
- To znaczy jakie? - przechyliłam głowę na bok
- Christina czyli ta wysoka ma kontuzje barku i bardzo go chroni jeśli tam uderzysz to jesteś do przodu. Dekoncentrujesz ją i możesz atakować
- Mhm ciekawe. Mam nadzieję, że nie poznają moich słabych stron
- Raczej nie. Stoczyłaś dwie walki dopiero a one więcej
- Em okey. A co z tą drugą?
- Już ci mówię. Reachel dość szybko się męczy co własnie nadrabia Chris
- Dobrze wiedzieć. Wykorzystam to na pewno
- Musisz inaczej możesz polec - zaśmiał się
- Tak wiem, ale nie dam się tak łatwo - puściłam mu oczko
- Trzymam za słowo
- Spoko. A gdzie odbędzie się walka?
- Tym razem tutaj przy zasłoniętych oknach. Trzeba udawać, że to zwykły trening, więc będzie to bez widowni
- Luz. Dla mnie lepiej, bo się skupię bardziej
- No tak. Pierwsze stawki już poszły
- I zgaduję, że one mają najwięcej głosów
- Tak, ale ich gonisz

***

Ja pierdole jakimś cudem wygrałam tą walkę. Dostosowałam się do rad Jacka i to pomogło. Mimo wszystko mam rozwalony nos, rozciętą wargę i łyk brwiowy. Kuleję na jedną nogę a prawy nadgarstek mi spuchł. Czuję jak kręci mi się w głowie, bo wiele razy w nią oberwałam. Trener rozliczył się ze mną i gdzieś zniknął. A ja krwawie w szatni. Niestety nie zapewniają opieki medycznej.
- Jak ja mam teraz wrócić do domu? - spytałam sama siebie
Nie mogę się tak pokazać Eweline, bo będzie pytała. Nie chcę narazie wyznać jej prawdy o mojej pracy. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek jej powiem. Ona zrobi mi wielką awanturę o to a wtedy atak się włączy. Lepiej ją okłamywać niż pokłócić i pobić.
Eh co mam teraz począć i jak zakryć rany? Przecież to nie zniknie w chwilę. Kurwa mać, że też musiałam się zgodzić na tę przeklętą walkę. Przynajmniej sporo zarobiłam i będę mogła wypocząć trochę. Za to, że tak oberwałam mam tydzień wolnego. Kolejny plus zaciętej walki choć chyba więcej minusów. Mocno oberwałam i zawodniczki były strasznie zgrane. Do tego ich trener ciągle przeszkadzał a to już niedopuszczalne. Niestety nielegalne walki rządzą się swoimi prawami. Także muszę to wszystko znosić jeśli chcę mieć szybką kasę.
Wracając do ukrycia mojego stanu przed narzeczoną to mam parę pomysłów. Może wymyślę jakiś wyjazd służbowy czy tam szkoleniowy? Wtedy gdzieś się schowałam na ten czas i nie będę musiała wyjaśniać mój wygląd. Albo może zrobię sobie jakiś makijaż! Powiem, że to na nasz wspólny wieczór tak się em wystroiłam.
Pójdę do Justynki ona na pewno mnie przyjmie. Pomoże wymyślić plan działania i opatrzy. Tylko ciekawe czemu nie wiedziała o tej walce? Miała być na każdej i mnie wspierać, ale coś jej to nie wychodzi.
Wstałam z ławki i się zachwiałam. Oparłam rękę o ścianę próbując pomóc równowadze. Ciągle kołuje mi w łbie oraz chcę mi się wymiotować. No nic trzeba przetrwać ten kawałek do mieszkania dziwki. Chwyciłam torbę i powolnie wyszłam z szatni. Opuściłam budynek po czym skierowałam się ku celu. Na szczęście kobieta mieszka blisko hali. Powolnie wlokłam się w jej stronę. Normalnie jakbym była już staruszką i nie miała siły szybko chodzić. Tylko balkonika mi brakuje do zestawu. Zaśmiałam się tę myśl i szłam dalej.
Po paru minutach stałam już na klatce budynku. Spojrzałam na wysokie schody i westchnęłam.
- Ah jak ja wejdę na czwarte piętro? - westchnęłam
Czemu mieszka na samej górze i dlaczego nie ma tutaj windy? Złapałam się barierki i wspinałam się po schodach. Już po pokonaniu paru stopni czułam zmęczenie. Obolała kostka lewej nogi się buntowała. Nadgarstek nie znosił już ciężaru mojego ciała, który przelewałam na barjerke oraz niego. Mimo to wchodziłam wyżej próbując się nie rozpłakać z bólu.
Z zaciśnientymi zębami dotarłam pod drzwi Justyny. Oparłam rękę o ścianę i zadzwoniłam do środka.
- Jezu! Kochanie co ci się stało?! - zapytała widzą mnie
- Walka z dwiema na raz. Czemu cię nie było?
- Co kurwa?! Dwie na jedną walkę? Nie miałam pojęcia o tym starciu a ty nie dałaś znać
- To się rządzi swoimi prawami kotku. Dowiedziałam się dzisiaj jak przyszłam na trening
- Boże w co ja cię wpakowałam? Wchodź, zaraz cię opatrzę - otworzyła szerzej drzwi
- Dzięki - wtoczyłam się do środka
- Dostałaś za to chociaż dobrą kasę?
- Pewnie - uśmiechnęłam się
- Chociaż tyle dobrego. Siadaj - odsunęła krzesło
Wykonałam posłusznie polecenie i patrzyłam co robi. Kobieta powędrowała gdzieś. Zawsze lubiłam obserwować jej zgrabne ruchy. Zagryzłam wargę spuszczając wzrok na jej tyłek. Niestety zaraz zniknęła w łazience. Po chwili wróciła do mnie z małą apteczką w dłoniach. Wyjęła zestaw i zaczęła bardzo ostrożnie mnie opatrywać. Uśmiechnęłam się na te czynność, bo wygląda słodko.
- Chyba będę musiała się u ciebie skampić na jakiś czas
- Czemu? - zapytała zakładając bandaż na mój nadgarstek
- Przecież nie mogę się tak pokazać narzeczonej, bo zada milion pytań
- Idź do niej. Nie ignoruj jej jak mnie
- Przestań. Nie mam ochoty na tłumaczenie się jej - pokręciłam głową
- Wera ona to miłość twojego życia nie możesz jej ciągle okłamywać. Ja jestem tylko dziwką i gówno dla ciebie znaczę, ale ta mała to cały twój świat - powiedziała kończąc czynność
- Nie mów tak
- Kiedy tak jest. Dla niej mnie rzuciłaś i dla niej możesz się zmienić. Wiem, że nigdy nie będę dla ciebie tak ważna jak ta mała - westchnęła odsuwając się nieznacznie
- Ej. Jesteś ważna - położyłam dłoń na jej policzku
- Nie. Ja jestem tylko twoją kurwą i nikim więcej. Dotarło to do mnie w nocy
- Jesteś przyjaciółką. Przecież teraz do ciebie nie przyszłam na seks
- Przyszłaś, bo nie miałaś do kogo i tyle - wzruszała ramionami
- Miałam, ale chciałam do ciebie. Tylko ty potrafisz się tak o mnie zatroszczyć i nie zadajesz zbędnych pytań jak nie trzeba
- Mhm. Nie będę już o ciebie walczyć,bo nigdy mnie nie kochałaś jak ją. Poddaję się i spróbuję zapomnieć o tobie
- Mała ja nie chcę kończyć tej znajomości. Dużo dla mnie znaczysz
- Ale ja chcę, dla własnego dobra
- Przecież możemy się przyjaźnić
- Mam patrzeć jak miłość mojego życia jest szczęśliwa z inną? Podziękuję - jej oczy zrobiły się szkliste
- Masz rację. Zniknę z twojego życia tak jak i z jej. Naprawie auto i już mnie nie będzie - wstałam z krzesła
- Rób co chcesz tylko więcej się nikim nie baw jak mną
- Postaram się - pocałowałam ją w czoło
- Idź już. Zrobiłam to czego oczekiwałaś a teraz opuść moje mieszkanie
- Dobrze słonko
Zerknęłam na nią ostatni raz i lekko się uśmiechnęłam. Jeżeli będzie szczęśliwsza beze mnie to dobrze. Na pewno znajdzie super kobietę, która da jej tą wielką miłość.
Kulejąc wyszłam od niej i zeszłam pomału na dół.
- Jestem śmieciem - pomyślałam schodząc
Na nikogo nie zasługuje i każdej lepiej beze mnie w życiu. Przeszłość mnie zniszczyła doszczętnie a ataki już w ogóle. Nie jestem już tą samą dziewczyną co niegdyś. Teraz myśle tylko jak tu zaruchać i jak się uspokoić. Nie nadaje się już kompletnie do relacji między ludzkich. Wszystko niszczę sobą, a później zostaje całkiem sama. Może i to dobrze? Przynajmniej nikt nie cierpi, a ja męczę się sama ze sobą.
Nie wiem po co wróciłam do Eweliny oraz córki skoro i tak skończy się to jak zawsze. Choć mam małą nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Kocham te kobiety i dla nich walczę nielegalnie by się tam wyżyć. Póki co pomaga, ale nie wiem na jak długo. Tym bardziej, że mam znowu przerwę od tego.
Wywlokłam się z bloku i spojrzałam w chmury. Małe białe waciki sunęły powolnie przed siebie. Jestem teraz jak one, poruszam się jak ślimak.
Eh obiecałam Ewelinie być szybko, więc muszę spiąć dupe i pobiec chociaż kawałek. Zacisnęłam ponownie zęby po czym ruszyłam marszem. Kostka trochę jakby puściła, więc mogłam na niej stawać.
Chwila i już byłam w domu zdyszana.
- Jestem! - krzyknęłam
- Oo super. Właśnie zrobiłam ooo... - zamilkła gdy mnie zobaczyła
- Czemu przerwałaś?
- Co ci się stało? Myszko moja - podeszła bliżej
- Em. Napadli mnie jak wracałam
- O matko! Co ci zrobili?
- No jak widać na moim ryju plus nadgarstek i kostka
- Biedulka moja - przytulia mnie
- Przejdzie - wzruszałam ramionami
- Chodź zjemy i się położysz
- Narazie nie jestem głodna. Muszę się położyć, bo mnie boli
- Jasne. Chodź ci pomogę - odsunęła się i złapała mnie pod rękę
- Dzięki - wyszeptałam
- Nie ma za co
Zaprowadziła mnie do sypialni a tam pomogła się rozebrać. Ostrożnie ułożyłam się w miękkiej pościeli. Kobieta usiadła obok i złapała mnie za zdrową dłoń.
- Odpocznę trochę i możemy się kochać jak chciałaś
- Nie nie. Kuruj się, ja poczekam
- Wezmę leki i będzie git
- Nie ma takiej opcji. Dzisiaj tylko leżymy - położyła się blisko mnie
- No dobrze, ale jak coś to mogę
- Jak coś to cie jebne poduszką
- Haha, masz ten humorek
- A no mam - uśmiechnęła się i wtulia w moją rękę
Od razu ból się łagodzi gdy ukochana jest obok. Faktycznie miłość czyni cuda, a ja od niej uciekam.
_______________________________________

Ups poniosło mnie! 🤭
Rozdział na prawie 2000 słów!
Sporo opisów, ale nie wszystkiego, bo nie to było najważniejsze tutaj.
Czy kłamstwo to dobre rozwiązanie? Czy Justyna serio odpuściła?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro