Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Miesiąc później

Nigdy nie zrozumiem ludzie, którzy kochają wrzesień i tą całą otoczkę jesienną. Ja nigdy nie lubiłam ani jesieni ani zimy. Najgorsze pory roku. Jednak dostałam te zasrane pieniądze od Zaydena za sierpień, których wcale nie chciałam. Leandra spędziła ze mną w Toronto, jakieś dwa tygodnie pierwsze, a później wróciła do Barcelony. Obiecała mi, że nie powie Zaydenowi, gdzie jestem. Nie się wypcha tak szczerze. Zabolało mnie, gdy go widziałam z jego byłą.

Mimo, że mówiłam Leandrze o tym, że jadę od razu do Martina po przylocie to wcale tak nie było. Byłam w jakimś motelu. Doskonale wiedziałam, że powinnam się z nim skontaktować, ale nie potrafiłam zwyczajnie. Dlatego też w tym momencie stałam z walizkami przed drzwiami do jego domu. Po skończeniu liceum znalazł pracę i po roku szybko się wyprowadził od rodziców. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Nie czekałam długo na to, aby ktoś mi otworzył drzwi.

-Blair, a ty co tu robisz? - spytał zaskoczony.
-Mogę wejść? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie nawet na niego nie patrząc.
Przepuścił mnie i weszłam do środka. Zamknął za nami drzwi. Ściągnęłam bluzę i buty. Było ciepło u niego w przeciwieństwie do tego, jaka była pogoda za oknem.

-Przepraszam za bałagan, ale wróciłem dopiero co z pracy - powiedział.
Zostawiłam walizkę i torbę w korytarzu i ruszyłam do salonu. Usiadłam na kanapę. Martin ruszył do kuchni.
-Chcesz coś do picia?! - krzyknął z kuchni.
-Możesz mi herbatę zrobić! - krzyknęłam.
Byłam zestresowana nie wiedziałam co mu powiedzieć. Od czego zacząć rozmowę.

Po chwili Martin wszedł do salonu i zdziwiło mnie, że chodził w okularach przeciwsłonecznych po swoim mieszkaniu. To nie ma żadnego sensu jeszcze, gdy jest jesień. Pomiliły mu się pory roku czy co? Postawił herbaty na stoliku kawowym. Usiadł, a ja wstałam i ściągnęłam mu okulary.

Byłam w szoku. Musiałam usiąść obok niego. Jego twarz była przerażająca, gdy dłużej się na niego wpatrywałam.
Miał podbite oko, już się zrobiło wręcz fioletowe. Na wargach i przy nosie miał zaschniętą krew.
-Boże Martin co ci się stało? - spytałam przerażona.
Chciałam go dotknąć, ale odsunął głowę w drugą stronę. Nie wiem szczerze, czy chciałabym poznać odpowiedź na swoje pytanie, które mu zadałam.

-To nic takiego - widziałam po jego twarzy, że coś nie jest tak.
-Nic takiego! Martin wyglądasz, jakbyś brał udział w jakiś walkach! - krzyknęłam i wstałam od razu z kanapy.
Stałam nad nim. Chciałam znać prawdę.
Jeśli ktoś mu coś zrobił to nie będę miała skrupułów, aby iść na policję z tym.

-Nie brałem udział w żadnych walkach. To przez twojego brata mam rozcięty łuk brwiowy, a resztę dokończył twój ojciec - powiedział to z takim spokojem.
Chciało mi się płakać na samą myśl co mój własny ojciec myślał.
-Zabiję gnoi gołymi rękami. Po co przyszli? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć - zapewniłam go.
-Twój ojciec przychodził najwięcej odkąd wyjechałaś, a raczej według niego, że niby uciekłaś z domu - powiedział.

Musiałam usiąść, bo dostałam bóle brzucha na samą myśl o tym co mogło się wydarzyć od mojego wyjazdu.
-Fakt można uznać, że uciekłam, bo nic mu nie powiedziałam, ale ty doskonale wiesz przez, jakie piekło przechodziłam.
Dzwonił do mnie Dastin - powiedziałam ledwo powstrzymując łzy, aby nie poleciały.

-Kiedy dzwonił? - spytał zdziwiony tym faktem.
-Gdzieś w sierpniu, gdy przyleciałam do Kanady. Spytał się czy możemy się spotkać, czyli nie był świadomy, że nie było mnie w Toronto - stwierdziłam.
-Tydzień temu powiedziałem twojemu ojcu, że wyleciałaś do Barcelony.
Niepowiedziałbym, gdyby nie to, że miałem dość tego bicia - widziałam w jego oczach wyrzuty sumienia.

-Dobrze, że mu powiedziałeś. Przynajmniej cię zostawili. Mogę u ciebie zamieszkać dopóki czegoś nie wykombinuje? - spytałam dość cicho.
Było dziwnie wstyd, że go o to pytam.
-Możesz tu zamieszkać nawet na stałe, jeśli będziesz chciała. Stało się coś o czym powinienem wiedzieć? - westchnęłam i usiadłam na kanapę.
Spojrzałam mu w oczy i zaczęłam mu z jakiego powodu tak nagle powróciłam do Kanady.

Po jakiejś godzinie skończyłam mu opowiadać wszystko.
-Szczerze Blair nie wydaje mi się, aby Zayden powiedział od tak Kocham cię do swojej byłej Mariany - powiedział.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Chwila czy mój przyjaciel mi nie wierzy. Pierwszy raz w moim życiu mi nie wierzy.

-Nie wierzysz mi. Widziałam na własne oczy Martin, jak ją całował! - krzyknęłam.
-Tak, ale gdy przyleciałem do was to gadałem z Zaydenm i trochę się wygadał o swojej byłej. Nie wyglądało to tak, jakby coś czuł do niej. Raczej mówił o niej z wielkim obrzydzeniem - stwierdził.
-Mniejsza z tym. Mam lepszą wiadomość, która jest potwierdzona przez lekarza na sto procent - lekko się uśmiechnęłam do niego.

-Co się stało? Na co jesteś chora co? - spytał.
-Mówiłam, że mam lepszą wiadomość, a nie gorszą. Słuchaj mnie uważniej. Jestem w ciąży! - krzyknęłam.
Widziałam na jego twarzy zaskoczenie i szok.
-Chwila, że co? Żartujesz prawda? - spytał.
-Nie. Patrz na to - podałam mu test ciążowy i zdjęcie z usg, które robiłam miesiąc temu.
-Wiesz kto jest ojcem dziecka? - dopytał.
-Zayden jestem tego pewna. Z nikim innym nie uprawiałam seksu - powiedziałam.
-On nie wie prawda?
-Nie ma bladego pojęcia - powiedziałam.

To właśnie teraz miałam odkryć karty z moją przeszłością przed Zaydenem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro