Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Odepchnęłam go od siebie. Nie mogłam oddać pocałunku. Nawet go dobrze nie znam.
-Porąbało cię! - krzyknęłam.
-Myślałem, że będziesz zadowolona - powiedział dość spokojnym głosem.
Wstałam i wzięłam swoje rzeczy.
-Masz mnie odwieźć do miasta i od razu, jak wjedziemy do miasta wysadź mnie na pierwszej lepszej ulicy! - byłam wściekła.

Blondyn tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. Ruszyłam do jego samochodu i wsiadłam. On zrobił to samo. Nie chciałam nawet na niego spojrzeć. Wjechaliśmy do miasta.
Zatrzymał się. Miałam, już otworzyć drzwi, ale chwycił mnie za rękę.

Odwróciłam się w jego kierunku. Spotkałam się z jego niebieskimi oczami.
-Podobasz mi się Blair. Nie znam tamtego mężczyznę z którym byłaś i nie mam pojęcia co cię łączy z nim, ale skoro uciekłaś od niego to nie był dobrym facetem - byłam w szoku to co powiedział.
-Nawet nie dałeś mi dokończyć, jak mnie zapytałeś o całą sytuację. Nie znasz mnie dobrze i nie wiesz co przeżyłam. Zayden pomógł mi i zrozumiałam czym jest miłość. Nie mogę nazwać tego ucieczką. Był w stosunku do mnie dobry - czułam ulgę, gdy to powiedziałam.

-To, dlaczego cię tak ciągnie do niego?
Nie jestem głupi. Skoro był dobry i taki fantastyczny to, dlaczego z nim teraz nie jesteś?! - krzyknął.
-Bo widziałam, jak obściskiwał się z swoją byłą dziewczyną i jestem w ciąży, a on jest ojcem dziecka, które noszę. Zresztą pierdol się, bo nic i tak by nie wyszło - wyrwałam się z uścisku i od razu wyszłam z auta.
Zaczęłam iść przed siebie. Nie zważałam, gdzie konkretnie idę.

Odwróciłam się i jebany blondynek nie umiał odpuścić. Wysiadał z samochodu.
-Czekaj Blair. Możemy porozmawiać?! - krzyknął tak, abym go usłyszała.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - miałam ochotę, jak najszybciej uciec.
Nie powinnam biegać ze względu na to chociażby, że jestem w ciąży, ale to była sytuacja awaryjna.

Skręciłam w jakiś zaułek i wpadłam na kogoś. Odbiło mnie trochę do tyłu. Gdyby nie ten człowiek na którego wpadłam nie złapał mnie za ręce i docisnął do swojego ciała to bym upadła na ziemię. Mogę na samym starcie przyznać, że musi być to mężczyzna. Na dodatek wysportowany, bo czułam to, jak przywarł moje ręce do swojego torsu.

-Bardzo pana przepraszam - musiałam złapać oddech.
Spojrzałam w górę, aby zobaczyć twarz człowieka na którego wpadłam. Tego się nie spodziewałam. Przede mną stał mój starszy braciszek Dastin. Tak, jak ostatnio nie cieszyłam się, że go spotkałam. Tak teraz dziękowałam Bogu za to, że na niego wpadłam w tej uliczce.

-Blair błagam może i jestem stary, ale nie, aż tak, aby mnie nazywać panem. Przed kim uciekasz, bo raczej nie była byś, aż tak zdyszana, wściekła i przerażona po zwykłym bieganiu lub spacerze. Mam rację? - spytał dość zachrypnięty głosem.

-Masz rację, a teraz bądź miłym bratem chociaż raz i mnie stąd zabierz tak, abym nie musiała Petera widzieć ponownie - może i byłam suką podczas ostatniego spotkania z nim, ale teraz chciałam, aby mi pomógł.
-Dobra chodź, ale będziesz cicho rozumiesz? - pokiwałam głową na znak potwierdzenia.
Wziął mnie za rękę i po prostu prowadził nas obu w jakieś uliczki, których niekoniecznie znałam.

Po dłuższej chwili doszliśmy do starej kamienicy. Domyśliłam się, że nie była to bezpieczna okolica.
-Nie bój się. Jesteś tu ze mną. Nic ci się nie stanie Blair - weszliśmy do środka i ruszyliśmy po schodach do góry.
Gdy doszliśmy do odpowiednich drzwi Dastin przepuścił mnie pierwszy, abym weszła do mieszkania.

Zdjęłam buty oraz kurtkę. Nagle za drzwi wyszła niska dziewczyna. Miała brązowe włosy z końcówkami niebieskimi oraz zielonoszare oczy.
-Maya to moja siostra Blair. Opowiadałem ci o niej - wskazał na mnie ręką.
-Oo miło cię poznać. Dastin dużo mówił o tobie. Z chęcią bym cię poznała i porozmawiała, ale spieszę się do pracy - wyminęła mnie i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi.

Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Czy mój brat kieruje się w dobrym kierunku? To musi być sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro