Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

- Hej wróciłam! - krzyknęłam, gdy weszłam do naszego nowego mieszkania. 
Przynajmniej moimi sąsiadami są Dominic i Leandra oraz jeszcze, jakiś starszy facet, ale z tego co wiem nie bywa tu za często, ponieważ wyjeżdża na jakieś z delegację. 

Coś nie grało i to bardzo. Było tutaj za cicho. Za dobrze, już znam rodzeństwo Alanis, aby stwierdzić, że coś odwalili w tym nowym mieszkaniu. Do salonu wbiegła Isabella, która była cała w pianie i mokra. Co ja mam z tą rodziną? Westchnęłam i spojrzałam na nią.

-Zayden! Mamy problem! - krzyknęła czarnowłosa.
-Ała kurwa! Jaki problem? Miałaś mi przynieś ręczniki - przerwał swoją wypowiedź, gdy mnie zobaczył.
-Mogę wiedzieć, dlaczego Isabella i ty jesteście w pianie oraz mokrzy? - spytałam.
Byłam na skraju wytrzymałości. Z tą rodzinką są coraz lepsze dni. Przysięgam zabiję ich, jak już coś zepsuli w nowym mieszkaniu. 

-Gwiazdko nic złego się nie stało - odparł ze spokojem Zayden.
-Jakoś nie wyglądacie, jakby się nic nie stało - weszłam w głąb mieszkania - Mniejsza z tym. Ogarnijcie się. Ja idę do toalety - dodałam.
Ruszyłam w kierunku łazienki, ale mój chłopak zagrodził mi drogę do niej. Coraz bardziej mnie zaczynają wkurwiać. Dla ich świętego spokoju radzę im nie wkurzać kobiety , która jest, już w piątym miesiącu ciąży. 

Ominęłam go i stanęłam w progu drzwi od łazienki. Byłam w szoku to co zobaczyłam. Potarłam oczy i westchnęłam. W pomieszczeniu była woda i piana. I nie to nie była kąpiel Isabelli. Wszystko się wydostało się z pralki. Nowej pralki. To nie możliwe, aby się tak szybko zepsuła.

Odwróciłam się do nich. Młoda Alanis nawet nie spojrzała mi w oczy tylko spojrzała w inną stronę. Natomiast czarnowłosy wpatrywał się cały czas we mnie. 
-To jego wina! - wskazała Isa na swojego starszego brata.
-Nie prawda i nie okłamuj Blair. To ty zrobiłaś ten bałagan! - uniósł głos Zayden.
-Isabella proszę w tej chwili to posprzątać, a później przebierz się oraz umyj zęby i do spania - powiedziałam.
-Ale Blair mówiłaś, że w wolne będę mogła iść spać po dwudziestej trzeciej. Zaczęłam przerwę świąteczną - odparła. 
-W takim razie dzisiaj idziesz spać wcześniej. Uznaj to za karę - dorzucił swoje trzy grosze Zay.

Wyminęłam tą dwójkę i weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Wzięłam resztkę makaronu wczorajszego. Odgrzałam sobie jedzenie w mikrofalówce. Słyszałam, jak ktoś wchodzi do kuchni. Domyśliłam się, że to Zayden. Wzięłam talerz po chwili usiadałam na stołku barowym. 

-Co chcesz? - spytała oschle.
Wbijał we mnie te swoje brązowe oczy. Milczał. Po raz kolejny widzę go, gdy jego pewność siebie zniknęła. Wyszedł z kuchni. Odwróciłam głowę i widziałam, jak podszedł do komody i odpalał swojego xboxa. Włączył grę po czym usiadał na kanapę. Po skończonym posiłku włożyłam naczynie do zmywarki. Nawet nie spojrzałam na niego po prostu wchodziłam po schodach na górę, gdzie znajdowała się sypialnia moja i Zaydena oraz Isabelli, pokój dla dziecka i jego gabinet, bo nie mogło by go zabraknąć. Zdarzało się, że zapraszał tutaj swoich klientów.

Sprawdziłam tylko czy młoda śpi. Weszłam do sypialni i poszłam do garderoby, aby się przebrać w piżamę. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę, którą nie dawno zaczęłam. Nie dane mi było jednak nawet jej czytać, ponieważ do sypialni wszedł czarnowłosy. Był po kąpieli. Mogłam to stwierdzić po jego lekko mokrych włosach. Położył się obok. Odłożyłam książkę i spojrzałam na niego. 

-Nie jestem zła, jeśli chcesz wiedzieć - odparłam.
-Przepraszam za ten bałagan. Kazałem jej wstawić pranie, ale nie spodziewałem się, że przesadzi z proszkiem do prania - uśmiechnęłam się lekko do niego. 
-Cóż trudno stało się. Powinnam się przyzwyczaić do takich sytuacji. Z rodzeństwem Alanis nigdy nie wiadomo - zaśmialiśmy się oboje na moje słowa. 
-Z rodzeństwem Johnson też nigdy nie wiadomo. Mówię ci mama i tata oraz ich rodziny są powariowane - nachylił się do mojego brzucha i go pocałował. 
Położył rękę na brzuchu i patrzył na mnie. Ten uśmiech sprawiał, że ja też się uśmiechałam. 

-Prawdopodobnie będzie syn - odparłam. 
-Jak mu damy na imię? - spytał. 
-Nie mam pojęcia, ale mamy czas jeszcze - powiedziałam.
-Zleci szybko. Nie wiem, jakim cudem minęły te pięć miesięcy - odparł.
-Jutro przylatuję Dastin z Mayą - przypomniałam mu.
-Wezmę swoje porsche,a ty weź z Isabellą audi - przytaknęłam głową na znak potwierdzenia. 
-Poznasz ich syna. Pokochasz go. Jest uroczy i taki słodki - przyznałam. 
Słuchałam Zaydena, jak wymyślał kolejny imiona dla naszego dziecka. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam wtulona w jego tors.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro