|Sezon I - Rozdział V|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Nie wierzę, że dałam się namówić na nocne, a w dodatku trochę nielegalne oglądanie dinozaurów. Chociaż w sumie zagiął mnie już pierwszy, a zarazem ostatni argument, że i tak nie mam co tu robić. I tak nie umiałabym zasnąć, a teraz przynajmniej dzieje się coś ciekawego. Przy okazji integruję się z częścią grupy, więc może nie spędzę tych dwóch tygodni, sama w kącie pokoju. W dodatku dawno nie robiłam nic tak odjechanego. Pamiętam jedynie jak kiedyś z Sophie przemycałyśmy jedzenie z kuchni na nasz wieczór filmowy. To nic w porównaniu z tym.

          Ukryliśmy się za jakimś samochodem z logiem parku jurajskiego.

          – Na pewno dobrze trafiliśmy? – Darius wydawał się być dość wystraszony i zaniepokojony.

          – Wątpicie we mnie? Oczywiście, że trafiliśmy. Przecież mówiłem wam, że.. – Byłam zmuszona przerwać Kenji'emu, kładąc rękę na jego buzi. Ktoś wszedł do auta.

          – Cicho – szepnęłam, wiedziałam, że mężczyzna na pewno coś usłyszał i że będzie chciał to sprawdzić, więc przycisnęłam się bliżej do ściany samochodu, tak żeby nie mógł nas zobaczyć zza szyby.

           Ku naszej uldze usłyszeliśmy odpalanie silnika. Odetchnęłam z ulgą i zabrałam rękę z twarzy chłopaka.

         Samochód odjechał, zostawiając nas samych.

          Weszliśmy szybko na górę wielkiego metalowego ogrodzenia. Podejrzewam, że to po nim zazwyczaj chodzili ludzie, pilnujący dinozaurów. O takiej porze nikogo tu teraz na szczęście nie było. Szczerze mówiąc nie wyglądało to jak wybieg należący do małych, praktycznie niegroźnych dinozaurów, ale możliwe, że się po prostu nie znam. Jedyne co wiem o dinozaurach to to co przeczytałam w książeczkach dla dzieci albo zdążyłam wczoraj usłyszeć od Dariusa. Szliśmy przed siebie, a dinofan zaczął uważnie wypatrywać wnętrza ogrodzenia.

          – Hej, Brooklyn! Stąd trzaśniesz rewelacyjną fotkę. – Ocenił Kenji. Oboje się zatrzymali. Odwróciłam się w ich kierunku. – Pozwolisz?- Subtelnie wziął w palce telefon, który ta trzymała uparcie w dłoni.

          – Nie, dzięki. Dam sobie radę sama. – Przyciągnęła go ku sobie, żeby ten go puścił.

          Zaczęli się między sobą o niego siłować, a to nie wróżyło niczego dobrego. 

          – Ej! – Telefon wypadł za ogrodzenie, uderzając w międzyczasie o kilka rur. Brooklyn spojrzała wściekła na chłopaka. Zupełnie jakby miała go zaraz rozszarpać, ale ostatnia szara komórka jej na to nie pozwoliła. 

          – Brawo Kenji. Mistrzowski ruch – stwierdziła nieźle wkurzona. – Jak ja teraz nagram z tego materiał? I ogólnie z całego obozu? 

          – Wyluzuj. Wyciągnę go. – Zapewnił, kładąc dłoń na klatce piersiowej. Chłopak wyszedł górą za jedną z barierek, po czym zaczął schodzić po rurach. Nawet nie próbowałam przemawiać mu do rozsądku. Na bank, by mnie nie posłuchał i bym tylko niepotrzebnie głos strzępiła.

          – Widzicie? Ani ryski! – krzyknął, pokazując nam przedmiot, gdy tylko go podniósł i obejrzał.

          – Ekstra, to teraz wejdź na górę i bardzo delikatnie mi go podaj – Brooklyn wydawała się być naprawdę tym wszystkim podirytowana. Wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka. Ja podobnie jak Darius tylko się temu wszystkiemu przyglądałam i zastanawiałam się na co mi to wszystko było. 

           – Ta, jasne – odparł przeciągle Kenji. – Podam ci go jak tylko cyknę boską dino fotkę dla twoich followersów. Nie musisz mi dziękować. – W międzyczasie strzelił sobie kilka selfie. 

            Właśnie w tym momencie dostrzegłam leżącą na wybiegu kupkę kości. Kompsognaty nie jedzą chyba, aż tyle, a przynajmniej tak mi się wydaje.

          – Darius? – zwróciłam się w kierunku chłopaka, nie odrywając wzroku od swojego znaleziska. To on tu się zna na dinozaurach. Gdy tylko chłopak zwrócił na mnie swoją uwagę, zapytałam – Co zazwyczaj kompsognaty mają w swojej diecie?

          – Najczęściej żywią się owadami, ewentualnie jakimiś płazami czy jaszczurkami, ale to zależy od gatunku – powiedział szybko. Jak tylko przetrawiłam tę informację to serce mi przyspieszyło. – Spójrz – szepnęłam cicho i drżącą ręką, wskazałam w kierunku kości.

Przestraszył się równie mocno co ja. W krzakach coś zaszeleściło i na bank nie był to wiatr.

-To nie jest wybieg kompsognatów- stwierdził w kierunku Brooklyn i stojącego na dole Kenji'ego.

 -Cicho młody, dorośli rozmawiają. Twoi followersi padną z zachwytu- wyciągnął rękę razem z telefonem za kraty- kompsognatki kici kici.

Co on wyprawia?

-To nie są kompsognaty!- tym razem to ja krzyknęłam.

-Co oni tam mamroczą pod nosem?- odwrócił się w naszym kierunku, jednak dalej nie wyjmując ręki. On chyba sobie z nas jaja robi.

-Odsuń się od krat jeśli ci życie miłe!- byłam przerażona, a serce biło mi coraz mocniej i szybciej.

Dalej nie był wystarczająco przekonany, ale gdy się odwrócił, zastygł w bez ruchu. Zobaczył przed sobą dinozaura, który był co najmniej dwa razy wyższy od niego. 

-Welociraptor- mruknął pod nosem Darius

Pierwszy raz widziałam u Kenji'ego takie przerażenie. Niech po prostu weźmie tą rękę, przecież on mu ją zaraz odgryzie.

Dinozaur zaczął powoli się zbliżać w jego kierunku, przyglądając się jednocześnie chłopakowi, a ich wielkie, złote ślepia połyskiwały w świetle księżyca. 

Ze stresu zacisnęłam obie ręce mocniej, na zimnej, metalowej barierce. Przyglądałam się temu co się dzieje na dole z totalną bezradnością. Jak mogłabym mu pomóc?

Nagle Kenji zrobił zdjęcie i odskoczył do tyłu. Raptor, którego jeszcze bardziej rozdrażnił poprzez błysk flash'a, znalazł się w mgnieniu oka przy kracie, wystawiając za nią swój pysk. Dwie łapy również próbowały za wszelką cenę rozerwać metalową konstrukcję, jednak to na nic. Dinozaur warczał, przez co po moim ciele przeszły ciarki.

Kenji podbiegł przerażony do jednej z bram.

-Otwórzcie bramę! Otwórzcie!- krzyknął, a ja stanęłam przed jakimś panelem sterowania. Przynajmniej tak to wyglądało.

-Eeee...- wędrowałam wzrokiem po setkach przycisków. Najgorsze jest to, że nie miałam zielonego pojęcia co do czego służy. Czułam jak w moich ustach jest sucho od przepływającego przez mnie stresu.

-Otwórzcie, proszę!- kolejny krzyk chłopaka. Drżącą dłonią kliknęłam jakiś przycisk o kolorze zielonym- pospieszcie się!

W powietrzu rozniósł się sygnał składający się z przerywanego buczenia. To nigdy nie wróży nic dobrego. Spojrzałam w kierunku bramy, która ani drgnęła w przeciwieństwie do tej za nią. Przerażona cofnęłam się o krok. Co ja najlepszego narobiłam?

Znowu podbiegłam do panelu sterowania. Chciałam to jak najszybciej odkręcić. Przyciskałam wszystkie przyciski po kolei. Czemu tu nic nie działa?! Wściekła uderzyłam o urządzenie obiema dłońmi zaciśniętymi w pięści. Dobra! Jane! Uspokój się! Pomyśl jak może wyglądać przycisk do zamykania bramy?

Odwróciłam się. Może pomogę im w jakiś inny sposób. Rozejrzałam się. Poważnie? Teraz jeszcze Darius tam do niego dołączył? I skąd niby tu się niby wzięło tyle pary? Zastanowiłam się chwilę. Możliwe w sumie, że chłopak uszkodził rurę, którą płynęła po to, żeby odurzyć dinozaury. Całkiem mądre. Co by tu jeszcze wykombinować?

Jak para się trochę rozeszła zobaczyłam cztery Raptory. Skąd ich tu nagle, aż tyle? Jeszcze przed chwilą był tylko jeden! Tyko chwilę nie patrzyłam!

Darius i Kenji porozumiewali się między sobą jednak nic nie umiałam usłyszeć, przez buczenie, które dalej unosiło się w powietrzu.

Raptory były coraz bliżej nich. Serce biło mi coraz szybciej. Jeszcze nigdy nie czułam, aż tak dużego stresu jak w tym momencie.

Nagle zabłysły chyba wszystkie lampy na wybiegu, oślepiające na chwilę cztery dinozaury. Zasłoniłam twarz ręką od nadmiaru światła, a gdy tylko moje oczy się do niego przyzwyczaiły zobaczyłam Roxie, która nagle wzięła się jakby znikąd i powiedziała, żebyśmy razem z Brooklyn stąd zeszły i poszły do samochodu. Od razu po tym pobiegła pomóc Dave'owi z dinozaurami.

Obie odetchnęłyśmy z ulgą i zrobiłyśmy dokładnie tak jak kazała. 

S.s.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro