|Sezon I - Rozdział VII|
Byliśmy już na zewnątrz. Nie wierzę, że przedzieraliśmy się przez jakiś las, chociaż o ile mi wiadomo nie powinno go tu nawet być.
Powietrze było duszne, pomimo dużej ilości drzew, słońce grzało coraz mocniej, a w powietrzu unosiła się chmara much. Nawet nie chcę wiedzieć ile będę miała potem kleszczy.
-Gdzie to jest?- Kenji mówił sam do siebie, kiedy przechodziliśmy przez wysoką trawę.
-Tylko nie mów mi, że się zgubiliśmy- dość się zaniepokoiłam.
-Nie no co ty. Znam to miejsce jak własną kieszeń- odparł pewny siebie, chociaż mogłam wyczuć w jego głosie nutkę niepewności.
Gdy wyszliśmy w końcu z tej trawy, chłopak się przewrócił.
-Gdzie jest ten głupi płot?- zapytał wściekły, a Darius pomógł mu wstać.. Ruszyliśmy z powrotem przed siebie.
-Kenji. Może lepiej wracajmy. Jak nas złapią to powiedzą twojemu tacie- stwierdził. Chwila. O czym on teraz mówi?
-A co mój tata ma z tym wspólnego? Nawet go tu nie ma i na pewno się o mnie nie martwi- Darius gwałtownie się zatrzymał.
-Co? A tak jęczałeś "przez całe życie się staram, żeby tata był ze mnie zadowolony".
-Ej, o co chodzi?- zapytałam, zakładając obie ręce na klatkę piersiową i zatrzymując się tak jak dino maniak.
-Być może trochę na ściemniałem Dariusowi o swoim tacie, bo nie chciałem, aby odesłali nas obu do domu- odwrócił się w naszym kierunku. Co.
-To dlatego Darius wziął twoją winę na siebie? Poważnie?- nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam.
-No wybaczcie mi, że nie chcę spędzać kolejnych wakacji w samotności, a poza tym to wina Dariusa. Nie trzeba było być takim naiwniakiem.
-Znowu dałem się nabrać- stwierdził przez zęby chłopak.
-Ja też! Tu nie ma żadnego karnotaura! Prawda?- wkurzyłam się.
-Ej, ej. Spokojnie. Generalnie mówię prawdę. No może nie dziś rano- zastanowił się chwilę- i przy paru innych okazjach, ale teraz jestem stuprocentowo szczery- dokończył szybko.
-Świetnie, przyszedłem tu nie wiadomo po co i pewnie odeślą mnie do domu i to dlatego, że ci uwierzyłem!- Darius był na prawdę wkurzony.
-Dobra. Jak chcecie. Następnym razem nawet nie będę próbował być miły- Kenji odwrócił się, podniósł jakiś kamyk, po czym rzucił go w bok, idąc do przodu.
Ja i Darius również chcieliśmy zawracać, ale powstrzymał nas odgłos uderzenia o metal. Kenji również to usłyszał. Widocznie to jego kamień w coś uderzył.
Zaciekawieni ruszyliśmy w tamtym kierunku i już po chwili naszym oczom ukazało się ogromne stalowe ogrodzenie. Dobra, może jednak Kenji miał rację, ale na pewno nie zamierzam mu tego przyznawać na głos.
-Jest tak jak obiecałem- chłopak wydawał się być całkiem z siebie zadowolony.
Podeszliśmy do płotu, którego wcześniej szukaliśmy. Darius i Kenji zaczęli wypatrywać tego całego Karnotaura. Ja również to robiłam, ale z nieco mniejszym zainteresowaniem.
Rozejrzałam się. Coś mi tu nie pasuje. Po pierwsze trawa za ogrodzeniem jest dużo niższa niż tutaj. Czemu? Z opowiadań Dariusa wnioskuję, że ten dinozaur, który powinien tu być, jest mięsożercą, więc nie powinien interesować się trawą. Przyjrzałam się ogrodzeniu.
-Kenji? Znasz ten park jak własną kieszeń, co nie?- spojrzałam w jego kierunku.
-Eee... no- odparł nieco wahając się, co jeszcze bardziej pogłębiło moje zaniepokojenie.
-I jesteś pewien, że Karnotaur jest po tamtej stronie płotu?- zapytałam.
Usłyszeliśmy za sobą ciężkie stąpanie. Powoli odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Miałam ochotę krzyknąć z przerażenia, jednak w ostatniej chwili się od tego powstrzymałam.
Przed nami stał...
Karnotaur
♢♢♢
B
iegliśmy ile sił w nogach, uciekając dinozaurowi, który ani myślał o zostawieniu nas w spokoju. Ziemia drżała, pod jego ciężarem, a gałęzie drzew, które łamał upadały na nią z hukiem.
-Dogania nas!- krzyknął Kenji.
-Jest szybki, ale mał zwrotny! Zygzakiem!
Zrobiliśmy tak jak powiedział Darius. Na jego sygnał skręciliśmy w bok i tak jeszcze kilka razy. Płuca powoli zaczynały palić mnie żywym ogniem, a nogi od zmęczenia odmawiały mi posłuszeństwa.
"Zaraz zginiemy, zaraz zginiemy", powtarzałam sobie w głowie przerażona, a nogi tak bardzo mnie bolały, że myślałam nawet o poddaniu się i zatrzymaniu w miejscu, gotowa na pożarcie przez dinozaura, jednak powstrzymała mnie iskierka nadziei, która zapaliła się, zaraz po tym jak wybiegliśmy z lasu i zobaczyliśmy płot w którym była specjalna dziura, zapewne zrobiona na takie właśnie okazje, jak nieplanowana ucieczka przed dinozaurem.
Gdy tylko do niego dobiegliśmy, Kenji wskoczył do środka jako pierwszy i już po chwili był na zewnątrz, teraz przyszła kolej na mnie, równie szybko co on przeszłam na drugą stronę. Problem był z Dariusem, przed, którym zatrzasnęły się małe, metalowe kraty, zamykając przy tym wejście.
-Nie!- krzyknął przestraszony, a dinozaur był coraz bliżej. W powietrzu unosił się jego głośny ryk. Oboje zaczęliśmy pchać ją do góry, ale nie chciała ustąpić. Kenji gdzieś odbiegł i po chwili wrócił z wielkim patykiem. Dźwignia, dobry pomysł. Pomogłam mu z podważeniem krat, gdy tylko się to udało, Darius szybko wyszedł i w tym momencie dinozaur uderzył w przejście, przez co porządnie się wgniotło, a my odlecieliśmy do tyłu. Nawet nie chcę myśleć co by było z chłopakiem, gdyby tam został.
Leżeliśmy tak na ziemi, ciężko oddychając. Po chwili to do mnie dotarło. Jesteśmy bezpieczni! Wszyscy wstali z ziemi i zaczęli krzyczeć ze szczęścia. Dawno nie czułam takiej ulgi.
-Duży dinek przygrzmocił noskiem w płot?- zaśmiał się Kenji w kierunku dinozaura.
-Cóż, przeholowałeś Byczku! Uciekliśmy!- dodałam szczęśliwa, a Darius spojrzał na mnie pytającym wzrokiem- Byczek, bo ma rogi- wyjaśniłam.
-Oh! Hej Byczku, a łapki to masz takie raczej szczątkowe na tym etapie ewolucji... ha!- trochę kiepski żart, ale i tak się zaśmiałam.
-No właśnie! Szczątkołapki!- wykrzyczał w kierunku dinozaura Kenji.
Wściekły Karnotaur, jeszcze raz uderzył w płot, przez co ponownie upadliśmy na podłogę.
-Ej, a o której mieli wrócić z laboratorium?- zapytał Darius.
O kurcze. Zupełnie o tym zapomniałam.
♢♢♢
W
ostatniej chwili dobiegliśmy do wielkiej kupy gnoju, jakiegoś dinozaura, którego nazwy i tak już nie pamiętam.
Zdyszani czekaliśmy na samochód, który już po chwili przyjechał.
-No siemka- przywitał ich wesoło Darius.
-A co wy jesteście tacy zdyszani?- zapytała Roxie.
-Bo się napracowaliśmy- odparłam- a jak tam wasza wycieczka?- zapytałam, żeby zmienić temat.
-A wiesz, no całkiem spoko- zaczęła mówić Jasmin- Ben zakochał się w dinozaurzątku, a przez naszą super gwiazdę wylecieliśmy z laboratorium- spojrzałam w kierunku Brooklyn.
-Ej, wcale nie tak to było- stwierdziła dziewczyna.
-A jak się przerzucało gnój?- Sammy zwróciła się w naszym kierunku.
-Super. Gdybyś widziała jak wymachiwałem...- zaczął Kenji, ale przerwał mu Darius.
-To było bardzo cenne doświadczenie. Mogliśmy lepiej poznać samych siebie, no i.... tak!- co.
-To się cieszę. Idźcie pod prysznic i nie wychodźcie stamtąd za szybko- stwierdziła Roxie.
-I użyjcie mydła- dodał Ben, po czym odjechali zostawiając nas tutaj.
-Dwie takie przygody w ciągu tylko dwóch dni? Jeśli ktoś się dowie o tej akcji z Byczkiem to na bank odeślą nas do domu- stwierdził Darius.
-No to nikt się nie może o tym dowiedzieć- odparłam i ruszyliśmy w kierunku obozu. Czeka nas całkiem długi spacerek.
S.s.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro