|Sezon I - Rozdział XIII|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez jakiś czas próbowaliśmy całą szóstką otworzyć zamkniętą bramę, która dzieliła nas od upragnionego wejścia na wieżę obserwacyjną. Z całej siły pociągnęłam za kraty, jednak te ponownie nie chciały ustąpić. Zupełnie tak samo jak wcześniejsze próby, których było dosyć sporo. 

Nie było z nami jedynie Bena, który postanowił zostać na miejscu i nie ryzykować wybuchem złości naszych opiekunów. Pociągnęłam jeszcze raz, jednak kraty, ani drgnęły. Nic z tego chyba nie będzie. Wątpię żebyśmy je otworzyli, a tym bardziej dostali się na górę.

Niestety od zawsze należę do osób, które nie stoją dość długo przy swoim, więc nic dziwnego, że i tym razem całkiem szybko się poddałam. Odetchnęłam, po chwili odsuwając się od bramy ze zrezygnowaniem.

Z niezadowolonym wyrazem twarzy przypatrywałam się całej reszcie, która dalej próbowała otworzyć jakoś bramę. 

W ciągu tej jakże ekscytującej i ciekawej chwili przybiegł również Ben, który najwidoczniej zmienił zdanie i do nas dołączył. 

Już po chwili jedynie Kenji i Yasmina próbowali dalej zrobić przejście, a ja, Sammy, Brooklyn oraz Ben jedynie im się przyglądaliśmy. 

-Zamknięta- stwierdził Kenji, po chwili się odsuwając od bramy. Yasmina postąpiła tak jak chłopak.

-Wow, jakoś tego nie zauważyłam- stwierdziłam z ironią.

-O nie... no to chyba nie wejdziemy- Ben podszedł bliżej bramy, a zarazem tej dwójki. Wydawał się być tym dość zadowolony, jednak nieudolnie próbował to zasłonić zmartwieniem- wracajmy niż ktoś się zorientuje, że w ogóle wyszliśmy- chciał odejść w kierunku obozu, ale zatrzymał go głos Kenjiego.

-Zaraz... dlaczego tu nikogo nie ma?- nieco zaniepokojony rozejrzał się dookoła- zazwyczaj kręci się tu sporo osób- faktycznie dość to niepokojące. Na jego słowa również nieco się zmartwiłam.

-Jak już tu jesteśmy- Brooklyn  totalnie zignorowała wypowiedź chłopaka- to proponuję iść na całego- wyjęła z włosów wsuwkę, nachyliła się nad zamkiem do bramy, po czym włożyła ją do środka. Chwilę pokręciła nią w różne kierunki i już po chwili gdyby nigdy nic brama stała przed nami otwarta na oścież- tadam!- wszyscy patrzyli na nią zaskoczeni. Gdy tylko to zobaczyła, to dodała- no co? Nie widzieliście mojego słynnego filmiku, co robić gdy zatrzaśniesz się w pokoju hotelowym?

-Poważnie? I nie mogłaś zrobić tego...

-Kto ostatni na górze ten zgniłek!- przerwała mi Sammy i ruszyła pędem na górę. Prychnęłam po czym pobiegłam szybko za nią. Mimo wszystko nie zamierzam przegrać i być ostatnia. 

♢♢♢

Zdyszana podeszłam do barierki i jak tylko się o nią oparłam, poczułam jak płuca palą mnie żywym ogniem, a łydki błagają tylko o jedno- "weź już nie stój kobieto i usiądź wreszcie!", więc je wysłuchałam i tak zrobiłam. Przycupnęłam na drewnianej podłodze i położyłam przed sobą wyprostowane nogi. 

Dopiero teraz się rozejrzałam. Wow. Jestem druga. Nie myślałam, że tak będzie. Bardziej spodziewałam się tego, że wygra Yasmina, w końcu to ona jest tutaj sportsmenką.

"O wilku mowa"- pomyślałam, gdy zobaczyłam, że dziewczyna po chwili przybiegła na górę. Zadziwiające. Brunetka wydawała się być najmniej zmęczona z całej naszej trójki. Jakim cudem? Znaczy... wiem, że uwielbia sport i w ogóle, ale to już lekka przesada. Nie zauważyłam u niej nawet małej zadyszki, gdzie ja miałam wrażenie, że płuca mi zaraz wyparują.

-Czy wam też jest tak gorąco?- zapytała Sammy, podchodząc do barierki.

-To było pytanie retoryczne?- zapytałam, przy okazji odpowiadając jej pytaniem na pytanie. Zaczęłam wachlować się ręką, żeby choć odrobinę się ochłodzić, jednak nie przynosiło to zadowalającego skutku. 

Odetchnęłam, a po chwili ku mojemu zadowoleniu zmęczenie zaczęło ustępować. 

Nie minęło dużo czasu, a Kenji do nas dołączył. No... prawie. Jeszcze zostało mu kilka schodków, jednak nie wyglądało na to, żeby wszedł po nich do końca. Przynajmniej nie w tym momencie. 

-Ani schodka więcej- jęknął, a gdy wstałam i podeszłam bliżej, zobaczyłam, że dosłownie czołgał się po schodach. 

Na ten widok zaśmiałam się cicho pod nosem. Wyglądało to trochę komicznie. Żałuję, że nie mam ze sobą telefonu. Mogłabym zrobić zdjęcie.

Po chwili wyprzedzili go Darius i Brooklyn, którzy dołączyli do nas na samą górę. Kątem oka widziałam, że Ben jest dopiero w połowie drogi. Wyglądało na to, że nawet nie próbuje się ścigać.

Wszyscy byli tak samo mocno zdyszani, no może nie licząc Yasminy.

Minęło trochę czasu, aż w końcu Kenji się pozbierał z tych schodów, mówiąc jednocześnie coś pod nosem o tym, że widok był powalający i warty tego wysiłku.

Wkrótce Ben również raczył dojść do nas na górę, ale najbardziej mnie zdziwiło to, że również był cały zdyszany. Wyglądał jakby właśnie przebiegł dobre kilka kilometrów, chociaż wszyscy wiemy, że po prostu najzwyczajniej w świecie wszedł po schodach. 

Nagle ziemia się zatrzęsła, a co za tym idzie, również i wieża obserwacyjna, na której wszyscy się właśnie znajdowaliśmy.

Tak jak cała reszta podeszłam do barierki, żeby się rozejrzeć. Poczułam w tym momencie bardzo duży niepokój na sercu, a serce zaczęło mi bić szybciej.

Ponownie poczuliśmy wstrząsy, a po chwili znowu. Niepewnym wzrokiem świdrowałam las dookoła. 

-Chyba coś tam jest- stwierdziłam szeptem, a to "coś" to za pewne jakiś dinozaur.  Tylko jakby na... wolości? Coś wyraźnie jest tu nie tak.

-I to coś dużego- potwierdził moje słowa Darius, a obiekt widocznie zaczął zbliżać się w naszym kierunku. 

Między drzewami dostrzegłam zarys jakiegoś dinozaura, a gdy przyjrzałam się mu bardziej, rozpoznałam w nim brachiozaura, czyli roślinożercę o bardzo długiej szyi, który widocznie właśnie postanowił wyjść na obiad. Cóż... zdecydowanie za dużo czasu przebywam z Dariusem. Co z tego, że minęło dopiero kilka dni obozu? Już zdążyłam się od niego zarazić odrobiną wiedzy na wiadomy już dla wszystkich temat.

Wszyscy odetchnęliśmy z wyraźną ulgą.

 Zdziwiło mnie dość mocno to, że ten dinozaur był właśnie na wolności. Nie powinien być na wybiegu, albo pastwisku? Bardzo to niepokojące.

-To tylko Brachiozaur- stwierdził Darius, chociaż również miałam zamiar to w tym momencie powiedzieć. Odetchnęłam podirytowana. 

-I wszystko jasne, to chyba możemy już wracać- stwierdził Ben, gotowy do zejścia z wieży.

-Czekaj, bo to mi się nie składa. Brachiozaury wcale tak nie ryczą. Robią raczej- i w tym momencie Darius zaczął naśladować ich niskie wycie. Wyglądało to trochę komicznie, ale lepsze takie wyjaśnienie, niż próbowanie wytłumaczyć nam tego słownie. 

-Czekaj, nie dosłyszałem. Możesz powtórzyć?- Kenji zaczął sobie robić z niego jaja, przez co spiorunowałam go wzrokiem.

Nieoczekiwanie usłyszeliśmy czyjeś krzyki, więc spojrzeliśmy w dół, skąd one dobiegały. 

-Co oni krzyczą?- zapytałam.

-No świetnie są na nas źli- stwierdził przejęty Ben- mówiłem, że wpakujemy się w kłopoty!- stwierdził, a w jego głosie wyczułam złość? Hmm... coś nie pamiętam, żeby coś takiego mówił, ale nie zamierzałam mu tego teraz wypominać, bo wolę nie ryzykować.

Dwaj mężczyźni na dole dalej wymachiwali rękami i wciąż krzyczeli niezrozumiałe nam słowa, ponieważ byliśmy za daleko. Ben chyba ma rację. Mamy przechlapane. Znowu. Jednak tym razem pewnie czeka nas inna kara, niż sprzątanie dinozaurowego gówna. Na bank teraz odeślą nas do domu. Ehhh... a zapowiadało się tak fajnie.

-Musicie krzyczeć głośniej!- Kenji zawołał do tych dwóch pracowników parku- załatwię to- odwrócił się i chciał gdzieś iść, ale powstrzymał go donośne i pełne bólu oraz strachu zawycie Brachiozaura, którego wcześniej zauważyliśmy. Po chwili długa szyja dinozaura zanurzyła się w konarach drzew. 

Coś tam jest i to coś na bank nie jest bezpieczne, skoro zdołało powalić tak wielkiego dinozaura.

S.s.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro