•1.16•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Matt

Trzymałem jej zimną, drobną rękę. To wszystko moja wina. Gdybym nie wchodził do jej pokoju, gdybym nie był w tym klubie i gdybym nie przeleciał cztery dziewczyny. Gdyby wtedy nie wyszła to nie leżała by tu w śpiączce.

Przetarłem oczy. Nie spałem od wczoraj. Siedziałem koło Lyds jakby się obudziła. Dlaczego ją to spotkało?

Była cała blada, sine usta i spała...głęboko. Nie słyszała mnie. Nawet nie wiedziała, że tu jestem cały czas i że trzymam ją za rękę. Sam nie wiem czemu to robię.

Do sali wszedł Michael. Miał na sobie białą koszulke i szare dresy. Był smutny tym całym wydarzeniem. Lekarz mówił, że Lyds miała wielkie szczęście. Mogła zginąć na miejscu, ale skończyła z wstrząśnieniem mózgu, złamaną ręką i paru zadrapań oraz siniaków. Będzie cała. Wróci do zdrowia i znowu będziemy razem oglądać filmy. Uśmiechłem się na samą myśl o tym. Zawsze lubiłem oglądać filmy z brunetką, bo to ja zazwyczaj wybierałem filmy. Wystarczy ją pogilgotać i zgodzi się na wszystko.

-Idź do domu stary i odpocznij-poklepał mnie po ramieniu. Westchnąłem i spojrzałem na taką bezbronną i niewinną brunetkę. Powoli położyłem jej rękę na łóżku. Powiedziałem tylko ciche ,,Jeszcze przyjdę" i wyszedłem.

Nie rozumiałem jej rodziców. Ich córka leżała w szpitalu, a oni powiedzieli, że nie mogą przyjechać, bo mają pracę. Co kurwa?! Ja bym rzucił wszystko by z nią być i wspierać by walczyła z organizmem, a oni?! Tak to jest w dzisiejszych czasach, że praca jest ważniejsza od rodziny i ważnych dla nas osób. Przypomniało mi się moje dzieciństwo..

Szybko podbiegłem do mojej mamy gdy wróciłem się ze szkoły. Przytuliłem ją na powitanie.

-A gdzie tatuś?-zapytałem trochę smutno. Głupie pytanie. Wiadomo, że był w pracy.

-W pracy kochanie-powiedziała cicho mama. Nie patrzyła się na mnie tylko nadal myła naczynia.

-Ale tatuś cały czas jest w pracy!-tupnąłem nogą.

-Nie prawda.

-To czemu jak wraca, nigdy nie ma czasu się ze mną bawić, bo mówi, że ma pracę?

-Kochanie...-w końcu się na mnie popatrzyła. Odłożyła szmatkę do zlewu. I kucnęła żeby być na równi.

Tata rzadko był w domu. Nigdy nie miał dla nas czasu. Byłem jedynakiem, więc nie miałem z kim się bawić. Miałem kilku kolegów, ale mieszkali daleko ode mnie. Widziałem ich tylko w przedszkolu.

Mama mówiła, że jestem mądrym chłopcem jak na swój wiek, bo rozumiałem więcej rzeczy od innych. Kochałem ją. Zawsze była w domu. Nie zawsze miała czas, bo te obowiązki domowe zajmowały jej czas, ale zawsze wieczorem do mnie przychodziła i czytała bajkę na dobranoc. Może i jest to trochę żałosne, ale właśnie wtedy spędzałem najwięcej czasu z mamą. Ona nigdy mnie nie zostawiła...

Podeszłem do auta i szybko wsiadłem. Po dziesięciu minutach byłem przed domem. Zaparkowałem niedbale i wysiadłem. Wszedłem do środka. Pobiegłem do łazienki i szybko wziąłem prysznic. Zawiązałem ręcznik w pasie i podeszłem do szafy.

Miałem dużo rzeczy. Drogich, mniej droższych. Wyjąłem jakieś bokserki i białą koszulkę. Po chwili już smacznie spałem pod kołdrą. Obiecałem Lyds, że wrócę, więc od razu jak się obudze jadę do szpitala do niej.

Michael
W tym samym czasie...

Siedziałem na korytarzu gdyż pielęgniarka powiedziała, ze Lydia potrzebuje spokoju. Zielone ściany mnie przytłaczały. Oczy mnie już bolały od tego koloru, a sam zaraz rzygne nim.

Spojrzałem na korytarz. Zobaczyłem jak jakaś dwójka ludzi kieruje się w moją stronę. Szli sobie spokojnie. Poznałem ich. To nasi rodzice. Zmienili się i to bardzo. Mama-brązowe włosy miała ścięte do ramion. Miała kilka zmarszczek, ale jak na 41 lat wyglądała strasznie młodo. Jej niezbyt duże usta były pomalowane różową szminką. Brązowe oczy podkreśliła tuszem i cienką kreską. Miała na sobie długą, niebieska sukienkę do tego szary sweterek i szara torebka. Na nogach miała założone lekkie, brązowe sandałki. Ojciec. Jak zawsze miał wypisane na twarzy obojętność. Brązowe włosy miał perfekcyjnie zaczesane do tyłu. W jego niebieskich oczach była wypisana wyższość. Zawsze uważał się za kogoś lepszego, bo miał parę firm, które dobrze się sprawowały. Ubrany jak zazwyczaj w granatowy garnitur i czarne, eleganckie buty. Lydia nie była podobna do żadnego z nich. Była mieszanką. Oczy odziedziczyła od taty, nos po mamie, jednak siostra ma nieco zgrabniejszy. Kształty od nikogo nie wzięła, bo mama raczej nie ma za dużo z przodu jak i z tyłu, ale to nie znaczy, że nie jest atrakcyjną kobietą. Urodę nie odziedziczyła od nikogo.
Ja... Hmmm, jestem podobny do taty. Powiedzmy, że jesteśmy tacy sami z wyglądu tylko ja jestem od niego wyższy, bardziej umięśniony, oczywiście, że przystojniejszy no i wyglądam raczej o wiele młodziej. Stary miał 45 lat, więc taki staruszek z niego nie jest jeszcze. Hah.

Powoli wstałem z krzesełek i do nich podszedłem. Uścinąłem matkę, a później podałem dłoń ojcu, gdyż ,,przytulanie" uważa za nieodpowiednie.

Rodzice nie byli smutni czy coś. Byli bardziej obojętni na to, że ich córka jest w szpitalu.

-Niepotrzebnie w ogóle przysłaliśmy jej ten złom-warknął tata.

-To nie jej wina-powiedziałem. Naprawdę nie była. Ona jechała jak należy, a tir jechał na czerwonym. Przynajmniej tak pokazywały kamery.

-Wszystko jej. Przez nią musieliśmy opuścić firmę żeby tu przyjechać-rzekł surowo ojciec.

Widać jak mu zależy na swojej rodzinie. Praca zawsze na pierwszym miejscu.

-To praca jest taka ważna?-warknąłem.

-Nie tym tonem, a zwłaszcza do ojca-wtrąciła się matka.

-On nie jest moim ojcem. Nigdy go nie było w domu ani gdy go potrzebowałem-powiedziałem i odszedłem od nich.

Lydia

Nic nie czułam. Nic mnie nie bolało. Zauważyłam, że obok mnie siedział Matt. Trzymał mnie za rękę, ale ja tego nie czułam. To nie moja ręka. To znaczy moja, ale tak jakby nie jestem w swoim ciele?

Co?

Wstałam i spojrzałam na siebie. Leżałam na łóżku. Miałam zamknięte oczy i z pomocą urządzeń powoli oddychałam. Sala nie była za duża, ale byłam tu sama. Oprócz mnie i Matt'a nikogo nie było. Wszystko było w kolorze żółtym.

-Chociaż tyle-pomyślałam.

Stałam tak przez chwilę i przypatrywałam się sali gdy nagle usłyszałam głos bruneta.

-Obudź się już-powiedział cicho-lelarze mówili, że powinnaś się już obudzić. Wiesz-zaśmiał się smutno-wywołali specjalnie śpiączkę byś mogła odpocząć-mówił dalej trzymając mnie za rękę-nie mam już z kim oglądać filmów, ani nie mam kogo wkurzać-zaśmiał się cicho.

Gdy to mówił moje serce coraz mocniej biło. Nie rozumiem dlaczego. Powinnam być nadal na niego zła, ale nie potrafię. Ehh...

Gdy myślałam, że brunet już nic nie powie skierowałam się do drzwi z zamiarem zobaczenia czy ktoś jest, ale jego głos mi przeszkodził...

-Nie zostawiaj mnie. Co ja bez ciebie zrobię-powiedział cicho, ale jednak słyszałam-wiesz...ty pewnie tego nie słyszysz, ale nie możesz mnie zostawić, bo...-przerwał na chwilę, a po chwili dodał-ja chyba cię kocham...-powiedział, a ja cała zadrżałam.

Moje serce przyśpieszyło, a później tylko usłyszałam jeden długi dźwięk.

***
Hejoo!!! Wiem, że miałam dodać ten rozdział wczoraj, ale gdy go pisałam po prostu zasnęłam z telefonem. Przepraszam!! Co sądzicie o tym rozdziale? ;D Dziękuje wszystkim którzy to czytają, jest dla mnie to bardzo ważne jak i wy! Kocham was i do kolejnego!! ;***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro