•1.3•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Totalnie mnie zatkało. Mój pokój był jak z moich marzeń. Michael musiał pamiętać, jak kiedyś mu opowiadałam o pokoju, który zawsze chciałam.

Wszystkie ściany były białe wraz z sufitem. Duże okna oraz balkon, przez które można było zobaczyć całe miasto. Wspaniały widok. Na chwile wyszłam na zewnątrz i prawie się wzruszyłam. Wieżowce już nie wydawały się takie ogromne, ale nadal były wysokie. Aż w chmurach.

Kiedy sobie przypomniałam, że jestem w samej bieliźnie, od razu schowałam się do środka z lekkim zawstydzeniem i nadzieją, że nikt nie widział.

— Ostatnio coś za bardzo świecisz tyłkiem — powiedziałam sama do siebie.

W oczy rzucały się półki z już ułożonymi książkami, które były w prawym rogu pokoju, a obok na szerokim parapecie, leżało kilka szarych poduszek. Od razu wiedziałam co będę na nim robić. Na środku ściany, przed dużym oknem również ze wspaniałym widokiem, stało białe biurko, a na nim w tym samym kolorze jakaś roślina. Po drugiej stronie stała elegancka lampa. Przysunięte do niego było również białe krzesło z drewnianymi nogami. Po lewej stronie był zawieszony kokon, na którym można było usiąść.

Naprzeciwko stało duże łóżko z dużą ilością poduszek, a pod nim bardzo puchaty dywan. Po obu stronach stały szafeczki wraz z małymi lampkami i na jednej również stała roślina.

— Jak jej nie ususzę, to będzie jakiś cud — zaśmiałam się.

Do tego lustro po lewej stronie.

Otworzyłam pierwsze drzwi, które mieściły się na lewej ścianie i była to śliczna łazienka. Nie była ona malutka, ale duża też nie. W kolorze białym i bez okien. W środku był duży i nowoczesny prysznic, który miał tylko szybę. Do tego toaleta i umywalka, a nad nią duże lustro z kilkoma lampami by było jaśniej.

Następnie skierowałam się do kolejnych drzwi w moim pokoju i okazało się, że to garderoba.

Moim oczom ukazało się pełno pustych szafek, tylko buty stały na półce, sięgającej do samego sufitu. Spojrzałam na duże babcine buty i się zaśmiałam. Mojego brata nigdy nie opuszczą takie małe żarciki. Wzięłam je do ręki i spojrzałam co to za numer. Zaśmiałam się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że to czterdzieści jeden, a ja miałam tylko trzydzieści sześć. Odłożyłam i rozejrzałam się jeszcze raz.

Po prawej stała pusta toaletka, która była trochę duża, a obok niej wielkie lustro, w którym mogłoby zobaczyć się na spokojnie z dwadzieścia osób.

Otworzyłam jedną walizkę, która stała pod ścianą i wyciągnęłam z niej czerwoną, zwiewną sukienkę z odkrytymi ramionami i czarne kocie okulary. Z kosmetyczki wyciągnęłam tusz do rzęs i błyszczyk oraz pierwsze lepsze perfumy. Założyłam na siebie to, co wyciągnęłam i pomalowałam szybko rzęsy oraz usta. Popsikałam się i wyszłam z pomieszczenia.

Przypomniałam sobie, że zostawiłam telefon w łazience, więc szybko poszłam po niego.

Zeszłam na dół, gdzie w kuchni siedział mój brat.

— Wychodzę — poinformowałam go.
 
Podniósł wzrok i powiedział:

— Nie ma mowy, zgubisz się.

— Nie przesadzaj, nie będę daleko — machnęłam ręką.

— Nie.

— Na chwile tylko no, proszę — zrobiłam słodką minkę.

Mike westchnął tylko zrezygnowany.

— Dziękuję — przytuliłam go i poleciałam do przedpokoju by włożyć buty.

— Jak mi się zgubisz albo coś ci się stanie to cię znajdę, uduszę i utopię jasne?

Zaśmiałam się.

— Dobra! — krzyknęłam rozbawiona.

Wyszłam z posesji i zaczęłam iść w nieznanym mi kierunku. Cały czas rozglądałam się i napawałam tym wspaniałym widokiem.

Skręciłam w prawo i jako iż jestem urodzona spod gwiazdy, wpadłam na kogoś.

— Ej kochanie, patrz na drogę — brunet oczywiście musiał się ze mną podrażnić.

— Najwyraźniej cię nie zauważyłam, bo nie było, na co patrzeć — powiedziałam, po czym usłyszałam śmiechy ze strony jego znajomych, z którymi tu stał.

Jego mina była bezcenna.

Posłałam mu słodki uśmiech i chciałam go wyminąć, ale ten mi przeszkodził, łapiąc mnie za biodra.

— Ej, ej. Chyba nie pójdziesz bez przeproszenia — chciał się chyba dowartościować i pokazać coś znajomym, ale co niby takiego?

— Bardzo mi przykro skarbie, ale dzień dobroci minął — zaczęłam grać w jego grę, a potem dodałam nieco groźniej oraz głośniej — a teraz trzymaj łapy przy sobie zboczeńcu.

— Zabawne kotku — zaraz nie wytrzymam!

— Puść mnie, bo to się źle dla ciebie skończy — powiedziałam spokojnie.

Podniósł ręce w obronnym geście i powiedział tylko ciche ,,ja przecież nic nie robię". Uśmiechnął się, ale to nie był jego typowy drwiący uśmiech, tylko uśmiech, który polubiłam. Przewróciłam oczami, po czym spojrzałam na grupkę osób, która cały czas przypatrywała się tej scenie. Brakowało im tylko popcornu i wygodnych krzeseł.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

— Nie przedstawisz mnie swoim przyjaciołom? — zapytałam z małym uśmieszkiem.

— A no tak — powiedział, po czym wykazał na mnie — to jest Lydia.

— A moje imię to ciekawe skąd zna — pomyślałam w głowie.

Wskazał na niską, ale szczupłą ciemną blondynkę. Miała zielone oczy i ubrana była w białą koszulkę z frytkami i zwykłe czarne spodnie z dziurami, a na nogach miała założone czarne trampki poza kostkę.

— Emma.

Uśmiechnęłam się do dziewczyny, co odwzajemniła.

— To jest Colin — wskazał na wysokiego chłopaka z czarnymi włosami i brązowymi oczami. Był umięśniony i dobrze rozbudowany. A co do urody to był nawet przystojny - a to Charlie -spojrzałam na chłopaka, który był nieco niższy od Colina.

— Skąd znasz moje imię? — spojrzałam na chłopaka z założonymi rękami i z lekko podniesioną brwią.

— Twój brat mi powiedział — uśmiechnął się.

Z tego powodu, że chłopak zabronił mi już iść gdziekolwiek dalej, to zostałam z nimi, przez co mogliśmy się bardziej poznać.

Emma okazała się bardzo miłą i sympatyczną osobą. Od razu się polubiłyśmy i miałyśmy o czym rozmawiać. Okazało się, że jest w tym samym wieku i będziemy w tej samej klasie. Ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się o tym, bo już kogoś przynajmniej znałam, więc nie byłabym totalnie sama.

Chłopcy również byli mili i fajni. Szybko odnaleźliśmy wspólne tematy, żartowaliśmy i gadaliśmy o kompletnych głupotach. Miło spędziłam czas w miłym towarzystwie, mimo iż mój współlokator ciągle mi dogryzał, ale starałam się nie zwracać na niego większej uwagi.

— Matt — powiedział po chwili, gdy wracaliśmy już do domu.

Nie wiedząc, o co chodzi posłałam mu pytające spojrzenie.

— Mam na imię Matt.

— Miło mi, że zaszczyciłeś mnie tą informacją — prychnęłam, a on parsknął śmiechem.

— Dowcipna jak tampon.

— Nieśmieszne — lekko uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.

Po chwili doszliśmy do domu.
Nastąpiła cisza, którą przerwało burczenie mojego brzucha.

— Jak zwykle w najlepszym momencie — zaśmiałam się w myślach.

Chłopak zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Był trochę inny niż na naszym pierwszym spotkaniu. Mimo iż dalej mi dokuczał, to nie był aż tak wredny.

— Mamy naleśniki — z zamyśleń wyrwał mnie głos brązowookiego -a i Michael kazał ci przekazać, że wróci gdzieś jutro, bo miał coś do załatwienia w innym mieście.

— Okej, zjem naleśniki, ale tylko jeśli jest nutella — powiedziałam poważnie, a przynajmniej starałam się być poważna.

— Na szczęście twój brat o tobie pomyślał i poszedł zrobić zakupy przez twoim przyjazdem. Kupił nutellę specjalnie dla ciebie — uśmiechnął się i podał mi naleśnika posmarowanego czekoladą.

— Jaki on kochany w porównaniu do ciebie — wystawiłam mu język, na co brunet udał, że strasznie się tym przejął.

— Chcesz się przekonać, jaki jestem kochany? — poruszył zabawnie brwiami.

— Dzięki, ale nie skorzystam — szeroko się uśmiechnęłam.

Dokończyłam naleśnika i wstałam w zamiarze włożenia talerza do zmywarki, ale uniemożliwił mi to Matt.

— No co? — zapytałam, jak przez dłuższą chwilę mi się przypatrywał.

— Nie jadłaś cały dzień oprócz śniadania, a możliwe, że nawet śniadania nie zjadłaś i ty sobie pojadłaś jednym naleśnikiem? O nie! Nie ma tak moja panno. Zjesz mi tu jeszcze przynajmniej z dwa albo cię nie wypuszczę.

Wiedziałam, że nie ma co się kłócić, a zwłaszcza widząc jego poważną minę. Więc grzecznie siadłam z powrotem i czekałam, aż brunet da mi kolejne naleśniki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro