•1.33•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ważna notka pod rozdziałem! Miłego czytania :)

-Tobie również bym nie radziła...

Powoli odwróciłem się w stronę dziewczyn. Spojrzałem na Samathe, która celowała do mnie pistoletem.

Przestraszona patrzyła na Lydię, która trzymała pistolet wykierowany w nią.

-Odłóż ten pistolet Samantho-powiedziałem spokojnie, ale lekko przycisnąłem ostatnie słowo.

-Nie mogę-była bliska płaczu-oni mi kazali.

-Nikt się nie dowie.

-Jak to nikt? Zabierzesz ją stąd i będziesz żył swoim życiem. Myślisz, że się nie dowie?!-po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, ale ciągle trzymała pistolet nakierowany na mnie i palec na spuście.

-Nie radzę strzelać-powiedziała twardo z tyłu Lyd.

-Oni mi grozili!-załkała cicho Samantha.

-Tak jak każdemu-powiedziałem i powoli zbliżyłem się do brunetki.

-Nie podchodź!-krzyknęła.

Po jej policzkach spływało coraz więcej łez.

-Puść ten pistolet-powiedziała spokojnie Lydia.

-Ja-ja...nie mogę-powiedziała cicho.

-Obiecuje ci, że będę cię chronić i nic ci się nie stanie-podszedłem do niej jeszcze bliżej i powoli odebrałem jej pistolet.

Dziewczyna opadła na podłogę płacząc. Przyciągła do siebie nogi, a oczy schowała w swoich rękach.

Schyliłem się i przyciągłem do siebie brunetke.

-Musimy iść. Nie wiadomo kiedy mogą wrócić-usłyszałem głos Lyds.

-Masz racje-wstałem i pociągłem lekko Samanthę.

Szybko zbiegliśmy na dół i wszyscy pobiegliśmy w miarę cicho do drzwi.

-Już chcecie wychodzić?-usłyszałem ten okropny głos.

-No niestety-odwróciłem się i spojrzałem na ironicznie uśmiechniętego Richarda.

-Jakieś ostatnie życzenie?-zapytałem i się sztucznie uśmiechnąłem.

-Nie zabijesz mnie-patrzył się na mnie zwycięsko.

-Chcesz się przekonać?

Lydia

Stałam nieco schowana za Mattem. W dłoni nadal miałam pistolet.

-Nie strzelisz, jesteś za słaby-zaśmiał się ten okropny człowiek.

Wyciągnął pistolet i zaczął mierzyć w bruneta, który mnie po części osłaniał.

-Masz jeszcze dobre 10 sekund swojego marnego życia. Nie zmarnuj je-uśmiechnął się okropnie i zaczął odliczać-9...8...7...

No czemu Matt do niego nie strzeli! Uhg! Przecież ma pistolet w ręce!-krzyczałam w myślach.

-...4...3...2...-poruszył palec na spuście-...1...-mało co myśląc podniosłam szybko rękę i nacisnęłam spust.

Po pokoju rozległ się głośny dźwięk.

-No uciekać!-krzyknęłam i wszyscy nagle ożywieni zaczęli szybko wychodzić na zewnątrz.

Pobiegliśmy wzdłuż ulicy i wkrótce zobaczyliśmy czarne auto, a obok niego stał mój brat rozmawiając z kimś.

-Dobra, żyją na szczęście. Nie potrzebne jednak wsparcie-powiedział szybko do telefonu gdy nas zobaczył. Rozłączył się i podbiegł do mnie.

-Jakiego ty mi stracha narobiłaś-powiedział nieco żartobliwie mocno mnie przytulając.

Po chwili odwzajemniłam gest gdyż dopiero do mnie dotarło to co robił i co powiedział.

-Jedźmy stąd-poprosiłam cicho.

Mikey kiwnął twierdząco głową i po chwili siedziałam przy oknie. Obok mnie siedział Matt.

Michael kierował, a Samantha już trochę spokojniejsza siedziała z przodu.

Obserwowałam drogę za szybą. Szybko mijaliśmy drzewa, domy, pola i różne drogi. Powoli zaczął rozmazywać mi się obraz. Poczułam dużą rękę na swoim udzie.

Powoli odwróciłam głowę wcześniej parę razy mrugając by ztłumić łzy.
Spojrzałam w te ciemne oczy. Nie wiem dlaczego, ale mnie uspokajały.

Jego ręka nadal była na moim udzie. Kciukiem lekko mnie głaskał.

Chciał mi tym przekazać, że jest ze mną i że nic mi już nie grozi...

***
A więc tak. Witam wszystkich po tak długiej mojej nieobecności. Przepraszam, ale miałam taki cięższy okres w życiu i musiałam się trochę ogarnąć. Pomyślałam, że może chcielibyście zadać mi jakieś pytania czy coś, więc jak chcecie to piszcie pytania pod tym rozdziałem, a ja na nie odpowiem w najbliższym czasie :**.Będzie dzisiaj jeszcze jeden. Więc do kolejnego ;))

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro