10. Historia Wendy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wzięłam kolejną chusteczkę i wysmarkałam nos. Zużytą odłożyłam na stertę, która uformowała się przez te parę godzin u Wendy.

- Przestań się nad sobą użalać- rozkazała mi znudzona moimi wywodami rudowłosa.- Ludzie z tego świata mają gorzej. Przez dziwne pole nie możemy stąd uciec i zanim tu nie przyjechała twoja alter ego byliśmy mordowani jak świnie.

- Ja- nie wiedziałam co powiedzieć- Tak mi przykro.

- Jest ci przykro?!- zielone oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, bądź oburzenia.- Jest ci przykro?! Pewnie nawet nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. To było piekło. Bliźniaki miały nas w garści, jak coś im się nie podobało... każdego dnia byliśmy się o życie swoje i najbliższych. Funkcjonowaliśmy w ciągłym strachu i pragnęliśmy znaleźć się na miejscu, niczego nie świadomych turystów, którzy o dziwo, mogli spokojnie przekraczać granice.

- A co się stało, kiedy przyjechała Pacyfika?- przysunęłam się bliżej koleżanki skupiając właśnie na niej całą uwagę.

- Zakochaliście się w sobie. Blondi wymusiła na tym szatanie, obietnice, że nikt nie umrze. I tak czas płynął wszyscy przez ponad dwa lata byli szczęśliwi. Magiczne Bliźniaki nadaj były postrachem Wodogrzmotów, ale nie tak jak dawniej. A potem...- głos, jak to mówiła, zadrżał, a następnie lekko podniósł.

- Wszystko się posypało- dokończyłam za nią.

- Pierwsza zginęła moja mama. Widziałam to. Byłyśmy wtedy na spacerze, najpierw zauważyłam lodowatoniebieskie oczy, a następnie krzywy śmiech na bladej twarzy. Jej spojrzenie zmieniło się w czyste szaleństwo, w dłoni pojawił się nóż i następne co pamiętam to krew. Dużo krwi i krzyki- podciagnęła bluzkę, pokazując mi długą bliznę sięgającą od pępka do biustu.- Z mojej mamy prawie nic nie zostało, a mnie cudem uratowali. Wtedy pokłóciłaś się z chłopakiem i wszystko wróciło.

Spojrzenie utkwiła w oknie przed sobą. Po policzku spływała jej łza, zagryzła wargę i przez dłuższy czas była niezdolna do dalszej rozmowy. Przeżywała to, choć na codzień nie chciała tego pokazywać. W środku była pusta i zapewne już dawno miała depresję.

- Muszę porozmawiać z Dipperem- zdecydowałam żegnając się z Wendy.

- Ale bądź ostrożna- poprosiła, uspokojona już dziewczyna.

- Dam radę- obiecałam i ruszyłam w kierunku lasu.

Nadszedł nowy dzień, słońce przyjemnie grzało, ptaki odgrywały radosne melodie i może cieszyłabym się z tego powodu gdybym nie szła do jaskini lwa.

Zapukałam delikatnie w drzwi. Nie usłyszał. Zapukałam jeszcze raz, tym razem głośniej. Otworzył mi wujek Stanek ( kazał mi się tak nazywać, przynajmniej w tamtym świece). Wyglądał jak zwykle. Nawet nie pofadygował się, aby założyć spodnie, przez co podziwiałam jego niebieskie bokserki. Wszystko było by identyczne, gdyby nie nienawistne spojrzenie rzucone w moim kierunku.

- Czego?- zagrzmiał.

Wzięłam głęboki wdech i z wymuszonym uśmiechem przywitałam się.

- Przyszłam do Dippera.

Usłyszałam jego głos.

- Pacyfika?

####
Żyję. Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, przez brak komentarzy nie miałam ochoty pisać. To może szczeniackie, ale to jest dla mnie naprawdę ważne. Jeszcze raz wybaczcie, obiecuję, że następny będzie dłuższy.
Kocham,
Smoczek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro