6. Niebieskie oczy. cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Prędzej kury zaczną latać, niż z tobą pójdę- wysyczałam, na co ten się zaśmiał. 

- A jak by latały?- pochylił się tak, aby nasze twarze dzieliły centymetry.

- Do czego nie dojdzie- przypomniałam mu- Ale tak wtedy bym z tobą poszła.

-Obiecujesz?

- Obiecuję- chwilę później do biblioteki wleciała, unosząc się w niebieskim obłoku moja kura- Rosół- Ej! Oszukałeś mnie.

- Nie prawda. Pamiętaj, że coś obiecałaś- pocałował mnie w nos, na co go odepchnęłam.

- Oszukałeś.

- Przyjdę po ciebie o 7:00, ubierz się jakoś elegancko. A i twoja książka.- podał mi lekturę i wyszedł z budynku. Jak ja go nie cierpię.

Gdy wróciłam do Chaty powiedziałam wszystko Gideonowi.

- To źle. Bardzo, bardzo źle!- chodził w kółko, łapiąc się za głowę.

- Nie rozumiem. Zawsze mogę go olać- i oleję.

- Ty nic nie rozumiesz. Tutejsza Pacyfika ZAWSZE dotrzymuje obietnicy- no to się wkopałam.

*kilka godzin później*

Nie miałam totalnie ochoty spotykać się z Dipperem. A dokładnie z jego przeciwieństwem. Gdy zbliżała się godzina spotkania postanowiłam się jakoś przystroić. W tym celu przejrzałam dokładnie całą szafę mojego przeciwieństwa. Ona ma tylko jedną, zniszczoną sukienkę, której na pewno nie założę. Spojrzałam na telefon, który dostałam od Gideona jakiś czas temu. Ostatnia deska ratunku była w Wendy, z którą rzekomo się przyjaźnię. Szybko znalazłam jej numer i zadzwoniłam. Odebrała od razu po pierwszym sygnale.

- Wendy, idę na randkę i potrzebuję twojej pomocy- zaczęłam, skrępowana tym, że do niej dzwonię.- Hallo, Wendy?- zapytałam, gdy nie odpowiadała. W tym samym momencie do pokoju wbiegła oczekiwana przeze mnie dziewczyna. 

- Zacznijmy może od sukienki, przyniosłam kilka moich, powinny być ci dobre.- zaczęła rudowłosa. W tym świecie strasznie przypomina mi Robbiego. Czarna sukienka, skórzana kurtka, glany, ciężka biżuteria, dwa kolczyki w wardze i jeden w nosie. Makijaż ostry, pierwszy raz ją widziałam i zaczynałam żałować, że to właśnie ją poprosiłam o pomoc. Godzinę później byłam już gotowa. Zeszłam z dziewczyną na dół. Siedział tam Gideon oglądający telewizję, zerwał się z kanapy gdy tylko mnie zobaczył. Wendy zrobiła mi delikatny makijaż, a włosy zaplotła w luźnego warkocza. Sukienka była prześliczna, a na nogach miałam baletki.

(Niech żyje lenistwo Ałtorki! Sukienka Pacyfiki)

- I jak wyglądam?- zapytana, gdy ten nadal się na mnie gapił.

- Jak bogini- powiedział po chwili, oblał go rumieniec.

- To chyba dobrze- i wtedy zadzwonił dzwonek. Podbiegłam do drzwi i zamaszyście je otwarłam. Jak się mogłam spodziewać- Dipper.

- Witaj- tylko tyle zdołał powiedzieć.

- Eh, miejmy to z głowy- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, złapałam go za rękę i wyszliśmy.- I zamknij to paszczę Gleeful, bo ci muchy wlecą do środka.

Rozpoczął się koszmar.

***

- Może masz ochotę na naleśniki?- zapytał Dipper ścierając smar z czoła. 

- Z przyjemnością- uśmiechnęłam się i odłożyłam narzędzia.- Skończymy potem.

- Myślisz, że nam się uda?- rozpoczął rozmowę, gdy szliśmy w stronę baru Leniwej Kluchy.

- Oczywiście, że nam się uda. Ja wrócę do swojego świata, a moje alter ego trafi tu. I wszyscy będą szczęśliwi- przekonywałam chłopaka. Spojrzał się na mnie tymi swoimi pięknymi, kasztanowymi oczami.

- Może za bardzo się stresuję? Może Dipper z Reverse nie będzie stanowić, dla niej zagrożenia?- impulsem pocałowałam go w policzek.

- Nie masz się o co martwić. Jestem tego pewna. Sosenka oblała się rumieńcem.

- Dzięki, Pacyfika- poczułam się ważna. Od kilku lat, poczułam się naprawdę wyjątkowo. Tak wyjątkowo, że pomyślałam, aby zostać w tym innym świecie, z nim. Chciałabym tu zostać, z Dipperem Pines.

I jak rozdział? Znowu strasznie krótki. Liczę na komentarze z opinią. Sądzę, że domyśliliście się z czyjej perspektywy jest akcja po gwiazdkach, prawda?

Do następnego, 

Smoczek :*

Ps. Może wstawię jakiś specjal na Gwiazdkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro