13. Nikt z nas nie jest zły

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śmieję się głośno, przekręcając się na drugi bok.

– Denerwujesz mnie takimi tekstami – warczę po chwili. – Nie pójdę z własnej woli do Piekła – dodaję, po czym zamykam oczy. Demon kładzie mi rękę na głowie, ale ja momentalnie ją zdejmuję – Czy mógłbyś skupić się na prowadzeniu pojazdu?

– Jeżeli coś by się stało, to ty umrzesz nie ja – wzdycha, a ja zaczynam mruczeć pod nosem przekleństwa. – Ja wszystko słyszę. – Czuję, jak samochód przyspiesza. Siadam wyprostowana na siedzeniu i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

– Chciałam spać – burczę, niczym małe dziecko, które nie może dostać upatrzonej zabawki. Po chwili zdejmuję gumki z włosów i przeczesuję je delikatnie dłonią, żeby doprowadzić je do porządku. – Po co to robisz? – pytam, odwracając głowę w stronę okna.

– Czemu nie daję ci spać?

– Nie – wzdycham – Po co ci te kasety? – Nie powinnam pytać. To zdecydowanie nie moja sprawa, choć po części ja również zostałam w nią wplątana.

Bughuul nic nie odpowiada. Mogłam się tego spodziewać. Najwyraźniej nie widzi potrzeby, żeby mi o tym mówić. Może to tajemnica. Gdybym nagrała film, czy wtedy dowiedziałabym się dlaczego to robi? Przykładam delikatnie dłoń do klatki piersiowej. Takie rzeczy i tak nie wchodzą w grę. Mogliby mnie czymś naćpać albo zaszantażować, ale ja i tak się nie ugnę. Co to za głupi pomysł, żeby robić to bliskim?

Czuję, jak złość zaczyna się we mnie gotować. Nie potrafię pojąć rozumiem przyczyny, dla której tak makabryczne filmy zostały stworzone, a sercem, jak można być aż tak podłym. Nie wierzę, że wszystko jest tylko zabawą albo iluzją. Skoro ktoś popełnił zbrodnię, musiał mieć jakiś powód...

– Oszalałeś!? – krzyczę, gdy demon z piskiem opon hamuje przed moim domem. – Po co takie gwałtowne hamowanie?

– Wybacz księżniczko, że moje zachowanie rozdrażniło twoje delikatne, nieskalane niczym serduszko – prycha.

Otwieram usta, by go zripostować, ale w porę zdaję sobie sprawę, że nie mam pomysłu by to zrobić. W głębi denerwuję się na samą siebie, że nie mam tak rozgadanego języka i że jedyne co mu mogę odpowiedzieć, to głupie „pieprz się".

Ledwo opuszczam samochód, a już słyszę bębniącą mi w uszach muzykę techno, i kolorowe, tandetne światła, których zadaniem jest urozmaicenie imprezy. Na samą myśl robi mi się niedobrze i mam ochotę wrócić do ciepłego auta.

– Zawsze możemy jechać do mnie. – Staje obok mnie, patrząc na kolorowy od świateł dom.

– Idziemy – odpowiadam stanowczo, kierując się w stronę drzwi wejściowych.

Rzadko kiedy urządzamy imprezy. Rodzice często siedzą w domu, więc nie mamy okazji by zaprosić trochę więcej znajomych. To znaczy mój brat nie ma okazji, bo mi to zdecydowanie pasuje. Moje grono przyjaciół ograniczające się do Cassie, Megan i... Rachel, w zupełności mi wystarczało i nie czułam się przez to gorsza. Ale teraz, gdy nie ma już z nami Rachel, boję się, że nasza paczka powoli zacznie się sypać. Bo mimo wyniosłego tonu i wielkiej pewności siebie, to właśnie ona podtrzymywała naszą przyjaźń. Wyciągała nas z domów, organizowała piżama party i porządnie przywaliła, jeśli pomiędzy nami pojawiły się jakieś kłótnie.

To straszne, że już nigdy więcej nie spojrzę na jej idealnie przypudrowaną twarz i zawsze dopasowany stój.

Zaciskam dłonie w pięści, tłumacząc sobie, że Rachel zginęła przez Mikea. Gdyby nas nie poróżnił, tylko w czwórkę wybrałybyśmy się do kina i tamtego dnia, Rachel nie zostałaby w samochodzie z trójką pijanych chłopaków.

Po moich policzkach mimowolnie spływa kilka łez, które wycieram wierzchem dłoni i wchodzę do środka. Od razu wita mnie mnóstwo ludzi, których nawet nie znam. Uśmiecham się głupkowato, próbując jakoś przejść w tym tłumie. W oddali widzę Kelly oraz Erice. Robi mi się niedobrze na ich widok. Odwracam głowę, a moim oczom ukazuje się Mike wraz ze swoimi kolegami. Ponownie czuję odruch wymiotny. Chłopak spogląda w moją stronę i wyszczerza swoje ząbki.

Chciałabym mieć w sobie na tyle odwagi, by podejść do niego i poczęstować go swoją pięścią. Pokazać mu, że wcale nie jest królem szkoły, a jedynie obrzydliwym robalem, którego rozgniotę, gdy będę miała okazję.

W wolnym tempie ruszam do swojego pokoju, obdarowując chłopaka obojętnym wyrazem twarzy.

Gdy tylko wchodzę do siebie, rzucam się na łóżko i z całej siły ściskam poduszkę. Chce wyć jak pies do księżyca, bym mogła pozbyć się wszystkich wyrzutów sumienia i zapomnieć kilka ostatnich dni. Chciałabym oskarżyć cały świat o to, że spieprzył mi życie, że odebrał przyjaciółkę, i zepchnął mnie na samo dno.

Zadaję sobie pytanie. „Po co on ze mną jest?", „Dlaczego nie odejdzie, skoro wie, że nigdy nie zrobię tego czego ode mnie oczekuje?".

Podnoszę się do pozycji siedzącej, po czym rozglądam się po pokoju. Dopiero teraz orientuję się, że jestem sama. No tak, zniknął i ponownie zostawił mnie samą, bym w spokoju mogła poużalać się nad sobą i dotrzeć do wniosku, że wszystkie decyzje jakie podjęłam były jednym wielkim błędem i doprowadziły mnie do porażki.

Wstaję z łóżka i podchodzę do dużego głośnika. Biorę pilot do ręki i włączam muzykę. Podgłaśniam najbardziej jak to tylko możliwe, by zagłuszyć techno dochodzące z dołu. Po pokoju roznoszą się dźwięki Dear Darling. Zdejmuję z siebie sukienkę i wpycham ją do szafy. Wybieram pierwsze lepsze dresy oraz bluzkę. Włosy związuję w koka, by mi nie przeszkadzały. Naprawdę nie lubię chodzić w rozpuszczonych włosach. Latają one w każdą możliwą stronę, a ja nie jestem w stanie nad nimi zapanować.

Powoli zaczynam tańczyć i śpiewać do piosenki. Nie za bardzo mi to wychodzi, ale to dobry przepis na pozbycie się stresu. Zresztą nikt mnie teraz nie widzi, więc mogę pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa... Jakby rozwalenie domu mojego wroga nie było wystarczająco szalone.

Kiedy wbijam się w spokojny rytm, zaczynam okręcać się dookoła, jakbym jeździła na łyżwach. A później wskakuję na łóżko i ponawiam ruchy sprzed chwili. W lusterku na toaletce dokładnie widać, że kok totalnie się rozwalił i już nie spełnia swojej funkcji. Chichoczę do siebie, jednocześnie przeczesując dłonią włosy, które spadły mi na czoło.

Wymachuję rękoma, udając, że znajduję się na koncercie, śpiewając przy tym słowa, które mało wiele kojarzę. Kiedy piosenka dobiega końca, zdyszana opadam na miękkie łóżko. Gdyby ktoś to teraz zobaczył...

Słyszę, że drzwi od pokoju delikatnie się otwierają, a w progu staje zdezorientowana Kelly.

– Musiałam pomylić pokoje. – Wykrzywia usta w słodkim uśmiechu, który powoduje, że mam ochotę zamknąć drzwi przed jej idealnym nosem.

Kelly jest blondynką o oliwkowej karnacji, która nie posiada żadnej skazy. To ideał pośród ideałów. Swoją paczkę stworzyła z trzech dziewczyn, które podążają za nią ślepo, i jestem pewna, że bez problemu skoczyłyby za nią w ogień.

– Skoro doszłaś do wniosku, że to nie tego pokoju szukałaś, to co ty tutaj jeszcze robisz? – odpowiadam równie chamsko.

– Masz tupet by tak się do mnie odzywać. – Marszczy brwi. – Ale skoro już się spotkałyśmy, to chciałbym ci złożyć szczere kondolencje z powodu Rachel. Biedna dziewczyna, miała przed sobą całe życie. – Cmoka, a mnie zalewa fala wściekłości. – Tak pragnęła zostać kapitanem cheerleaderek, a teraz to ja będę musiała zająć jej miejsce.

Gdybym miała pewność, że Bughuul jest gdzieś w pobliżu, to nie zawahałabym się by wyrwać jej z głowy wszystkie platynowe kłaki.

Z trudem powstrzymuję łzy, choć jest to praktycznie niemożliwe. Oczy pieką mnie tak mocno, że za moment będę musiała przetrzeć je dłonią.

Gdy Kelly opuszcza mój pokój, uwalniam powstrzymywany płacz, po czym podbiegam do drzwi i zamykam je z hukiem. Nikt nie ma prawa wchodzić tu bez mojego pozwolenia.

– Cześć. – Słyszę dziewczęcy głos dobiegający zza moich pleców. Odwracam się. Na widok Emmy piszczę przerażona. – Przepraszam, ja nie chciałam cię wystraszyć. – Macha rękoma na wszystkie strony.

– Odejdź ode mnie – warczę, zasłaniając się dłońmi. – Jeszcze ciebie tu brakowało.

Spoglądam ukradkiem na dziewczynę mniej więcej w moim wieku. Blondynka stoi na samym końcu pokoju. Splątane dłonie trzyma z przodu. Uśmiecha się do mnie współczująco.

– To takie przykre, kiedy się boisz. – Robi krok do przodu. Nie wygląda ona na kogoś, kto ma złe zamiary, ale kto ją tam wie. Skoro Peter był zdolny do zgaszenia papierosa na mojej dłoni, to co może zrobić ta dziewczyna, gdy się zdenerwuje.

– Czy mogłabyś opuścić mój pokój? – warczę. Emma łapie mnie za dłoń.

– Musi być ci bardzo ciężko. – Patrzy mi w oczy. Jej wzrok jest hipnotyzujący, że obawiam się, że jeszcze chwila, a będę pod jej wpływami. – Co to za dziewczyna, która tutaj była?

– Nie interesuj się – burczę pod nosem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ja naprawdę nie należę do osób, które są pewnie siebie i z zadartą głową potrafią komuś ubliżyć.

– Okropna suka. – Odgarnia jasne włosy z ramienia. – Dlaczego jej nie zabijesz?

– Bo nie rozwiązuję swoich problemów w taki sposób. Co to w ogóle za pomysł!? – krzyczę oburzona.

– Dobrze, w takim razie, dlaczego nie bawisz się na dole?

– Nie udawaj mojej przyjaciółki po tym co mi zrobiłaś. – Nie mam zamiaru jej ufać. Wiem, że nie jest tutaj bez powodu, i zaraz wyskoczy z jakąś okropną propozycją, a mi pozostanie skulić się w kącie i na zawsze tam pozostać.

– To nie moja wina. – Wskazuje na siebie kciukiem. – Jestem najbardziej w porządku z nich wszystkich, więc uszanuj to.

– W porządku? – pytam kpiącym głosem – Nawet ty nie jesteś w porządku, nikt z was nie jest w porządku! – Ostatnie słowa wykrzykuję. Podchodzę do swojej szafy, popychając przy tym dziewczynę.

– Co robisz? – pyta.

– Schodzę na dół, ponieważ nie mam zamiaru tu z tobą siedzieć – warczę, ściągając z wieszaka czarną spódniczkę oraz białą, krótką koszulę, przewiązywaną na brzuchu. – Wyjdź, chcę się przebrać.

– Będę czekać na korytarzu. – Uśmiecha się, wskazując palcem na drzwi.

Chcę powiedzieć, że nie to miałam na myśli, gdy kazałam jej wyjść, ale Emma jest już poza pokojem.

Ubieram to, co sobie przygotowałam. Włosy rozczesuję grzebieniem. Nie wyglądam najlepiej. Widać po mnie zmęczenie i delikatne załamanie. Ale czego spodziewać się po dziewczynie, która jednego dnia traci przyjaciółkę, a drugiego napada z kijem baseballowym na dom chłopaka i niszczy go doszczętnie... Normalnie rollercoaster, a nie nastoletnie życie.

– Masz szczęście, że cię nie widać – burczę pod nosem, wychodząc z pomieszczenia.

– Wszyscy mnie widzą – odpowiada niewinnie, po czym wyprzedza mnie i zbiega po schodach na dół.

Otwieram szeroko oczy. Jeżeli to, co mówi jest prawdą, to powinnam ją zatrzymać przed pojawieniem się na imprezie. Nikt jej przecież nie zna, więc będą pytać kim jest. A ostatnie czego mi brakuje, to tłumaczenie pijanym ludziom, że laska, która obok nich tańczy, to tak naprawdę duch i nie mają na nią w ogóle zwracać uwagi.

Schodzę na dół. Jest około drugiej w nocy, a impreza trwa w najlepsze. Wcale się nie zdziwię, jeśli za chwilę do naszych drzwi zapuka policja.

Przepycham się przez tłum, rozglądając się za Emmą. Jeżeli ta dziewczyna postanowi kogoś zabić, to będę miała mały problem. Chociaż słowo „mały" brzmi kominie. To będzie wielki problem.

Kiedy zauważam brata stojącego w gronie przyjaciół z drużyny, podchodzę bliżej.

– O której masz zamiar skończyć tą imprezę!? – krzyczę. – I ścisz muzykę. Zaraz sąsiedzi się zlecą.

– Czy ty zawsze musisz się rządzić? Nie masz nic lepszego do roboty, niż narzekanie?

– Wyluzuj, maleńka. – Jakiś typek obejmuje mnie ramieniem. – Wszyscy się tutaj dobrze bawią.

– Kristopher, chcesz skoczyć z połamanym nosem? – zwraca się do niego Alex, odstawiając kubeczek na blat.

– Nie?

– To zabieraj te łapy z mojej siostry – warczy tak, jakby chłopak posunął się do czegoś gorszego niż zwyczajne objęcie mnie ramieniem.

Chłopak unosi dłonie w geście poddania się, a ja delikatnie odsuwam się na bok.

Na horyzoncie dostrzegam rozweseloną Emmę, która świetnie się bawi w towarzystwie chłopaków. Biorę się w garść i z surową miną odciągam dziewczynę od ludzi.

– Nie możesz tak po prostu z nimi rozmawiać – wściekam się.

– A to niby dlaczego? – Przechyla głowę w bok. – Wyglądam jak wy, więc nie rób mi wyrzutów. Nawet nie wiesz, ile razy hasałam po ulicach Nowego Jorku i zaczepiałam ludzi.

– Ale jesteś w moim domu, więc nie masz tego robić.

Teraz to brzmię jak własna mama, która denerwuje się, gdy wracam zbyt późno od moich przyjaciółek.

Emma kładzie dłonie na moich barkach i zaczyna poruszać się do przodu. Wtedy podaje mi czerwony kubeczek wypełniony po brzegi piwem i popycha z taką siłą, że cała jego zawartość ląduje na drogim stroju Kelly. Nim piszczę z przerażenia, Emma ciągnie mnie w głąb tłumu i każe obserwować sytuację.

– Jeżeli dowiem się, kto to zrobił, to rozszarpię go na strzępy. Obiecuję! – krzyczy na cały głos rozwścieczona dziewczyna.

Biorąc pod uwagę głośną muzykę, światła migające po oczach i mnóstwo ludzi, nie ma szans, by ktoś zauważył, że ja to zrobiłam, a nawet jeśli, to był to przecież wypadek.

– Teraz powinnaś do niej podejść i połamać jej wszystkie kości – mówi tonem bez jakichkolwiek emocji.

Kelly przepycha się przez tłum ludzi, a kiedy znajduje wyjście opuszcza imprezę trzaskając przy tym drzwiami. Po chwili ludzie wracają do swoich wcześniejszych zajęć.

– Jak mogłaś mnie popchnąć!? Ja nie jestem zła i zrozum to wreszcie – cedzę przez zaciśnięte zęby.

– Nikt z nas nie jest zły. – Kładzie dłoń na moim ramieniu. – Wszyscy jesteśmy tylko dziećmi, mamy prawo popełniać błędy.

***

Po raz pierwszy od bardzo dawna, budzę się sama z siebie. Mam jeszcze dobre pół godziny drzemki, jednak czuję, że już nie zasnę. Ściągam z siebie kołdrę i wstaję z łóżka. Wyciągam z szafy bluzkę oraz spodnie. Nie jestem pewna, co biorę, ponieważ cały czas patrzę na ekran w telefonie.

Zero połączeń, zero wiadomości. Rzucam komórkę na łóżko i przechodzę do łazienki. Kiedy jestem już gotowa na śniadanie, zbiegam na dół. Moja mama kończy smażyć tosty. Tata jak zwykle siedzi w laptopie. Zasiadam do stołu, a po chwili dołącza do mnie reszta rodzeństwa.

Cały weekend minął spokojnie. Zaraz po zakończeniu imprezy, Emma zniknęła i nie pokazała się już więcej. Reszta jej „przyjaciół" również nie zaglądała do mojego domu. To samo z Bughuulem, którego ostatni raz widziałam po akcji z Mikem. Zdziwiłby mnie fakt, gdyby postanowił sobie odpuścić. Na pewno tu wróci, jestem tego pewna... A może nie wróci. Przecież powinnam się cieszy, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Nie poczuję jego słodkiego zapachu, ani jego dłoni na moim ciele.

– Nie zamierzasz jeść? – pyta moja mama. Dopiero teraz orientuję się, że przez cały czas patrzę na pusty talerz.

– Już, już – uśmiecham się.

Kończymy śniadanie i zbieramy się do wyjścia. Alex jedzie swoim samochodem, ponieważ jako przyszły lider musi się przez pokazać przed kumplami. Choć uważam, że zachowuje się jak idiota, nic nie mówię i w spokoju dojeżdżam do szkoły.

Docierając pod klasę zauważam Megan. Bez słowa podbiegam do przyjaciółki i rzucam się jej na szyję, pokazując jak bardzo za nią tęskniłam. Cassie również do nas dołącza i tak zostajemy w uścisku przez następne kilka minut. Żadna z nas nie jest na tyle odważna, by wyrazić co teraz czuje.

Przekraczając mury liceum myślałam, że to będą najlepsze trzy lata w moim życiu. Rozmyślałam nad ludźmi, których spotkam, nad imprezami, na których się pojawię. A najpiękniejszym było to, że miałyśmy to wszystko robić razem. Razem aż do ukończenia szkoły, gdzie każda z nas poszłaby w zupełnie innym kierunku ze świadomością, że udało nam się wykorzystać dany nam czas w stu procentach. Nigdy bym nie pomyślała, że rozstaniemy się przed czasem. Że nie ukończymy szkoły w pełnym składzie, rzucając biretem i wykrzykując, że w końcu jesteśmy wolne.

Na myśl o tym, co ominie Rachel płaczę jak głupia.

– Pogrzeb ma odbyć się jeszcze w tym tygodniu – szlocha Megan. – Kiedy usłyszałam, że doszło do wypadku bałam się, że ty też... nie wiesz, że coś ci się stało.

– Udało mi się wysiąść jeszcze przed tragedią – odpowiadam smutno.

– Ally. – Cassie ponownie rzuca się w moje ramiona. – Nie chcę już więcej słyszeć, że ty też byłaś w tym samochodzie. Wolę żyć ze świadomością, że wróciłaś z nami.

Przytulam ją z całej siły, ale szybko rozdziela nas dzwonek.

Wchodzę do klasy razem z Megan. Siadam w swojej ławce, oczekując na przyjście nauczyciela. Kiedy kobieta zjawia się w pomieszczeniu, od razu wyciąga sprawdziany z geometrii. Przełykam ślinę, kiedy zaczyna je rozdawać. Kładzie mój egzamin na ławce i odchodzi bez słowa. Ukradkiem spoglądam na kartkę. Moja ocena to sześć. Rozglądam się na boki w poszukiwaniu sprawcy tego cudu, ale niestety bezskutecznie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro