34. Stephanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przecieram delikatnie oczy, po czym prostuję się do pozycji siedzącej. Wczoraj, po powrocie do domu od razu poszłam spać. W głowie nadal mam te wiadomości. Jestem prawie pewna, że zostały wysłane przez Mikea albo jednego z jego przyjaciół. Z jednej strony powinnam powiedzieć Bughuulowi, ale wiem, że bardzo się zdenerwuje. Tym razem nie opuści, jestem tego pewna i postanowi skonfrontować się z nim w szkole. Nie mogę dopuścić do tego, by szkoła została zamknięta. Niewinni uczniowie nie mogą cierpieć z powodu moich prywatnych problemów.

Nie jestem samolubna, więc nie mogę mu powiedzieć. Dopóki chodzi ze mną do szkoły jest dobrze. Jestem bezpieczna.

Słyszę pukanie do drzwi. Do pokoju wchodzi moja mama z tacką w dłoniach, na której znajduje się śniadanie. Skłamałam, że źle się czuję, by nie iść dzisiaj na lekcje. Moja choroba będzie trwała do momentu, aż Bughuul skończy załatwiać swoje sprawy i znowu wrócimy do normalnego rytmu. Na razie nie mam zamiaru pojawić się w szkole.

– Nie wyglądasz, aż tak źle – śmieje się moja rodzicielka, po czym kładzie tacę na stolik. – Powiedz, miałaś trudny sprawdzian i dlatego nie chciałaś iść do szkoły?

– Mamo, ja naprawdę źle się czuję, poza tym nie miałam żadnego sprawdzianu – zaświadczam.

Kobieta siada na łóżku obok mnie.

– Czy ty się z kimś spotykasz? – Posyła mi ciepły uśmiech. – Ostatnio bardzo rzadko bywasz w domu. Ja i ojciec naprawdę się o ciebie martwimy. Myślę, że gdybyś powiedziała prawdę, bylibyśmy spokojniejsi.

Zaciskam usta w wąską kreskę. Widzę, jak moja mama bardzo się martwi, ale ja nie mogę powiedzieć prawdy, bo by mi nie uwierzyli. Chociaż przecież nie muszę mówić im o Bughuulu. Gdybym przyznała, że kogoś mam, mogłabym wychodzić z domu bez większej kontroli, ponieważ rodzice wiedzieliby, że jestem bezpieczna.

– Mam chłopaka – przyznaję. – Trochę wstydziłam się wam o tym powiedzieć.

– Ally, to wspaniale. Nie powinnaś była tego ukrywać. – Od razu się raduje, a jej oczy przypominają teraz błyszczące gwiazdy. – Musisz mi wszystko o nim opowiedzieć.

– Najpierw chciałabym trochę odpocząć – zbywam ją, bo wymyślanie historii o istniejącym, ale jednak nie istniejącym chłopaku może zająć mi trochę czasu.

– No dobrze. Ale do tej rozmowy jeszcze wrócimy, pamiętaj.

Uśmiecham się uroczo, a gdy moja rodzicielka opuszcza pokój, ponownie upadam na łóżko i uderzam się poduszką w twarz.

I co ja najlepszego wyprawiam? Przez moje kłamstwo wpakuję się w takie kłopoty, że już nigdy więcej nie spojrzę w twarz moim rodzicom.

Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości, o mało nie schodzę na zawał. Serce wali mi jak szalone, a drżące ręce odmawiają sięgnięcia po komórkę i sprawdzenia, kto do mnie napisał. Nawet nie chcę myśleć, że to ten sam nieznany numer z wczoraj. Domyślam się, że za tą nazwą stoi niejaki Mike oraz jego kumple. Najchętniej schowałabym się pod kołdrą i już więcej z niej nie wychodziła, a przynajmniej do momentu, w którym Bughuul skończy pracę i znowu będzie mógł ze mną chodzić do szkoły. Bez niego czuję, że nawet nieznana mi osoba, którą widzę po raz pierwszy w życiu, może mnie zranić. Najgorsze jest jednak to, że w końcu będę musiała iść na zajęcia, a mój facet nie może od tak zostawić pracy i chodzić za mną krok w krok.

***

Przez resztę dnia bardzo się nudzę. Dopiero, gdy postanawiam zabrać się za lekcje, Bughuul zjawia się w moim pokoju i mi przerywa.

– Zostaw to – mówi, łapiąc mnie lekko za dłoń, w której trzymam długopis.

– Muszę dokończyć to zadanie – informuję. – Głupia algebra!

Demon śmieje się cicho pod nosem. Zamyka zeszyt i siada obok mnie.

– Do balu zostały dwa dni. Chcesz pójść na zakupy? – Kładzie dłoń na mojej dłoni.

– Wyciągnę coś z szafy. – Zaczynam bawić się nerwowo długopisem. – O co chodzi z tradycjami na balach?

– To nic takiego – uspokaja mnie. – Ale sądząc po twojej przerażonej minie, ktoś musiał ci nagadać, że robimy tam nie wiadomo co. Chodzi o gry i zabawy. Jak na każdym takim balu. – Wzrusza obojętnie ramionami.

– Tylko tyle? – Unoszę jedną brew.

– Tak.

Po chwili wstaję z krzesła i siadam na kolanach demona. Kładę dłonie na jego ramionach i przybliżam swoją głowę do jego, po czym złączam nasze usta w pocałunku. Demon szybko łapie mnie za talię i mocno do siebie przyciska. Jęczę cichutko, pod wpływem jego dotyku.

Nagle słyszę, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Jak poparzona zeskakuję z kolan Bughuula, a ten szybko znika.

– Wszystko okej? – pyta moja mama.

– Chcę klucz od tego pokoju – burczę, nerwowo poprawiając włosy.

– Co tak nagle z tym wyskoczyłaś?

– Halo, mam prawie osiemnaście lat. – Wymachuję dłońmi.

– To z powodu twojego nowego chłopaka? – Mama posyła mi chytry uśmieszek.

Czuję, jak moja twarz przybiera rumieńców.

– Po prostu potrzebuję prywatności. Możecie to dla mnie zrobić?

– Zastanowię się – mówi moja rodzicielka. – Chciałam ci powiedzieć, że zaraz będzie kolacja.

– Mogłaś krzyknąć.

– A co takiego robiłaś? – Unosi jedną brew.

– Boże, mamo. – Podchodzę do drzwi i łapię za nie. – Za chwilę zejdę. – Zamykam je przed nosem kobiety.

– Twoja matka ma słabe wyczucie czasu – burczy niezadowolony demon. – Chodź do mnie. – Wyciąga dłoń w moją stronę.

– Muszę iść na kolację – informuję. – Poczekasz na mnie? Możemy później się gdzieś przejść.

– Zastanowię się... O co chodziło z tym „nowym chłopakiem"?

– Nic takiego. – Zbywam go gestem dłoni. – Później ci wytłumaczę.

Niczym huragan zbiegam po schodach i kieruję się w stronę jadalni. Siadam na swoje miejsce, nakładam na talerz ryż z curry i zaczynam łapczywie jeść, nie zwracając uwagi na to, że potrwa jest jeszcze gorąca.

– Gdzieś się śpieszysz? – pyta lekko zdezorientowany tata.

– Wychodzę za chwilę.

– A czy ty nie jesteś przypadkiem chora? – Mama unosi jedną brew.

– Już mi lepiej – zapewniam, nakładając na widelec kawałek papryki.

– Wybierasz się ze swoim chłopakiem? – pyta podejrzliwie.

– Masz chłopaka? – Brat jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ożywia się i dołącza do rozmowy. – Od kiedy?

– Jaki on jest? – pyta tata.

– Dajcie spokój. – Moje policzki przybierają rumieńców.

– To ktoś z naszej szkoły? – Alex ponownie zadaje pytanie. – Tylko mi nie mów, że spotykasz się z Mikem. – Posyła w moją stronę piorunujące spojrzenie, a ja na dźwięk imienia tego dupka cała się wzdrygam. Jak on może posądzać mnie o takie rzeczy. Na głowę jeszcze nie upadłam.

– Chciałam zjeść kolację w spokoju – burczę pod nosem, jednocześnie stukając widelcem o talerz.

– Odpowiedz na moje pytanie – naciska brat.

– Nie – mówię krótko, dając mu jasno do zrozumienia, że ma przestać męczyć mnie tymi pytaniami.

– W takim razie, czy jest od ciebie starszy? – Tata unosi jedną brew. Kiwam twierdząco głową. – O ile starszy?

„No będzie z tysiąc lat". Śmieję się w duchu.

– Tylko trochę, nieważne – burczę pod nosem.

– A jest bogaty? – pyta żartem mama, a ja mam ochotę rzucić sztućce na stół i podziękować za miło spędzony czas przy posiłku.

– Mamo! Pieniądze nie są żadnym wyznacznikiem – unoszę ton głosu.

– Od jak dawna jesteście razem? – pyta Alex.

„Od kilku miesięcy".

– Od kilku tygodni.

– A ja chyba wiem kto to – odzywa się Sophie.

Posyłam jej piorunujący wzrok, mówiący „ani mi się waż".

– Naprawdę? – Mama podchodzi do córki. – A powiesz nam? Twoja siostra jest mało gadatliwa i chyba z niej tego nie wyciągniemy.

– Dajcie już spokój. Przedstawię go wam, gdy będę wiedziała, że to coś poważnego.

„Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo".

– Dobrze – wzdycha mama – ale mimo wszystko, chyba czas na poważną rozmowę – podkreśla dwa ostatnie słowa.

Jeszcze raz robię się cała czerwona na twarzy. Moja rodzina zachowuje się, jakbym im co najmniej oznajmiła, że dostałam się na najwyższą uczelnię i wygrałam w lotka, a ja tylko powiedziałam, że się z kimś spotykam.

– Gdyby twoi rodzice wiedzieli jaką cnotkę zgrywasz, to na pewno by się tak nie martwili. – Czuję za sobą demona.

„Och, zamknij się".

– Czy mogę już iść? – pytam, spoglądając na moją mamę.

– Tak mało zjadłaś – mówi smutno.

– Straciłam apetyt.

Z wielkimi wyrzutami odsuwam się od stołu i wracam do siebie na górę. Nie mogę w to uwierzyć. Moi rodzice... Taki wstyd... Nigdy nie byłam osobą, która jest otwarta w tych tematach, a w szczególności w rozmowach z rodzicami. Gdy zdarzyło mi się już w kimś zauroczyć, raczej trzymałam to w sobie. Moja mama myślała nawet nad tym, by umówić mnie do specjalisty, ponieważ według niej każda dziewczyna w moim wieku powinna być już w kimś zakochana. Byłam wtedy w pierwszej klasie liceum. Nowa szkoła, nowi ludzie. Nie miałam w głowie miejsca na miłość. W późniejszym czasie trochę nad tym ubolewałam, ponieważ moje przyjaciółki chodziły na randki, miały za sobą swój pierwszy raz, pierwszy pocałunek... Ja nie miałam nic. Jednak teraz naprawdę się cieszę, że mam kogoś. Może nigdy nie przedstawię go rodzicom, ale za to wiem, że dobrze wybrałam. Rachel bardzo często żaliła się, że jej pierwszy chłopak okazał się zwykłą świnią. Zaciągnął ją do łóżka, a później od niej odszedł.
Cieszę się, że mi się udało uniknąć TAKIEJ pierwszej miłości. Prawdą jest, że nie mogłam lepiej trafić. Mam kogoś kto się mną opiekuje i zapewni mi wieczne życie. Jest bogaty, przystojny, opiekuńczy, mądry, nieśmiertelny i przede wszystkim dobry... dobry dla mnie.

– Czy ty aby trochę nie przesadzasz? – Demon łapie mnie w talii i obraca w swoją stronę.

– Zapomniałam dodać, że jesteś arogancki i nie liczysz się z uczuciami innych! I myślami też!

Czuję, jak demon masuje delikatnie moje plecy. Po chwili zjeżdża dłonią i łapie mnie za tyłek.

– A ty jesteś pyskata – mruczy. – Ale dobrze, mieliśmy wyjść. Może w końcu namówię cię na zrobienie czegoś naprawdę złego. – Unosi mój podbródek.

– Niestety – odsuwam się od niego – jestem dobra.

– I taka nudna.

– Ale ty mnie strasznie wkurzasz. – Łapię go za dłoń. – Chodźmy już.

***

– Cudowne... – Moje oczy wręcz błyszczą.

Zawsze myślałam, że to Sophie ma dużo zabawek. Nigdy nie potrafiłam pojąć, jak można bawić się taką ilością i jeszcze chcieć więcej. Najwyraźniej nie tylko moja siostra pływa w misiach i lalkach.

Zaczynam się dokładniej rozglądać. Pokój jest wielkości dużego salonu. Przeważa tutaj kolor różowy oraz biały. Zabawki jednak zakłócają ten porządek. Są różnorodne i wszędzie porozrzucane. W jednym kącie stoi łóżko. Żeby się do niego dostać, trzeba wejść po schodach.

Pod łóżkiem znajduje się mały bunkier, w którym spokojnie zmieściłyby się trzy dorosłe osoby.
W pokoju jest również spora ilość dużych okien, pufki, szafy, mały stolik z zastawą, sprzęt elektroniczny i drzwi od łazienki.

– Wybacz, że mam tutaj tak brudno. – Emily kopie na bok małego misia. – Nie lubię, gdy ktoś grzebie w moich rzeczach, a ja nie miałam głowy do sprzątania – śmieje się.

– Twój pokój wygląda jak z bajki. – Przykładam obydwie dłonie do policzka. – Tyle zabawek...

Dziewczyna siada na pufie.

– W moim prawdziwym domu nie miałam tylu rzeczy – przyznaje, jednocześnie wymachując nogami. – W ogóle ich nie miałam.

Spuszczam wzrok, po czym przysuwam taboret i siadam obok dziewczynki. Kusi mnie, by zapytać o jej prawdziwych rodziców, ale nie mogę tego zrobić. Ona nie potrzebuje wracać myślami do nieprzyjemnych wspomnień, a moje pytania ją do tego zmuszą.

– Czy ty nie powinnaś już spać? – Spoglądam na zegarek. Dwudziesta trzecia.

– Jestem już duża i mogę chodzić spać, kiedy mi się tylko podoba – prycha.

– Nie wydaje mi się.

Zauważam stojącego w framudze drzwi Bughuula. Najwyraźniej nie podoba mu się fakt, iż jest już tak późna godzina, a Emily nadal nie śpi.

Wstaję na równe nogi, po czym podchodzę do Bughuula.

– Muszę jeszcze dokończyć kilka rzeczy – wzdycha dziewczynka.

– Zrobisz to jutro – mówi demon.

– No weź... – przeciąga ostatnie słowo. – Nie bądź taki.

– Daj jej spokój. – wtrącam się.

– Nie ma nawet mowy. Emily zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina?

– Jesteś straszną sknerą. – Pukam kilka razy w jego klatkę piersiową. – Chodź, ona sobie poradzi – chichoczę, jednocześnie łapiąc go za ręce i wyprowadzając z pomieszczenia.

Chwilę przed wyjściem puszczam blondynce oczko.

– Ally – zatrzymuje się – ona ma dziesięć lat i jutro szkołę – upomina mnie, ale puszczam jego uwagi mimo uszu.

Łapię go za koszulkę i przygryzam delikatnie wargę.

– Mieliśmy porobić coś ciekawego – mruczę.

– Tak? – Unosi mój podbródek, po czym przybliża swoją twarz do mojej. – A zdradzisz mi swoje zamiary?

Gdy otwieram usta, Bughuul odwraca głowę w lewo. Po chwili ja również to robię. Zauważam Kevina oraz Johna. Demon odsuwa się ode mnie.

– A wy to co robicie o takiej porze? – zwraca się do chłopców poirytowanym tonem głosu.

Wyglądają na zdezorientowanych. Pewnie nie spodziewali się Bughuula o takiej godzinie w domu.

– Nie mogę spać – tłumaczy się John.

– Och, tak? A ty, Kevin?

– Chciałem iść się napić...

Bughuul nie wydaje się być przekonany, co do ich kłamstw. Słyszę, jak cicho wzdycha.

– Do łóżek – mówi stanowczo, po czym bierze moją dłoń i zaczyna prowadzić w stronę schodów.

– Wychodzimy gdzieś? – pytam, schodząc na dół.

– Musimy ci wybrać tą sukienkę na bal.

– Dwudziesta trzecia, to nie jest odpowiednia godzina na zakupy – piszczę. – Poza tym mówiłam ci, że wygrzebię coś z szafy.

Bughuul mocno trzyma moją dłoń, przez co nie mogę się uwolnić.

– Nie bądź taką sknerą – przedrzeźnia mnie.

Przyspieszam, wyprzedzam go i uderzam go w ramię.

– Jesteś głupi – burczę. – Ja też mam jutro szkołę. – Wskazuję na siebie palcem.

Demon chce coś powiedzieć, ale przerywa mu dźwięk otwieranych drzwi. Widok jaki dane jest mi zobaczyć, mrozi mi krew w żyłach i pozostawia na skórze gęsią skórę. Szybko cofam się w tył, zasłaniając dłonią usta.

Milo posyła Bughuulowi smutne spojrzenie. Stephanie, która opiera się ramieniem o bruneta, jest ledwo przytomna. Jej lekko zwisające ciało świadczy o tym, że nie jest w stanie utrzymać się na własnych nogach i bez pomocy Milo upadnie.

Nigdy nie widziałam jej w takim tragicznym stanie. Jest blada jak trup, a jej usta wręcz sine.

– Ciągle wymiotuje – przyznaje Milo.

– Zostaw mnie – mamrocze pod nosem Stephanie. – Zostaw – powtarza się, jednak tym razem jej głos jest delikatnie głośniejszy.

Po chwili otwiera lekko usta i wymiotuje na podłogę. Dławi się własnymi łzami oraz alkoholem, który zwraca. Bughuul podchodzi do dziewczyny. Nic nie mówi. Najwyraźniej jakakolwiek próba porozumienia się z nią skończy się krzykiem, więc demon sobie odpuszcza. Wpatruje się w nią przez dobrą chwilę, jakby sam był jeszcze w szoku i nie wiedział co ma zrobić.

– Zaniosę ją do pokoju – odzywa się po chwili Milo.

– Nie – mówi krótko demon. – Ją trzeba przewieźć do szpitala.

Przez kilka sekund zastanawiają się wspólnie, czy aby na pewno jest to dobry pomysł. W końcu jednak, Bughuul zabiera Stephanie na górę.

– A tobie co? – burczy Milo, po czym omija mnie i skręca w stronę salonu.

Chłopak siada się wygodnie na kanapie, a ja robię dokładnie to samo.

– Ja już nie rozumiem – mówi.

– Może powinnam z nią pogadać?

– Naprawdę myślisz, że to coś da? – prycha. – Kurwa. – Odpala papierosa i wkłada go do ust.

– Co Bughuul teraz zrobi? – pytam. – Ona ciągle się upija.

– Może wyśle ją na odwyk, ale wiem, że nie zrobi tego dopóki nie dowie się jaka jest przyczyna jej zachowania.

– Ale to głupie! Ona mu przecież nie powie – piszczę.

– Też tego nie rozumiem. Ja nawet nie wiem skąd ona ma dostęp do alkoholu skoro jest nieletnia. Nawet nie chcę myśleć co będzie, gdy ukończy dwadzieścia jeden lat... – Milo wydaje się być naprawdę przejęty całą sytuacją. On naprawdę się martwi.

– Bughuul mi kiedyś wspominał, że coś podejrzewa, więc dlaczego z nią o tym nie pogada?

– Wszyscy podejrzewamy to samo, ale to tylko spekulacje, nic więcej. Gdy próbowałem z nią gadać, to wpadła w histerię.

– Gdybym wiedziała, o co chodzi, to może sama bym spróbowała z nią porozmawiać. – Próbuję przekonać Milo, by w końcu zdradził co jest nie tak z Stephanie.

Chłopak kręci głową.

– Nic ci nie powiem. Jedyną osobą, która może to zrobić jest ta mała alkoholiczka. – Próbuje wydusić z siebie śmiech, ale słabo mu to idzie.

Po minie chłopaka mogę wywnioskować, że jest załamany. Nawet nie ma siły, by mi dokuczać.
Kładę dłoń na ramieniu chłopaka, by dodać mu otuchy. Niestety, ten od razu się odsuwa, tak jakby mój dotyk go parzył.

– Martwisz się, prawda?

– A ty byś się nie martwiła, jakby coś podobnego działo się Sophie? – Opiera łokcie o kolana i zasłania dłońmi twarz. – Bughuul już pewnie odchodzi od zmysłów.

Nagle do pomieszczenia wchodzi Peter.

– I j-jak? – pyta Milo drżącym głosem, jednocześnie wstając na równe nogi.

– Zabierają ją do szpitala. Nie chcę nawet myśleć, ile ma promili we krwi.

– Może powinniśmy jechać – proponuję.

– Nie – odpowiada Peter. – Nie będę z nią tam siedział i głaskał po główce.

Blondyn wygląda na bardzo zdenerwowanego. Mam wrażenie, że gotuje się w środku.

– Daj spokój. – Milo podchodzi do niego. – Teraz trzeba jej pomóc.

Emma również postanawia do nas dołączyć.

– Mam cię odprowadzić do domu? – pyta dziewczyna.

– Chciałam pojechać do Steph – przyznaję cicho. – Naprawdę się o nią martwię.

Blondynka kładzie dłoń na moim ramieniu.

– I tak dzisiaj nikogo do niej nie wpuszczą. Zresztą ledwo kontaktuje i założę się, że nawet nie wie, gdzie jest. Ale możesz zostać na noc. – Przechyla przyjaźnie głowę w bok.

– Pewnie. – Uśmiecham się.

– A wy co? – swoje słowa kieruje do chłopaków. – Zamierzacie tak stać?

– Niby co mamy zrobić twoim zdaniem? – Peter rozkłada dłonie.

Zauważam, że w salonie pojawia się Dylan, Kate, Tedd oraz Vanessa. Widok Vanessy trochę mnie szokuje.

– Nie wierzę... – zaczyna rozmowę Kate.

– Przecież to było wiadome już od dawna, że w końcu przyjdzie do domu nieprzytomna i skończy w szpitalu! – krzyczy Dylan.

– Ale o co chodzi? – pyta cicho dziewczynka, przecierając dłonią oczy. – Steph jest chora?

Chyba trzeci raz w życiu słyszę jej głos. Zazwyczaj się nie odzywała, a przynajmniej nie w moim towarzystwie.

– Tak – mówi spokojnie Tedd. – Nie przejmuj się tym, idź spać.

– Ja też już będę szła – informuję. Emma kiwa głową, dając mi znak, że zrozumiała.

– Wszyscy powinniśmy iść spać – wzdycha blondynka. – To nam dobrze zrobi.

– Dobrze zrobi? Nic nam dobrze nie zrobi! W życiu dzisiaj nie zasnę. – Milo łapie się za głowę.

– Proszę, uspokójcie się – wzdycha Tedd.

– Czy z Stephanie zawsze muszą być same problemy? Ile jeszcze razy będziemy płakać z jej powodu? – Zdenerwowany Peter krzyżuje ręce na klace piersiowej.

– Stary... nic nigdy nie działo się z jej winy – mówi Milo. – Więc przestań wygadywać takie głupoty.

Widząc, jak wszyscy się kłócą wychodzę z salonu. Nie mam zamiaru tego słuchać. Są po prostu podenerwowani i sami nie wiedzą co mówią. Wierzę, że Steph ma powód, by robić to, co robi. Może to jej nie usprawiedliwia, ale również nie daje upoważnienia do oczerniania jej.

– Masz jakąś piżamę? – Dogania mnie Emma.

– Chyba nie – przyznaję smutno.

Wchodzimy do jej pokoju. Blondynka szybko wyciąga z szafy koszulę nocną i mi ją rzuca. Uśmiecham się, po czym idę do łazienki. Gdy wracam do pokoju Emma leży już na łóżku, patrząc w sufit. Dłonie ma ułożone na brzuchu.

– Pewnie nie pójdzie nawet na bal – mruczy pod nosem dziewczyna. – Nie wierzę, że może z czystym sumieniem robić takie rzeczy sobie i nam. Dlaczego ona nie widzi, że my też to bardzo przeżywamy.

Nie wiem co jej odpowiedzieć. Po prostu kładę się w takiej samej pozie obok Emmy.

– Myślisz, że teraz będzie lepiej? Może Bughuul zdecyduje się, by gdzieś ją wysłać – kontynuuje.

– Nie wiem. – Wzruszam ramionami. – Chodźmy spać. – Spoglądam w jej stronę.

– Pewnie. – Wykrzywia usta w wymuszony uśmiech. – Jutro z rana do niej pojedziemy.

– Wiesz, że muszę wrócić do domu. Może nie zamierzam iść do szkoły, ale lepiej, by rodzice widzieli mnie na śniadaniu.

– Och, no tak – śmieje się pod nosem. – W takim razie dobranoc.

– Dobranoc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro