5. Wybrana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 – Ally, co ty robisz!? – krzyczy Erica, odbijając piłkę w moją stronę.

Przewracam oczami słysząc narzekania koleżanki z drużyny. Od niechcenia ruszam po piłkę, która doleciała na sam koniec boiska, i której nie zdążyłam odbić. No dobra, nie udało mi się odbić, ponieważ ja i wuef, to nie jest dobre połączenie.

Podaję piłkę drugiej drużynie i wracam na swoje miejsce. Podczas meczu nie odbijam ani razu. Albo przepuszczam, albo się odsuwam. Nic nie poradzę na to, że nie lubię gier zespołowych. Wolałabym już biegać kółka dookoła szkoły. Poza tym, czy wszyscy muszą zachowywać się, jak zwierzęta po przegranej? Serio, nie rozumiem założenia gier zespołowych w liceum. Nie wszyscy mają smykałkę do sportu, ale wszyscy muszą w nim uczestniczyć i robić z siebie debili. Ponadto, jeśli zjebiesz, to przemiłe dziewczyny oplują cię jadem.

Wygrywamy mimo mojego braku talentu do sportu. Grupa księżniczek prycha pod nosem, po czym z uniesionymi do góry głowami, wraca do szatni. Wyglądają, jak stado pawi, tylko szkoda, że bardziej przypominają człapiące na wysokich butach kaczki.

– Co teraz masz? – pyta Cassie, wkładając na siebie bluzkę.

– Biologia – wzdycham. – A ty?

– Zajęcia muzyczne, ale wolę już biolę. Pani Gosselin znowu będzie kazała nam śpiewać w chórku. Mam jej dość. Jeśli nadal będę śpiewać sopranem, to nie licz, że wrócę na lunch. Kobieta zabije mnie, a później schowa w pokrowcu od gitary.

Obydwie zaczynamy się śmiać. Później każda z nas rozchodzi się we własną stronę. Gdy spoglądam na zegarek, orientuję się, że do następnej lekcji zostały trzy minuty. To nie tak, że liczyłam na mały spacerek za murami biblioteki, między regałami pełnymi książek.

Na szczęście dane jest mi dobiec pod klasę w przeciągu kilkudziesięciu sekund. Spóźnialstwo w tej szkole jest traktowane, jak największy grzech, którego nikt ci nie wybaczy.

– Zaczekaj!

Słyszę bardzo dobrze znany głos. Robi mi się niedobrze, gdy Mike łapie mnie za nadgarstek i zatrzymuje. Inne laski zapewne szalałby z radości, że takie ciacho zechciało z nimi zamienić kilka zdań, ale nie ja... Ja szykuję się do użycia pięści, na jego pięknej buźce.

– Spieszę się – warczę, wyrywając rękę.

– Chciałem cię przeprosić za to, co stało się na imprezie. Nie chciałem tego, po prostu, no wiesz, alkohol i te sprawy. – Drapie się po karku. On serio próbuje wybielić się tym, że był pod wpływem? Mam ochotę parsknąć śmiechem.

– Powiedziałam ci, że nie mam czasu. – Przewracam oczami. Ton, jakim go raczę wystraszyłby nawet głodnego niedźwiedzia.

– Ale między nami wszystko spoko? – pyta trochę niepewnie.

Jasne, że nie.

– Tak – mówię, po czym ruszam do klasy.

Nie oglądam się za siebie, tylko pędzę tam, gdzie chłopak nie będzie mógł mi nic zrobić. Co z tego, że pił. Co z tego, że nie był w pełni świadomy swoich czynów. Ja ucierpiałam psychicznie. Nie, to wcale nie tak, że wystarczyły dwie doby bym o wszystkim zapomniała i zaczęła nowy dzień z uśmiechem na ustach. Tak nachalne zachowanie sprawiło, że mocno się wystraszyłam.

***

Kiedy kończy się lekcja, idę do biblioteki. Na szczęście to przerwa obiadowa, więc mam całą godzinę, by poszperać między starymi książkami. To jedno z tych miejsc, gdzie możesz znaleźć dosłownie wszystko z dziedziny literatury. Od romantycznych powieści, po kontrowersyjne księgi. Dyrektor przymyka na to oko, co czasami wydaje się być dość dziwne.

Zaczynam krążyć pomiędzy różnymi regałami. Nie patrzę na dział, po prostu chodzę bez większego celu, w nadziei, że może uda mi się coś znaleźć. Jeśli wyjdę z pustymi rękoma, też nic się nie stanie. Zwiedzanie kończy się wtedy, gdy moje nogi postanawiają wyciąć mi psikusa. Upadam na twarz jednocześnie starając się złapać regału. W skutkach jedna z książek spada na podłogę.

– Kurwa – mówię szeptem, pocierając obolały łokieć.

Książka, która postanowiła wypaść jest tak zniszczona, że brakuje jej okładki oraz kilku stron, które najprawdopodobniej zostały wyrwane. Wbrew pozorom znajdują się tutaj obrazki, a tył świadczy o tym, że całość była oprawiona w twardą okładkę.

Biorę ją pod pachę, po czym siadam do stolika na samym końcu. Otwieram znalezisko, a pierwsze co rzuca się w oczy, to spis treści. Niestety nie została napisana w moim języku, co znacznie utrudnia mi dalsze czytanie. Zaczynam więc oglądać ją strona po stronie, aż w końcu docieram do ilustracji. Po lewej widnieje imię, zaś po prawej jest ilustracja. Po przejrzeniu kilku stron, dochodzi do mnie co właśnie czytam. Zamykam książkę i łapię się za głowę. Rozumiem, że dyrektor pozwala na czytanie kontrowersyjnych książek, ale takie rzeczy jak Biblia Szatana, to już przegięcie. Serio, czy ja śnię? Czy to możliwe, że z jednego z regałów mogła wypaść taka księga?

Nagle czuję, jak ktoś łapie mnie za ramię. Wzdrygam się, a ciśnienie podskakuje mi do maksimum.

– Co tam czytasz, dziecko? – zagaduje mnie starsza kobieta, bibliotekarka. – Nie powinnaś przynosić do szkoły takich rzeczy – wzdycha ciężko, po czym się przysiada.

– Nie, to nie tak! – Zakrywam dłonią usta, gdy zdaję sobie sprawę, że krzyknęłam za głośno. – Nie należy do mnie. Nigdy bym się nie odważyła jej dotknąć – kontynuuję, patrząc na własną dłoń, która beztrosko leży na jednej z kartek. Od razu ją zabieram.

– W takim razie znalazłaś ją w naszej bibliotece? – Rozgląda się na boki. – Wybacz, to niedorzeczne. Milion razy przeglądałam nasz asortyment, i nigdy, ale to nigdy nie widziałam tutaj tej... tej książki.

Świetnie, wychodzę na idiotkę.

– Nieważne – mówię smutnym głosem. – I tak jest w innym języku.

– Tym bardziej się dziwię, że można ją u nas wypożyczyć. Może jakiś żartowniś ją podrzucił? – szepcze do siebie.

Oh tak, ostatnimi czasy mam dużo do czynienia z „żartownisiami".

– Nie chcę wychodzić na satanistkę, ale bardzo mi zależy na zrozumieniu treści – żalę się, opierając głowę o dłoń.

– Ale nie umiesz niemieckiego? – Kiwa porozumiewawczo głową, po czym poprawia okulary znajdujące się na szpiczastym nosie, i zabiera mi Biblię.

– Żeby pani wiedziała – wzdycham, kiedy kobieta zaczyna przekartkowywać księgę. – Sekundę. – Zatrzymuję ją przez złapanie za dłoń. Przybliżam twarz do ilustracji i... – O matko.

Zabieram zniszczoną książkę i wracam do poprzedniej strony. To co widzę mrozi mi krew w żyłach.

– Widziałam go. – Wskazuję palcem na ilustrację, która przedstawia kolejnego demona. – Bughuul – czytam powoli jego imię. Kobieta patrzy na mnie zdziwiona, a ja zdaję sobie sprawę z tego, co powiedziałam.

– Widziałaś demona? – pyta poważnym głosem.

– To nie tak, ja... – zaczynam się jąkać. – To skomplikowane, ale spokojnie, nie mam nic z głową.

– Rozumiem, że chcesz abym ci wszystko przetłumaczyła? – pyta. Zanim odpowiadam zaczyna czytać. – Demon wywodzący się z kultury babilońskiej, przez niektórych nazywany Demonicznym Bóstwem. Zajmował się deprawacją dusz niewinnych istot. Aby otworzyć portale do jego królestwa wystarczyło jego zdjęcie, albo nagranie...

Robię się sztywna jak kamień. Strach, który do tej pory wydawał mi się nie mieć podstaw, nabiera sensu i paraliżuje moje ciało. Za dużo zbiegów okoliczności i dziwnych wydarzeń, abym od tak wszystko zbagatelizowała.

– To pojebane. – Zabieram książkę. Na ilustracji wygląda nieco inaczej, jednak jestem pewna, że to ten sam demon, którego widziałam u siebie w domu. Czy ja naprawdę otworzyłam portal i zesłałam na siebie diabła, demona, czy nie wiadomo co? – Dziękuję – odpowiadam, po czym chowam książkę do torby. – Wypożyczam ją.

***

– Alex nie wraca z nami? – pytam moją mamę, która właśnie odpala samochód.

– Ma trening – odpowiada.

Opieram głowę o szybę i spoglądam na przejeżdżające samochody, przechodzących ludzi, budynki które omijamy. Nigdy nie powinnam była zaglądać do tych nagrań. Niestety ciągle czuję, że muszę obejrzeć wszystkie, by cokolwiek zrozumieć. Bo skoro otworzyłam wrota, to już nie pogorszę obecnego stanu, i mogę jedynie drążyć temat.

Rodzicielka ledwo parkuje na podjeździe, a ja niczym huragan wyskakuję i lecę do domu. Pokonuję schody, co dwa stopnie i zaglądam do Sophie.

– Nie musisz udawać. – Mrużę oczy i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

– To twoja wina – warczy na mnie. – Wszystko twoja wina! Gdybyś się nie wtrącała, nigdy by do tego nie doszło.

– Sophie, o czym ty...

– Szukaj nagrań u siebie, ponieważ zostałaś wybrana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro