6. Chcesz zabić demona?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje życie opiera się na spaniu i udawaniu, że chodzenie do szkoły sprawia mi wiele przyjemności, a nie, że tracę w niej czas. Podejście typowej siedemnastolatki, ale cóż ja na to poradzę? W końcu jestem tylko siedemnastolatką.

Największym szaleństwem, jakie do tej pory przeżyłam, to pierwsze w życiu wagary, które krótko mówiąc się nie udały, a ja skończyłam z miesięcznym szlabanem. No i impreza u Mikea, która również nie potoczyła się tak, jak chciałam. Reasumując, każda rzecz, która przytrafi się w moim życiu, nagle, i będzie wykraczała poza granice prawa, kończy się katastrofą.

Tak więc nie dziwcie się, że wieść o rzekomym „wybraniu", przyjęłam z łzami w oczach i czarnymi scenariuszami krążącymi po mojej głowie.

Nie chciałam wierzyć, że to, co widzę jest prawdą. Nie chciałam brać pod uwagę, że filmy, które obejrzałam, nie były wyreżyserowane. Nie chciałam czuć ich obecności, która z każdą kolejną chwilą coraz bardziej mnie przytłaczała i zatruwała mnie od środka. Uczucie, że coś cię śledzi, że ktoś ciągle cię obserwuje, nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie.

Sophie nie spuszcza ze mnie wzroku, a ja zaczynam się pocić jak po maratonie. Nie ważne, co powiem, czy zrobię, i tak nie cofnę katastrofy, którą na siebie ściągnęłam...Nie, ja ją ściągnęłam na całą rodzinę.

– Nie rozumiem, o co ten cały zamęt. To tylko głupie nagrania. – Próbuję się zaśmiać, żeby jakoś ją rozweselić, ale Sophie wydaje się być nieobecna. – Dlaczego nic nie mówisz? Chyba nie jesteś zła o jakieś tam pudełko?

– Jesteś starsza, a i tak nic nie rozumiesz – odburkuje.

– To mi wytłumacz – mówię, a ona przewraca oczami, po czym kładzie się z powrotem do łóżka. – Mam nadzieję, że za kilka dni wszystko okaże się wielkim żartem – warczę.

Wracam do swojego pokoju. Nie chcę teraz z nikim rozmawiać, ani nikogo widzieć. Przyda mi się chwila, by uporządkować myśli i wybrnąć z fatalnej sytuacji. Z jednej strony nadal do mnie nie dociera, że mogę stać na drodze ludziom, którzy są odpowiedzialni za kasety... ale z drugiej, dostałam zbyt wiele dowodów by wątpić.

Jeśli nie są to pierwsze objawy schizofrenii, to będę musiała obkupić się w krzyże i wodę święconą.

– Co jest!? – krzyczę, gdy włączam światło w pomieszczeniu.

W pierwszej chwili nie zauważyłam trójki nastolatków stojących przy parapecie i wlepiających we mnie swoje ślepia.

– Czuję się znieważona – zaczyna rozmowę dość niska dziewczyna. Ma delikatne piegi na twarzy oraz długie włosy w kolorze ciemnego blondu, które zostały przewiązane kokardą. Krzyżuje ręce na klatce piersiowej i zaczyna mi się przyglądać. – Miałeś rację, Milo. Wygląda jak krucha porcelanowa figurka. – Uśmiecha się szeroko. – Ale jakoś tak mi nie pasuje – dodaje.

– Ty masz jeszcze mało do gadania – komentuje rudowłosa o figurze fit instagramerki, jednocześnie wyjmując wieszak z mojej szafy. – Masz beznadziejny gust – mruczy pod nosem. Ubrana jest w krótkie spodenki, bluzkę z napisem Gucci i wysokie szpilki. Górę zakryła białym futrem, które śmiem twierdzić, że nie zostało zakupione w pierwszym lepszym butiku.

– Chwila. Czy to jest jakiś żart? – prycham, wskazując na siebie palcem.

– Nie, czemu? Mówię serio – odpowiada laska, grzebiąca w mojej garderobie.

– Mam gdzieś wasze zagrywki. Jeżeli myślicie, że się was boję...

Milo zakrywa mi usta dłonią.

– Za dużo mówisz, mała. Zdążysz się jeszcze nagadać, przecież czeka cię wieczna przyszłość – kpi.

– Jeżeli stąd zaraz nie pójdziecie, zadzwonię na policję! – krzyczę, wstając z łóżka. – A ty się do mnie nie zbliżaj – warczę, pokazując palcem na chłopaka, który najwyraźniej ma niezłą bekę z całej sytuacji.

– I kogo niby zatrzymają? – pyta blondynka.

– W sumie to jesteśmy poszukiwani – śmieje się ta druga, wychylając głowę z mojej szafy. – Jak się tylko ogarniesz, to do razu musimy iść na zakupy. Laska, twoje ciuchy są naprawdę fatalne!

Jestem na skraju załamania nerwowego. Jeszcze wczoraj Milo prawie rozwalił mi głowę, a teraz kręci się na krześle przy biurku z fajką w ustach. Już nie jest wkurzony, teraz na jego twarzy maluje się rozbawienie, jakby cała sytuacja tylko go bawiła, a on czerpał przyjemność ze znęcania się nade mną.

– Tak w ogóle, to powinniśmy się przedstawić. – Wcześniej wspomniany chłopak wyciąga zdjęcie z kieszeni. – Jestem Milo, ta w twojej szafie, to Kate, a obok ciebie znajduje się Stephanie. Na zdjęciu jest Emma, Tedd, Peter, Dylan...

– Skończ. – Posyłam mu piorunujące spojrzenie. – Nie chcę tego słuchać. Od kilku dni mieszacie mi w głowie, a ja rozważam wizytę u specjalisty. To chore, tak samo jak wasze nagrania. Jesteście nienormalni! Nie mam zamiaru się z wami zadawać. – Robię się czerwona ze złości.

– Też nie miałam ochoty zadawać się z tym debilem. Ale wyszło, jak wyszło – wtrąca się Stephanie, rozwieszając prześcieradło.

– Dla twojego dobra udam, że tego nie słyszałem. – Uśmiecha się fałszywie.

Kate wyciąga bardzo dobrze znane mi pudło spod łóżka, a ja stoję jak wryta. Nie mogę się nawet ruszyć.

– Swoją drogą, czy ona nie jest za stara? – Stephanie przykłada palec do policzka i cicho wzdycha.

– A to już kwestia sporna – śmieje się brunet.

– Ja to słyszę! – piszczę oburzona. Kiedy rudowłosa włącza pierwsze nagranie, przysłaniam oczy dłońmi. – Nie będę tańczyć tak, jak mi zagracie.

– Nikt ci nie każe tańczyć, ale jeśli nie zaczniesz się słuchać, to skończysz gorzej od Zacka – informuje mnie chłopak.

– Kim jest...

– Zaczynasz mnie wkurzać swoimi pytaniami. – Zaciska dłoń na moim ramieniu. – Nie chcemy dla ciebie źle, ale skoro wolisz działać przeciwko nam, to proszę bardzo. Do balu maturalnego na pewno nie dożyjesz.

Chcę coś powiedzieć, ale za bardzo się boję. Po prostu zaczynam oglądać kolejny film. Kusi mnie by zapytać po co to oglądam, ale kiedy widzę Milo z miną typu „powiedz coś jeszcze, a cię zabiję" od razu mi się odechciewa.

Po chwili zasłaniam oczy. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, gdyby moja młodsza siostra miała to oglądać. Zniszczyłaby sobie psychikę i życie, a ja czułabym się odpowiedzialna za jej traumę, bo nic z tym ne zrobiłam. Może lepiej jeśli to właśnie ja będę dalej je oglądać. Inaczej nie ochronię Sophie.

– Możecie mi w końcu powiedzieć czemu to ma służyć? Czy będziecie tylko tak milczeć.

– No ogólnie to sprawa jest dość prosta. Musisz zabić i to nagrać. Im więcej krwi i bólu tym lepiej – informuje Kate, z tak lekceważącym tonem, że zaczynam się zastanawiać, czy to nie ona ma problemy psychiczne.

– Kogo ja mam niby zabić? – pytam ocierając oczy. Stephanie podchodzi do mojej szafki nocnej i bierze do ręki zdjęcie rodzinne. –Słucham? – dyszę przerażona i zrywam się z miejsca. – Wynocha mi stąd. – Wskazuję palcem na drzwi. – Nie chcę nic więcej wiedzieć. Mam dość waszego nawiedzania i tego, że straszycie moją rodzinę. Następnym razem zadzwonię po egzorcystę. – Moje słowa nie wywarły na nich wielkiego wrażenia, jednak u Milo wywołały lekkie rozdrażnienie. Pewnie dlatego podchodzi do mnie i wymierza mi liścia w policzek.

– Nie ty tutaj dyktujesz zasady, ty masz się do nich dostosować. Uwierz, że nikogo nie obchodzą twoje zachcianki. Robisz to, co ci każemy, a jeśli nie... – łapie mnie za podbródek – to będziesz musiała zacząć szukać trumny na własny pogrzeb.

– Milo, dość – wstawia się za mną Stephanie.

– To nie moja wina, że mnie zdenerwowała – odpowiada niewinnym głosem.

– Najlepiej będzie, jak już pójdziemy. Dziewczyna nic nie ogarnia, dajmy jej trochę czasu – oświadcza rudowłosa, a ja oddycham z ulgą.

– Spokojnie, przyjdziemy jutro. – Milo obdarowuje mnie psychopatycznym uśmiechem.

Kiedy zostaję sama, rzucam się na łóżko i zaczynam płakać. Ogarnia mnie niewyobrażalna rozpacz, rozrywająca mnie od środka.

Jednak to prawda. Wszystko co wydarzyło się przez kilka ostatnich dni, było jawą, a nie złudzeniem. Nawet on.

***

Na zegarku wskakuje godzina trzecia w nocy. Przekręcam się z boku na bok, ale nie potrafię zasnąć. Postanawiam zaryzykować i wyciągam ze szkolnej torby Biblię Szatana. Siadam na skraju łóżka i dokładnie lustruję wzrokiem ilustrację demona, którego rzekomo widziałam u siebie w domu.

Nie należę do osób wierzących, dlatego też tak ciężko jest mi ogarnąć umysłem to, co się dzieje wokół mnie. Demon? Prawdziwy? Z Piekła? Gdybym pobiegła do rodziców i opowiedziała o zaistniałej sytuacji, mogłabym pożegnać się z łóżkiem, spakować swoje rzeczy i odjechać w siną dal, do oddziału zamkniętego.

Przecieram dłonią oczy i ponownie spoglądam na ilustrację. Teraz jednak na zdjęciu nic nie ma. Nie dowierzając, zapalam lampkę nocną. Nic mi się nie przewidziało. Dyszę szybko, jednocześnie przecierając raz oczy, raz kartkę. Dopada mnie panika.

On, kurwa, zniknął.

– No nie do końca zniknął.

Słyszę głos dobiegający zza moich pleców. Otwieram szeroko oczy, zastanawiając się w duchu, co jest gorsze. Intruz w moim pokoju, czy fakt, iż ten intruz czyta w moich myślach.

Przełykam ślinę i powoli odkładam książkę na stolik. Ani mi się śni odwracać do niego twarzą. Co jak na niego spojrzę, a on mnie zahipnotyzuje albo opęta?

– Wiem, że tylko śnię, że to tylko głupi sen.

– Mówisz sama do siebie? – pyta rozbawionym głosem. – Tak poza tym, to niegrzecznie siedzieć do kogoś tyłem.

– Zamknij się – mruczę pod nosem.

– Ty w ogóle wiesz z kim rozmawiasz? – pyta tym razem stanowczo.

Jego ton wywołuje ciarki na moich plecach. Mam wrażenie, że wszystkie włoski na karku stanęły dęba, a serce ma zamiar wyskoczyć mi z klatki piersiowej.

– Nie zabijaj mnie, proszę. – Skulam się w sobie, sięgając po jedyne słuszne rozwiązanie, czyli proszenie o życie.

– Skoro to twój sen, to nie mogę cię zabić, Ally – mówi tajemniczo, a ja czuję, jak siada po drugiej stronie łóżka.

– Dlaczego tu jesteś? – Ocieram szybko łzy, które chciały spłynąć po moich policzkach.

– Zależy co przyjmujemy. Jeżeli śnisz, to sama powinnaś sobie odpowiedzieć na to pytanie, a jeśli nie ... – przerywa na chwilę, a ja odwracam głowę w jego stronę.

– Jeśli to rzeczywistość, to?

– Zabiję cię – odpowiada, bez żadnego skrępowania.

– Jestem pewna, że to sen – warczę, jednocześnie otwierając cicho moją szafkę nocną. Łapię za scyzoryk, który trzymam tam na wszelki wypadek. Teraz dziękuję bratu, że mnie na to namówił.

– To pewnie zabiję cię, gdy się obudzisz.

– Dlaczego chcesz to zrobić? – pytam spokojnie, trzymając w dłoni broń.

– Bo nie stosujesz się do zasad. Nie chcesz nagrać filmu, więc nie jesteś mi potrzebna, i tak przy okazji, radzę ci odłożyć, to co trzymasz w swojej rączce. Nie chcesz mnie zdenerwować. Poza tym chcesz zabić demona?

– Kurwa – mruczę pod nosem.

Nagle czuję, jak Bughuul wstaje i okrąża moje łóżko. Staje przede mną, a ja szybko zamachuję się narzędziem. Demon w jednej sekundzie łapie mnie za nadgarstek i wyciąga scyzoryk z zaciśniętej dłoni.

– Jeszcze się poranisz – wzdycha, niewzruszony.

Cała krew napływa w moje policzki, dając im piękny czerwony efekt. Demon, który chce mnie zabić, a moim największym zmartwieniem jest wstyd wymalowany na mojej buzi.

– Wszystkie gwiazdy na niebie mówią, że za chwilę się obudzę, a ciebie i tych cholernych kaset już nie będzie – warczę.

– W takim razie bardzo mi przykro. – Podchodzi do okna i odsłania roletę. – Niebo jest dzisiaj bezgwiezdne.

Kurwa.

– Dobra, nieważne. – Podnoszę się z łóżka. – Nie będę wchodzić w dyskusje z kimś, kto nawet nie istnieje. – Oho, chyba się zapędziłam.

Bughuul podchodzi do mnie na bardzo niebezpieczną odległość i zniża się do mojego poziomu.

– Chcesz się przekonać na własnej skórze, że istnieję? – mruczy mi do ucha.

– Cz-czego ty chcesz? – pytam łamiącym się głosem. Moja chwilowa pewność siebie wyparowała szybciej niż się pojawiła.

– A jak myślisz? Czego może chcieć demon od takiej niewinnej dziewczyny? – ciągnie tym swoim głębokim głosem.

Przełykam głośno ślinę. Jedynym słusznym rozwiązaniem byłoby wycofanie się i opuszczenie pokoju, ale, cholera jasna, nie mogę się ruszyć. Kiedy dotyka dłonią mojego podbródka, cała się spinam, i już nawet mowy nie ma by udało mi się uciec. Serce wali mi jak szalone, i przypuszczam, że nie tylko ze strachu. Co jest grane? O co chodzi? Dlaczego na mnie tak działa?

Gęsta atmosfera zostaje przecięta przez jego śmiech jak każda rzecz znajdująca się w zasięgu noża kuchennego nagrzanego do miliona stopni.

– Widzę, że trochę zeszłaś z tonu – kpi ze mnie. – To teraz ustalimy sobie zasady, bo nie przyszedłem tutaj bez celu.

– Nie będę się do nich stosować – oświadczam, ale głos nadal mi się trzęsie. Obawiam się, że mój sprzeciw nie był wystarczająco przekonujący.

– Muszę cię uświadomić, że nienawidzę, gdy ktoś mi się sprzeciwia...

– A ja nienawidzę, gdy ktoś wchodzi do mojego pokoju bez pukania. – Nie ustawi sobie mnie pod własne zachcianki. – Wynocha...

– Nie przerywaj mi. – Robi kilka kroków do przodu, a ja kilka do tyłu. Wpadam na ścianę. – I widzisz? Wytrąciłaś mnie z równowagi. Będę musiał cię teraz ukarać. – Kładzie rękę tuż nad moją głową.

Mam dość. Już nie jestem w stanie ukryć rumieńców na policzkach czy zagłuszyć bijącego serca. A Bughuul wygląda, jakby świetnie się bawił i na razie nie zamierzał przestawać.

Trwającą między nami krótką ciszę wykorzystuję na zbudowaniu w mojej głowie ogromnego scenariusza, w którym nagadam mu tak, że więcej się tutaj nie pojawi.

– Wal się...

Super, teraz na pewno pozbyłam się go na wieki.

– No dobrze już, dobrze. – Odsuwa się. – Pomęczę cię kiedy indziej. No chyba, że wysłuchasz, co mam do powiedzenia i zgodzisz się na współpracę.

– Po moim trupie – warczę.

– Mam to rozumieć jako zgodę? – śmieje się, a ja zaciskam usta w wąską linię. Jak się pogrążyć, to z przytupem. – Słodko wyglądasz, gdy się denerwujesz i próbujesz udawać, że moja obecność w tym pokoju nie robi na ciebie wrażenia, a tylko cię irytuje.

Policzki już zaczynają mnie boleć, ale staram się to ukryć pod maską pewności siebie, która zaraz rozpadnie się na kawałki.

– Jeżeli naprawdę jesteś demonem – przełykam ślinę – to dlaczego od razu mnie nie zabijesz? – Chyba jednak nie chcę znać odpowiedzi.

– Ponieważ, to by było zbyt łatwe. – Wzrusza ramionami.

– Tak po prostu?

– Tak po prostu.

Mam to rozumieć jako darowanie życia? Czy próbę zabawienia się nim, i w ostateczności odebrania go jak cukierka niewinnemu dziecku? Choć w duchu błagam by opcja numer jeden okazała się poprawną, mój mózg wręcz wrzeszczy, że nie mam na co liczyć, bo wpakowałam się w niezłe kłopoty. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro