XXVI. Przedstawienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Kiedy wyszła z jego dormitorium nagle dostrzegła na korytarzu Abraxasa, Mulcibera i Lestrange'a najwidoczniej zmierzających do miejsca z którego wyszła. Kiedy ją dostrzegli, wszyscy trzej stanęli jak wryci przez moment spoglądając na drzwi i wracając wzrokiem na nią. W końcu postanowiła coś powiedzieć.

- Potrzebowałam od niego przepis na eliksir którego miałam się nauczyć – wytłumaczyła i wyminęła ich szybkim krokiem aby ci nie zdążyli nic więcej powiedzieć. Niestety minęła jeszcze jedną osobę. Nott najwyraźniej zaskoczony zmierzył ją wzrokiem i poszedł dalej. Jemu niestety nie zdążyła wytłumaczyć... plotki, będzie dużo plotek to wiedziała w stu procentach.

Nie minęło dużo czasu a ona niebawem leżała już rozwalona na łóżku i czekała na sen który nie chciał przyjść. W głowie ponownie zaczęły brzmieć jej dziwne syczące słowa których zupełnie nie rozumiała. Zaczęła się zastanawiać co ma to wspólnego z Riddle'm. Jaki to miało związek? Zrozumiała, że marnuje czas rozmyślając o nim. Riddle zaczął mieszać jej w głowie i tworzyć paranoje, powinna się przespać – tak sobie powtarzała.

Była zmęczona już myśleniem na przemian o nim, o swojej matce i teatrzyku który przed wszystkimi odgrywała jak gdyby nigdy nic. Udawała kogoś zupełnie innego jednocześnie nie wiedząc kim właściwie jest i co gorsza nie potrafiła wytłumaczyć tego zjawiska w żaden sensowny sposób.

Wszystko stawało się coraz bardziej zagmatwane a ona czuła się coraz bardziej wplątana w jego sieci mimo, że pozornie była wolna.

Następny dzień zaczął się od śniadania i wydawał się udany dopóki banda gryfonów nie zrobiła głupiego żartu jednemu ze ślizgonów. Konkretnie Abraxasowi Molfoy który po napiciu się z kielicha zamiast mówić normalnie zaczął kwiczeć jak świnia. Oczywiście miała pewność iż jest to sprawka któregoś z gryfonów przynależących do drużyny quidditcha. Co prawda z Abraxasem nie trzymała się zbytnio ale jednak był ślizgonem a nikt z domu węża nie powinien być traktowany w ten sposób przez tych idiotów z gryffindoru. Kiedy chłopak próbował złapać oddech co chwilę kwicząc wszyscy z godłem w złoto czerwonych barwach zaczęli się dziko śmiać.

Wtedy nie wiedząc zbytnio dlaczego, wstała. Nie wiedziała czy powodem była irytacja całym zamieszaniem czy też fakt, że skrzywdzono ślizgona a w slytherinie panowało braterstwo. Dobrym powodem mogłaby być też chęć zaistnienia. Stanęła na ławie prostując się jak struna i postanowiła zakończyć całą tę szopke. Zaśmiała się głośno i ironicznie.

- Mężni i dumni gryfoni... dom odwagi i męstwa – zaśmiała się z wyższością ponownie a jej śmiech był chłodniejszy niż myślała, sala nieco ucichła, wszystko ograniczyło się do szeptów – Doprawdy żałosne że będąc tak „odważnymi" nie staniecie kimś twarzą w twarz tylko podacie jakiś eliksir niczym jakieś obrzydliwe szczury z kanału które najwyraźniej nie posiadają honoru – dodała lodowato z ironią i wtedy już panowała kompletna cisza. Usiadła ze stoickim spokojem na swoim miejscu a cały slytherin zaniósł się śmiechem i oklaskami. Gryfoni siedzieli w ciszy burcząc coś pod nosem.

Wtedy jeszcze tego nie wiedziała ale zdobyła szacunek całego slytherinu.

Riddle przyglądał się jej kiedy siedziała słuchając jak inni mówią o tym że dobrze zrobiła. Zaskoczyła go tym wystąpieniem, uznał to za dobry ruch. Teraz zasłużyła na szacunek w slytherinie. Problem pojawi się kiedy zrozumie kto tam jest prawdziwym królem. Może ewentualnie stać za nim i ładnie wyglądać.

Musiał coś z nią zrobić zanim go wygryzie. Była doprawdy groźnym jak i niepozornym przeciwnikiem. W dodatku trzymała w sobie coś podobnego co posiadał on. Różnica była taka, że ona nadal tego nie odkryła a było to coś czego powinien się bać każdy. Musiał mieć ją przy sobie, albo stanie się jego wrogiem albo poplecznikiem a była zbyt niebezpieczna by stać naprzeciw niego.

- Wszystko gra Tom? – zapytała rudowłosa dziewczyna która postanowiła usiąść obok. Znał jej imię, współlokatorka obiektu na który spoglądał właśnie z taką nienawiścią. Elle wyglądała na rozpromienioną kiedy postanowił zwrócić wzrok ku niej nieco od niechcenia.

Zauważył że zaciskał dłonie na sztućcach.

- Czego? – zapytal z lekką irytacją.

- Chciałam się zapytać o bal, czy pójdziesz ze mną – odparła nie wyglądając na zdenerwowaną, wręcz była pewna tego co mówi. Jej koleżaneczki które za nim łażą wpatrzone jak w obrazek właśnie się wszystkiemu przyglądały tracąc zainteresowanie Alexandrą i jej odpowiedzią na zamach gryffindoru. Uśmiechnął się pod nosem, i tak miał je wszystkie w garści.

- Nie –odparł krótko licząc że dziewczyna się oddali jednak ona próbowała coś jeszcze zagadnąć.

- Odezwała się raz i myśli że tu rządzi – skomentowała widok Alexandry rozmawiającej z innymi ślizgonami z młodszych lat.

- Ja tu rządze – mruknął po czym wstał i wychodząc z sali jedynie mruknął kilka słów – Black, Lestrange, Nott, Mulciber – zawołał swoich najwierniejszych popleczników którzy najlepiej kryli fakt jak bardzo się go boją jednocześnie podziwiając.

Alexandra po posiłku zauważyła że ludzie z ich domu, w szczególności ci młodsi zaczęli w jakiś inny sposób na nią spoglądać. Właściwie to nagle pojawiła się w centrum uwagi i średnio się jej to podobało. Oczywiście oznaczało to że mogłaby czerpać z tego korzyści tak jak Riddle wykorzystujący swoich wyznawców czy jak im tam.

Siedziała właśnie w pokoju wspólnym czytając książkę o eliksirach. Musiała się nieco przypodobać Slughornowi na lekcjach. Próbowała się skupić na lekturze ale dwóch chłopaków z szóstego roku nie dawało jej spokoju. Siedzieli na kanapie przed nią i się jej przyglądali szepcząc coś. Nie znała ich osobiście jednak wiedziała że należą do drużyny quidditcha razem z Violet która była tam jedyną dziewczyną. Wtedy wpadła na pomysł, odgarnęła nieco do przodu włosy i z gracją wstała powtarzając sobie w głowie by postępować jak Riddle.

- Cześć – usiadła między nimi z uśmiechem a oni ze zdziwieniem spojrzeli ku sobie po czym zwrócił się do niej chłopak z kręconymi rudymi włosami.

- Ty jesteś Alexandra prawda? – odezwał się niepewnie jeden z nich a drugi go szturchnął. Miał blond włosy i jasną wręcz siną cere.

- Cześć, nazywam się Leon  to jest mój brat  James – wskazał na rudzielca. On był nieco pewniejszy siebie i najwyraźniej ucieszył się tym że się nimi zainteresowała.

Rozmawiała z nimi przez chwile, już w pierwszej chwili kiedy się do nich przysiadła czuła że już niedługo będą na każde skinienie jej palca. Już teraz chodzili za nią jak psy. Kiedy po całym dniu i kolacji weszła do pokoju wspólnego z nimi jako swojego rodzaju gorylami ponieważ byli naprawdę wysocy i wysportowani, Riddle zmierzył ją chłodnym wzrokiem a potem przeniósł go na nich. Zauważyła że chłopak zacisnął dłonie w pięści jednak po wyrazie jego twarzy nie dało się poznać jakichkolwiek emocji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro