XXXII. Szok

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była wściekła, tak bardzo wściekła, że nim pani Pomfrey zdążyła wyjść z gabinetu ona już trzaskała za sobą drzwiami. W ręku trzymała wyrwaną z księgi kartkę. To, że zobaczyła wspomnienie z otwierającą się komnatą, nie było przypadkiem. Po raz kolejny zorientowała się, że Riddle jest doskonałym aktorem! Specjalnie podsunął jej te konkretne wspomnienie a razem z nim wymknęły mu się te których nie chciał pokazywać. Przynajmniej go za to pokarało, niestety nie wystarczająco. Była bosa w podartej z boku zielonej sukience i zarzuconej na siebie za dużej wierzchniej warstwie szaty Riddle'a.

Słyszała za sobą krzyk pielęgniarki, jednak nie zareagowała i po chwili zniknęła za rogiem. Oddychając głęboko i nie myśląc zbyt wiele z hukiem otworzyła drzwi do klasy od eliksirów.

- Riddle! – odparła dostrzegając chłopaka, który jak zwykle siedział na swoim miejscu. Wszyscy z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach zwrócili się w jej stronę. Slughorn który prowadził lekcje zamarł w bezruchu. To się nazywało wielkie wejście.

- Alexandro powinnaś być w skrzydle szpitalnym – odparł zaskoczony nauczyciel. Jednym słowem miała go gdzieś. Przeszywała wzrokiem Toma Riddle'a który z początku spojrzał na nią znudzonym wzrokiem. Potem jednak wyraz twarzy się zmienił, wszedł w rolę.

Jak poparzony wstał i biegiem przycisnął ją sobie do piersi.

- Profesorze niech pan pozwoli, odprowadzę Alexandre do skrzydła szpitalnego – odparł nieco przepraszającym tonem patrząc na nią z udawanym zmartwieniem. Chyba udawanym. Czuła bijące od niego ciepło. Czuła zaciskające się wokół niej ramiona. Wiedziała też, że chłopak właśnie po kryjomu wyrwał jej z ręki kartkę i zgniótł. Więc po to było całe te martwienie.

- Dobrze, dobrze Tom. Tylko uważajcie na siebie – odparł zmartwiony nauczyciel.

Kiedy drzwi od klasy się za nimi zamknęły Riddle odskoczył od niej jak poparzony. Mogła to przewidzieć, typowe.

- Co to miało być!? – syknął z agresją wbijając w nią wzrok i przyciskając do ściany by uniemożliwić ucieczkę. Było to bezsensowne bo bardzo chciała mu zdradzić czym był powód jej zachowania.

- Trafiłam do miejsca które ma tysiące lat i podobno nie istnieje a w dodatku jest tam wielki wąż, który petryfi... - nie dokończyła bo dłonią zakrył jej usta. Wbił w nią wzrok a jego oczy wydawały się jeszcze bardziej orzechowe niż zwykle. Szczęka mu drgnęła, tracił panowanie.

- Dokończymy tę rozmowę kiedy wyjdziesz ze skrzydła szpitalnego – syknął rozluźniając nieco uścisk.

- Chcę wyjaśnień Riddle! – oznajmiła z frustracją – Natychmiast! – dodała bardziej zdecydowanym tonem. Wbijała paznokcie w wewnętrzną część dłoni by zapanować nad emocjami. Musiała być opanowana mimo całego tego szoku.

- Dość mieszasz! – syknął podenerwowany, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać. Tak też się stało. Za rogiem stała młoda krukonka z pryszczatą twarzą i wielkimi okularami. Nie znali jej imienia ani nazwiska. Riddle przeszył tę dziewczynę takim wzrokiem, że nie trzeba było zbyt długo czekać by się ulotniła – Szlama – wymruczał pod nosem a Alexandra spiorunowała go wzrokiem i tym razem to ona popchnęła go na przeciwległą ścianę wąskiego korytarza.

- Riddle! Całe te nasze układy, to wszystko... - chciała już coś powiedzieć ale jak zwykle jej przerwał .

- Jest wiążące – odparł chłodno. Alexandra wcisnęła w jego ramiona paznokcie wiedząc, że to na niego ani trochę nie zadziała. Jego wzrok przykuło tymczasem co innego. Szata chłopaka którą okryta była, nieco się jej zsunęła z ramienia. Była pewna, że przewiązała te miejsce wstążką by nikt nie dostrzegł...

Riddle nie kryjąc się z tym przyglądał się jej bliźnie w kształcie krzyża która pozostała po rodzinie zastępczej w Szkocji. Nim zdążyła się zorientować uniósł dłoń i przejechał dłonią po chropowatej części zwykle różowawej i aksamitnej skóry.

To był pierwszy raz kiedy dotknął ją bez powodu. Nie dla Slughorna, nie by ją zastraszyć, nie po to by ją rozkojarzyć. Po prostu to zrobił.

Momentalnie odepchnęła tę dłoń i po chwili jej ręka z plaskiem uderzyła o jego policzek. Twarz chłopaka była bez wyrazu, jej również. Nie uwierzyłaby nigdy, że chłopak potrafiłby choć przez sekundę być tak delikatny, jednak w tej chwili znaczenie miało tylko to, że naruszył jej najintymniejszą przestrzeń.

Policzek mu niebezpiecznie zadrgał. Zdjęła z siebie szatę i wcisnęła mu w ręce nie przejmując się faktem iż jej sukienka jest trochę podarta i nieco odkrywa. Najszybciej jak potrafiła pobiegła do skrzydła szpitalnego gdzie czekała na nią czerwona do granic możliwości pani Pomfrey.

Oczywiście nie obeszło się bez krzyków i gróźb spotkania ze Slughornem lub nawet samym dyrektorem Dippetem . Ignorując reakcje dosyć zasadniczej kobiety położyła się na łóżku bez słowa. Po prostu się skuliła i próbowała choć na jeden dzień odsunąć od siebie te wszystkie myśli.

Jednak słowa Riddle'a. To jak wspomniał, że ich układy są wiążące. Zrozumiała, że albo będzie z nim, albo przeciwko niemu. A on dziwnym trafem czegoś od niej chciał, zastanawiała się czy może nie pragnął komuś zaufać. Byłoby to ironią zważając na ich doprawdy przyjacielskie relacje.

Nie minęło dużo czasu by ponownie zasnęła. Miała wrażenie, że to wszystko jej jedynie efektem zmęczenia.

Obudził ją cichy chichot Violet i Belli siedzących przy jej łóżku. Znowu było jasno, jak długo spała? Rozejrzała się i dostrzegła, że jej koleżanki dokładnie się jej przyglądają. Na jej półce leżał idealnie złożony materiał. Riddle...

Najwyraźniej uznał, że nie dopierze już tej części szaty, po tym jak przez ponad dobe miała ją na sobie dziewczyna.

- Co tu robicie? – zapytała nieco znużonym głosem.

- Dobiłyśmy targu z panią Pomfrey, wyjdziesz dziś a my będziemy pilnować abyś jadła – odparła Bella a Alexandra miała ochotę złapać się za głowę. Wiedzą...

- Doskonale – odparła z nutką ironii w głosie czego dziewczyny najwyraźniej nie dostrzegły.

Po jakimś czasie spakowała swoje rzeczy i mogła udać się z powrotem do dormitorium. Wiedziała, że w końcu nie wytrzymają i o to zapytają, to było po prostu oczywiste.

- Dlaczego wtedy wpadłaś do klasy i noo... Riddle cię przytulił ?– zapytała Bella kiedy podążały lochami do tajnego wejścia.

- Nie warto wściubiać nosa w nieswoje sprawy – usłyszały lodowaty głos zza siebie. Nie był to nikt inny jak sam Riddle. On po prostu miał wyczucie by pojawiać się w takich chwilach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro