IMPREZA-rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano nie czułam się za dobrze. Doskwierał mi irytujący ból w miejscu gdzie pojawił się nieładny fioletowy siniak. Zmarszczyłam czoło widząc moje efekty przykrycia go podkładem i nie podobały mi się. Wyszłam z pokoju chcąc niezauważona dostać się do kuchni po coś do jedzenia. Poszło mi lepiej niż myślałam, a w domu panowała cisza, co trochę zaczęło mnie przerażać. Lilian już dawno powinna robić obiad cicho przy tym podśpiewując. Nie lubiłam takiej ciszy, ona zawsze oznaczała coś złego. Na palcach weszłam do kuchni rozglądając się uważnie. Otworzyłam szafkę, gdzie powinny znajdować się miseczki, no właśnie powinny... Jak zawsze pomyliłam tę szafkę z tą na talerze. Muszę to sobie gdzieś zapisać. Właśnie przygotowywałam sobie najbardziej skomplikowane danie na świecie zwane płatkami z mlekiem, gdy usłyszałam kroki.

- Co robić?- powiedziałam sama do siebie. Odłożyłam miskę i chciałam się ewakuować, ale podczas odwracania wpadłam na kogoś -O Boże- pisnęłam

- Ethan, ale bóg też mi się podoba

- Kretynie wystraszyłeś mnie! Dlaczego się tak skradasz i w ogóle odsuń się- popchnęłam go, kiedy zauważyłam, że wciąż stoi zdecydowanie za blisko mnie

- Co ty taka strachliwa?- zapytał kradnąc moje płatki

- Ej! Zostaw to- zabrałam mu je kiedy miał zamiar włożyć łyżkę do ust - Musze iść zanim twoi rodzice mnie zobaczą

- Nie ma ich- powiedział niewzruszony

- Jak to nie ma?- wskazał na kartkę leżącą na stole. Dlaczego wcześniej jej nie zauważyłam?

Babcia się rozchorowała, wrócimy za kilka dni. Ethan zajmij się Sophie. Buziaki, mama

- 'Ethan zajmij się Sophie' powtórzył zmieniając głos

- Bardzo śmieszne. Jestem tutaj ledwie kilka dni, a już mnie zostawiają- burknęłam. Pewnie to chciała mi wczoraj powiedzieć Lilian

- Przyzwyczaj się księżniczko. Często ich nie ma, a z resztą, przeszkadza ci to? - powiedział zdziwiony

- Ty mi przeszkadzasz- odpowiedziałam wrednie chcąc go wyminąć, ale chwycił mnie za ramię odwracając w swoją stronę

- Uuu wygląda gorzej niż wczoraj- dotknął mojego policzka

- No co ty nie powiesz- strąciłam jego dłoń z mojej twarzy i wróciłam do pokoju.

- Dzisiaj wpadną do mnie znajomi! Nie wychodź z pokoju, bo się wystraszą!- usłyszałam zanim pokonałam schody.

- Idiota- fuknęłam.

Reszta dnia minęła mi całkiem spokojnie. Nie wchodziliśmy sobie z Ethan'em w drogę. Szczerze to miałam dosyć jego towarzystwa na dzień dzisiejszy. Kiedy dochodziła dwudziesta pierwsza usłyszałam muzykę. Pewnie pierwsi goście już się zeszli. Skoro i tak nie zasnę przez hałas postanowiłam zrobić coś produktywnego. Przeczytać książkę, posprzątać pokój i takie tam. Może zaplanuje jakieś przemeblowanie. Często zmieniałam wystrój pokoju, bądź położenie mebli.

- Nie próbuj nawet schodzić na dół- warknął Ethan wchodząc do pokoju bez pytania

- Jasne wejdź, nie musisz pukać...- powiedziałam ironicznie krzyżując ręce na piersiach

- Nie żartuje. Nie chce, żeby któryś z moich znajomych cię zobaczył. Staraj się też nie hałasować

- No coś ty. Masz coś jeszcze do dodania?- ten tylko prychnął i odwrócił się z zamiarem wyjścia. Wtedy chwyciłam ciężka figurkę stojącą na komodzie i upuściłam ją na podłogę. Chłopak odwrócił się mierząc mnie lodowatym spojrzeniem

- Ups?- uśmiechnęłam się niewinnie.

O  trzeciej w nocy, miałam już po dziurki w nosie tej jego imprezy, hałasu i tego, że nie mogę zasnąć

- Dosyć tego- wymamrotałam i wstałam z łóżka, kiedy usłyszałam kroki na schodach - Słuchaj kretynie- otworzyłam drzwi i od razu zaczęłam krzyczeć na stojącego przede mną chłopaka - Skończ tę imprezę, albo kiedy wróci twoja matka narobie ci takich problemów, że ode chce ci się imprezowania!- krzyknęłam wściekła - Będziesz tak stać jak słup?- zapytałam, gdy nie ruszał się przez jakiś czas

- Właściewie...- zaczął i wtedy zorientowałam się, że to nie Ethan. Zapaliłam światło w moim pokoju i spojrzałam na nieznajomego

- Ty?- powiedzieliśmy w tym samym momencie.

- Tego się nie spodziewałem- powiedział blondyn uśmiechając się

- Wybacz, myślałam, że to ten idiota- usprawiedliwiałam się

- Ethan musiał nieźle zajść ci za skórę

- Nie pozostałam dłużna- zaśmiałam się i gestem dłoni zaprosiłam chłopaka do swojego pokoju

- Wczoraj nie mieliśmy okazji się  przedstawić, jestem Lucas

- Sophie- podaliśmy sobie ręcę

- Czy ty nie mieszkałaś ulicę dalej?- zmarszczył czoło

- Wiesz, właściewie to ...

- Jesteś  Ethan'a...

- Ethan'a kim?- dociekałam, gdy ten się zaciął - Z resztą nieważne. Przezorny zawsze ubezpieczony.- próbowałam rozluźnić atmosferę- Skąd mogłam wiedzieć, że nie będziesz próbować się włamać?- blondyn się zaśmiał, lecz wciąż patrzył na mnie wyczekująco - No dobrze. Jesteś całkiej miły dlatego zasługujesz na prawdę- zaczęłam - Ethan'a rodzice mnie adoptowali jakiś czas temu. Jestem tutaj na okres próbny i jak mogłeś zauważyć idzie nam średnio

- Wow. Coś słuszałem ale do głowy by mi nie przyszło, że będziesz doroslą kobietą- niepodzianka

- A wy? Długo się kolegujecie?

- Przyjaźnimy się od małego

- Czyli teraz mam kłopoty? - zaśmiałam się - Ethan kazał mi się nikomu nie pokazywać

- Spokojnie nikomu nic nie powiem- puścił do mnie oczko

- Dziękuję. Nie mam ochoty się dzisiaj kłócić.

- Bardzo boli?- zapytał wskazując na mój policzek

- Nie jest źle. Zejdzie za kilka dni

- Czyli to Ethan cię wczoraj zostawił samą. Rozmówiłbym się z nim, gdybym ci czegoś nie obiecał.

- Spokojnie, poradziłam sobie

- Skąd jesteś?- zapytał

-  Z Sydney i nigdy nie byłam w Canberra, dlatego się zgubiłam.- porozmawialiśmy jeszczę chwilkę zanim chłopak wrócił na dół. Był naprawdę w porządku i obiecał, nakłonić Ethan'a do zakończnia imprezy. Nie wiem jak może on się przyjaźnić z kimś takim. Co prawda podobno przeciwieństwa się przeciągają, albo może to tylko pozory.

Pół godziny później muzyka ucichła, a ludzie prawdopodobnie się rozeszli. Miałam zamiar iść spać, ale postanowiłam sprawdzić w jakim stanie jest dom, a to co tam zobaczyłam...

- Na co się gapisz? Pomóż mi- powiedział Ethan wrzucając puste butelki do worka

- Jesteś pijany, ledwie stoisz na nogach- powiedziałam patrząc na niego.

- Chyba o to chodzi w imprezach, żeby się bawić. Też byś mogła czasem spróbować sztywniaro

- Taa. Sam sprzątaj w końcu to była twoja impreza. - chłopak podszedł do mnie. Był blisko. Bardzo blisko. Szedł w moją stronę pewnym lecz chwiejnym krokiem i nie podobało mi się to. Cofałam się do czasu, aż trafiłam na ścianę, a on znów był blisko, zbyt blisko.

- Po co zlazłaś? Kazałem ci siedzieć na górze!- krzyknął na mnie. Skrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia. Nienawidziłam alkoholu, jego zapachu jak i wszystkiego innego z nim zwiazanego

- Odsuń się ode mnie!- krzyknęłam i zaczęłam go od siebie odpychać na co ten jedną ręką przytrzymywał mi ręce nad głową a  drugą złapał za policzki i skierował twarz w swoją stronę.

- Zapytałem, po co zeszłaś? Myślisz, że kim ty jesteś? Rządzisz się w moim domu, a jesteś tutaj tylko chwilowo!- wykrzyczał mi w twarz czego nie wytrzymałam i mojego kolano poszło w górę. Zostałam puszczona po czym szybko wbiegłam na schody zostawiając obolałego chłopaka samego

- I nie krzycz na mnie nigdy więcej

~Kazałem ci nie wychodzić z pokoju! Po co wylazłaś?!

Reszta nocy minęła mi spokojnie choć było mi ciężko zasnąć. Spałam niecałe dwie godziny ciągle się przebudzając. Zaspana zeszłam na dól, dochodziła szósta. Tak jak myślałam bałagan był taki sam albo nawet gorszy. Ethan musiał porozlewać piwo jeszcze zanim poszedł spać. Podłoga się lepiła i niemiłosiernie śmierdziało na całym dole. Nie mogłam tak. Nie mogłam patrzeć na ten bałagan, a i tak nie miałam nic lepszego do zrobienia. Posprzatałam. Nie dla niego. Oczywiście dla siebie, żeby móc w czystości zjeść śniadanie. Podobno w środy przychodziła sprzataczka, ale jeszcze jej nie widziałam. Przeżegnałaby się, gdyby zobaczyła co się tutaj działo. Biedna kobieta, pewnie nie raz musiała sprzątać po imprezach Ethan'a.

Zawiązałam ostatni worek z butelkami i wyniosłam go na zewnatrz, potem zjadłam śniadanie i wróciłam do pokoju, aby się przebrać. Ubrałam zwykłe klasyczne jasne rurki i czarną koszulkę z krótkimi rękawkami. Włosy splotłam w dwa warkocze pozostawiając po bokach po paśmie. Zrobiłam lekki makijaż, a że było dosyć ciepło nie nakładałam już podkładu na siniaka. Mam nadzieję, że to jak Ethan wczoraj mnie złapał nic nie zaszkodziło. Choć zabolało.

Dochodziła jedenasta, kiedy usłyszalam pukanie do drzwi. Nie odezwałam się. Nie mam ochoty z nim rozmawiać.

- Sophie- znów zapukał - Wchodze - i wszedł. Jak zawsze... - Dziekuję, że posprzatałaś. - powiedział drapiąc się po karku- nie miałam ochoty nawet na niego patrzeć dlatego nie odrywałam wzroku od książki - Nic nie powiesz?- nie. - Co takiego zrobiłem, że nawet mnie stąd nie wygonisz?- spojrzałam na niego z politowaniem. Naprawdę?  Wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę - Zrobiłem ci coś? - zapytał. A w jego oczach dostrzegłam strach, chyba. Nie odpowiedziałam, wróciłam do czytania. - Odpowiedz mi, proszę- teraz prosisz?

- Wyjdź- powiedziałam surowo

- Tylko mi odpowiedz i wyjdę

- Zawsze po imprezach, musisz pytać ludzi co zrobiłeś? Naprawdę jest z tobą tak źle?- Nie odpowiedział - Widzisz, ty też mi nie odpowiadasz. - powiedziałam po chwili -A teraz wyjdź.

- Przepraszam- powiedział zanim opuścił mój pokój. Na pewno znowu robi to dlatego, żebym nie powiedziała rodzicom. Niby taki buntownik, a boi się, że wyrzucą go z domu. W sumie nie ma czemu się dziwić. Ja po tych kilku dniach wiem, że sam, bez domu i bez rodziców stoczyłby się. On też to wie. Jestem pewna. A może w jego lodowatym sercu płonie jeszcze jakaś malutka, maluteńka iskierka nadzieji i nie  chce zasmucać mamy, ale ciągle to robi. Także pierwsza wersja jest dla mnie bardziej wiarygodna.  

__________________________________

Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieje, że się spodobał

Pozdrawiam
~ BadGril

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro