Rozdział 54 Jego krew leczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ola - Obok mnie

— Melody —

Jakiś czas temu moi oprawcy postanowili rozbić obóz. Mówiąc szczerze byłam trochę zła, że ten dziwny stan, w którym byłam jeszcze nie minął. Nie wiedziałam, dlaczego, ale chciałam porozmawiać z swoimi wrogami — powodem tego było to, co usłyszałam wcześniej. Zresztą mężczyźni, co chwilę rozmawiali o jakiejś Marcie. Z tego, co usłyszałam jakiś osobnik płci męskiej — nie poddali imienia — wydłubał jej oczy. Nie rozumiałam, jak ktoś może być aż takim potworem? Wiem, że Nevra zabijał niejednokrotnie, lecz robił to — chyba — tylko tym, którzy coś mu zrobili. Miałam ochotę krzyczeć — pokazując tym samym swoją ciekawość i zniecierpliwienie. Byłam znudzona ich ciągłymi rozmowami na jeden temat i tym, że nie wiem, o co chodzi. To strasznie irytujące... Nagle poczułam delikatny ból, promieniujący z mojej prawej dłoni. Co do cholery? — pomyślałam, otwierając instyktownie — przyszło mi to z trudem — oczy. Zobaczyłam małą ranę w miejscu, w którym odczuwałam ból. Moje źrenice rozszerzyły się w chwili, kiedy coś zrozumiałam. Ja otworzyłam oczy. Ten dziwny stan minął! Nerwowo zaczęłam się rozglądać po otoczeniu, lecz zobaczyłam tylko jednego z swoich porywaczy i niewielkie ognisko. Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc wstać, lecz coś mnie powstrzymało. Mówiąc coś mam na myśli gruby sznur, którym zostałam przywiązana do drzewa. Spróbowałam rozwiązać węzeł, lecz mój czyn nic nie dał. Nie, jednak coś dał. Porywacz dokładający do ognia, najprawdopodobniej usłyszał przyśpieszone bicie mojego serca i zaniepokojony spojrzał w moją stronę. Zauważając, że się obudziłam pojawił się przede mną w nadludzkim tempie. Spięłam się. Mimo, że byli to posłańcy Kero obawiałam się ich. Będąc z Nevrą byłam pod ciągłą ochroną, lecz teraz muszę radzić sobie sama. To dość przerażające.

— Widzę, że się obudziłaś — rzekł, a ja spojrzałam na jego twarz.

Był to ten sam mężczyzna, którego widziałam nim weszłam w ten dziwny stan. Zagryzłam wargę, czując jego dłoń na mojej ranie. Obawiałam się, że zechce mnie ugryźć, dlatego zamknęłam oczy — przygotowując się na nadejście jeszcze większego cierpienia.

— Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale nie bój się mnie.

Prychnęłam.

— Tak masz rację, twoje słowa brzmią bardzo nieprawdopodobnie — oznajmiłam. — Porwałeś mnie, a ja nawet nie wiem, co jest tego powodem.

Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Na samym początku owinął moją dłoń bandażem nasączonym czymś lepkim i czerwonym. Dodatkowo miało to niespotykany metaliczny zapach. Rozszerzyłam oczy. To chyba nie jest...

— Sądząc po twojej minie, domyślam się, że już wiesz, co to, prawda? — zapytał, wskazując na czerwoną ciecz. — Masz szczęście dziewczyno... — wyszeptał. — Król chcę cię żywą i nienaruszoną. Wydaje mi się, że znaczysz dla niego o wiele więcej niż wszyscy jego poddani razem wzięci — oświadczył, opierając się pień drzewa — tego samego, do którego byłam przywiązana.

Jego słowa bardzo mnie zaskoczyły. Jestem dla Kero ważna? Pokręciłam przecząco głową. Nie, na pewno nie. Ten starzec musi się mylić. Krew na bandażu zetknęła się z moją gołą skórą, a moją twarz wykrzywiło obrzydzenie. Kontakt z tą cieczą wcale nie należał do najprzyjemniejszych.

— Czyja to krew? — wypaliłam.

— Króla, oczywiście — odrzekł, jakby było to normalne zjawisko.

Rozdziawiłam delikatnie usta. Dlaczego Kero miałby dawać swoją krew by jakiś mężczyzna nakładał ją na moje rany? Spojrzałam na swoją dłoń i zesztywniałam. Nie było na niej nawet najmniejszego śladu, jakiegokolwiek uszkodzenia skóry. Czyżby krew wampira miała jakieś lecznicze cechy?

— Mój Pan, był pewien, że podczas podróży możesz się zranić Pani.

Zmarszczyłam brwi. Jaka znowu „Pani"? Usłyszałam obok siebie westchnięcie. Porywacz wstał, po czym podszedł do leżącej z boku małej metalowej skrzyneczki. Za pomocą klucza wiszącego na swojej szyi, wyciągnął z niej szklaną buteleczkę i jakiś kawałek zielonego materiału.

— Czas byś ponownie zasnęła, moja królowo — poinformował, podchodząc do mnie.

Cała się spięłam. Nie chciałam ponownie przechodzić przez to samo, jednak chyba nie miałam większego wyboru. W chwili, kiedy ponownie poczułam ten koszmarny zapach, byłam przygotowana na przeżycie tego stanu ponownie. Jednak stało się całkowicie inaczej. Straciłam przytomności i już nie miałam żadnych informacji o otaczającym mnie świcie. Miałam tylko nadzieję, że obudzę się już niedługo.

CDN

Co sądzicie? Spotkanie naszej Melody i „ukochanego" — wyczujcie ten sarkazm — Kero jest coraz bliżej. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy! Pozdrawiam i do kolejnego! (Do środy)

(Data opublikowania tego rozdziału: 02.01.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro