3. Xavier?!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yuriko

Obudziło mnie wschodzące słońce. Przez chwilę docierało do mnie, czemu nie jestem w internacie. Gdy już sobie przypomniałam, że jestem na wyspie z nową drużyną, uśmiechnęłam się pod nosem. Po cichu, żeby nie zbudzić reszty, wstałam i naciągnęłam na siebie bluzę, po czym wyszłam na zewnątrz.

Poranek był dość chłodny i bluza okazała się dobrym pomysłem. Z naszego domku na plażę prowadziły długie, kamienne schody. Zeszłam po nich i zaczęłam się przechadzać brzegiem morza. Zdjęłam klapki, w których wyszłam z domku, i weszłam w delikatne morskie fale. Chłodne o poranku morze przyjemnie ocierało się o moje stopy. Przyglądałam się przelatującym mewom i promieniom słońca przebijającym się przez chmury. To wszystko emanowało wielkim spokojem i czułam, jak cała się relaksuję. Cóż, rozpatrzę kiedyś mieszkanie nad morzem.

Jude

Obudziłem się wcześnie. Za oknem słońce świeciło zachęcająco. Włożyłem bluzę i wyszedłem przed domek. Świeże morskie powietrze po chwili wypełniło mi płuca. Na poważnie zastanowię się kiedyś nad mieszkaniem nad morzem. W dole zobaczyłem brunetkę. Yuriko spacerowała brzegiem morza. Wiatr ślicznie rozwiewał jej włosy. Przyłapałem się na tym, że często na nią patrzę.

Jude, ogarnij się!

Po chwili obok mnie pojawił się Nathan. Powiódł oczami za moim wzrokiem.

Nathan

- Już wstała? - trochę się zdziwiłem. Potarłem zaspane oczy. Gdyby nie słońce wpadające do domku, jeszcze bym spał.

- Ty też - Jude roześmiał się.

Chwilę staliśmy bez słowa.

- Była moją kuzynką ale też przyjaciółką - nie wiedziałem, po co to mówię. - Była dla mnie jak młodsza siostra. Nadal nie wierzę, że się znowu spotkaliśmy.

Żaden z nas nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo za nami otworzyły się drzwi.

- Chodźcie na śniadanie - Celia spojrzała na spacerującą Yuri. - Możecie po nią pójść? Nie możemy się spóźnić na statek. Nelly chybaby nas zabiła - dziewczyna roześmiała się.

- Jasne - Jude ruszył w stronę plaży. Chwilę patrzyłem na Yuriko. Chciałem ją zapytać o tyle rzeczy, a jednocześnie nie wiedziałem, jak. 

Jude

Zszedłem po schodach i skierowałem się w stronę dziewczyny. Chyba mnie zauważyła, bo odwróciła się w moją stronę. Wyszła z wody i podeszła do mnie.

- Hej - przywitałem się. - Musimy iść na śniadanie.

- Cześć - odwzajemniła uśmiech. Po chwili oboje byliśmy już na schodach.

Przestań się na nią gapić! Znowu się na tym przyłapałem. Ale nic nie poradzę - jest śliczna.

Na chwilę odwróciła się do mnie z zamiarem zapytania o coś.

Yuriko

Odwróciłam się na chwilę w stronę Jude'a.

- A czy...

I ta chwila wystarczyła, żebym potknęła się o wystający kamień, którego jakiś kretyn użył do budowy tych schodów.

Poczułam ręce wokół swojej talii i jak zaciskam palce na ramieniu Jude'a. Uratował mnie od bliskiego spotkania ze schodami. Gdy już się wyprostowałam, poczułam, że się czerwienię.

- Dzięki - mruknęłam, odwracając wzrok. Czemu zawsze robię z siebie głupka?! I niezdarę od dosłownie wszystkiego!

Nathan, pamiętasz ten dzień, gdy jeżdżąc na łyżwach nie wyhamowałam i wjechałam w tamtego chłopaka? Stałeś i płakałeś ze śmiechu, kiedy ja go przepraszałam. I do dziś się wstydzę.

Weszliśmy do domku, gdzie dziewczyny przyszykowały nam śniadanie. Po zjedzeniu, Nelly zwróciła się do nas:

- Zbieramy się! Niedługo nasz kurs na statku!

***

Wysiedliśmy ze statku na Okinawie. Żałowałam, że rejs się już skończył.

- Nigdzie nie ma trenerki - zauważył Shawn. Rzeczywiście, miała tu na nas czekać.

- Proponuję się rozdzielić. Wtedy szybciej znajdziemy Płomiennego Napastnika, o ile w ogóle tu jest. Ja zostanę i zaczekam na trenerkę - powiedziała Nelly.

Nagle w powietrzu kawałek od nas dostrzegliśmy jakiś przedmiot.

- To piłka, czy mi się wydaje? - zastanawiał się na głos Erick. Chłopacy postanowili, że rozdzielimy się po kilka osób i pójdziemy w różnych kierunkach. Razem z Markiem, Darrenem i Judem ruszyliśmy w stronę piłki.

Dotarliśmy na boisko, gdzie dzieci grały w nogę. Piłka podleciała w stronę Marka, który zaczął podbijać ją kolanem. Zerknęłam w stronę chłopców.

- Mark... - nie dokończyłam, bo jeden chłopiec się rozpłakał. Odebrałam od Marka piłkę i podałam dziecku, ale nie przestawało płakać. Po chwili płakały już wszystkie. Będą kłopoty.

- Uuups - Mark spojrzał na Jude'a.

- Nie, nie mam pomysłu. Jeśli zabrałeś mu piłkę to teraz sam go uspokajaj - Jude parsknął śmiechem. Mark próbował przepraszać chłopca, a po jego nieudolnych próbach śmieliśmy się już wszyscy. To bezcenny widok: mały chłopiec z piłką w ręku nie przestaje płakać, a twój kapitan stara się go uspokoić. Ja, Darren i Jude mieliśmy już ze śmiechu łzy w oczach.

Nagle znikąd pojawił się chłopak, a może mężczyzna?, i stanął pomiędzy nami a dziećmi.

- Co zrobiliście?! Czemu moje rodzeństwo płacze? - spojrzał na nas groźnie. Wyciągnął w moją stronę kij, który trzymał w ręce. Odruchowo odsunęłam się do tyłu.

- To ty?! - dobra, ten gość jest jakiś nienormalny.

Jude odsunął ode mnie kij.

- Uważaj, bo zrobisz komuś krzywdę.

- To ja wziąłem ich piłkę. Najmocniej przepraszam. Naprawdę nie chciałem nikogo urazić - odezwał się Mark. Oddał piłkę chłopcu i zwrócił się do niego: - Wybacz, mały.

- Kim jesteś? - chłopak warknął i spojrzał na Marka nieufnie.

- Nazywam się Mark Evans, jestem kapitanem drużyny Raimona.

Chłopak roześmiał się głośno i wyciągnął rękę w jego stronę.

- Trzeba było wcześniej powiedzieć. To wszystko zmienia. Jestem Thor Stoutberg. To wy walczycie z kosmitami, prawda?

- Tak - Mark kiwnął głową. - Nie martwisz się, że tu również zjawi się Akademia Aliusa?

- Jak tu przyjdą - Thor odłożył kij i sięgnął po piłkę - to sami się z nimi rozprawimy.

Po tych słowach wykopał piłkę w górę. Otoczyły ją smugi wiatru, po czym pomknęła w dół. Podmuch był tak silny, że musieliśmy zasłonić oczy. Thor kopnął ją i posłał kawałek dalej.

- Owszem, strzelasz całkiem nieźle - Jude uśmiechnął się i zaczął biec w kierunku piłki. - Ale jak sobie radzisz w obronie?

Zaczął dryblować w kierunku Thora. Ten kucnął i zawołał:

- Super Sumo Cios!

Jude prawie stracił piłkę, ale udało mu się z nią zatrzymać i posłać z powrotem w naszą stronę. Teraz zdążyłam się przygotować:

- Tarcza! - przede mną pojawiła się połyskująca srebrna tarcza. Jak dawno nie używałam tej techniki! Po chwili piłka była w moich rękach.

- Jaka super technika! - Mark i Darren zaczęli wykrzykiwać.

- A tak właściwie to co was tu sprowadza? - Thor spytał.

- Szukamy Płomiennego Napastnika - odpowiedział Darren.

- Płomienny Napastnik? - Thor pokręcił głową. - Nie znam nikogo takiego.

Rozmawiając, zaczęliśmy wracać. Mark postanowił przedstawić drużynie Thora. Było jeszcze dużo czasu do umówionej godziny, więc postanowiliśmy się rozdzielić. Ja i Jude poszliśmy w jedną stronę, Mark, Darren i Thor w drugą. W ten sposób zwiększymy szanse na znalezienie Płomiennego Napastnika.

***

Jude

Chodziliśmy z Yuriko już od dłuższego czasu. Okinawa była sporą wyspą, a słońce paliło niemiłosiernie. Nie wiem, za czym rozglądaliśmy się bardziej - chłodną kawiarnią czy Płomiennym Napastnikiem. Droga prowadziła teraz pod górkę. Zauważyłem, że dziewczyna trochę zwolniła tempo.

- Możemy na chwilę usiąść? - wskazała pobliską ławkę.

- Jasne - Jude, ty idioto! Ona miała nie obciążać nogi, a ty z nią łazisz po wzgórzach już od kilku godzin! Nie dziwiłem się, że potrzebuje na chwilę usiąść. Usiadłem obok niej na ławce. Oboje byliśmy już zmęczeni. Nie mieliśmy wody, a upał robił się nie do zniesienia. Rozejrzałem się. Zauważyłem niedaleko herbaciarnię i skierowałem się w tamtą stronę.

- Zaraz wracam.

Po chwili wróciłem z dwiema mrożonymi herbatami. Jedną podałem dziewczynie, na co ta podziękowała i uśmiechnęła się. Tak ślicznie się uśmiecha!

- Trzeba już wracać - powiedziałem, gdy wypiliśmy napoje.

- Racja. Będą się niecierpliwić - odpowiedziała.

Wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę, z której przyszliśmy. Doszliśmy do niewielkiego placu, otoczonego kamienicami, gdy zdałem sobie sprawę, że nie wiem, gdzie jestem. Kompletnie nie pamiętałem, którędy tu doszliśmy. A może wcale nas tu nie było?

Yuriko

Dobra, gdzie my jesteśmy? Nie pamiętam tego miejsca. Jude też się rozglądał.

- Jude? - zaryzykowałam. - Wiesz, gdzie jesteśmy?

- Nie mam pojęcia. Zadzwonię do Nelly, ona nas pokieruje.

Wyciągnął telefon i wybrał numer.

- Nie odbiera - powiedział po chwili. - Musimy się kogoś spytać o drogę.

Skinęłam głową i podeszłam do jakiejś pani z dzieckiem. Nie wiedziała. Spytałam jeszcze kilka osób, ale żadna nie potrafiła wskazać drogi. Jude z podobnym skutkiem pytał przechodniów.

- Uroki turystycznej wyspy - wymamrotałam pod nosem. - Nikt nie zna drogi, bo nikt nie jest stąd.

Nie wytrzymam jeszcze kilku godzin szukania. Noga zaczęła o sobie przypominać. Doczłapałam do ławki i wsparłam głowę na oparciu. Po chwili dołączył do mnie Jude.

- Boli cię noga? - czytasz w moich myślach, kolego.

- Trochę. Ale dam radę iść! - uprzedziłam następne pytanie. - Popytajmy jeszcze.

Wstałam i podeszłam do młodej kobiety, Jude po drugiej stronie placu pytał dwóch przechodniów. Po chwili dostrzegłam nastoletniego chłopaka z naciągniętą na oczy, pomarańczowoczarną bluzą. Stał przy ścianie jednej z kamienic. Z nadzieją do niego podeszłam.

- Przepraszam, wiesz jak stąd dojść do portu? - to nieprzyjemne uczucie, gdy nie widzisz czyichś oczu podczas rozmowy i jednocześnie wiesz, że dla kogoś jesteś świetnie widoczna. Z drugiej strony jakoś wewnętrznie byłam pewna, że chłopak nie ma złych zamiarów.

- Musisz skręcić tam - ledwie słyszalnym głosem wskazał boczną uliczkę. - Potem w dół ulicy cały czas prosto, aż do drogowskazu w stronę portu.

- Wielkie dzięki - chłopak spojrzał spod kaptura gdzieś za mnie i bez słowa odszedł. Dobra, niecodzienny typ, ale przynajmniej wiemy, dokąd iść.

- Jude! - zawołałam chłopaka. - Znam drogę!

Jude

Odwróciłem się w stronę Yuriko.

- Musimy skręcić tam - pokazała kierunek. - Później prosto, aż do drogowskazu do portu.

- Świetnie - ruszyłem we wskazaną stronę. Po skręceniu w uliczkę moim oczom ukazała się biegnąca w dół ulica. Była długa, a jej koniec niknął w oddali. Po chwili namysłu schyliłem się.

- Wchodź.

- Co? - dziewczyna zatrzymała się zdziwiona.

- To daleko, już i tak długo chodzimy, a ty miałaś nie obciążać nogi.

- Na pewno...? Nie chcę ci robić kłopotu.

- Na pewno.

Weszła mi na plecy. Jest leciutka jak piórko. Ruszyłem. W jakiś sposób czułem się za nią odpowiedzialny.

***

Yuriko

Dotarliśmy do portu. Cała drużyna zebrała się wokół. Zobaczyłam stojącego obok Thora.

- Gdzie wy byliście? - Celia przyglądała nam się.

- Mieliście wrócić godzinę temu - Nelly była wyraźnie zła.

- Trochę się zgubiliśmy - odpowiedziałam. Trochę? Nawet bardzo trochę.

- A gdzie Shawn i Bobby? - Jude rozejrzał się.

- Też jeszcze nie wrócili. Zwariować można - Nelly skrzyżowała ręce na piersiach.

- Już idą - Erick dostrzegł zbliżających się Shawna i Bobby'ego. - Z resztą nie sami.

Teraz już wszyscy zobaczyliśmy ich w towarzystwie chłopaka z jaskrawoczerwonymi włosami.

- Jestem Płomiennym Napastnikiem, którego szukacie - nie podobała mi się ta jego pewność siebie. Jest wokół niego jakaś aura niepokoju. - Nazywam się Claude Beacons.

- To jego szukamy? - usłyszałam pełne zwątpienia pytanie Sue.

- Nie - odpowiedział Erick.

- Kapitan Mark Evans, prawda? - nieznajomy zwrócił się do Marka. - Jak leci, chłopie?

- Dobrze, miło mi - uśmiechnął się niepewnie kapitan.

- Słuchajcie, dowiedział się, że wszyscy na wyspie go szukają, więc postanowił się wreszcie ujawnić - wyjaśnił Bobby.

- To znaczy, że tutaj mieszkasz? - zapytała Claude'a Tori. 

- Jak najbardziej!

- Jesteś pewien? - warknął Thor. Patrzył na niego tak, że człowiek dostawał gęsiej skórki. - Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.

- Tak się składa, że ja ciebie też nigdy wcześniej nie widziałem - odparł z pewnym siebie uśmiechem. - Chcę dołączyć do waszej drużyny! Sprawdźcie mnie. Muszę wiedzieć, czy strzelam wystarczająco mocno, żeby z wami grać. Jedenastka Raimona kontra ja! Jeśli strzelę wam choć jednego gola, wygrywam i przechodzę test - spojrzał na Marka. Nie podoba mi się jego tupet.

- Zgoda.

Po chwili byliśmy już na boisku. Usiadłam na ławce między Silvią a Nelly. Claude rozpoczął grę. Nikomu nie udało się go zatrzymać. Rozbił Wieżę oraz Mroźny Ląd i pędził w stronę bramki.

- Atomowy Błysk! - rozbił Rękę Majina Marka bez najmniejszej trudności. Jak...?

- To był kosmiczny strzał, Claude! - kapitan był zachwycony. - Witaj w drużynie!

- Co pani sądzi? - zwrócił się do trenerki Jude.

- Zawsze dobrze jest mieć w składzie kogoś, kto tak mocno strzela - trenerka podeszła do Claude'a. - Ale zanim cię przyjmiemy, chciałabym zadać ci kilka pytań. Musisz nam coś o sobie opowiedzieć. 

- Śmiało!

- Po pierwsze, chciałabym wiedzieć, gdzie się uczysz.

Zrobiło się cicho. Czerwonowłosy spojrzał z nienawiścią na trenerkę. Coś było nie tak.

Usłyszałam czyjś głos nad głową.

- W Akademii Aliusa, rzecz jasna.

Nie wierzę!

- Xavier?! - nad nami stał nie kto inny, jak mój dawny przyjaciel. Spojrzał na mnie. Jego oczy... Kiedyś pełne życzliwości, teraz były zimne jak lód. Wyglądał jak zupełnie inna osoba. I co on tu robi?! - Co ty tu robisz?!

Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie jak na wroga, nie przyjaciela.

- Co się stało?!

Znowu milczał.

- Xavier! Nie poznajesz mnie?

Co tu się dzieje?!

Na ramieniu poczułam czyjąś dłoń.

- Znasz go? - Jude zapytał cicho.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć.

- Nie wchodź mi w drogę, Zeen! - Claude spojrzał ze złością na Xaviera.

- Co chcesz przez to osiągnąć? - głos Xaviera był spokojny, ale brzmiał tak, że ciarki mi przeszły po plecach.

- Chciałem zobaczyć piłkarza, którym tak się interesujesz! - odkrzyknął Claude. - Oni nic nie potrafią! Nie rozumiem, o co ci chodzi!

Xavier kopnął piłkę w jego stronę z niesamowitą siłą. Claude wyskoczył w górę, przyjął ją i nagle otoczyła go mgła. Stanął w stroju Akademii Aliusa. Zaczęli wymieniać podania, jakby się siłowali. Patrzyłam na to wszystko z otwartymi ustami i nie mogłam wydobyć z siebie słowa.

- Kim ty jesteś?! - Jude krzyknął.

- Jestem z Akademii Aliusa, kapitan drużyny Prominence. Naprawdę nazywam się Torch.

Wdał się w kłótnię z Xavierem, ale nie trafiały do mnie ich słowa. Z otępieniem wpatrywałam się w przyjaciela. Chciałam do niego biec, ale... Jego spojrzenie...

Nagle Xavier zeskoczył i z wielką siłą skierował się w stronę Claude'a, a może Torcha. Ten wybił się w górę. Oślepił nas blask. Gdy otworzyliśmy oczy, nikogo już nie było.

- A więc Prominence - wyszeptała trenerka za moimi plecami. Drgnęłam i odwróciłam się do niej. Czy wiedziała o...nim? - Nie sądziłam, że może być ich więcej.

- Co to miało być?! - Sue była w szoku.

- Genesis nie byli ostatnią drużyną, z którą graliśmy - stwierdził Shawn. - Ile ich jeszcze będzie?

- Nie wiem - wymamrotał Jack. - Ale ze wszystkimi będziemy musieli grać...

Zapadła chwila ciszy. Próbowałam cokolwiek zrozumieć z tego, co się właśnie wydarzyło.

- Tak czy inaczej, Torch nie był Płomiennym Napastnikiem, którego szukaliśmy - zamyślił się Jude, przerywając milczenie. - A więc zaczynamy poszukiwania od nowa.

Nagle Erick odwrócił się i spojrzał na mnie.

- Ty go znasz? - zadał niewygodne pytanie. - Tego Xaviera?

Poczułam na sobie spojrzenia wszystkich i zaczerwieniłam się. Niedobrze się stało. 

- Skąd? On jest kosmitą? Skąd go znasz? - posypały się pytania, na które nie mogłam odpowiedzieć. Zerkam na trenerkę. Pokręciła lekko głową.

- Ja... Nie mogę wam powiedzieć.

- Co?! Czemu?

- Nie mogę. Nie teraz.

Zapanowała cisza. Stałam ze spuszczoną głową, pewnie czerwona jak burak. Po chwili Bobby odezwał się:

- A co, jeśli ona też...?

- Nawet tak nie mów! Skoro mówi, że nie może nam powiedzieć, to ma do tego powody! - Jude stanął w mojej obronie.

- Wszyscy skończcie! - trenerka ucięła dyskusję. - Wsiadamy do busa i jedziemy na pole campingowe.

Szliśmy w ciszy. Lina spojrzała mi w oczy. Rozumiałyśmy się bez słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro