Nie warto ufać ludziom

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak się teraz zastanawiam... Ta akcja z Ozzy'm to nie była zbiorowa halucynacja? Znaczy, czy my się nie naćpaliśmy i to po prostu nam się nie przyśniło. Nie wiem. Ale po koncercie Osbourne'a strasznie mnie łeb napieprza. Zadzwonił budzik i cały pokój wypełniły słodkie dźwięk Psycho Circus. Spojrzałem na telefon. No pięknie. Muszę zapierdalać na pełnej kurwie do szkoły, bo inaczej będę nieklasyfikowany z matmy.
Nawet się nie zastanawiając wziąłem przypadkowe ubrania z mojej szafy, która w sumie wyglądała jak po wybuchu jakiejś jebanej bomby. Po ubraniu się, ogarnięciu mojego szpetnego ryja, założeniu kontaktu, bez którego nie wychodziłem nawet do sklepu byłem gotowy na podróż do magicznego miejsca, gdzie tak łatwo traci się różne rzeczy. Na przykład długopis, zeszyt, godność, chęć do życia i inne takie pierdoły. Nie no, muszę się pochwalić, że z wyżej wymienionych nigdy nie zgubiłem długopisu. Trzeba szukać pozytywów.
Oczywiście autobus spierdolił właśnie w chwili w której wbiegłem na przystanek. Komunikacjo miejska, kocham cię całym sercem. Nikt nie niszczy dnia zrozpaczonym uczniom tak jak ty. Spojrzałem na zegarek. 7:49. Do szkoły mam jakieś 15 minut spacerkiem, więc może jak będę zapierdalał to zdążę. Kogo ja oszukuję! Przecież ja nie biegam, a wuefista(?) zrezygnował już z jakichkolwiek prób zachęcenia mnie do uprawiania sportów. On się mnie chyba boi... A chuj, NIE SPAĆ! ZWIEDZAĆ! ZAPIERDALAĆ! Udało się, wchodzę do szkoły, a to bydło zwane uczniami stoi jeszcze przed klasami, może mi się uda... W tym momencie, no a jakżeby kurwa inaczej zadzwonił dzwonek. Wbiegłem do klasy w ostatnim, dosłownie w ostatnim momencie.
- No proszę pan Warner. Jak zawsze spó...
- O nie! Nie spóźniłem się! Nie zaczęła pani sprawdzać listy, więc jestem na czas - hehehheheheh, pomimo tego, że kurwa chciała mnie udupić, to jej się nie udało. Szach mat, facetko! Usiadłem w mojej ławce. Twiggs siedział z niezwykle uroczym uśmiechem.
- Nowy rekord milordzie.
- Zamknij ryja.
- Krzywo się pomalowałeś. Zjebie.
- Pierdol się.
- Tak samemu, nie wypada...
- To ci pomogę.
- Dziękuję, zastanowię się.
- Ej, a gdzie Pogo?
- Zaspał. Tylko ja nie zaspałem z nas wszystkich.
- Dobra, cicho, facetka sprawdza obecność.
- Stephen Bier.
- Ave, oto przybyłem - wysapał Madonna stając w drzwiach.
- Spóźnił się pan, panie Bier.
- Nie. Jestem w klasie podczas kiedy pani wyczytała moje nazwisko. Nie spóźniłem się.
- Kolejny mądry się znalazł, w regulaminie jest napisane...
- Proszę pani, ja doskonale wiem co jest napisane w regulaminie. W innym wypadku jak mógłbym łamać poszczególne punkty z pełną świadomością tego co robię?
- Dobrze wiedzieć panie Bier - Poguś usiadł koło nas. Lekcja się zaczęła. Oczywiście Berkowitz, który do tej pory siedział z Madonną znalazł sobie nowego kolegę. Pierdolony zdrajca.
*************
Podczas przerwy obiadowej po raz pierwszy od kilku dni Daisy spojrzał w naszą stronę. Jak na komendę pokazaliśmy mu środkowy palec. Chyba się lekko zdziwił. Dopóki nie pofatyguje się i nas nie przeprosi może spierdalać. Mam go w dupie.
- Idziemy gdzieś po szkole? Może do tego klubu dla gejów co ostatnio? - zapytał Pogo.
- A może nie? - odparłem. Bałem się, że ktoś mi wyrwie Twiggsa. A tak serio to nie chciałem znowu spotkać Gerarda i reszty. Niepokoili mnie ci ludzie.
- To co proponujesz? - zapytał Madonna.
- Może chodźmy do kina - zaproponował Twiggs
- A może pójdziemy do ćpunchatki? - chociaż w sumie nie chciałem tam wracać, zwłaszcza bez Daisy.
- Może jutro. Dzisiaj chciałbym obejrzeć film - Twiggy'emu na prawdę zależało. Może to dobry pomysł?
- Dobra tylko nie na żadną komedię romantyczną. Będę się czuł niezręcznie - Łysy ma rację. W sumie to i tak wolę horrory.
- Dobrze, łysolku. Chciałem pójść na maraton Obcego - Twiggy ma coraz mądrzejsze pomysły.
- A co, brakuje ci widoku własnego odbicia? Popatrz w lustro, zobaczysz coś gorszego niż Obcy.
- Pogo, jesteś wredny. To w sumie nic nowego, bo ty zawsze byłeś złośliwym chujem.
- Schlebiasz mi. Naprawdę nie musisz być aż tak miły.
**************
Zostałem wezwany do dyrektorki. Ciekawe czy chodzi o tę akcję ze spóźnieniem. Ale w sumie nie wiem. Po co robić dramy. Wchodzę sobie do tej pieprzonej kaplicy, a tam moi starzy siedzą. Eeeeeeee o co chodzi? Co tu się kurwa dzieje?!
- Panie Warner dostaliśmy informację, że to pan jest odpowiedzialny za podpalenie krzyża, który stał w sali gimnastycznej - o kurwa. Kto im to powiedział? Ten kujonek?! Nie... Jemu by nie uwierzyli.
- Brian, pan Scott Putesky powiedział, że wymyśliłeś jak dokonać tego strasznego świętokractwa. Przyznał się, że brał w tym udział razem z panem Bierem panem Whitem i świętej pamięci panem Lintonem. Czy to prawda? - a to kurwa jebana. Pierdolony wszystko powiedział. Był dla mnie jak rodzina, a tak mnie potraktował! Chuj nas sprzedał tylko po to, żeby mieć znajomych. Jakbyśmy my mu nie wystarczali.
- Tak.
- Państwo Warner, w tej sytuacji powinnam zadzwonić na policję. Jednakowoż wolała bym załatwić to polubownie.
- Oczywiście, pani Smith. Co mamy zrobić?
- Brian jest dzieckiem sprawiającym problemy, ale sądzę, że dwuletni pobyt w szkole z internatem bardzo by mu pomógł - co kurwa?! Nie wierzę, że moi starzy się na to zgodzą. Nie ma nawet takiej opcji.
- Dobrze, pani dyrektor. Brian przeniesie się do szkoły z internatem.
- Muszę nalegać żebyście wysłali go do Szkoły św. Jana dla chłopców. Jest to placówka partnerska z naszą. Dzięki temu będę mogła monitorować ewentualną poprawę zachowania państwa syna - to jakiś jebany żart! Pierdolony koszmar.
- Dobrze, Brian jesteś wolny. Wracaj na lekcje - wyszedłem z tego jebanego pokoju. Starałem się nie wyglądać na tak wkurwionego, jak w rzeczywistości jestem. Zaraz zrobię mu z dupy wycieraczkę.
- O co chodziło?
- Putesky nas wsypał. Starzy wysyłają mnie do internatu. Nie wiem kiedy, ale pewnie kurwa niedługo.
- Raczysz żartować.
- Nie, kurwa! Ten zjeb wsypał nas, żeby mieć nowych przyjaciół. Zachował się jak pierdolona dziwka.
- Jak spotkam tego chuja to kurwa zęby z podłogi będzie zbierał.
- Was też pewnie wyślą do internatu. Wy byliście tam ze mną, Scott się sprzedał, a Tim wącha kwiatki od spodu. "Wszyscy winni zostaną ukarani".
- Ale temu skurwielowi nic nie zrobią. Jeszcze na ołtarze go kurwa wyniosą, bo się opamiętał i wydał złoczyńców w ręce sprawiedliwości.
- Lista osób, którym ufam jest doprawdy coraz krótsza. Zostaliście mi tylko wy - westchnąłem. Jestem już kurwa zmęczony. Mam dosyć tego, że wszyscy mnie zawodzą. Z czterech przyjaciół zostało mi tylko dwóch. Chociaż... Cieszę się, że zostali ci prawdziwi. Może już teraz nikt mnie nie zostawi. Wciąż mam chłopaka i najlepszego przyjaciela. Niektórzy nawet tego nie mają.
- Masz rację, Manson. Teraz przynajmniej wiem jaki ten skurwiel był naprawdę - Pogo był załamany. Ale on zawsze zgrywa twardziela pozbawionego emocji.
- Dobra. Idziemy do tego kina? Nie mam zamiaru pozwolić żeby jakaś sprzedajna kurwa zniszczyła mi zajebiste wyjście z chłopakiem i przyjacielem.
- Oooooo, to urocze, że nazywasz mnie przyjacielem. Myślałem, że tolerujecie mnie tylko dlatego, że mam prochy.
- No co ty... Ty jesteś tym dobrym łysolkiem, który zawsze ma coś do powiedzenia, Twiggs to miła i inteligentna kulka chorych myśli i dredów. A ja jestem szatanem.
- Oooooooo, to takie urocze. Kocham was - przytulił nas. To potwierdza moje przypuszczenia, że zdrada Berkowitza zabolała go bardziej niż chciałby to okazać.
- Zaraz wykupią nam wszystkie bilety.
Idziemy?
- No chodźmy.

______________________________________
Przedostatni rozdział tej książki. Następny będzie dużo krótszy. Właściwie wszystko zostało już wyjeśnione. Czekam na wasze komentarze ^^

Ps: Znaczy się prysznic potrzebny. 😄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro