Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Już będąc tutaj, wiedziałam, że prawdopodobnie wrócę z nowym nabytkiem. Choćbym miała błagać Michelle, aby sprzedała mi tego maluszka i zapłacić za niego dziesięć razy tyle, ile żądała. Odsunęłam od siebie kotka i spojrzałam mu w oczy. Przepadłam.

-       Chcesz go kupić, prawda? – Usłyszałam tuż za plecami i z puszystą kulką na ręce odwróciłam się w stronę zleceniodawczyni, która przypatrywała mi się z nieskrywaną radością.

Pewnie wiele razy widziała podobny obrazek, więc moje zachowanie niczym nie odbiegało od normy.

-       Właśnie opracowywałam w myślach scenariusz, jak cię do tego przekonać – odparłam zgodnie z prawdą. – Jestem gotowa dać więcej, niż sobie życzysz.

-       Puszek będzie miał u ciebie cudowny dom – westchnęła, a ja z wrażenia otworzyłam usta. Czy to oznaczało zgodę?

-       Puszek? – spytałam ostrożnie, tuląc malucha. Chyba zasnął, bo przestał się ruszać. Czułam tylko, jak powoli oddychał.

-       Tak ma na imię. Oczywiście tymczasowo, bo z reguły nowi właściciele nadają pupilowi imię, które bardziej przypadnie im do gustu. Ty również możesz je zmienić, jeśli tylko masz takie życzenie. Każę przygotować kocię do wyjazdu. – Michelle nie przestawała się uśmiechać.

W myślach wychwalałam ją ku niebiosom i dziękowałam losowi, że postawił ją na mojej drodze. Zerknęłam w dół, prosto na mruczącego przez sen Puszka. Ładne imię, aczkolwiek zdecydowanie wolałam nadać mu inne i już nawet wiedziałam, jakie ono będzie.

Maluszek został zabrany przez jednego z pracowników Michelle, a my udałyśmy się z powrotem do domu, aby dopełnić formalności związanych z przekazaniem mi kota. Czułam podekscytowanie i chociaż wiedziałam, że pupil wprowadzi w moje życie sporo zmian, to byłam na nie gotowa. Nie miało już dla mnie znaczenia, że przywiążę się do niego tak mocno, iż jego strata w dalekiej – miałam nadzieję – przyszłości bardzo mnie zrani. Liczyło się tylko to, ile cudownych chwil spędzimy razem.

Pół godziny później opuściłam posiadłość i pojechałam prosto do swojego mieszkania. W ogóle nie zwracałam uwagi na telefon, kociak pochłonął ją w całości. Dostałam dla niego podstawowe akcesoria, a resztę musiałam dokupić kolejnego dnia. Wolałam nie zostawiać nowego podopiecznego samego, a nie chciałam też go męczyć, chodząc po sklepie i wyszukując potrzebne rzeczy.

W mieszkaniu od razu zabrałam się za przygotowanie przestrzeni dla Neo. Właśnie takie imię dostał ode mnie. Położyłam go w legowisku. Przeciągnął się powoli i kilka razy zamiauczał, ale poza tym na razie zachowywał się w porządku. Dobrze, że nadchodził weekend i mogłam z nim zostać, aby oswoił się z brakiem matki, rodzeństwa i zmianą otoczenia.

-       Karen? – Kilka godzin później usłyszałam głos Mike’a, który przyjechał po pracy. – Gdzie jesteś? – Ruszył w głąb korytarza i po chwili stanął w salonie. – Co to jest? – Przyglądał mi się ze zdumieniem.

-       Mój nowy podopieczny – pochwaliłam się, podnosząc wzrok na Bennetta. – Coś nie tak? – Zmarszczyłam brwi, widząc, jak na nas patrzył.

-       Kupiłaś kota? – Jego zaskoczenie zwiększało się z sekundy na sekundę, a ja kompletnie nie rozumiałam aż tak przesadzonej reakcji.

-       Przecież widzisz. – Uśmiechnęłam się szeroko, po czym pogłaskałam kociaka po grzbiecie. Ten znów przyjemnie zamruczał. To była najpiękniejsza melodia dla moich uszu. – Poznaj Neo, Mike.

-       Ale dlaczego? – Padło kolejne pytanie, a ja niemal parsknęłam śmiechem.

-       Bo je kocham? Powinieneś o tym wiedzieć. – Nieznacznie wzruszyłam ramionami. – Chcesz go pogłaskać? – Spojrzałam na mężczyznę, który wciąż stał nad nami i chyba nie do końca wiedział, jak powinien się zachować.

-       Podziękuję. Ani słowem nie wspominałaś, że planujesz zakup kota. – Mike zajął miejsce obok mnie, ale Neo nie dotknął.

Nie miałam mu tego za złe; wiedziałam, że musiał się przyzwyczaić. Rozumiałam też, że po prostu był oszołomiony, bo od dawna powtarzałam, że nie zdecyduję się kolejny raz na posiadanie czworonoga, do którego przywiążę się zbyt mocno.

-       Bo nie planowałam – wyjaśniłam spokojnie.

Przyznałam się, że zrobiłam to pod wpływem chwili, ale wcale nie żałowałam podjętej decyzji, która z pewnością nie była pochopna. Jednak Mike nie wydawał się przekonany.

-       Zwariowałaś, Karen. Przyrzekam, że niechybnie zwariowałaś! – bąknął, jakby odrobinę poirytowany.

-       Czy masz coś przeciwko? – Zmrużyłam oczy, odkładając Neo z powrotem do legowiska.

I tak spał, a ja chciałam spokojnie porozmawiać. Odwróciłam się w stronę Mike’a, podkulając nogi na kanapie i skupiając się wyłącznie na nim.

-       Nie, ale…

-       I bardzo dobrze, bo na pewno go nie oddam. – Prawdę mówiąc, trochę się tego bałam.

Mike był dla mnie ważny, chociaż wciąż niczego nie ustaliliśmy, żadne z nas nie zdeklarowało się, nie wspominaliśmy o przyszłości, jeśli w ogóle jakaś nas czekała. Ale w kociaku zakochałam się od pierwszego wejrzenia i po same uszy. Nie wiem, jaka siła byłaby w stanie zmusić mnie, żebym pozbyła się tego uroczego stworzenia. Prędzej wycięłabym sobie nerki, niż porzuciła kota i wolałam uprzedzić Michaela, gdyby miał coś przeciwko mojemu nowemu towarzyszowi.

-       Żywe stworzenie wymaga nie lada opieki. Musisz oswoić je z nową sytuacją, pilnować, jeździć do weterynarza, itd.

-       Nie zniechęcisz mnie. Doskonale wiem, z czym wiąże się posiadanie kota czy innego zwierzęcia i jestem na to w pełni gotowa. Neo zostaje ze mną i lepiej się przyzwyczajaj do takiego stanu rzeczy. – Przysunęłam się do i ujęłam twarz człowieka, który powoli znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. Neo należał do odrębnej kategorii.

-       Wcale nie zamierzałem cię od niczego odwodzić! – zaprzeczył gwałtownie, a ja dobrze wiedziałam, że kłamał.

Mike nie należał do fanów kotów, a ja postawiłam go przed faktem dokonanym. Jeśli jednak chciał mieć ze mną coś wspólnego, to musiał zaakceptować, że zostałam właścicielką persa.

-       Zaraz urośnie ci nos, kłamczuchu. – Roześmiałam się cicho i powoli musnęłam jego usta.

-       Prędzej coś innego. – Diabelski uśmiech rozjaśnił jego przystojną twarz.

Parsknęłam śmiechem. Mike spoglądał na mnie jak na wariatkę i w sumie wiele by się nie pomylił. Byłam roztrzepana i często zachowywałam się niestosownie do wieku, ale nie planowałam się zmienić. Wszak nie urodziłam się po to, by przypodobać się reszcie świata. Pragnęłam być szczęśliwa, robiąc to, co lubię, zachowując się swobodnie i nie patrząc, czy coś wypada, czy też nie.

-       Myślisz tylko o jednym. – Z wyraźnym trudem odciągnęłam jego dłonie, kiedy chciał mnie objąć.

-       Przy tobie ciężko mi się powstrzymać – odpowiedział chrapliwym głosem, a ja aż zadygotałam.

Wtedy Neo miauknął ze swojego miejsca. Od razu zeszłam z kanapy, siadając na dywanie obok legowiska. Do moich uszu dotarł jęk wydobywający się z ust Bennetta, ale teraz moją uwagę pochłonęło kociątko.

-       Karen!

-       On mnie potrzebuje – wyjaśniłam, tuląc maluszka do piersi.

Spojrzałam w stronę Mike’a, który z głośnym westchnieniem oparł się na sofie i spoglądał na mnie, jak uspokajam miauczącego pupila. Ewidentnie chciał coś powiedzieć, lecz ostatecznie przemilczał sprawę. Wiedziałam, że w końcu oswoi się z moim nowym przyjacielem i zaakceptuje jego obecność w moim życiu. Potrzebował tylko czasu, tak jak Neo potrzebował go, aby przywyknąć do nowego domu.

                                                                       ***

Mike

Minęły dwa tygodnie, od kiedy ja i Karen przestaliśmy być jedynie kumplami. Nigdy nie przypuszczałem, że los połączy nas w ten sposób. A jednak tak się stało i wcale tego nie żałowałem.

Karen nie tylko zaczęła gościć w moim łóżku, ale też nieustannie pozostawała w moich myślach. Tom po kilku dniach zauważył, że chodzę pogrążony w zadumie, lecz zbywałem go, gdy pytał, co się ze mną dzieje. Nie chciałem o niczym mówić bez konsultacji z jego córką. To byłoby nie w porządku. Podczas tamtego popołudnia w moim gabinecie Karen nie podjęła wątku naszego romansu, który dla mnie przeobrażał się w coś więcej. Nie wyobrażałem sobie, że Karen mogłaby nagle zainteresować się innym facetem, a ja stałbym z boku i przyglądał się temu w spokoju. Jednak – póki co – nie zainicjowała dyskusji, więc postanowiłem, że sam ją o to zapytam. Czułem, że jej na mnie zależy, widziałem to w jej oczach, w gestach. Pragnąłem, aby należała tylko do mnie.

Chyba wywołałem ją myślami, bo nagle zadzwonił telefon, a na ekranie wyświetlił się napis „Karen”.

-       Wybierasz się na lunch? – zapytała, kiedy odebrałem.

W tle usłyszałem gwar ulicy, rozmowy ludzi i szum wiatru, tak wszechobecnego w Chicago. Lato powoli dobiegało końca, a wraz z nim nadchodziła fala ochłodzenia, na co czekałem z niecierpliwością. Zmęczyły mnie panujące upały.

-       To zaproszenie? – Uśmiechnąłem się łobuzersko, zupełnie jakby Karen siedziała tuż przede mną.

Uwielbiałem wspólne przekomarzanie się: czy to przez telefon, czy twarzą w twarz. Uwielbiałem tę dziewczynę i przeczuwałem, że ona w równym stopniu czuła to samo, co ja. Wiedziałem, że kiedy powiemy o nas Tomowi, wspólnik nie będzie z tego tytułu zadowolony, ale to nie miało już dla mnie żadnego znaczenia, Nie zamierzałem zrezygnować z jego córki. Po raz pierwszy czułem, że los podarował mi coś wyjątkowego i jeśli odpowiednio o to zadbam, to w przyszłości mógłbym wieść cudowne życie.

-       Po prostu podnieś ten seksowny tyłek i przyjdź do „The Wild Hare”. – Głos Karen hipnotyzował mnie i sprawiał, że nie mogłem się doczekać, aż ją zobaczę.

-       Mam seksowny tyłek? – spytałem zadziornie, a gdy usłyszałem prychnięcie, nie powstrzymałem śmiechu. – Za chwilę przyjadę.

-       Pospiesz się, Mike – poprosiła.

-       Już pędzę, skarbie – odparłem bezwiednie i się rozłączyłem.

Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, jak ją nazwałem. Czym prędzej zerwałem się z fotela i złapałem za marynarkę przewieszoną przez oparcie. Gdy wyszedłem na korytarz, oznajmiłem sekretarce, że nie będzie mnie przez przynajmniej godzinę.

Do restauracji dotarłem po dziesięciu minutach. Karen czekała na mnie, studiując menu. Przystanąłem przy stoliku, a ona spojrzała do góry. Wyglądała promiennie, aż nie mogłem się nadziwić, że tak długo pozostawałem odporny na jej urok. Pochyliłem się, aby ją pocałować, chociaż widzieliśmy się ledwo kilka godzin temu w mieszkaniu. Ostatnio to tam spędzaliśmy wspólne noce, ponieważ Karen nie chciała słyszeć ani słowa o zostawieniu futrzaka samego, bo wciąż aklimatyzował się w nowym środowisku.

-       Potrafisz się sprężyć, gdy ci na czymś zależy – napomknęła, taksując mnie wzrokiem.

-       Po prostu jestem głodny. Nie zjadłem śniadania, bo spieszyłem się do pracy – odparowałem ze śmiechem, udając zainteresowanie kartą menu.

Wtedy poczułem kopnięcie w goleń, więc natychmiast podniosłem wzrok na dziewczynę. W jej oczach pojawił się błysk, ale wiedziałem, że nie była zła, bo mnie znała i domyśliła się, że stroję sobie żarty.

-       Jesteś okropny, Mike. Nie wiem, jaka kobieta wytrzyma z tobą w przyszłości. – Przewróciła oczami, patrząc na mnie pobłażliwie.

-       Taka, którą ostatniej nocy przywiązałem krawatem do łóżka – nadmieniłem, przyglądając się, jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce.

-       Mike, przestań… – Poruszyła się niespokojnie, a ja skupiłem się wyłącznie na niej.

-       Ale o co chodzi? – Udawałem głupiego, czym bezsprzecznie wkurzałem Karen.

Uwielbiałem ją prowokować. Poza tym, sprawiało mi wielką przyjemność rozpamiętywanie tego, co wyprawialiśmy w łóżku czy w innych miejscach. Zawsze lubiłem ostrzejszy seks, uległość partnerki i moją dominację. Nie sądziłem, że Karen się to spodoba. Kiedy byliśmy razem, oddawała mi się w pełni, pozwalała, abym robił z nią wszystko, o czym tylko zamarzę. Na początku nieco się obawiałem; wszak nie chciałem jej zrazić do siebie, a z drugiej strony ciężko byłoby mi zrezygnować z własnych upodobań w tej dziedzinie. Na szczęście przy pannie Walker wcale nie musiałem się hamować. Sama mnie zachęcała, bym był sobą.

-       Dobrze wiesz, o czym mówię. Chyba że zamiast w moim łóżku, wolisz spać na kanapie w salonie. Chętnie przygarnę Neo na twoją połówkę – zagroziła.

-       Nie odważyłabyś się na to, moja droga. – Chwyciłem ją za dłoń. – Futrzak zostaje na swoim miejscu, a ja na swoim.

-       On ma imię, Mike! – przypomniała ostrzejszym tonem, na co uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie.

Już przywykłem do myśli, że Karen ma kota i to nie tylko w głowie, ale w prawdziwym życiu również, i że nie zrezygnuje z niego za nic w świecie. Nie, żebym był kocim przeciwnikiem, lecz wielką miłością do tych zwierząt nie pałałem. Mimo to nie mogłem i nie zamierzałem stawiać jakiegokolwiek ultimatum.

-       Futrzak alias Sierściuch.

-       Mike!

-       Karen! – zachichotałem, ryzykując, że lada moment poczuję wbity w moją dłoń widelec.

Zamiast tego, Karen rozpogodziła się i przywołała na twarz najpiękniejszy uśmiech. Niestety nadszedł kelner, aby zebrać zamówienie, więc musieliśmy przerwać rozmowę.

-       Co knujesz? – postawiłem pytanie, popijając wodę ze szklanki, o którą poprosiłem.

Znów zostaliśmy sami i mogliśmy kontynuować dyskusję.

-       Dlaczego uważasz, że cokolwiek kombinuję? – odpowiedziała.

-       Bo trochę cię już znam, a tobie się wydaje, że zachowujesz twarz pokerzysty – odparowałem, łapiąc ją za dłoń.

Kciukiem zacząłem kreślić na niej delikatne koła. Tą niewinną pieszczotą spowodowałem rozproszenie uwagi Karen. Uwielbiałem to robić, bo wtedy szybko traciła opanowanie, co dostarczało mi ogromnej satysfakcji.

Wtedy pochyliła się w moją stronę i pocałowała mnie dość wygłodniale. W mig ogarnęło mnie pożądanie, ale przebywaliśmy w miejscu publicznym. Nie mogłem pozwolić sobie na pewne rzeczy w sali pełnej ludzi. Samokontrola przy Karen przychodziła mi z wielkim trudem. Im dłużej trwał nasz romans, tym gorzej było. Nie umiałem się nią nasycić, ciągle czułem niedosyt. Córka Toma przebiła wszystkie moje dotychczasowe kobiety, bo żadnej nie udało się to, co udało się jej – oczarowanie mnie.

-       Przecież jestem grzeczna. – Jej pożądliwy wzrok prześlizgiwał się po mnie, co niczego nie ułatwiało. Ta mała zołza dobrze o tym wiedziała.

-       Pogadamy wieczorem – mruknąłem.

Niespodziewanie rozdzwonił się telefon Karen. Sięgnęła do torebki.

-       To tata. Odbiorę – oznajmiła, patrząc przepraszająco.

-       Nie krępuj się. – Znów upiłem kilka łyków wody.

-       Cześć, tatku. Co słychać?

Wyjrzałem przez okno. Na niebie zaczęły gromadzić się burzowe chmury. Miałem tylko nadzieję, że nie deszcz nie lunie, kiedy będę wracał do biura. Nie miałem zapasowego zestawu ubrań ani w samochodzie, ani w szafie w gabinecie.

-       Co porabiam? – w tym momencie Karen zawiesiła głos – nic takiego. Jem lunch sama i niedługo będę pędzić do pracy. A co u ciebie? – odpowiedziała w końcu.

Pierwszy raz w życiu poczułem się, jakbym nie był nic wart. Nie padło ani słowo na temat tego, że siedzimy razem. Może zachowywałem się jak dzieciak, ale właśnie zostałem pominięty, jakbym nie odgrywał w życiu Karen żadnej roli.

-       Bardzo chciałabym zjeść z tobą. Niestety obawiam się, że dzisiaj nie dam rady. Za chwilę jadę do biura i do wieczora muszę popracować, a później wracam do siebie. Zajrzę w niedzielę, co ty na to?

Dobry nastrój minął jak za machnięciem dłoni. Kim byłem dla Karen? Nie wspomniałem Tomowi, że spotykam się z jego  córką, co zresztą uczyniłem za jej prośbą, lecz nie chciałem dłużej tego ukrywać. Tymczasem poczułem się zaniepokojony.

-       Coś się stało? – zapytała, kiedy skończyła rozmowę.

-       Dlaczego pytasz? – Starałem się nadać mojemu głosowi obojętność, ale zapomniałem, jak Karen dobrze mnie znała.

-       Teraz jestem wręcz pewna. Czy zrobiłam nic niewłaściwego? – Nie przestała drążyć tematu.

-       Kiedy powiemy o nas Tomowi? – Postanowiłem nie owijać w bawełnę. Udawanie, że niczego nie słyszałem, było bez sensu.

-       Nie wiem. To o to chodzi? – Uśmiechnęła się łagodnie, nie mając pojęcia, jaką burzę we mnie wywołała.

-       Nie wiesz? – Zignorowałem drugą część wypowiedzi, taksując Karen wzrokiem.

Jak zwykle wtedy, kiedy patrzyłem na nią w ten sposób, poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu.

-       Do czego zmierzasz? – Odbijaliśmy sobie pytaniami, nie uzyskując konkretnych odpowiedzi.

-       Do tego, że sypiamy ze sobą dwa tygodnie, a nie jestem w stanie określić, dokąd zmierzamy. Przed chwilą zadzwonił twój ojciec, a ty ani słowem nie zająknęłaś się, że umówiłaś się tu ze mną. – Wciąż nad sobą panowałem, ale kosztowało mnie to coraz więcej wysiłku.

-       Znasz go, zacząłby zadawać niepotrzebne pytania. Po tamtej kolacji uważniej się nam przygląda. Nie chcę, żeby się ciebie czepiał. – Usiłowała mówić spokojnie, ale po jej głosie poznałem, że wcale taka nie była.

-       Obawiasz się reakcji Toma? Ile ty masz lat? On nie powinien decydować o tym, z kim chcesz, a kim nie chcesz się spotykać. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie przychylny naszemu związkowi, lecz nie dbam o to. Albo nas zaakceptuje, albo nie! – warknąłem odrobinę za głośno, wzbudzając tym zainteresowanie ludzi dookoła.

Kilka osób zerknęło dyskretnie w naszą stronę, po czym niemal natychmiast odwróciło wzrok. Byłem coraz bardziej wkurzony. Nie spodziewałem się po Karen takiej postawy.

-       Po prostu chciałam to zrobić w odpowiednim momencie. Co w tym złego? – odparowała ze złością.

-       Kiedy nadejdzie odpowiedni moment? – sarknąłem ironicznie. – Za tydzień? Dwa? Miesiąc? A może nigdy nie pozna prawdy, że się spotykamy?

-       Przestań, jesteś niesprawiedliwy! Myślałam, że zjemy w spokoju, a ty urządzasz mi awanturę, bo nie wspomniałam tacie przez telefon, że siedzę z facetem, z którym od niedawna sypiam! – Jej oczy zapłonęły gniewem.  

-       A więc tym dla ciebie jestem? – Oparłem się na krześle i spojrzałem na nią jeszcze intensywniej niż wcześniej. – Facetem, z którym sypiasz? Trzeba było od tego zacząć. – Ledwo powstrzymałem się przed powiedzeniem czegoś znacznie gorszego.

-       Nie to miałam na myśli!

-       A ja uważam, że miałaś! – Wstałem od stołu, kiedy kelner przyniósł nasze zamówienie.

-       Życzę smacznego – powiedział, patrząc na mnie i kładąc talerze na stole. – Czy coś się stało? – spytał, widząc, że nie usiadłem z powrotem.

-       Straciłem apetyt. Przepraszam. – Nie patrząc dłużej na Karen, po prostu oddaliłem się do wyjścia.

Nigdy nie wziąłbym pod uwagę, że to ja będę nalegał na ujawienie prawdziwej natury naszej relacji. Nie spotykałem się z Karen wyłącznie dla seksu, naprawdę chciałem z nią być i traktować w pełni tak, jak na to zasłużyła. A ona zachowywała się niczym mała dziewczynka, która potrzebowała zgody rodziców na spotykanie się ze swoim pierwszym chłopakiem.

Ledwo wyszedłem na zewnątrz i skierowałem kroki w stronę biura, a lunął deszcz. Nawet nie chciało mi się przed nim uciekać. Straciłem ochotę na wszystko, a to, że złapała mnie burza, potraktowałem jak coś, co przelało czarę goryczy.
***

Karen

Obserwowałem, jak Mike opuścił restaurację. Kelner – przyglądający się temu ze skołowaniem – ulotnił się od stolika, jakby został czymś skażony. Spojrzałam przez szybę; Mike oddalał się coraz szybciej. Ani razu nie obejrzał się za siebie, zupełnie jakbym nie istniała.

Siedziałam rozdarta, sama nie wiem jak długo. W końcu poprosiłam o o rachunek za nietknięte jedzenie. Straciłam apetyt i chciałam jak najszybciej stąd wyjść.

Godzinę później dotarłam do swojego biura, ale za nic nie potrafiłam skupić się na pracy. Miałam zamówić kilka rzeczy na przyjęcie Michelle, które odbywało się już za kilka dni, ale w tej chwili nawet to mnie przerastało. Myślami wracałam do kłótni z Mike’em. Byłam na niego zła, ale to samo odczuwałam w stosunku do siebie. Nie popisałam się podczas tej rozmowy i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Po dwóch godzinach bezowocnego siedzenia doszłam do wniosku, że nic tu po mnie. W tym stanie nie mogłam pracować. W domu czekał na mnie Neo, a ja bardzo potrzebowałam przytulić się do niego. Musiałam poukładać sobie w głowie pewne sprawy.

Burza skończyła się już dawno temu, a powietrze po niej nabrało przyjemnej rześkości. Odetchnęłam pełną piersią, znalazłszy się na parkingu przed budynkiem, w którym pracowałam. Zastanawiałam się, co Mike porabiał – bo chociaż nadal odczuwałam złość, to – w równym stopniu tęskniłam za nim.

Ledwo dotarłam do mieszkania, a już na progu powitało mnie miauczenie. Czym prędzej ruszyłam do salonu, gdzie buszowało kociątko. Aż przystanęłam z wrażenia. Po podłodze walał się sztuczny puch, którym wypełniono poduszki. Pokój wyglądał jak po przejściu tornada, a Neo leżał w najlepsze na środku kanapy.

-       Miau!

Powinnam być zła, ale jak mogłabym gniewać się na małego złoczyńcę, który spoglądał na mnie tymi niewinnymi oczkami? Podeszłam bliżej i wzięłam go na ręce.  Znów zamiauczał i wczepił w moją rękę małe, lecz ostre pazurki. Usiadłam i zaczęłam go głaskać, aby się przywitać i uspokoić go. Neo nadal potrzebował czasu do pełnej adaptacji w nowym domu. Dzisiejszy wybryk był jego pierwszym, choć czułam, że nie ostatnim.

W końcu odłożyłam go do legowiska i zajęłam się sprzątaniem. Przypomniałam sobie o Mike’u. Westchnęłam głośno, a futrzak spojrzał na mnie, jakby zamierzał spytać, co mi dolegało. Złość minęła, więc nadszedł czas, żeby spokojnie pomyśleć, co powinnam zrobić.

Przede wszystkim dotarło do mnie, że zachowałam się fatalnie. Byłam dorosłą kobietą, a obawiałam się oznajmić tacie, że związałam się z Mike’em. Jakbym naprawdę się bała, że to coś zmieni w naszej relacji. Ale co miałoby zmienić? Ojciec nie mógł zabronić mi widywać się ze swoim wspólnikiem. Nie sądziłam też, żeby posunął się do zerwania z nim współpracy. Był na to zbyt inteligentny, a Mike stał się cennym nabytkiem. Zresztą tata nie mieszał interesów z prywatnymi sprawami.

Czym się więc denerwowałam? Przecież chciałam być dla Mike’a kimś ważnym. Niestety dałam ciała po całości. I do tego powiedziałam coś strasznego, czego tak naprawdę nie miałam na myśli. Musiałam wszystko odkręcić, zanim będzie za późno. O ile już nie było, ale tego nawet nie brałam pod uwagę.

W końcu chwyciłam za telefon i postanowiłam zadzwonić. Jakie ogarnęło mnie zdziwienie, kiedy usłyszałam formułkę „Abonent czasowo niedostępny”. Mike’owi padła bateria, czy celowo wyłączył komórkę? Znając go – obstawiłabym drugą opcję. W takich momentach lubił odcinać się od świata.

Zazwyczaj nasze kłótnie szybko kończyły się pogodzeniem, po uprzednich przeprosinach, tak teraz czułam, że zwykłe przepraszam nie wystarczy. Musiałam zrobić coś więcej, musiałam przekonać go, że nie jest wyłącznie kimś, kto rozgrzewał m moje łóżko.

W nocy prawie nie spałam. Nawet obecność Neo na poduszce obok mi nie pomogła. Świadomość, że zraniłam kogoś, na kim mi zależało, skutecznie przepędziła sen. Rano musiałam wypić podwójne espresso, żeby się ocknąć. Ogarnęłam siebie i kota, po czym wyszłam z mieszkania, by sprostać dzisiejszym wyzwaniom.

Siedząc w samochodzie, zadzwoniłam do ojca. Odebrał już po drugim sygnale.

-       Karen, co za miła niespodzianka z samego rana. Czy coś się stało? Zazwyczaj nie dzwonisz o tej porze – odezwał się staruszek.

-       Muszę z tobą pomówić. Znajdziesz dla mnie chwilę? – spytałam wprost, bębniąc palcami o deskę rozdzielczą.

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro