Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Oczywiście. Brzmisz dość poważnie. Chyba nic ci nie dolega? – Tata był przewrażliwiony na moim punkcie, co poniekąd było słodkie, ale z drugiej strony nadal traktował mnie jak małą Karen, którą należało poprowadzić przez życie za rękę.

- Nie. Nic mi nie jest. Spotkamy się na mieście? – Czułam się zdeterminowana i tylko żałowałam, że aby zdobyć się na odwagę powiedzenia własnemu ojcu, iż zależy mi na jego wspólniku, potrzebowałam kłótni z Mike'em. Wstydziłam się swojego zachowania.

- Jeśli nie masz nic przeciwko i znajdziesz czas, to chętnie zjadłbym z tobą śniadanie. Później jadę na jedną z budów i nie wiem, jak długo tam zostanę.

- Powiedz tylko gdzie, a postaram się dotrzeć na miejsce jak najszybciej.

Pięć minut później byłam już w drodze do Cafecito, niewielkiej kawiarni położonej na trasie do mojej pracy i oddalonej o dwie ulice od firmy ojca. Tom pierwszy dotarł na miejsce i już czekał, kiedy weszłam do środka.

- Miło cię widzieć, córeczko. – Wstał na mój widok i ucałował w oba policzki.

- Ciebie też, tatku. – Zasiadłam na wprost.

- Co zamawiamy? – spytał, rozkładając swoją kartę.

- Ja podziękuję. Już jadłam – skłamałam, bo nie miałam ochoty słuchać, że znów się zaniedbuję. – Ale ty się nie krępuj.

Często słyszałam, że jestem za szczupła i powinnam się lepiej odżywiać. Niestety nie potrafiłam wmusić w siebie jedzenia, gdy się czymś stresowałam. Nie było sensu tego tłumaczyć, doskonale wiedziałam, co usłyszę w odpowiedzi.

- To może powiesz, z jakiego powodu się spotkaliśmy? Wczoraj nie znalazłaś czasu dla mnie – napomknął, a jego wzrok wyraźnie się zmienił.

- Właśnie, między innymi, chciałam pomówić o wczorajszym dniu. – Wzięłam głęboki oddech, próbując zachować spokój. – Nie byłam sama na lunchu.

- Tak? Przecież twierdziłaś coś zupełnie innego. Więc z kim się spotkałaś? – Spokój, którym emanował Tom, był tylko pozorny. Zauważyłam, że mocno zacisnął zęby.

Zupełnie, jakby wiedział, do czego zmierzałam. A to przecież zakrawało na absurd.

- Z Mike'em.

- Z Mike'em? – powtórzył. – Dlaczego skłamałaś? Jesteście przyjaciółmi i z tego, co kojarzę, dość często widujecie się ze sobą.

- Tato, nie jesteśmy już tylko przyjaciółmi – wydusiłam z siebie. – Spotykam się z nim. Jest moim partnerem. – Starając się zachować wewnętrzną harmonię, obserwowałam zmieniającą się pod wpływem emocji twarz taty. – Powiesz coś wreszcie? – wydukałam, kiedy cisza zaczęła się przedłużać.

- Jak długo to trwa? – Czający się w jego oczach gniew uzmysłowił mi, że ta rozmowa ani trochę nie będzie przyjemna.

Jednak Mike miał rację. Byłam dorosłą kobietą, a Tom nie mógł decydować o tym, z kim będę, a z kim nie. Wiedziałam, że zależało mu na moim dobru i martwił się, żeby Mike mnie nie skrzywdził.

- Niedługo. Nie chcę, żebyś traktował Mike'a w inny sposób niż do tej pory – poprosiłam cicho, licząc, że staruszek zrozumie sytuację.

- Czy ty siebie słyszysz, Karen? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, w co wdepnęłaś? Przyjaźnisz się z tym człowiekiem przez tyle lat, a nie zauważyłaś, czym są związki dla niego? Co pozwala ci sądzić, że tym razem będzie inaczej? – warknął, aż spojrzałam na niego osłupiała.

Nie spodziewałam się aż takich trudności. Wzięłam głęboki oddech, po czym przemówiłam:

- Wiem, że Mike'owi zależy na mnie wbrew temu, co o nim myślisz.

- Kocham cię, Karen, ale jesteś strasznie naiwna. On zawsze pokazuje, że zależy mu na samym początku. A co się później dzieje? Wiesz, jak bardzo cenię go jako wspólnika, ale to marny kandydat na stałego partnera. Oboje mamy tego świadomość, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie przyznasz mi racji. Mike cię oczarował. Jest przystojny, starszy, potrafi zachwycić kobietę. Przez lata opanowywał tę sztukę i przyciągnięcie takiej kobiety jak ty, to jest dla niego bułka z masłem.

- Natychmiast przestań! – Spiorunowałam go wzrokiem.

Nie mogłam pojąć, jak mój własny ojciec mógł mówić coś tak okropnego o Mike'u, swoim wieloletnim przyjacielu i wspólniku, o kimś, kto go nigdy nie zawiódł, Troska o mnie to jedno, ale Tom zachowywał się, jakby postradał zmysły.

- Nie chcę już słyszeć podobnych rzeczy! – Mój głos stwardniał, a oczy zapałały złością. – Jeśli nie możesz zrozumieć, że chcę być z Mike'em, to nie zasłużyłeś na żadne wytłumaczenie! Twoje obawy są wydumane. Od dawna jestem dorosłą kobietą i sama potrafię o sobie decydować. Mike również. Nie masz prawa mówić, czy jesteśmy dla siebie stworzeni, czy też nie, więc przestań zachowywać się w ten sposób. Sądziłam, że mnie wesprzesz – wydusiłam, walcząc ze łzami, które próbowały wydostać się na wolność.

Ojciec zamilkł. Patrzyliśmy na siebie, zastanawiając się, co dalej.

- Mam nadzieję, że tego nie pożałujesz. – Wiedziałam, że chciałby powiedzieć coś zupełnie innego, lecz zdecydował się dłużej nie nastawać na Mike'a.

- Nie będę – zapewniłam go żarliwie.

Nie rozumiałam, skąd to przekonanie, ale po prostu to wiedziałam. Niestety nie miałam więcej czasu, żeby kontynuować rozmowę i wytłumaczyć, że pierwszy raz w życiu poczułam coś tak silnego, że nie mogłam z tego zrezygnować. Że nie mogłam poddać się w walce o Mike'a, bo był dla mnie ważny, o czym najpierw musiałam go przekonać. Nadal się nie odzywał, a ja tęskniłam za nim. Jak to możliwe, że przywiązałam się do niego tak mocno w tak krótkim czasie? Pragnęłam jego bliskości, pocałunków, zapewnienia, że damy sobie radę, choćby próbował rozdzielić nas sam papież. Musiałam przeprosić go i błagać o wybaczenie.

- Dziękuję. – Skinęłam głową. – Pójdę już, mam dzisiaj mnóstwo spraw do załatwienia.

- Oczywiście. – Tata się nie rozchmurzył, ale wiedziałam, że prędzej czy później mu przejdzie. Kiedy przekona się na własne oczy, że przy Mike'u nic mi nie grozi, zrozumie, jak niesłusznie ocenił swojego wspólnika. – Przyjedziesz w niedzielę na obiad? – spytał, gdy chwyciłam za torebkę i wstałam od stolika.

- Postaram się. Do zobaczenia, tatku. – Cmoknęłam go na pożegnanie i opuściłam kawiarnię.

Idąc do samochodu, napisałam wiadomość do Mike'a z prośbą o spotkanie wieczorem. Po dotarciu do biura, wciąż nie dostałam żadnej odpowiedzi. Kolejne kilka godzin również tego nie zmieniły. Ze zgrozą myślałam o tym, co zrobię, jeśli się okaże, że swoim uporem wszystko przekreśliłam. Na samą ewentualność czułam rosnącą w gardle gulę.

- Karen, weź się w garść! – syknęłam pod nosem.

Złapałam kilka głębokich oddechów. Kiedy zdołałam się jakoś opanować, wzięłam się do pracy. W porze lunchu moja skrzynka odbiorcza nadal świeciła pustkami. Znów ogarnął mnie niepokój, ale udało mi się go zdusić, zanim przejął kontrolę nade mną. Po południu umówiłam się na spotkanie z Michelle. Spojrzałam na zegarek, pozostało mi do niego dwie godziny. Nie zastanawiając się dłużej, po prostu złapałam za kluczyki od samochodu i wybiegłam z biura. Mike się do mnie nie wybierał, więc to ja musiałam go odwiedzić. I choćbym miała przywiązać się do jego biurka, to zamierzałam go przekonać, że popełniłam błąd, który bardzo chciałam naprawić.

- Mike jest u siebie? – spytałam segregującą dokumenty sekretarkę.

- Tak, ale prosił, żeby mu nie przeszkadzać.

- W razie czego powiesz, że byłaś w łazience i nie widziałaś, jak idę do jego biura – bąknęłam, kierując się prosto do gabinetu mojego mężczyzny.

Tak właśnie myślałam o nim od kilku dni. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym stracić go przez własną głupotę.

- Przecież prosiłem, żeby... – odezwał się Mike, słysząc odgłos ze strony drzwi.

- O co prosiłeś? – spytałam niedbale, chociaż z nerwów głos mi zadrżał.

- Co tu robisz? – huknął.

- Nie odpowiedziałeś ani na moje telefony, ani na żadną z wiadomości – odparłam, podchodząc bliżej.

Przyjrzałam się mu. Wyglądał, jakby niewiele spał tej nocy. Cienie pod oczami, poszarzała twarz. Westchnęłam w duchu, bo to była moja wina i ogarnęły mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia niż wcześniej.

- Przyszłaś mi to wypomnieć? – Chłodny ton przyprawił mnie o gęsią skórkę.

Nie lubiłam, kiedy Mike się tak zachowywał, ale zdawałam sobie sprawę, że w pełni na to zasłużyłam.

- Przyszłam, żeby cię przeprosić. Miałeś rację... – zaczęłam, ale mi przerwał.

- Czego chcesz, Karen? – Jego spojrzenie stwardniało, a ja z trudem je wytrzymałam.

- Ciebie – przyznałam szczerze. – Nie chcę cię stracić, bo wiele dla mnie znaczysz. Zawsze znaczyłeś, nawet wtedy, kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi. – Wzięłam głęboki oddech, po czym kontynuowałam: – A gdy zbliżyliśmy się do siebie, ja... Po prostu mi zależy, żeby nasz związek przetrwał. Nie chcę cię zawieść – szepnęłam.

- I nadal będziemy się ukrywać, jak nastolatkowie? – Mike nie zamierzał tak łatwo ustąpić.

- Obawiam się, że na to już za późno – nadmieniłam, uśmiechając się ostrożnie, czym wywołałam zainteresowanie mężczyzny.

- O czym mówisz? – Wstał zza biurka, nie odrywając ode mnie spojrzenia ciemnych oczu.

- Powiedziałam prawdę tacie – wyznałam. – Wie, że nie jesteśmy już tylko przyjaciółmi.

- Słucham? – Stanął jak wryty i spoglądał tak, jakbym oznajmiła, że za dziewięć miesięcy urodzę mu dziecko.

- To prawda. Miałeś absolutną rację, kiedy powiedziałeś, że zachowuję się dziecinnie. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym cię straciła. Tata się martwi o mnie i doceniam to, ale nie pozwolę, żeby decydował o naszym życiu. Tylko my mamy takie prawo. Chcę się przekonać, dokąd nas to wszystko zaprowadzi.

Nasze być albo nie być zależało teraz od Mike'a, a ten milczał jak zaklęty. Poczułam pogłębiający się niepokój, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. W końcu puścił się w moją stronę, a po chwili otoczył mnie ramionami. Jak mi tego brakowało! Niemal rozpłakałam się z radości, gdy pocałował mnie w czoło. Jego ciepło, bliskość, sprawiały, że odetchnęłam z ulgą.

- Przepraszam. Nie chciałam cię zranić – wymamrotałam. Mike odsunął się delikatnie, ujmując moją twarz.

- Ja ciebie też przepraszam. Zachowałem się jak gbur.

- Nie zachowałeś. Nie jesteśmy dziećmi i nie musimy się chować przed wielkim Tomem – zażartowałam, kiedy poziom zdenerwowania zaczął u mnie opadać.

- Jak to zniósł? – Na twarzy Mike'a odmalowało się zaciekawienie.

- Nie powinien się wtrącać. Chce mnie chronić, bo myśli, że nam nie wyjdzie. Ale wiem, że kiedy zobaczy, jaka jestem z tobą szczęśliwa, to odpuści.

- Chyba nie sądzisz, że się go boję? – Mężczyzna obserwował mnie z wyraźną troską.

- Wiesz, że nie. Nie chciałabym tylko, żeby przeze mnie popsuły się wasze stosunki – wyjaśniłam niemal na bezdechu.

- Posłuchaj. – Spojrzał mi prosto w oczy. – To było nieuniknione. Nie dziwię się Tomowi, że tak reaguje, w końcu jesteś jego jedyną córką, a ja w jego oczach jawię się jako facet, który do tej pory się nie ustatkował. Boi się, że cię skrzywdzę, a to ostatnia rzecz, której bym pragnął. Traktuję cię bardzo poważnie, Karen.

- Wiem – zapewniłam go płomiennie.

- Cieszę się, że przyszłaś. – Mike złożył na moich ustach delikatny pocałunek. – Naprawdę się cieszę.

- To znaczy, że przyjedziesz do mnie wieczorem? – spytałam z wypisaną na twarzy nadzieją.

Roześmiał się głęboko, co było dla mnie jednym z najpiękniejszych dźwięków, jakie słyszałam w całym życiu.

- A sierściuch też będzie? – Wargi Mike'a uniosły się w ironicznym uśmiechu.

- Mike! – warknęłam. – Ile razy mam powtarzać...

- Cicho! – I znów mnie pocałował, ale tym razem tak, że musiałam się go mocno chwycić, w przeciwnym wypadku upadłabym. – A teraz zmykaj, pókim dobry.

- Co? – zapytałam mało elokwentnie, lecz po tym wszystkim w głowie mi się kręciło.

- Za chwilę będę miał gościa. Nie wiem, czy bym dobrze wypadł, gdyby zastał mnie między twoimi nogami, skarbie. Dlatego lepiej, żebyś sobie już poszła. Zobaczymy się za kilka godzin, a wtedy...

- Mike! – pisnęłam, czując pulsowanie między udami, pożądanie tak ogromne, że prawie zmiotło mnie z nóg. A ten cholernik jeszcze bardziej je podsycał.

- Będę tęsknił. – Szybki całus na pożegnanie i Mike wrócił za biurko.

Uśmiechnął się przy tym chytrze. Miałam ochotę go udusić, ale w końcu się wycofałam. A mnie nie pozostało nic więcej, jak doczekać do wieczoru i wizyty mojego faceta.

***

Mike

Z trudem wysiedziałem w pracy, kiedy Karen opuściła biuro. Chciałem ją zatrzymać, lecz wiedziałem, że nie mogę. Naprawdę musiałem pracować, a gdybym tylko po nią sięgnął... Nie powstrzymałbym się ani sekundy dłużej.

To, co zrobiła, zaskoczyło mnie. Nie spodziewałem się, że podejmie walkę. Mimo że często zachowywała się jak roztrzepana nastolatka, to dzisiaj pozytywnie mnie zaskoczyła. Byłem z niej dumny i wiedziałem, że tak łatwo mnie sobie nie odpuści. To dawało nadzieję na przyszłość.

Toma nigdzie nie spotkałem. Pamiętałem, że miał pojechać na budowę, bo inwestor poprosił go o obecność. Nie pojawił się w firmie przez cały dzień. Rozumiałem dlaczego, aczkolwiek nie czułem się winien. Częściowo rozumiałem jego obawy; w końcu nie okazałem się idealnym partnerem dla żadnej z poprzednich dziewczyn, ale z Karen sprawa miała się inaczej. Jej nie potrafiłbym skrzywdzić. I czułem do niej coś innego, czego nie czułem nigdy wcześniej. Początkowo dałem sobie wmówić, że Tom miał rację i lepiej zwalczyć chęć bycia z nią. Ale gdy spędziliśmy ze sobą pierwszą noc, zrozumiałem, że to jak walka z wiatrakami. Nie potrafiłem trzymać się od niej z daleka.

Wiedziałem, że z Tomem będą problemy, jednak liczyłem na jego zdrowy rozsądek. Może nie od razu, w końcu wpierw musiał przełknąć gorzką pigułkę, jaką stanowił mój widok u boku jedynej córki.

Kiedy załatwiłem wszystkie sprawy, niemal wybiegłem z biura. Chciałem znaleźć się jak najszybciej u Karen, nadrobić stracony czas. Stracony również przeze mnie, bo urażona duma nie pozwoliła mi się do niej odezwać. Czasami bywałem idiotą, co poradzić.

- Mike? – Ledwo przekręciłem klucz w zamku, a dotarło do mnie wołanie z kuchni.

Wszedłem do środka, a zaraz koło mojej nogi pojawiła się biała, puszysta kulka. Miauknięcie i otarcie się o nogawkę sprawiło, że spojrzałem w dół. Neo – a raczej futrzak lub sierściuch – łasił się do mnie. Miałem ochotę natychmiast odsunąć go od siebie, ale w korytarzu zjawiła się Karen. Szybko zaniechałem realizacji tego pomysłu.

- Cześć. – Ignorując kota, podszedłem do dziewczyny i zagarnąłem ją do siebie.

Myśleliśmy o tym samym, bo nasze usta spotkały się w połowie drogi. Pocałunki z Karen były oszałamiające i sprawiały, że pragnąłem więcej i więcej. Przesunąłem dłonie wzdłuż pleców na jej pośladki i przycisnąłem biodra do swoich.

- Myślałem o tym, od kiedy wyszłaś ode mnie – przyznałem, gdy przestaliśmy się całować.

Pożądałem jej. Mój członek twardniał i dziewczyna z pewnością to poczuła.

- Kolacja... – jęknęła, kiedy wziąłem ją na ręce i ruszyłem prosto do sypialni.

- Pozwól, że najpierw zajmę się pilniejszymi potrzebami – mruknąłem gardłowo, kładąc ją na łóżku i pochylając się nad nią. – Znacznie pilniejszymi... – wyszeptałem wprost do jej ucha, liżąc je powoli.

Karen szarpnęła się, ale zaraz ją unieruchomiłem. Uwielbiałem dominować, a ona lubiła mi się poddawać. Stanowiliśmy duet doskonały i ten fakt nakręcał mnie jeszcze bardziej.

Wtedy coś przykuło moje spojrzenie. Zerknąłem w bok i z jakim niedowierzaniem zauważyłem małego kocura, który siedział na krześle pod ścianą i gapił się prosto na mnie. Jasny szlag!

- Mike? Coś nie tak? – Karen, zaskoczona tym, że przerwałem, spojrzała na mnie.

- Musze się go pozbyć. – Ruchem głowy wskazałem na kociątko, które – jakby wiedziało, że o nim mówię – miauknęło donośnie.

- To tylko Neo. Daj spokój – zaprotestowała, usiłując mnie zatrzymać.

To było głupie, wiem, ale nie potrafiłem wrócić do zabawy, kiedy kot przyglądał się moim poczynaniom. Wstałem z łóżka i podszedłem do krzesła. Usłyszałem chichot Karen, lecz już byłem przy drzwiach. Puściłem kocię na korytarz, a ten wydał z siebie żałosny dźwięk. Nie ze mną te numery, nie miałem zamiaru pozwolić mu wejść do sypialni, gdy chciałem kochać się z jego panią.

- Spadaj stąd! – wymamrotałem pod nosem, zamykając przed nim drewniane skrzydło.

Kiedy odwróciłem się w stronę Karen, ta przypatrywała mi się intensywnie.

- Długo zamierzasz tam stać? – spytała, kiwając na mnie palcem.

Nie odpowiedziałem. Za to ruszyłem drapieżnym krokiem w jej stronę, pożerając ją wzrokiem. Wszedłem z powrotem na łóżko i dopadłem do niej, wpijając się namiętnie w jej usta.

Składałem wilgotne pocałunki na szyi, dekolcie i ramionach, a Karen wiła się pode mną, błagając o więcej. W końcu uniosłem się do góry, pragnąć dotykać jej nagiego ciała, badać każdy centymetr, chociaż robiłem to już niejeden raz. Stałem się narkomanem, a ona była moim narkotykiem, silniejszym niż te, które istniały na świecie.

- Chcę, żebyś znowu mnie związał – poprosiła, kiedy była już całkowicie naga.

- Niegrzeczna dziewczynka – wymruczałem zmysłowym głosem, sięgając do szuflady w szafce nocnej obok łóżka. – Spodobało ci się.

- Podoba mi się wszystko, co ze mną robisz – przyznała, oblizując ponętne wargi.

Ja pierdolę! Ta kobieta doprowadzała mnie do wrzenia. Mój członek stał już na baczność, a ja nie mogłem się doczekać chwili, aż ją posiądę. Ale zanim to nastąpi, chciałem się sycić nią jak najdłużej. Wyciągnąłem apaszkę, którą schowałem kilka dni temu i związałem jej ręce, a następnie przywiązałem materiał do ram łóżka. Ciało Karen zadrżało. Musnąłem palcami napięte do granic możliwości brodawki. Poruszyła się niespokojnie, błagając mnie wzrokiem, abym wreszcie zajął się nią w należyty sposób. Nie zamierzałem się spieszyć.

- Trzymaj się, maleńka – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, kiedy pochyliłem się i ująłem w usta prawy sutek.

Karen krzyknęła, szamocząc się, a ja polizałem i zassałem brodawkę, sycąc się smakiem i twardością. Jej ciało cudownie reagowało na moje pieszczoty, na najdelikatniejszy dotyk, na wszystko, co tylko z nią robiłem. Kolejne szarpnięcie nastąpiło, gdy wślizgnąłem się dwoma palcami w jej rozgrzane wnętrze i zacząłem ją pieścić.

- Mike! – Uwielbiałem, kiedy krzyczała moje imię.

Miałem zamiar postarać się, żeby tej nocy krzyczała je wiele razy. Ledwo zdołałem nasycić się piersiami, a już złożyłem kilka wilgotnych pocałunków na brzuchu. Musiałem złapać ją mocno za uda, bo kręciła się na łóżku coraz mocniej. A jeszcze z nią nie skończyłem.

Karen była niesamowicie wilgotna i ciasna, co kręciło mnie jak jasna cholera. W momencie, w którym upewniłem się, że była na mnie gotowa, zarzuciłem sobie jej nogi na barki i wszedłem w nią jednym ruchem. Znów wydała okrzyk, a ja na moment zastygłem. Uwielbiałem tę chwilę, kiedy ciepłe wnętrze otulało mojego penisa. Poruszyła biodrami, więc wycofałem się i znów wbiłem aż po same jądra. Ochrypły jęk wydostał się spomiędzy karminowych warg. Nie ustawałem w wysiłku, wsuwając się w nią raz za razem, aż poczułem, że nieuchronnie zbliżam się ku ekstazie. Jęki Karen przybierały na sile. Dyszałem z wysiłku, jakbym brał udział w maratonie. Przytrzymałem ją za biodra i z impetem wdarłem się po raz ostatni.

Wkrótce ogarnął mnie błogostan, uczucie, którego nie dało się opisać. Stęknąłem głucho, z trudem łapiąc oddech. Pot spływał mi po twarzy, a ja w końcu wysunąłem się na zewnątrz. To było niesamowite zbliżenie. Ostrożnie zdjąłem jej nogi ze swoich barków i położyłem na materacu, po czym nachyliłem się, aby rozwiązać przywiązane do ramy ręce. Karen leżała z przymkniętymi powiekami, oddychała szybko. Ciało było wilgotne od poniesionego wysiłku. Położyłem się obok i przytuliłem do niej. Dziewczyna zaryła nosem na mojej piersi i westchnęła cichutko. Chciałem, by odpoczęła, czego zresztą sam potrzebowałem.

Rano obudziłem się pierwszy. Spojrzałem przez niezasłonięte okno, świtało już. Zerknąłem w bok, ale Karen spała w najlepsze. Postanowiłem więc jej nie budzić, a wstać i przyrządzić śniadanie. Idąc do kuchni, zajrzałem do salonu. Futrzak leżał na swoim legowisku i na szczęście mnie nie usłyszał. Wciąż nie oswoiłem się do końca z jego obecnością.

Pogwizdując pod nosem, nastawiłem ekspres i wyjąłem jajka z lodówki. Przygotowanie śniadania nie zajęło mi wiele czasu, więc korzystając z tego, że Karen nie zdążyła wstać, poszedłem do łazienki. Po piętnastu minutach wróciłem do kuchni, dokąd przyszła zaspana królewna. Jak zwykle ukradła moją koszulę i wyglądała tak seksownie, że automatycznie spojrzałem na wiszący zegar. Zostało mi pół godziny do wyjścia, a poranny seks był tym, czego zdecydowanie potrzebowałem.

- Wyspałaś się? – Podszedłem, zachodząc ją od tyłu i przytulając się do jej pleców.

Mruknięcie chyba miało posłużyć mi za odpowiedź. Wsunąłem dłonie pod materiał okrywający ponętne ciało i dotarłem aż do piersi. Kiedy je nakryłem, Karen westchnęła. Chciała się odwrócić, ale nie pozwoliłem jej na to, przyciskając ją swoim ciałem do blatu. Zacząłem się o nią ocierać.

- Wejdź we mnie, proszę – załkała, kręcąc pupą na wszelkie strony.

- Tego chcesz? – Zrzuciłem ręcznik, którym opasałem biodra i zanurzyłem czubek główki w wejściu do pochwy.

- Mike! – zawyła, próbując się nabić na mnie, ale natychmiast się wycofałem.

Może miałem w sobie coś z sadysty.

- Tak, skarbie? – Drugi raz zrobiłem to samo, a ona znów próbowała ugrać swoje.

- Błagam cię! – Usłyszałem.

Ledwo to powiedziała, a i wślizgnąłem się w nią do połowy. Wysunąłem się i pchnąłem nieco dalej niż poprzednio. Gdyby świat się skończył, nawet bym tego nie zauważył. Liczyła się tylko Karen i to, co było między nami.

- Kiedyś mnie zabijesz – wymruczała, gdy odsunąłem się i pomogłem jej wstać.

- To twoja wina, że kusisz mnie takimi widokami z samego rana. – Ucałowałem ją delikatnie w usta. – Muszę się zbierać. – Niechętnie się odsunąłem, na co zareagowała lekkim grymasem. – Może zjemy wieczorem kolację? – zaproponowałem.

- Zapraszasz mnie na randkę, Michaelu Bennett? – Zadziorność w jej głosie sprawiła, że uśmiechnąłem się szeroko.

- Możemy to tak nazwać – odparłem w żartobliwym tonie, za co oberwałem w klatkę piersiową. – Auć, nie tak mocno! – rzuciłem, szczerząc się szeroko.

- Palant! – burknęła, odsuwając się na bezpieczną odległość.

- Lubisz tego palanta – krzyknąłem za nią, kiedy pobiegła zbierać się do pracy.

- Chciałbyś. – Posłała mi takie spojrzenie, po którym trudem się powstrzymałem, żeby jej nie złapać.

Jednak nie było już czasu na kolejną porcję igraszek. Musiałem szybko wyjść. W korytarzu mignęła mi biała kulka, ale ledwo zwróciłem na nią uwagę. Pięć minut później byłem gotowy, musiałem tylko ubrać buty. Kiedy wzułem jedną stopę, poczułem dziwną wilgoć w środku.

Co jest grane, do cholery?

Pełen złych przeczuć, wysunąłem stopę i dopiero wtedy dotarł do mnie niezbyt aromatyczny zapach. Mało mnie szlag nie trafił, gdy zorientowałem się, że kot Karen nasikał do środka.

- Zabiję go! – warknąłem dość głośno, zastanawiając się, co teraz zrobić.

Nie trzymałem tu zapasowych skarpet, a przecież nie mogłem iść w takich. Zostało mi tylko jedno wyjście; musiałem iść bez nich. Klnąc, na czym świat stoi, udałem się do łazienki, umyłem stopy w wielkim pospiechu, a następnie starannie powycierałem but w środku. A ten mały pchlarz, który to zrobił, jak na złość schował się gdzieś w mieszkaniu.

- Co się stało? Masz minę, jakby kot nasikał ci do buta – zażartowała Karen, stając przede mną w pełni ubrana.

Nawet nie wiedziała, jak bardzo trafiła z tym, co powiedziała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro